Wariatka

Anegdota z serii „moje spotkania z wariatami”.

Mam pecha do wariatów – od maniaczek religijnych, z którymi chodziłam do tej samej podstawówki, do samozwańczego „świętego”, który w sekcie Opus Dei uchodzi za osobę, która „uzdrawia” z ateizmu i heavy metalu. Mnie też tak wyzwalał. Niestety moja matka była idiotką i w życiu do niej nie trafiało, jak bardzo niebezpieczni potrafią być maniacy religijni i nie należy ich słuchać, tylko „rozumiała ich potrzebę wiary” – co skutkowało tym, że bez jakichkolwiek oporów łykała wszystkie bzdury, które jej ta banda podsuwała i uważała Ryszarda za autentycznego „psychoterapeutę” (oczywiście zanim nie zmieniła zdania). Ta, jasne, ta jego psychoterapia polega na praniu mózgu i zastraszaniu. Wyleczona miałam się „nawrócić”, oskarżyć Darskiego – a wcześniej innych nielubianych przez Ryszarda mężczyzn – o gwałt, iść do klasztoru, a samemu „świętemu” zostawić cały swój majątek (albo za mąż, ale to ja miałam tego wybranego przez sektę magazyniera z pobliskiej Biedronki utrzymywać i spełniać jego wszystkie polecenia, bo inaczej „idziesz do piekła”.) Ewentualnie mogę iść do psychiatryka, bo mój brak wiary to według niego choroba psychiczna, a on przejmie nade mną całkowitą kontrolę… „bo ja muszę ciebie ratować przed piekłem, bo ty kurwa jesteś”. Kurna, może sobie jednak daruj to nawracanie?

Ale dzisiaj nie o tym chciałam napisać, tylko o pewnym wydarzeniu z Gdańska.
Chodzę sobie po zabytkowej części miasta, zabijając czas przed kolejnym dniem konferencji anglistycznej, gdy jakaś baba łapie mnie za rękę, krzycząc na mnie „idź ze mną, bo to bardzo zły człowiek” i wciąga mnie do kościoła. Od dzieciństwa nie byłam w kościele, więc rozejrzałam się dookoła, skoro już się znalazłam w takim miejscu, ale nie zobaczyłam nic wartego dłuższego pobytu w miejscu innej wiary. Już wcześniej jako poganka odmówiłam uczestnictwa w ślubie kościelnym przyjaciółki, więc oburzyło mnie podobne zmuszanie do wejścia do kościoła. Na całe szczęście wariatka porzuciła myśl o kontrolowaniu mnie, a może zdeprymowało ją, że się nie przeżegnałam, ani nie chciałam klęknąć i się z nią modlić. Udało mi się wyjść z kościoła bez jakiejś awantury. Bardzo byłam ciekawa, kto jest tym bardzo złym człowiekiem, na którego widok religijni ludzie szukają azylu w środku kościoła. Na całe szczęście jeszcze stał przed budynkiem – sam Adam Darski, a obok niego Inferno. Szczęśliwe spotkanie!
Śmiejąc się z całej sytuacji, zaczęłam strzepywać wyimaginowany popiół z moich przypalonych pogańskich skrzydeł i poszłam sobie na konferencję. Później z tym samą grupą ludzi minęłam się w Romie, ale to jeszcze inna historia. 😉

𖤐 𖤐 𖤐