Opus Dei

Miałam przykrość chodzić na religię prowadzoną przez typową przedstawicielkę Opus Dei. Profil psychologiczny tej baby przedstawiłam w tym wpisie. Jest – jeśli ktoś nie zauważył – totalnie loco, tak samo jak grupka jej wyznawców, składająca się z imbecyli oraz innych schizofreników. Uważa, że musi ręcznie sterować moim życiem. A ludzie nie doceniają ogromu zniszczeń, do jakich doprowadziła. Wiarę jej chorym urojeniom dali nawet moi najbliżsi, zapominając, że ktoś z habicie nie mógł nigdy być moim powiernikiem. Nie wiem, czy ludzie, którzy tak mnie nie znali i nie poparli w starciu z babiszonem, mogę nazywać rodziną.

Babsko śledziło mnie na Uniwersytecie, przyszło za mną z ulicy i zbierało informacje wśród studentów. Była przerażona, że studiuję, bo nie pasowało jej to do obrazu kogoś kto ma wyjść za Rafała-imbecyla bez matury (bo sobie tak ten zdemoralizowany kutas zamarzył). Jeden z moich prawdziwych narzeczonych doprowadził ją do furii, bo miał tatuaż (i to wystarczyło, żeby w oczach wszystkich zrobić z niego gwałciciela), drugi miał być moim „norweskim krewnym”, a antyczna suknia należąca do jego rodziny, którą widziałam na zdjęciu, miała być moją suknią na ślub z Rafałem. (Nic bardziej mylnego, ślub miał oczywiście być mój i Norwega.) Bo wiecie – schizofreniczna pizda ma od pierwszej chwili naszego poznania intensywne urojenia i albo chce mnie wysłać do zakonu, szczególnie swojego klasztoru, gdzie mogłaby mnie dalej torturować, albo zmusić do ślubu z kimś, kogo od zawsze nie cierpię i uważam za prostaka. Anna jest taka sama, zainteresowana tylko tym, żeby mnie kontrolować i zniszczyć. Szkoda, że nikt mnie nie słucha w prawie tych pań od samego początku mojej szkoły podstawowej, tylko słyszę, że „rozumieją ich potrzebę wiary” lub, że „trzeba żyć w zgodzie ze wszystkimi”. Są ludzie, z którymi nie można żyć w zgodzie, bo nie można pozwolić złośliwemu schizofrenikowi, który z racji choroby zachowuje się jak prześladowca-psychopata z piekła rodem, niszczyć ludzi, których się podobno kocha. Wszyscy je ratowali, nawet moi najbliżsi, za to obie schizofreniczki robiły mi wszędzie tyły, opowiadając o mnie najgorsze rzeczy i kłamiąc na temat mojego życia osobistego. Jeśli rozmawiałam gdzieś publicznie z Rafałem lub jego przyjaciółkami, to tylko dlatego że go nie pamiętałam.

Teraz opowiem, czym dla mnie okazała się organizacja tej szalonej i zakłamanej zakonnicy. Wedle tego, co mi powiedziała, zajmują się re-chrystianizacją. I uważają się za współczesną wersję Świętej Inkwizycji, ponieważ sam Kościół stał się za miękki. Chcą mówić ludziom, jak mają żyć i pilnować, żeby wszystko było „po bożemu”. W moim rozumieniu, a także w doświadczeniu, jest to sekta zajmująca się terrorem i zaszczuwająca wszystkie osoby nie pasujące do prymitywnego obrazu Polaka-katolika.

Miałam szczęście urodzić się w inteligenckiej rodzinie o kosmopolitycznych korzeniach. Mam potrójne obywatelstwo i pomimo stwierdzeń różnych prymitywów z Opus Dei nie oznacza to, że mam „potrójną osobowość” i że trzeba mnie z tego „leczyć”. Wręcz przeciwnie, jestem z tego bardzo zadowolona, mam też tę świadomość, że jeśli Polskę wywalą z Unii, mogę prysnąć do Francji, a w przypadku globalnego ocieplenia odnajdę się w którymś z państw skandynawskich.

Byłabym szczęśliwa, gdybym nie poszła na religię, bo nie poznałabym nikogo z Opus Dei i polskiego, zdemoralizowanego plebsu, z którym nie chcę mieć być kojarzona.

Moja katechetka zareagowała agresją na moje pochodzenie, tak samo jak na informację, że pływam i jeżdzę na łyżwach, a inne dzieci pod wpływem jej urojeń przyswoiły sobie, że jestem chora psychicznie. Nie wiem, dlaczego uznała, że ma prawo mnie diagnozować, nigdy nie weryfikowała nic z moimi rodzicami, więc myślę, że raczej kierowała się nienawiścią na tle narodowościowym i społecznym. Jej źródłem informacji o mnie był chory psychicznie dzieciak, Rafał. Przyczepił się do mnie wtedy ze swoim gangiem i zaczął zaszczuwać w szkole. Całe to grono idiotów uznało, że skoro jestem „chora psychicznie”, to mogą mnie traktować jak swoją własność, pomiatać mną i mnie „leczyć”. Jego ojciec wezwał na pomoc Ryszarda, zawodowego oszusta, któremu wydaje się, że jest takim „chrześcijańskim terapeutą, cudotwórcą” (oczywiście to tępe bydle bez szkół, jak większość fanatycznych katolików). Oczywiście, specjaliści od „leczenia” z Opus Dei to specjaliści od prania mózgu i zaszczuwania. Więc wcale mi się pod ich wpływem nie poprawiło, tylko pogorszyło. Jedno co się zmieniło, to to że straciłam pamięć i przestałam jeździć na łyżwach.

Muszę parę słów napisać o tym, jak wygląda typowa „psychoterapia” w wydaniu Opus Dei. Ofiara jest zastraszana, a przypadku jeśli uważa dalej, że ma prawo sama o sobie stanowić, wzywany jest specjalista od wywoływania traumy, czyli fizycznego ataku lub seksualnego. Sama zakonnica straszyła mnie wcześniej karnym gwałtem, po którym miałam się „nawrócić”. Ofiara takiego procederu staje się na tyle krucha, że łatwiej wyprać jej mózg, zastraszyć i doprowadzić do stanu, którym już nic nie rozumie (bo nie wie, dlaczego podlega tak podłym atakom), za to oprawca zaczyna jej mówić, co ma myśleć i robić.

Mam pecha mieć na karku psychopatycznego i chorego wielbiciela z Opus Dei, czyli Rafała. Jego otoczenie zamiast wyjaśnić mu już w dzieciństwie, że powinien o mnie zapomnieć, bo za wysokie progi, zaczęło go wspierać i uczyć przemocowości. Jego ojciec wezwał na pomoc specjalistę – jak to sam mi powiedział – „od niechętnych narzeczonych”. Czy kogoś, kto zastrasza mnie od dzieciństwa i intryguje razem z psychopatą Rafałem i jego przyjaciółkami z podstawówki. Żadna z tych pizdek nigdy nie była moją przyjaciółką, nie mają prawa o mnie nic mówić. Łżą jak porąbane. Uważają, że jestem głupsza od nich, że tylko „znam angielski”, więc mam się ich słuchać. Są całkowicie nie zainteresowane moim zdaniem na temat związku z Rafałem. Sam specjalista od prania mózgu wyraził się wprost, że moje zdanie się nie liczy, bo ważne jest, czego chce mężczyzna. Byłam nawet pouczana, że mam zagryźć zęby i potulnie znosić gwałt, czyli „obowiązki małżeńskie”, bo „boli tylko chwilę”. Byłam zastraszana, że zrobią ze mnie wszędzie osobę chorą psychicznie, że zrobią tak, że nikt mnie nie zechce. Wiele razy byłam tak zaszczuta, że tyłam i gang (czy też sekta) Rafała była szczęśliwa, że na tyle straciłam atrakcyjności i sprawności, że nie mogłam wrócić do sportu lub znaleźć kogoś, kto mnie zechce.

Zła wiadomość, dewianci, nawet jeśli nikt mnie już nie zechce, to i tak wolę życie w pojedynkę i cieszenie się swoim własnym towarzystwem. Rafał jest obrzydliwym damskim bokserem, jest kimś tak prymitywnym, że w życiu nigdy z nim nie będę nawet rozmawiać.

Na użytek otoczenia ta szajka stworzyła jakąś fikcję, wedle której Rafał od dzieciństwa jest moją prawdziwą miłością, tylko trzeba mi to „uświadomić” (czyli przeprać mi mózg i zastraszyć, ale akurat te szczegóły są ukrywane). Niestety wygląda na to, że moja durna rodzina kupiła tę wersję rzeczywistości i oczekiwali, że „odzyskam pamięć” i nagle rozlegną się dzwony kościelne i będę im dziękować za ratunek przed mitycznym złym „metalem”, i wszyscy będą szczęśliwi, gdy wyjdę za Rafałka.

Byłam dwa razy zaręczona w latach dziewięćdziesiątych, za każdym razem był to muzyk heavy metalowy. Nigdy nie zaręczyłam się z Rafałem. Niestety moja własna matka pod wpływem seksty Opus Dei (jak najbardziej uznanej części Kościoła, nie miejcie złudzeń do tej organizacji), chociaż sama była ateistką, uznała, że musi mnie ratować dla Rafała i uwierzyła w jakiś urojony gwałt, jaki miał popełnić muzyk metalowy. Nie zdawała sobie sprawy, że jest to fiksum dyrdum tej zakłamanej sekty i nie należy tego traktować tego poważnie. W swojej naiwności współpracowała z oszustem podającym się za „psychoterapeutę”. Po śmierci mamy musiałam zejść do kostnicy, żeby się upewnić, że cholera nie żyje. Niestety pozostawiła po sobie „pogrobowców”, również stojących na straży mojej cnoty i uniemożliwiających mi ułożenie sobie życia, tak jak chcę i próbujących mnie „godzić” z moim prześladowcą, wierząc, że jego opowieści są prawdziwe. Są pod wpływem idiotów z mojej podstawówki, którzy go wielbią i są takimi samymi wariata jak on. Nadal jestem zadziwiona faktem, jak bardzo można zniszczyć człowieka i jak bardzo w takiej sytuacji człowiek nie potrafi zdobyć się, żeby wieść życie takie, jakie sam sobie wybiera.

Psychopatyczny/chory psychicznie wielbiciel(1) zyskujący przychylność rodziny, to jeden z najgorszych scenariuszy z podręcznika psychoterapeuty. Ofiara nie może się łatwo wyzwolić, najczęściej kończy się to jej samobójstwem, a psychopata zwala winę na kogoś innego. Jedynym wyjściem jest odsunąć się od rodziny, która mu sprzyja i walczyć o odzyskanie własnej tożsamości i równowagi psychicznej.

A moja tożsamość jest taka, że w życiu nie byłam na żadnej randce z kimś, kto nie był metalem, szczególnie metalem o blond włosach i jasnych oczach. Nie spotykam się z kimś, kto jest fanatycznym katolikiem i nigdy nie będę się spotykać. Mam zamiar nigdy nie przyjaźnić się z kimś, jeśli mi nie pokaże apostazji.

Moi prześladowcy ukrywają swój fanatyzm, jeśli wiedzą, że rozmawiają z ateistami, którzy są na tyle naiwni że wierzą w ich „tolerancję” i posrywanie dobrem.. Kłamią, manipulują i celowo niszczą ludzi, żeby ich sobie podporządkować. Są skrajnie niebezpieczni. Moja dawna katechetka postanowiła mnie „wychować”, „nawrócić” i sterować moim życiem. Nadal nie zmieniła zdania. I uważa, że jeśli zacznę robić, co ona chce pod wpływem syndromu sztokholmskiego, to wszystkie jej złe uczynki – kłamstwa, oszustwa itp. – będą przez Boga wybaczone i nie pójdzie do piekła.

Do syndromu sztokholmskiego nie trzeba uwięzienia – wystarczy, że ofiara znajdzie się innej pułapce.

Bardzo nie dziękuję moim bliskim, że postanowili w pewnym momencie uwierzyć obcym, a nie własnemu dziecku. Zniszczyliście mi życie, nie tylko mnie zresztą. Nie naprawicie już nic. Możecie tylko złożyć tym razem prawdziwe zeznania i odwołać swoje kłamstwa.

Mam tytuł szlachecki po ojcu, bo taka była jego wola, był ateistą jak ja, a moja siostra się nie interesowała Norwegią. Nie obnoszę się z tym, na co dzień nie ma znaczenia, mój ojciec też się nie obnosił, chociaż upomniał, że w pewnym praktycznie nierealnym przypadku mogę być wezwana do kraju przodków, ale dynastia króla Haralda oraz jego bliżsi krewni mają się świetnie, więc mogę o tym nie pamiętać. Mój pradziadek zmienił nazwisko na nazwisko polskiej żony, bo go o to poprosiła, tak jak jego przodek podobnie zmienił nazwisko i przestał się nazywać Lodbrok (w jego przypadku taki był warunek rodziny żony i po nim jestem w prostej linii potomkinią Ragnara i Bjorna). Wolą mojego pradziadka było, żeby książęcy tytuł wygasł, jeśli nie wyjdę za Skandynawa. Nie jest związany z nazwiskiem. Pradziadek nie wierzył, żeby ktoś kto go nigdy nie poznał i nie wyznawał norweskich wartości, mógł kiedykolwiek odpowiednio przedłużyć dynastię. A przypomnę, wartościami mojego pradziadka oraz Królestwa Norwegii były i są wolność, szacunek do ludzi, nauka i tolerancja. Jestem ateistką i poganką, o czym mój pradziadek wiedział i aprobował. Nigdy żaden psychol z Opus Dei nie wzbudził mojego zainteresowania i nie był moim przyjacielem czy przyjaciółką.

Helvete! Dra til helvete!

⛧⛧⛧

(1) Dla inteligentnych inaczej – psychopatyczny i chory psychicznie wielbiciel to Rafał. Próbowałam to wytłumaczyć mojej matce znad akademickich podręczników psychologicznych z BUW, ale za każdym razem okazywało się, że grochem o ścianę, bo postanawiała mnie bronić przed życiem i szczęściem pod dyktando chorych psychicznie bydląt z Opus Dei, wierząc że dobrze radzą. Miałam piątą kolumnę w domu, podkopującą moje związki i inne relacje. Lepiej mi bez was, palanci, zjebaliście mi wszystko, idąc jej tropem.