Mój pradziadek został jako dziecko wysłany do szkoły kadetów w Norwegii. Nie przejmowano się wtedy bezpieczeństwem i parę dzieci zginęło. Jazda na łyżwach po cienkim, tak zwanym czarnym lodzie, jest czymś, czego wymagano od ośmioletnich kadetów.(1) Jeden z chłopców zamarzł, bo nie potrafił jeździć i musiał siedzieć na brzegu, bo kazano mu czekać na resztę, inny utonął, gdy wpadł na obszar cieńszego lodu i nikt się nie zorientował nawet, że go brakuje. Gdy mój pradziadek, Zygfryd przyjechał do domu na Święta, próbował rozmawiać na ten temat ze swoim ojcem, ale usłyszał, że przesadza, i że nauczyciele wiedzą, co robią. Ja bym też się zbuntowała, jak mój pradziadek.
Bał się o swoje życie tak bardzo, że postanowił uciec z domu i stawić się przed obliczem swojego krewniaka, Króla i poprosić o pozwolenie zostania w domu. Zostawił kartkę, gdzie się wybiera i wybiegł z domu prosto na stację kolejową. Wsiadł do pociągu, który przyjechał na właściwy peron i skrył się na górnej pryczy kuszetki, przytulając do ściany, żeby nikt go nie zauważył.
Wsiadł do jednego z wagonów, które zostały sprzedane do Polski. Przeraził się, gdy się okazało, że jest na promie. Potem pociąg jechał szybko, nie zwalniał nigdzie. Chłopcu skończyło się jedzenie, które ze sobą zabrał. Szczęśliwie w końcu pociąg musiał uzupełnić wodę, była to epoka silników parowych. Zygfryd wysiadł na pierwszej stacji, na której pociąg się zatrzymał i tutaj zaopiekował się nim polski hrabia.
Udali się razem do Ambasady Norwegii, gdzie chłopiec opowiedział, kim jest i w jaki sposób znalazł się w Polsce. Był to dziewiętnasty wiek i przekazanie informacji do ojczyzny pradziadka zajmowało o wiele więcej czasu niż obecnie. Okazało się, że ojciec pradziadka zmarł niedługo po zaginięciu syna. Jego mama zmarła dużo wcześniej w czasie porodu martwego dziecka. Mały Zygfryd był zupełnie sam. Król Harald zgodził się, żeby chłopiec został w Polsce pod opieką hrabiego, swojego przybranego ojca.
Jak już wcześniej wspomniałam, mój pradziadek przyjął nazwisko żony. Był bardzo szczęśliwy, podobnie jak inne osoby z mojej rodziny. Jestem chyba jedynym pechowcem, a moim pechem są wariaci związani z Kościołem oraz głupota i naiwność moich bliskich. Moja siostra nie chciała wziąć na swoją głowę obowiązków związanych z tytułem, który odziedziczyłam po ojcu, między innymi gotowości, żeby na jedno skinienie Króla Haralda powrócić do Norwegii i uczyć się języka. Ja się zgodziłam na takie warunki. Tata pokazał mi podstawy języka, okazało się, że dam radę się nauczyć norweskiego, chociaż obecnie już prawie nic nie pamiętam. Dlatego ja jestem jarlem, a nie moja siostra. I nie ma nic do rzeczy, czy mam męża, czy nie – to są bzdury rozgłaszane przez fandomowych wariatów.
⛧⛧⛧
(1) Ogólnie bardzo nie polecam jazdy po czarnym lodzie, pradziadek namówił mnie na naukę jazdy na łyżwach, ale zabronił jeździć po jeziorach (chociaż kusi – przy brzegu powinno być całkiem bezpiecznie). Inną zimową nordycką rozrywką jest łowienie ryb z pod lodu i wszędzie można wpaść w przeręble. Ciri Sapkowskiego, która jeździła w powieści po jeziorze, dużo ryzykowała.