Zawsze gdy robię sobie pantomogram, każda dentystka niepokoi się pewną nieprawidłowością z lewej strony żuchwy i wysyła mnie na konsultacje do chirurga szczękowego. Moja dentystka z lat dziewięćdziesiątych sama się skonsultowała z mężem, chirurgiem szczękowym i ten orzekł, że wygląda to na ślad pobicia w dzieciństwie. Takie rzeczy widać na kościach, tak samo jak pęknięte żebra i inne urazy. To ślady po działaniu wariatów z Opus Dei.
Moja siostra ma niestety kurzą pamięć i sporo narcyzmu, więc muszę przypomnieć kilka wydarzeń, które doprowadziły do tego, że książę Mikołaj zdecydował, że dziedziczką jego tytułu z pominięciem mojego ojca i siostry zostałam ja. Nikt nigdy tego nie poddawał w wątpliwość, moja mama prawidłowo zawsze o tym mówiła, szczególnie młodszemu koledze z fandomu, który czasami u nas nocował w latach dziewięćdziesiątych.
Nie powinnam była iść na religię, katechetka była całkowicie szalona i znienawidziła mnie za kilka rzeczy – przeszkadzał jej sport, pozytywny stosunek do ludzkiego ciała, inteligencja, nie mówiąc o potrójnym obywatelstwie. Żeby jeszcze było gorzej, mój kolega z lodowiska, książę Michał był metalem, chociaż miał dopiero dziesięć lat.
Szalona katechetka wymyśliła sobie, że musi mnie „nawrócić”, czyli całkowicie mnie unieszczęśliwić. Ona sprowadziła do Warszawy fałszywego „psychoterapeutę” Ryszarda, to ona rozmawiała z moimi bliskimi kłamliwie przekonując ich, że chcę iść do zakonu. Moi bliscy jako ludzie uczciwi chyba nawet w to uwierzyli i próbowali pogodzić się z „moim” wyborem. Stworzyli mi piekło w ten sposób.
Zaczął się atak Opus Dei na moją rodzinę i na mnie. Zgodnie z groźbą zakonnicy zostałam karnie zgwałcona, a mój prześladowca zaczął zaprzyjaźniać się z moimi bliskimi, opowiadając bzdury o tym, że nimi rozpoznał jakąś chorobę psychiczną u mnie. Byłam rozstrzęsiona, za to mój prześladowca miał się świetnie. Mój tata popełnił ten błąd, że uznał, że sam zdoła zorientować się, czy ten człowiek jest zdrowy psychicznie. Nie miał możliwości, żeby to sprawdzić. Psychol się z nim zaprzyjaźnił, w efekcie musiałam kontaktować się z gwałcicielem, co sprawiło, że zaczęłam mieć problemy z pamięcią. Katolicy, szczególnie z Opus dei, nigdy nie powinni być obdarzani jakimkolwiek zaufaniem. Toczą walkę ideologiczną, którą przenoszą na poziom biologiczny. Jesteśmy naiwni, jeśli z własnej wolo utrzymujemy kontakty z takimi ludźmi.
Moja siostra okłamała na mój temat i tego, co się działo dookoła mnie, naszego dziadka, księcia Mikołaja. Ojciec też mu podpadł. To wystarczyło, żeby zadecydował o innej sukcesji niż wynikałoby ze starszeństwa. Lepiej od moich rodziców rozumiał, co się działo wokół mnie. Nic nie cofnęłam z moich oskarżeń, tylko straciłam pamięć po praniu mózgu przez Opus Dei. Odpowiednie dokumenty poświadczone notarialnie zostały przekazane, gdzie trzeba przez dziadka. Moja siostra chyba tylko z narcyzmu nie chce się w tym pogodzić i przedstawiła się, jak się przedstawiła.
Nie chcę już nikim na ten temat rozmawiać.