Archiwum miesiąca: listopad 2022

Isekai

Przyznam się bez bicia – nie znam się na anime, chociaż czasem dla różnych form swoich działalności używam ksywki Mello. Wzięło się z nieporozumienia z fryzjerką. Wyjaśnię może pokrótce.

Wieki temu, będzie już dwadzieścia lat, spędziłam lato w Chinach, blisko trzy miesiące, pilnie ucząc chińskie dzieci angielskiego razem z koleżanką. Taka praca dla szkoły języka ze Szwecji, która rozliczała się jako fundacja, a rozmowę o pracę miałam przez telefon z osobą z Bostonu w czasie Arraconu (był kiedyś taki con). Ot globalizacja. Moja koleżanka anglistka w pewnym momencie zarządziła wyjście do fryzjera. Ale wybór fryzjera nie mógł być przypadkowy. Chodziłyśmy godzinę po całym mieście zaglądając do salonów i krytycznie oceniając fryzury. Stała za tym pewna racjonalizacja – fryzjerzy nie mogą mieć złych włosów, robią sobie je nawzajem i są wizytówką swoich umiejętności. W końcu trafiłyśmy na coś, co nas zadowoliło. Ja wyszłam z włosami średni blond i tym, co uważałam wtedy za fryzurę typowo mangową – dużo postrzępionych sterczących dookoła głowy końcówek. Kilka lat później poszłam do fryzjera i próbowałam wytłumaczyć o co mi chodzi, ale wyszłam z grzeczną fryzurą do ramion z grzywką. Na moje ciche „chciałam jak z mangi”, strzygąca położyła mi ręce na ramionach, nachyliła się i szepnęła „Mello”.(*)

Aha.

Dopiero niedawno załapałam, o co jej chodziło. Jak już ustaliliśmy, nie znam się za bardzo na mandze, ani anime. Za to napisałam powieść fantasy i postanowiłam ją wydać sama, co świadczy z kolei najlepiej o tym, że nie mam po kolei w głowie. Albo, że nie chciało mi się czekać, aż w kryzysie ktoś mnie zechce wydać. Możliwe też, że nadal się łudzę, że kiedyś moje przedsięwzięcie zamieni się w prawdziwe wydawnictwo. Jakby nie było, pchnęłam kilka egzemplarzy w tłum raczej przypadkowych ludzi w Krakowie i dostałam jedną dosyć entuzjastyczną odpowiedź (o którą nie prosiłam, chociaż przyjęłam z dużą wdzięcznością). Dowiedziałam się, że Musica mundana może być nazwana polskim isekai. Okazało się, że to co uważałam za gatunek sięgający – bo ja wiem – „Alicji z krainy czarów”, jest bardzo popularnym gatunkiem anime, traktującym o osobach, które trafiają do równoległych krain i muszą znaleźć sposób na powrót do domu.

Nadal próbuję to jakoś pomieścić w głowie. Serio, zupełnie nie spodziewałam się takiego metatekstu.

(*) Jeśli ktoś jeszcze nie zna Death note (Pamiętnik śmierci), to polecam. Mello to jedna z bardziej dających się lubić postaci. I faktycznie, ma dosyć nietypowo grzeczną jak na mangę fryzurkę, co przy jego urodzie i pewnej socjopatii składa się w perwersyjnie uroczą całość.