Jak pewnie moi Drodzy Czytelnicy zauważyli, mój blog ostatnio służy głównie wyrównywaniu rachunków z wariatami z Opus Dei oraz korzystających z ich ochrony ludźmi z półświatka. W jednym z poprzednich wpisów wspomniałam o ginekologii, która jest obsesją co poniektórych księży i uchodząc za specjalizację „łatwą” bywa obsadzana przez Opus-deistów o zrytym deklu – nie muszę chyba przytaczać przykładu pewnego medialnego dosyć w swoim czasie ginekologa, który bardzo by chciał sobie porządzić i kierował się bardziej nauczaniem szalonych księży, a nie medycyną opartą o podręczniki akademickie. Na całe szczęście ktoś się musiał zorientować w jego stanie psychicznym i przestał brylować w mediach, a także ucichło o jego kandydaturze na ministra.
Inną specjalizacją, która uchodzi za „łatwą” jest psychiatria. Nic bardziej nie przyciąga świrów i głupów z Opus Dei. Na stosach już nie wolno palić, ale pokusa bezkarnego (do czasu mam nadzieję) niszczenia za pomocą psychiatrii niewiernych i osób, których nie lubi chory psychicznie ksiądz jest zbyt wielka. Żaden dewocyjny dewiant się temu nie oprze.
Cóż można poradzić w takiej sytuacji? Kto da sobie radę z dewocyjnym psychiatrą? Jak rozpocząć procedurę odbierania mu prawa wykonywania zawodu? Nie wiem, od czego zacząć. Myślę o konkretnym lekarzu, lub raczej „lekarzu.” Nie przedstawił się, pomimo próśb i było to najmniejsze nadużycie i złamanie etyki lekarskiej z jego strony. Gnębił mnie na polecenie chorych ludzi, nieproszony przez nikogo zakłócał pracę mojej instytucji. Zmusił mnie do rozmów z wariatami, twierdząc, że to moi znajomi oraz próbował mnie przymusić do wyjścia za mąż za schizofrenika, pomagając mu zrealizować schizofreniczne urojenia. Bardzo wątpię, czy był to faktycznie lekarz, bo opierając się na tym, co mówił i robił, pewnie w życiu nie widział żadnej uczelni medycznej od środka.
W razie potrzeby sama potrafię zapisać się do każdego rodzaju specjalisty i wierzcie mi, nic z tego, co ten „lekarz” twierdził, próbując mnie zastraszyć, nie ma potwierdzenia w żadnej mojej karcie pacjenta, za to jest wytworem chorych lub psychopatycznych mózgów.
Straconego zdrowia i możliwości ułożenia sobie życia już nie odzyskam, ale mogę bronić tego, co zostało.