List do Avy

Dzień dobry, 

Bardzo długo zastanawiałam się, czy napisać ten e-mail ale stwierdziłam, że warto spróbować wyjaśnić pewne nieporozumienia wynikające z pomówień na mój temat, które wystosowali wariaci, nękający mnie od dzieciństwa. To są ludzie, którzy swoimi działaniami i terrorem nie tylko zniszczyli mi psychikę, ale też doprowadzili do próby samobójczej. Zaszczuli ze skutkiem śmiertelnym dwoje moich przyjaciół w latach dziewięćdziesiątych. 

Niestety schizofrenicy mają zwyczaj przypisywać sobie rzeczy, których nie dokonali i niszczyć osoby, którym zazdroszczą. Nie jestem taką osobą, to ja padłam ofiarą zaszczucia przez schizofreniczkę i jej gang. Jakiś czas temu doszły do mnie plotki, wedle których miałam niby zaszczuć kogoś, kto podaje się za przyjaciółkę Adama Sapkowskiego oraz współautorkę jakiś scenariuszy. Wedle mojej wiedzy ta pani ani nie jest wybitnym psychologiem, ani żadną autorką czy współautorką, a różne osoby podające się za „przyjaciół Andrzeja Sapkowskiego” i twierdzące, że mówią w jego imieniu, są też wariatami. Schizofrenicy z reguły skupiają się w gangach razem z innymi schizofrenikami, a Kościół Rzymsko-Katolicki, szczególnie ich sekta Opus Dei i m w tym pomaga. Ja złożyłam już apostazję już lata temu. Stan zdrowia psychicznego tych ludzi był sprawdzany przez biegłych sądowych i niestety nie można wytoczyć im sprawy karnej., bo ludzi chorych psychicznie się na karze. 

To że schizofrenicy pomawiają ofiary swojej obsesji o chorobę psychiczną, to standard w psychiatrii. Proponuję, żeby stwierdzenia typu, kto jest „współautorką Wiedźmina” sprawdzić u Andrzeja Sapkowskiego. Ja się za taką osobę nie podaję. Ani też – o ile mi wiadomo – Andrzej nie nałożył na mnie żadnej fatwy. Ale zapytajcie o to samego Andrzeja.

Nie chcę brzmieć, jak osoba, która się obraziła za nieprzyjęcie prelekcji, ale słyszałam bardzo bolesne plotki na temat mojej prelekcji o Lolicie i filmie z Davidem Bowiem. Miałam podobno się ośmieszyć i bełkotać, i nie należy mojej prelekcji przyjmować. Tak się składa, że śmiała się tylko schizofreniczka, a moja koleżanka z Anglistyki, która została na uczelni, bardzo mnie chwaliła.

Ten listo jest moją ostatnią próbą wyjaśnienia sytuacji. Nie chcę mi się wierzyć, że słowa schizofreniczki i jej gangu mogły mieć wpływ na decyzje programowe, ale z powodu tych plotek oraz zaszczucia, jakie mnie spotkało z powodu ataków tych schizofreników oraz ich gangu, postawiłam przedstawić moją wersję wydarzeń.

Tak jak już napisałam, proszę wszystko zweryfikować u Andrzeja, jeśli rzeczywiście znajduję się na jakiejś czarnej liście klubu Awangarda. Inne kluby nie miały problemów z przyjęciem tej samej prelekcji, więc fakt, że nie znalazło się dla mnie miejsce w programie mnie dziwi w kontekście tych plotek i tego, co usłyszałam od schizofreników. Sądzę, że takie sprawy warto wyjaśnić u źródła.

Jeśli rzeczywiście inne sprawy zaważyły na decyzji programowej, to proszę uznać ten list za nieistniejący.

Pozdrawiam serdecznie, 

Małgorzata Wieczorek

Nycz

Nasz fandomowy „Biszkopt” jest schizofrenikiem. Już wielu osobom zrobił ten numer, że przemocą próbował ich połączyć w pary, przy czym jedna ze stron nic o tym nie wie. Nie rozmawia z najbardziej zainteresowanym człowiekiem, ale zaczyna mieć urojenia na jego punkcie. Leci do wybranej laski (lub faceta) i zaczyna ją nakręcać, jak bardzo ten facet (lub laska) ją kocha. Terroryzuje też ludzi i zaszczuwa ich prawdziwych ukochanych, próbując ich połączyć z kimś innym, albo wysłać do klasztoru. Kłamie, opowiadając wszystkim swoje urojenia. Żeby było gorzej, ma przy sobie schizofreników, których przytulił Kościół i powołuje się też na ich urojenia.

Wiem, że z jedną z jego wybranek, którą przeznaczył komuś, kto jej nigdy nie zechce, jest bardzo źle. Podejrzewam, że rozwali się psychicznie, gdy obiecany jej mężczyzna pojedzie po niej wściekły i powie, co o niej myśli.

Na początku lat dziewięćdziesiątych spotkało to koleżankę mojego byłego, która na przyjęciu, zorganizowanym przez mojego faceta, żeby uczcić nasze zaręczyny, usiadła mu na kolanach okrakiem i pewna swego zaczęła go niemalże dymać przez ubranie i obcałowywać. Mój facet świętował zwycięstwo na swoim rywalem, którego ostatecznie dla niego rzuciłam. Wściekł się makabrycznie i po babce i jej zdrowiu psychicznym nic już nie zostało. Ratowałam ją, tłumacząc, że nie powinna wierzyć Nyczowi, bo jest schizofrenikiem, ale i tak jej to dużo nie pomogło. Stała się cieniem siebie, bo się ośmieszyła, realizując dokładnie to, co jej powiedział schizofrenik, pewien że mężczyźnie od razu stanie i straci dla niej głowę.

Ten schizofrenik ma urojenia, że szczęśliwie połączył w ten sposób wiele par i jest znany w fandomie. Prawda jest taka, że ludzie przed nim uciekają i jeśli mają szczęście, to zdążą sobie kogoś znaleźć, zanim wszyscy uwierzą w urojenia Nycza, że są zajęci i zostaną na lodzie, jak ja w latach dziewięćdziesiątych. Mnie niestety ten schizofrenik ze swoim gangiem zrobił na szaro wiele razy, a także z pomocą swoich intryg i kłamstw rozdzielał z ludźmi, z którymi powinnam być. Jest niebezpieczny, robi swoim ofiarom pranie mózgu, a nawet zaszczuwa na śmierć.

Znam osoby, które szczęśliwie uciekły przed wybranymi im przez Nycza przyszłymi małżonkami. Schizofrenik w swojej chorobie po latach przechwala się, że to on połączył tych ludzi i dzięki niemu są szczęśliwi. Prawda jest taka, że są z osobami, z którymi Nycz zabraniał im być. Jedna z moich przyjaciółek musiała pośpiesznie wziąć sam ślub cywilny, odkładając kościelny na później, żeby tylko zejść z rynku matrymonialnego. Bardzo szybko zaczął się przechwalać, że to on połączył ją z mężem.

Jest to człowiek, któremu absolutnie nie wolno wierzyć. Przeszłam piekło z powodu wadliwego polskiego prawa, które nie przewiduje odpowiednich procedur, które by pozwalały takiego durnego kmiota zacząć leczyć wyrokiem sądu. Jako jego ofiara nie znam nikogo z jego rodziny, a tylko oni mogą złożyć wniosek do Sądu Opiekuńczego, żeby go zacząć leczyć przymusowo.

Zniszczył mi całe życie, doprowadził kilka razy do poważnego rozstroju nerwowego i amnezji z powodu skrajnego stresu. Napadały na mnie jego inne ofiary, które mu wierzyły, że to ja jestem chora psychicznie i dały się na mnie poszczuć.

Wysiadam, nie bywam w miejscach, gdzie on bywa. A jego ofiarom, wierzącym, że nie mają konkurencji, nic nie daje wytłumaczyć. Mogę im tylko współczuć, chociaż nie dziękuję za zaszczuwanie mnie i tłumaczenie akurat mnie, że jestem chora psychicznie, bo niby „zdiagnozował” mnie schizofrenik ze swoim gangiem, którzy kłamią, że jest moim „spowiednikiem”.

Milicja Obywatelska

Mój tata po przybyciu do Polski i ucieczce przed schizofreniczką, która intrygami, kłamstwami oraz urojeniami doprowadziła do jego próby samobójczej, zatrudnił się w drogówce. Łapał piratów drogowych, a także groźnych przestępców, na których trwała obława. Kochał to zajęcie.

Podczas jednej z takich akcji razem z kolegą próbowali zatrzymać groźnego zbira, zrobili blokadę z samochodu. Bandyta, który miał uniemożliwioną drogę ucieczki, zatrzymał się i wyciągnął broń. Mój tata został ranny, jego kolega też. Tata przeżył, ale drugi milicjant zmarł na miejscu, zanim przybyła karetka.

Moja mama postawiła wtedy ultimatum. Miał zmienić pracę, albo się rozwiedzie, bo nie chce się o niego martwić, czy później samodzielnie wychowywać dzieci, gdy go jakiś bandyta w końcu zamorduje. Tata robił różne rzeczy po zwolnieniu się z MOj. Procował w biurze projektowym, aby przejść ponownie do MSW i pracować w Biurze Rejestracji Cudzoziemców, gdzie przyjmował francuskojęzycznych petentów. Ta praca też mu się bardzo podobała, bardziej od bycia inżynierem.

Sama traktowałam Piotra, gdy się spotykaliśmy, podobnie, naśladując mamę. Przeszkadzała mi jego brawura na drodze i prowadzenie po alkoholu. Nie chciałam też być kimś, kto musi pochować męża lub narzeczonego, który się rozbije i za wcześnie skończy życie, zabijając po drodze niewinnych ludzi. Zawsze też pojawiał się ktoś, kto mi się bardziej podobał i nikt z tych facetów nie miał na imię Rafał. Donosząc na Piotra i informując Policję, że pijany jeździ bez prawa jazdy, zrobiłam to, czego nauczył mnie tata. Byłam w końcu córeczką dawnego Policjanta z drogówki.

Wiem, że kilka osób rozgłasza jakieś urojone wersje wydarzeń dotyczących życia mojego ojca. Pochodzą z dupy schizofreników, z którymi się nigdy nie przyjaźniłam i nie przyjaźnię, więc bardzo proszę, żeby te wszystkie osoby zamknęły japy i przyjęły do wiadomości prawdziwą wersję wydarzeń. Był najlepszym ojcem oraz cudownym facetem i z całą pewnością nie był pedofilem. Pedofili znajdziecie w Opus Dei i Kościele Rzymsko-Katolickim, a nie w mojej rodzinie. Schizofrenicy, jak ten opisany w Lolicie, bardzo często są pedofilami.

Więzienie

Prawdą jest, że dawno temu wsadziłam Piotra do więzienia, ale nie dlatego, że byłam ofiarą gwałtu. Było to w ramach wychowywania idioty, który miał więcej pieniędzy niż rozumu, więc jeździł po pijaku i bez prawa jazdy, które mu zabrano za konsekwentne przekraczanie prędkości oraz łamanie przepisów. Nie dało się z nim rozmawiać na ten temat, nie robiły na nim wrażenia żadne mandaty, więc musiałam mu udowodnić, że jego wolność jest ograniczana przez społeczeństwo i że spotkają go konsekwencje.

Zażądałam, żeby mnie wypuścił z samochodu i z budki telefonicznej zadzwoniłam na Policję, żeby donieść na mojego wielbiciela. Policji ruszyła za nim w pościg i może by uciekł, ale policjant po służbie zajechał mu drogę i facet trafił do więzienia na miesiąc. Do tamtej pory udawało mu się zawsze uciec Policji.

Piotr miał atypowy mózg – był pozbawiony lęku, co też wiązało się też z nieumiejętnością oszacowania zagrożenia. Uważał, że zawsze da radę zauważyć przeszkodę i że za dobrze prowadzi, żeby mieć wypadek.

Zginął wiele lat później na jeziorze, bo prując motorową łodzią po pijaku o wiele za szybko, władował się w pień drzewa, które zostało złamane przez wichurę i wpadło do wody. Niestety wypadł z łodzi, uderzył głową o coś twardego, stracił przytomność i utonął.

Formalnie był psychopatą, chociaż ja sama jak i wiele innych osób uważaliśmy go za bardzo dobrego człowieka. Dodatkowo pracował nad sobą z udziałem psychologa od dziecka. Nigdy nie zrobił mi nic złego w odróżnieniu od Rafała oraz Opus Dei.

Niestety Piotr potwierdził swoim wypadkiem, że w tamtym momencie powinien był jednak słuchać ludzi zdolnych do odczuwania lęku i jak Dexter mieć swój kodeks, w którym jedną z zasad byłby kategoryczny zakaz rozwijania nadmiernej prędkości poza torem wyścigowym oraz prowadzenia jakichkolwiek pojazdów po alkoholu.

Piotr zginął w bardzo niedobrym momencie, bo starał się mnie postawić na nogi po zaszczuciu mnie przez Opus Dei i chociażby z tego powodu go zabrakło. Był bardzo dobrym przyjacielem.

Bez niego znowu mnie zaatakowano.

Norweżka

Dla rodziny mojego dziadka ze strony ojca jego ukochana była Norweżką i nie chcieli się zgodzić na ślub z nią. Z kolei ona miała zakaz wiązania się z nim, bo był tylko mieszczaninem, a nie szlachcicem.

Ale udało im się jednak pobrać. Już piszę, w jaki sposób do tego doszło.

Dziadkowie ze strony ojca poznali się w czasie studiów i zakochali się w sobie, było to silniejsze od nich i przestali się kontrolować. Wkrótce babcia była w ciąży, nosiła już wtedy mojego ojca w brzuchu, kiedy jej rodzice odmówili zgody na ślub. Oboje byli bardzo arystokratyczni – pradziadek norweski szlachcic, który ożenił się z panną z polskiej utytułowanej rodziny. Nie wyobrażali sobie, żeby wyszła za kogoś spoza swojej sfery. Był to początek lat dwudziestych ubiegłego wieku.

Babcia postanowiła się zabić po tej odmowie. Na całe szczęście ktoś wszedł na czas do pokoju i odciął ją ze sznura. Miała tak ściśniętą krtań, że dopiero po jakimś czasie odzyskała możliwość mówienia i wtedy przyznała się, że jest w ciąży. Zapowiedziała jednocześnie, że spróbuje jeszcze raz popełnić samobójstwo i tym razem nikt jej znajdzie na czas. Dostała wtedy zgodę na ślub.

Rodzina dziadka też się nie zgadzała na ślub. Jak już powiedziałam, była dla nich po ojcu Norweżką i z tego powodu ją odrzucali. Po ślubie przyjęła polskie nazwisko męża. Ale i tak jej nie zaakceptowali, więc dziadek zerwał z nimi relacje. Dlatego też mówię, że nie mam w Polsce krewnych o nazwisku Wieczorek. Trochę zabawne jest, że mieszczanie byli w efekcie bardziej uprzedzeni do arystokratki, niż sami arystokraci do mieszczanina. Rodzina babci bardzo szybko się przekonała, że dziadek był bardzo inteligentny i dobry dla swojej żony. Po pewnym czasie rodzice mojego taty wyemigrowali do Francji, bo babcia chciała dołączyć do swoich sióstr, które tam wyszły za mąż i się przeprowadziły.

Mój norweski pradziadek miał tylko córki. Moja babcia była najstarsza i zgodnie z norweskim zwyczajem ona odziedziczyła tytuł po swoim ojcu. A po niej odziedziczył mój tata. Z kolei mój ojciec mnie wyznaczył na dziedziczkę tytułu, bo chciał mi różne rzeczy wynagrodzić – a dokładniej mówiąc, chodzi o wszystko, co stało się po tym, gdy zgwałcił mnie i zaszczuł schizofrenik, który był ojcem Renaty i Rafała i udawał przed wszystkimi „pedagoga”. Nic nie było w nim z pedagoga, tak samo jak schizofreniczka Renata nie jest żadnym „psychologiem” czy „psychoterapeutką”. Trzeba ludzi przed nią ostrzegać, już zbyt wiele osób wyciągałam za uszy z problemów po kontakcie z nią. Notatki, które mi ukradła i rękopis mojej pracy magisterskiej nie czyni z niej naukowca.

Niestety ta schizofreniczna rodzina oszukała oraz zastraszyła moją matkę i przyczepiła się do niej, wysysając z niej, co tylko mogła. Uważam, że działała pod wpływem syndromu sztokholmskiego, bo wiedziała, że ma od lat siedemdziesiątych zakaz kontaktów z nimi. Została krańcowo zmanipulowana i współpracowała z ludźmi, którzy niszczyli jej dziecko dalej.

Ale to już zupełnie inna historia, która przypomina jeden do jeden wszystko, co spotkało mojego ojca we Francji, z której uciekał z powodu schizofreniczki, która miała na jego punkcie urojenia i uważała się za jego „żonę”. Tą chorą psychicznie zołzę również „opiekował się” pewien katolicki ksiądz, który umacniał jej urojenia oraz oszukał i zmanipulował rodzinę mojego taty. W rezultacie mój tata wylądował w PRL bez grosza przy duszy i cieszył się życiem wolnym od tej wariatki.

Został odcięty od rodzinnych funduszy, ale wolał swoje szczęście małżeńskie z moją mamą, honor oraz tytuł szlachecki (tego mu nie mogli zabrać). Ja też zostałam wychowana w taki sposób, że cenię te wartości wyżej niż pieniądze. I podobnie jak mój tata zawsze będę powtarzać, że niczego mi nie brakuje, bo wystarczy mi, że jestem wolna od schizofrenika Rafała, jego rodziny oraz durnoty „Biszkopta”.

Mój tata nie mógł uwierzyć, że spotyka mnie dokładnie to samo, co jego we Francji i dopiero po mojej próbie samobójczej zaczął ze mną rozmawiać i zrozumiał, że naprawdę to się dzieje. Jako profiler niczemu się nie dziwię – księża są durni i negują istnienie chorób psychicznych, bo ich marna przeciętna inteligencja nie pozwala na zrozumienie tego pojęcia oraz konsekwencji nieleczenia chorób psychicznych. Do tego wokół Kościoła jest zawsze mnóstwo schizofreników, szczególnie rodzin, którym księża zabronili się leczyć. A schizofrenicy mają swoje typowe urojenia, które łatwo skierować na konkretne uzdolnione i wyjątkowe osoby. Arystokracja, bogacze, artyści i wyjątkowo utalentowani sportowcy przyciągają tego typu wariatów jak magnes. Schizofrenicy niszczą takie osoby, żeby się stać nimi i zająć ich miejsce w świecie. Alternatywnie zaczynają mieć romansowe urojenia i podają się za mężów lub żony, ogólnie „prawdziwych” ukochanych, niszcząc życie ofierze. Często też popełniają morderstwa lub zaszczuwają ludzi z wynikiem śmiertelnym. Niestety tak się objawia ta choroba. Nieleczący się schizofrenik to zawistna szuja i Gollum.

Nie miejcie wątpliwości, Rafał mnie nie kocha. Ma urojenia związane z moim mieszkaniem i ścianą nośną, która biegnie wzdłuż przedpokoju oraz rozdziela dwa pokoje. Jest na tyle gruba, że schizofrenik jest pewien, że są w niej zamurowane wielkie sejfy, w których są już „jego” pieniądze oraz biżuteria. Ma plan, żeby – gdy już mnie zmusi terrorem do wyjścia za niego – zburzyć tę ścianę nośną (również ten fragment z przedpokoju, który przylega do mieszkania sąsiada) i dorwać się do urojonych książęcych skarbów. Jego wymarzone działania mogą hipotetycznie skończyć się zawaleniem całego budynku. Ale mam złą wiadomość dla niego. Mój tata naprawdę przybył do Polski skłócony z całą rodziną i posiadał tylko to, co miał na sobie. Schizofreniczka doprowadziła jego firmę we Francji do upadku, a on nie mógł liczyć na pomoc bliskich. Nie wszyscy arystokraci mają pieniądze.

Nocne cuda nad urną

Wspomniałam o tym w jednych z poprzednich wpisów, ale powtórzę, żeby to wszyscy zauważyli. Mam podejrzenia, czy nasze wybory, szczególnie ostatnie, ale nie tylko, zostały przeprowadzone w odpowiedni sposób. Zadziwia mnie z jaką konsekwencją spotykamy się z nocnymi cudami nad urną i pomimo exit polli, które wskazują wygraną niekościelnego kandydata czy partii, w końcu po nocnym liczeniu, okazuje się, że finalny wynik jest zupełnie inny i wygrywa jak zwykle Kościół.

Jedna z przyczyn zafałszowujących exit poll to wstyd człowieka, który wziął udział w badaniu, do przyznania się, że głosował na tego konkretnego kandydata. Może to być związane z presją otoczenia, które głosuje inaczej, ale też może działać pod wpływem sugestii Kościoła i nie chce się przyznać, że dał się zastraszyć Kościołowi i że głosuje na kogoś, kogo też uważa za gorszego kandydata, bo boi się piekła, albo braku rozgrzeszenia. A spotkałam się też z taką presją ze strony Kościoła i to jako ateistka.

Oprócz tego jest pewnie cała masa innych możliwych scenariuszy.

Może być też tak, że za mało jest przedstawicieli lewicy w komisjach zliczający głosy. Nie mówię o celowych fałszerstwach, chociaż i to jest możliwe, bo spotkałam się z postawą „nieważna prawda, ważne żebyśmy zwyciężyli” po stronie prawicy, gdy dotyczyło to mojego życia, szczególnie prywatnego. Mam na myśli zasadę, że zgodnie z typowym profilem lewica jest inteligentniejsza od prawicy, więc podejrzewam też, że lepiej liczy.

Potrzebujemy więcej przedstawicieli lewicy w komisjach liczących głosy. Afery dookoła obecnych wyborów wskazują, że rzeczywiście wystąpiły problemy ze zliczaniem głosów, a wszystkich komisji nie sprawdzono, chociaż pewnie powinno się wszystko zliczyć od początku. Może przyda się też nadzór nad wyborami przez jakieś ciała międzynarodowe?

Bo wygląda na to, że sami sobie nie poradzimy, prawica ma zdecydowanie dyskalkulię.

Wypadek

Piotr zginął w wypadku i nie przewidywał swojej śmierci. Nie był też rozwodnikiem, nie popełnił samobójstwa, nie zdradził ze mną żony. Faktem jest, że można kogoś zaszczuciem i terrorem zmusić do samobójstwa, szczególnie jeśli zniszczy mu się całe życie, ale to bardziej mój przypadek niż Piotra. Mam za sobą dwie próby samobójcze, liczę też świadome wejście pod tramwaj, któremu w ostatniej chwili uciekłam, odskakując w tył. Poczułam jak mi się otarł o rękaw. Tutaj to była wina Opus Dei i ich „egzorcyzmu”.

A dlaczego zostałam egzorcyzmowana? Bo nie chciałam potwierdzić słów schizofrenicznej rodziny, która mnie nęka od dzieciństwa. Oraz odmówiłam wyjść za kogoś, za kogo według sekty Opus Dei powinnam wyjść za mąż.

Nycz ambitnie prał mi mózg, żeby osiągnąć cele sekty, sięgając po rady Renaty, złośliwej schizofreniczki, która lubi się podawać za profesor psychologii. Jedyne, co ona posiada to nie dyplom, ale notatki z kryminologii, które mi ukradła w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. To nie są notatki tylko z psychologii, tylko także z kryminologii i o metodach, jakimi posługują się sekty i terroryści (wszystko bardzo nielegalne) oraz wpływie tych metod na ludzi. Jedną z rzeczy, która jest tam dokładnie opisana jest syndrom sztokholmski. Cała sekta za Renatą uznała wywoływanie syndromu sztokholmskiego za działanie „psychoterapeutyczne”, więc Nycz uważając, że jako ksiądz zna się na wszystkim, zaczął terrorem i przemocą układać mi życie i życie psychicznie zgodnie z wolą schizofreników, czyli Renaty i Rafała.

Jednym z moich narzeczonych był Adam i on jedyny pozostał nieżonaty. Zabroniłam Piotrowi się rozwodzić, za to chciałam odnowić związek z Adamem. Spotkało się to z brutalnym sprzeciwem pilnującej mnie sekty, chociaż nie powinni się tym zajmować, ani zbierać o mnie plotek.

Nycz wraz ze swoją sektą prał mi mózg, próbując „przypomnieć mi” Rafała. Używam nawiasu, bo wszystkie jego „wspomnienia” jakiś wspólnych przeżyć są wzięte wprost z jego urojeń. Ani on, czy jego siostra, czy moje koleżanki z Instytutu Anglistyki nigdy nie byliśmy zaprzyjaźnieni. Ich opowieści o mnie to albo urojenia schizofreników albo ich własne fantazje.

Chłopiec Czyste Zło

Chłopiec Czyste Zło nie istnieje i to nie dlatego, że Piotr nie żyje. Zginął w wypadku, tak jak zawsze przewidywałam. Wcześniej był zaszczuwany przez schizofreniczkę, która chociaż od dzieciństwa jest z tym samym pracowitym facetem, opowiadała, że jest byłą Piotra i oskarżała go o wszystko, co najgorsze, opierając się na własnych urojeniach oraz tym, że – słusznie – nie dawał jej żadnych pieniędzy.

W ramach zemsty Renata i jej banda nazwała Piotra Chłopcem Czyste Zło. Wersja schizofreniczki głosi, że ją wykorzystał, a potem się bezczelnie się do niej nie przyznawał, chociaż podobno łączyła ich wielka miłość. Jest to totalna bzdura.

Piotr był altruistą pomagającym innym ludziom. Widział nierówności społeczne i starał się wspierać zdolnych ludzi i ciągnąć ich w górę. Zerwałam z nim, bo się (bardziej) zakochałam w kimś innym – człowieku, który obecnie jest lekarzem – i odchodząc od Piotra, cierpiałam z powodu tego, że go krzywdzę. Oświadczyłam mu, że jestem głupia i że do niego wrócę, bo na pewno robię błąd. I zawsze nawet jeśli nie byłam z Piotrem, to nadal go na pewien sposób kochałam.

Zdradzając Piotra uratowałam życie nie dlatego, że był złym człowiekiem, ale dlatego, że mój nieformalny teść miał podobną biografię do mnie – prześladowała go schizofreniczka, która urobiła przeciwko swojej ofierze całą rodzinę. Teściu pozbierał się dopiero na psychoterapii, przepracował wszystko i postanowił zostać psychiatrą. Zachęcił mnie do studiów międzywydziałowych, bo uznał, że się nudzę i marnuję na Anglistyce. Nieprawdą jest, że Renata ze mną studiowała, jest to schizofreniczka bez matury, za to całkiem charyzmatyczna i puste osoby mogą się na to nabrać.

Ratuje mnie i wyciąga z syndromu sztokholmskiego mój kolega z Wydziału Nauk Społecznych (a ściślej mówiąc, z Instytutu Kryminologii, który jest częścią tego wydziału). Przebiłam się do niego, bo wiedziałam, co potrafią profilerzy i wiedziałam, że powinien rozpoznać schemat zaszczucia przez schizofrenika. Profiler weryfikuje informacje i potrafi wytypować poprawnie, kto w takiej sytuacji jest zdrowy psychicznie, a kto nie. Biegli sądowi potwierdzili, że to Renata jest chora, a nie ja. Uratowałam się, chociaż sekta Renaty wcześniej poszczuła na mnie i mojego Dzielnicowego, który został bezczelnie okłamany. Nic się nie zgadzało z tym, co oni mu powiedzieli, wszystkie zgromadzone dokumenty mówią coś innego niż zeznania idiotów z Opus Dei.

Piotr mnie także ratował. Nawet gdy już nie byłam jego narzeczoną, rozmawiał ze mnie, gdy mnie spotkał na konwentach, dużo wiedział o tym, co robiłam na studiach. Był przerażony ogromem mojej amnezji po zaszczuciu i zakatowaniu w Instytucie Anglistyki, gdy byłam jeszcze studentką. Niestety obrażeń psychiki nie widać, ale są równie realne, jak na przykład złamana noga. Oczekiwanie, że ktoś zakatowany z dnia na dzień odzyska pamięć i zacznie pracować równie dobrze co poprzednio, mają tyle samo sensu, co oczekiwanie, że ktoś ze złamaną nogą pobiegnie w maratonie. Nie da się tego zrobić. Obrażenia psychiki goją się dłużej niż złamane kończyny.

Chociaż Piotr sam był atakowany w tym czasie, zdołał odświeżyć mi pamięć, zanim mnie znowu zaatakowała sekta.

Jeżeli ktoś jest Czystym Złem w fandomie, to jest to Rafał. Posłużył się moim zaręczynowym pierścionkiem, który dostałam od Piotra, a który został mi zerwany z palca. Podsunął mi pod nos, zaczął się przechwalać jaki to jest bogaty i oświadczył, że się ze mną ożeni, tylko muszę mu zrobić laskę.

Aż taka głupia to nie jestem, żeby się nabrać na taki podryw dla blachar w wykonaniu schizofrenika. Wolałabym, żeby się już ożenił, ale niestety on, jego siostra i sekta Opus Dei wierzy w jego urojenia, że „stracił dziewictwo”, gdy miał jedenaście lat. Zapominają dodać, że było to we śnie (chociaż że dla schizofrenika jest to równie realne, co rzeczywistość). Wszystkie te osoby wmawiały mi, że taka „utrata dziewictwa” się liczy i muszę za niego wyjść, bo tak. Skomentuję to tak – jeśli przez kogoś stracił dziewictwo, to przez księdza pedofila, któremu obsługiwał penisa.

Właśnie przez niego i jego siostrę sięgnęłam po podręcznik psychiatrii, który mi polecił mój nieformalny teść z dawnych lat. Potrafię w rozmowie z nimi wskazać typowe urojenia. Szkoda, że inni nie potrafią zauważyć tego, co ja widzę z łatwością.

Chociaż do pewnego momentu zgadza się z podręcznikiem – schizofrenika bardzo trudno zdiagnozować, jeśli się nic nie weryfikuje. Nie widać na pierwszy rzut oka choroby. Trzeba takiego zbira sprowokować.

Zabierz babci dowód

Nie wiem, czy pamiętacie akcję „zabierz babci dowód”? Chodziło w niej o namówienie starszych osób, żeby nie głosowały, tak jak chcą księża. Niestety w ramach kontrolowania społeczeństwa kler wmawia ludziom, którzy wcale nie stoją jeszcze nad grobem, że powinni się bać śmierci, myśleć o Bogu i współpracować ze swoim lokalnym „handlerem” z Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Używam „handler” w znaczeniu, w jakim pojawia się w powieściach szpiegowskich, ale w sumie można też tłumaczyć to słowa jako „treser”.

Ja osobiście mam w sobie mało „bojaźni Bożej” (czyli nie boję się kleru, chociaż przekonałam się na własnej skórze, jak księża i zakonnice się mszczą na dzieciach i dorosłych) i nie robię tego, co zdaniem Nycza powinnam. Bo i też Boga, który podobno jest miłością i kocha ludzie nie widzę potrzeby się bać. Jeśli istnieje jakiś strach, to wynika z zastraszenia i zaszczucia przez konkretnych ludzi. Byłam niszczona psychicznie i wmawiano mi, że po pięćdziesiątce powinnam już się położyć do grobu i zostawić mój majątek młodszym, a najlepiej adoptować córki Renaty. Absolutnie ich nie „kocham”, chociaż to też było mi wmawiane w ramach wywoływania syndromu sztokholmskiego. Niestety nie mogłam uciec moim prześladowcom, bo Renata i cała jej banda została kłamliwie przedstawiona jako „wybitni psycholodzy” oraz moim „przyjaciele”, którzy już mi wiele razy „pomogli”, więc mogli robić w mojej pracy wszystko, co chcieli. Wyjaśnimy sobie jedno – ich pomoc, którą znoszę od lat siedemdziesiątych, polega na zniszczeniu mi wszystkiego, co tylko sobie zbudowałam i do czego dążyłam, zaczynając od kariery sportowej, którą rozpoczęłam w dzieciństwie, idąc poprzez rozdzielanie mnie intrygami i kłamstwami z moimi ukochanymi, po uniemożliwienie podjęcia pracy, w której bym wykorzystywała wszystko, czego się nauczyłam.

Jestem gruba i to dla imbecyli z Opus Dei jest „dowód” (który samo sobie stworzyli) na to, że nigdy nie uprawiałam sportu. Skomentuję to tak – sportowcy żrą, bo przerabiają żarcie na wyniki sportowe i wiedzą, że nie należy się odchudzać, bo straci się wtedy także mięśnie i siłę. Jeśli nie trenujemy, to tyjemy. To jest prosta zasada. Kilka już razy wracałam do sportu i chudłam, trenując, bo był to skutek uboczny treningów. Jest wielu sportowców, także olimpijczyków, którzy są mocno przy kości i nie spełniają kryteriów atrakcyjności Opus Dei. W moim przypadku, zaszczuwający mnie agenci zła – czyli Nycz, Ryszard oraz moje koleżanki z Anglistyki „leczyli mnie z urojeń” i wywołując, syndrom sztokholmski, zakazywali mi trenować, a nakazywali żreć. Ponieważ byli to ludzie, którzy prześladowali mnie od lat, także moi gwałciciele, rozpadłam się psychicznie tak, że Piotr ledwo mnie uratował przed samobójstwem. Z zemsty został sam zaszczuty przez Opus Dei i zmuszony do samobójstwa. Niestety zrobił to, sądząc z tego, co napisał Policji (mam swoje źródła), bo wierzył, że w ten sposób sprawi, że się ode mnie odczepią. Ludzie w takim stanie nie myślą logicznie i nie potrafiłam go uratować. Email Piotra nie trafił do profilera, który byłby w stanie nam pomóc(1). Tak więc, bardzo nie dziękuję moim koleżankom za „leczenie mnie z anoreksji”. Zniszczyły mi życie, działając na polecenie schizofreników. W ogóle nie miały prawa się mieszać. Widać było po mnie, że trenuję, moja przyjaciółka z fandomu widziała, jak trenuję. Nie było potrzeby do interwencji, wszyscy działali się kierując wyjątkową złośliwością, żeby móc dalej ze mnie kpić, że nigdy nie byłam sportsmenką. Złośliwe żmije uniemożliwiły mi powrót na pływalnie, a już zaczął ze mną rozmawiać trener, z którym skontaktował się Piotr.

Ponownie zostałam ukarana za odmowę potwierdzenia słów schizofrenicznego rodzeństwa, czy ciągnących od nich informacje osób. Całe życie zajmuje mi walka z tą sektą, w której centrum jest `Nycz ze swoimi schizofrenikami. Mam dosyć, przejmujcie pałeczkę.

Nie głosowałam na Nawrockiego. Wygrał wybory dzięki poparciu takich ludzi jak Nycz. Rozdźwięk pomiędzy wynikami exit pollu, a realnymi tłumaczy wstyd głosujących. Ludzie wstydzą się powiedzieć, na kogo głosowali. Wiedzą, że jest to gorszy kandydat, ale boją się zrobić inaczej niż im nakazał ksiądz, a księża prowadzą bardzo brutalną kampanię wyborczą. Wychodząc na zewnątrz, ludzie często nie mówią prawdy i wskazują innego kandydata, niż ten na którego faktycznie zagłosowali. To nie jest błąd statystyczny, jeśli regularnie pojawia się taka tendencja. A jest tak praktycznie przy każdym wyborach. Może to też świadczyć o tym, że wybory są regularnie fałszowane. Ja bym postulowała ponowne przeliczenie głosów ze wszystkich komisji.

Księża są bardzo brutalni, jeśli chodzi o oddziaływanie na ludzi. Bez odpowiedniego sterroryzowania nigdy by nie płacił im takich sum, jakie dostają także od Państwa Polskiego. Z łatwością potrafią zniszczyć każdego, żeby tylko ich ofiara zostawiła im majątek, kierując się lękiem przed tym, co ma ją spotkać po drugiej stronie, gdy już umrze i stanie w płomieniach w Piekle. Zostałam tak potraktowana, ale mam przygotowanie psychologiczne i kryminologiczne, więc przebrnęłam przez indukowane stany lękowe i rzuciłam apostazję na stół. Wszystkim radzę to samo. Kościół Rzymsko-Katolicki to wyjątkowo kryminogenne środowiska. Dla porównania luteranie popełniają mniej przestępstw niż ogół społeczeństwa.

Ludzie zastraszani przez księży boją się głosować inaczej niż im nakazano. Więc mam propozycję, leczmy ludzi, wyprowadźmy ponownie naszych bliskich z syndromu sztokholmskiego, niech mają świadomość, że nie powinni bać się Boga, a przede wszystkim nie powinni bać się księdza, który wcale nie jest Bogiem. Głosujcie tak jak chcecie i czujecie.

A księża niech spierdalają na Księżyc. Bo na Ziemi miejsca dla oszustów i zawodowych kłamców już zabrakło. Czas przywrócić akcję „zabierz babci dowód” i dodać do niej hasło „nie bój się księdza, głosuj, jak sam chcesz”. Bo księżą nie są gwarantem pokoju na Ziemi, ani nie trzymają w swoim łapach kluczy do życia po śmierci. Jest całkowicie odwrotnie, te klucze otwierają drzwi do Piekła, a oni sami prowadzą zaawansowaną wojnę z rodzajem ludzkim i uważają się za nadludzi.

Takich ludzi trzeba kopać w dupę, a nie traktować z szacunkiem. Ludzie naprawdę powinni wyleczyć się ze złudzeń, że mogą mieć mój szacunek, jeśli zmuszają dzieci do katechezy, a jednocześnie wiedzą o wszystkich zbrodniach Kościoła, bo sami też padli ofiarą jakiegoś lubieżnego kościelnego imbecyla.

Czas wyłączyć dwumyślenie.

⛧⛧⛧

(1) Muszę napisać o organizacji (w zasadzie dezorganizacji) pracy Policji. Wszystkie doniesienia, skargi trafiają w pustkę. Trzeba poprosić Policję (w zasadzie zarządzać), żeby przejrzeli bazę danych na temat jakiejś osoby, tylko wtedy wtedy są w stanie zbudować sprawę. Najlepiej jeszcze, żeby się pojawił jakiś nowy donos i zgłoszenie przestępstwa. Tylko wtedy można liczyć na jakiś sukces i wsadzenie do więzienia jakiegoś przestępcy, który się do nas przyczepił. W USA wszystkie samobójstwa i morderstwa trafiają do jednej bazy i są przeglądane pod kątem jakiś zależności. U nas czegoś takiego nie ma, więc nie ma szans na wykrycie psychopaty, który conajmniej od lat siedemdziesiątych terroryzuje coraz brutalniej ludzi i zaszczuwa ich ze skutkiem śmiertelnym. Jest to skandal i dowód na słabość Państwa. Musi się to zmienić, inaczej już zawsze będziemy republiką bananową, którą rządzą imbecyle, ludzie buntujący się są zmuszani do samobójstw, a schizofrenik jest autentycznie uważany przez kler za „następnego premiera Polski”.

Wolne żarty, panowie, wolne żarty. Na pewnie za niego nie wyjdę i nie będę mu doradzać. Niech w końcu zacznie się leczyć, bo żadna z niego szlachta i żaden Norweg.

Bananowy song

Jednym z argumentów na to, że jestem chora psychicznie, jakie powtarzali idioci przyjaźniący się ze schizofrenikami, są moje opowieści o działce rodziców Michała. Działka została zamieniona w ogród śródziemnomorski, rodzice Michała i on sam opiekowali się nią w ramach hobby. Cudowne hobby, muszę powiedzieć, stworzyli ogród tak piękny, że rozumiem ich brak potrzeby, żeby gdzie indziej spędzać wakacje i wolne chwile.

Jak już wspomniałam, jest to ogród śródziemnomorski, stworzony trochę na przekór polskiemu klimatowi. Istnieje wiele mrozoodpornych roślin, które rosną w Himalajach, Japonii czy Południowej Ameryce, które nie wyglądają na takie, które mogłyby przetrwać w naszych klimacie, ale to tylko pozór. Palmy pochodzące z Himalajów radzą sobie doskonale u nas, tak samo istnieją mrozoodporne kaktusy i bananowce. Tym ostatnim tylko przemarzają niektóre liście i trzeba je owinąć matami, ale na wiosnę liście odrastają i nawet bananowiec wydaje owoce, dla ludzi niejadalne, ze względu na duże i liczne nasiona (banany sprzedawane w sklepach to mutanty pozbawione nasion), ale z wielką radością zajadają je ptaki.

Niektóre rośliny w takich ogrodzie trzeba chronić, szczególnie, gdy są młode, wtedy stawia się na nimi daszki, żeby deszcz na nie nie padał, lub rozkłada się maty grzewcze na ziemi, żeby nie przemarzły w najzimniejsze dni zimy. Jak mi powiedziano jest to dodatkowy koszt tysiąca złotych, ale moim zdaniem warto tyle płacić, żeby cieszyć się bajkowych ogrodem, w którym pachną śródziemnomorskie zioła i można pływać z karpiami koi.

A właśnie rybki – ojciec Michała wykopał dla swojej żony duże oczko wodne, które jak oceniłam jest wielkości mojego pokoju, czyli około 16 metrów kwadratowych. Dla dużej działki to nic. Takie oczko wodne musi być na tyle duże i głębokie, żeby mogły w nim zimować koi. Gdy stawik zamarza hibernują na dnie, w temperaturze około 4 stopni. Taka temperatura panuje w wodzie na głębokości powyżej półtora metra. Ojciec Michała wkopał się w najgłębszym miejscu na trzy metry. Takie mini jeziorko jest obsadzone roślinami, które oczyszczają wodę i po kilku tygodniach można wpuszczać karpie koi. Które są praktycznie są niekłopotliwe, bo zjadają skrzek żabi, jajeczka komarów i innych owadów oraz własne potomstwo zanim urośnie, wystarczy je tylko, co jakiś czas dokarmić. Takie oczka wodne są czasem opisywane jako ekologiczne baseny przydomowe, z którymi nie trzeba nic robić. Oczywiście nie nadają się do cieplejszych miejsc niż Polska ze względu na ameby, które mogłyby się rozwinąć, ale w naszej strefie klimatycznej są idealne. I można powiedzieć, jeśli chodzi o jakość wody, że jeśli ryby są w takim stawiku zdrowe, to ludziom też się nic nie stanie. Amazon nawet sprzedaje poradnik dla hobbistów, którzy by chcieli wykopać sobie taki stawik do pływania. Może nawet te ameby można jako jakość wytępić w cieplejszych krajach, nie wiem, w Polsce mi ta wiedza nie jest potrzebna.

Moje koleżanki z Anglistyki zaszczuły mnie za opowieści o ogrodzie rodziców Michała. Szczególnie nie spodobała im się moja opowieść o ich bananowcu. Ale co ja mogę poradzić, naprawdę bananowiec japoński jest mrozoodporny. Na dowód zdjęcia poniżej, kupiłam sobie takiego, był w wyprzedaży -70%, aż żal było nie wziąć. Dla nieznających angielskiego – „hardy” to w tym języku znaczy mrozoodporny. Zdobi już mój balkon i czeka, co z nim zrobię dalej. Może wylądować w ogrodzie, może też trafić do dużej donicy i wędrować do nieogrzewanej kuchni na czas ostrzejszych mrozów – w donicy jest mniej wytrzymały niż w gruncie.

Bardzo ładny egzemplarz przyjechał ze sklepu internetowego. A podobno roślin nikt nie sprzedaje wysyłkowo, jak próbowała mi wmówić pewna idiotka. Im głupsi ludzie tym bardziej się mądrzą. Taka jest reguła.

A przy okazji – już kolejne pokolenie obcych dla mnie idiotek, córeczek Renaty, ustawiło się, żeby po mnie dziedziczyć. Próbowały już nawet zdzierać ze mnie haracz i skłócić mnie z całą rodziną. Macie się dziwki odpierdolić. Było się uczyć! Miałybyście wtedy lepszą pracę. Jak wam mało, to pod kościół rękę wyciągać, a nie do mnie. Z was nikt nie dziedziczy.