Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

„Bo Bóg wszystko może…”

Zmarnowałam sporo czasu na próbie przekonania Ryszarda, że jest chory psychicznie. Zgodnie z regułami sztuki robi się to delikatnie, wskazując na nieprawidłowości w jego rozumowaniu, problemy z ciągiem przyczynowo-skutkowym lub gdzie jego wersja rozjeżdża się z rzeczywistością i pozwala samemu pacjentowi dojść do wniosku, że jest chory.

Robiłam to ze znajomym lekarzem z fandomu i facet stracił cierpliwość. Zaczął mówić temu idiocie wprost, że jest chory psychicznie. Ryszard poszedł w zaparte, że jest moim wujkiem, bo tak, bo wie. Renata skonfrontowana z naszą wersją, zaczęła mówić, że jeśli jest prawdą, co mówimy, to musi zobaczyć moją apostazję i dokument Misi, żeby uwierzyć, że nie nazywa się Michalina. Obiecywała, że zabije wtedy Ryszarda, bo on ją utwierdzał we wszystkich jej urojeniach. Zamierzam wszystko pokazać przed moją prelekcją – wszak dobra sztuka prezentowania zakłada, że najpierw prelegent przedstawia siebie i tłumaczy, dlaczego jest się odpowiednią osobą, żeby mówić o danym temacie.

Rozmowa z Ryszardem za to wyglądała zupełnie inaczej. Zgodził się ze mną, że do momentu kiedy skończyłam dziewięć lat życia i moja katechetka mu o mnie nie powiedziała, zupełnie nic o mnie nie wiedział, ani nie myślał. Skonfrontowałam go z jego twierdzeniem, że trzymał mnie do chrztu w Gdańsku. Sądziłam, że wyciągnie właściwe wnioski i zrozumie, że to urojenie, ale zamiast tego zaczął bełkotać, że Bóg mu to odsłonił. I że Bóg wszystko może. Czyli jak rozumiem zmienić rzeczywistość i przeszłość. I jak stwierdziła jego żona – ja mam się dostosować, bo jest moim chrzestnym i nie obchodzi jej, co jest w dokumentach. No z takim brakiem logiki nie będę dyskutować.

No cóż, państwo z Gdańska to jednak do więzienia w takiej sytuacji, a nie do wariatkowa, bo nie ma szans na ich współpracę, a Prokurator – z tego co wiem – już się wkurwił liczbą ludzi, których zaszczuli i ofiarami śmiertelnymi wywołanego przez nich syndromu sztokholmskiego.

Ładni mi healerzy. Jak zwykle w Kościele Rzymsko-Katolickim wszystko jest na opak, wariaci są nazywani świętymi, a mordercy są określani jako uzdrowiciele. A ludzie, którzy powinni być najmniej godni szacunku czy zaufania są ukochanym źródłem fejków i „diagnoz” pisowsko-katolickich lekarzy.

Solidarność

Wychodzę ze związku zawodowego. Muszę, bo żadna ze spraw, które wnosiłam, nie okazała się być na tyle ważna, żeby którakolwiek z przewodniczących naszego koła się tym zajęła. Szczególnie mam na myśli zaszczucie mnie i kilku innych osób przez schizofreników, którzy nękali mnie w pracy. Jakby bezpieczne miejsce pracy nie było czymś, czym powinna była zająć się Solidarność.

Było jeszcze gorzej. Jedna z koleżanek widząc mnie i słysząc moje prośby, żeby wytłumaczyć tym ludziom, że naprawdę jestem anglistką, która tam pracuje, a nie schizofreniczką, która się podszywa pod lektorkę, zaczęła się śmiać i odwróciła się bez słowa. Schizofrenik i jego pomocnicy czy raczej wyznawcy (bo wśród katolików już uchodzi za świętego) uznali to za potwierdzenie słów schizofreniczki Renaty, że jestem kimś, kto się podszywa pod kogoś innego. Dla tych ludzi ona tam pracuje, chociaż w rzeczywistości jest wariatką, która nielegalnie pobrała klucze i zakłóciła pracę naszej instytucji. Przypomnę, że nie ma nawet matury, bo choroba nie pozwoliła jej się uczyć. Przychodziła na Anglistykę mnie nękać, a nie tam studiować. Miała wtedy wywołane zawiścią ostre urojenia, że ona tam studiuje. W efekcie ci ludzie mnie zakatowali w przekonaniu, że jest tak jak im powiedziała schizofreniczka Renata. Są tak samo żałośni jak ona.

To był znowu klasyczny numer tej schizofreniczki (inni nie są aż tak bezczelni jak ona), czyli udawanie mnie i mówienie otoczeniu, że nie mam żadnego wykształcenia i nic nigdy nie napisałam, ani nigdy nie miałam żadnego powodzenia u mężczyzn.

Napisałam już odpowiednie pismo z rezygnacją i zanoszę je po weekendzie.

Poprawna diagnostyka

Jedną z zasad w psychiatrii jest, że nie gania się za ludźmi, szczególnie zdrowymi, wmawiając im chorobę psychiczną, ponieważ ma to katastrofalne skutki dla psychiki tych osób. Trzeba też pamiętać, że jest cała masa różnych symptomów, które można łatwo pomylić z chorobą psychiczną i bardzo dużo rzeczy trzeba wykluczyć, zanim będzie się miało pewność. Jeśli chodzi o Ryszarda i Renatę, jest pewność, rozmawiałam z nimi w towarzystwie Pana Profesora Psychiatry i wykluczyliśmy wszystko, co tylko mnie jako kulturoznawcy i pedagogowi przyszło do głowy, a co mogło zakłócić diagnozę. Co do Rafała mamy różne zdania, ja myślę, że wariat (bo zdrowy człowiek nie realizuje chorych scenariuszy schizofreników), Pan Profesor, że tylko głupi.

Jeśli zaczniemy terroryzować wariata, żeby się leczył, straci się z nim poprawny kontakt i nie ma szansy na dobrowolne leczenie, a narzucanie komuś leczenia jest niezgodne z prawem. Dodatkowo zaszczuty tak chory może się zabić. Profesjonalista nie powinien tego robić. Oczywiście, jeśli mamy problem z nękającym kogoś schizofrenikiem, warto go wyśmiać i publicznie nazwać osobą chorą, dzięki czemu można się od niego uwolnić, bo w popłochu ucieka. Psychiatra też czasem tak się musi ratować, sama też tak zrobiłam, nie będąc psychiatrą, zresztą Pan Profesor sam mi to doradził. Za to spotkały mnie reperkusje, bo wariaci razem ze swoimi przystawkami rzucili się mnie mordować.

To co napisałam powyżej jest nie jest przesadą. Nie tylko musiałam odganiać schizofreniczkę od siebie, ale też musiałam znosić niezasłużone nękanie i wmawianie choroby psychicznej, ponieważ schizofrenik Ryszard przekonał pewnych lekarzy, że jest moim opiekunem (prawnym!), a Renata ofiarą. I to nie byle jacy lekarze – pewien profesjonalny psychiatra (pomińmy specjalizację drugiego) radośnie dołączył do gangu schizofrenika Ryszarda, święcie będąc przekonanym, że Ryszard jest moim wujkiem oraz chrzestnym. A więc nie, przypominam jeszcze raz, nie jest. Oraz nigdy nie ma taki lekarz prawa kogoś nachodzić w pracy, czy nękać rozmowami telefonicznymi, do których byłam zmuszona, a w czasie których wmawiał mi, że jestem chora, a przede wszystkim niebezpieczna. Ja, niebezpieczna? Najgroźniejsza rzecz, do jakiej się mogę posunąć, to pisanie tego bloga.

Ale jeśli różni wariaci (a bardzo lubią to robić) ganiają za osobą zdrową, która ma ten pech, że jest obiektem ich urojeń i nie chce przyznać, że mówią prawdę, należy ich czym prędzej powstrzymać, a nie cieszyć się, że ma się haka na nielubianą koleżankę, której nie chce się być za nic wdzięcznym. Osoba, która się do takich wariatów przyłączy, może liczyć na to, że w życiu nie odzyska czyjejś przyjaźni czy zaufania.

Konsekwencjami zaszczucia kogoś, jako osoby chorej psychicznie – szczególnie, jeśli ofiara jest zdrowa i jest nękana przez gwałcicieli, co wcale nie jest tak rzadkie – są takie problemy psychicznie, że wychodzi się z nich latami. Nie należy takiej osoby zastraszać, ani jej wmawiać, że nic się jej nie stało, a jej oprawcy to jej najlepsi przyjaciele, albo może nawet ukochany mąż. Może nawet w to uwierzyć z powodu syndromu sztokholmskiego, ale oznacza to zniszczenie życia tej osobie do końca. Owszem chodzi do pracy, myśli latami to, co narzucili jej oprawcy, ale jest nakręcaną marionetką, która nie robi tego, co chce.

Zupełnie jak w tej piosence Alice’a Coopera, z tą różnicą, że to pewne małżeństwo z Gdańska – nie będąc moimi rodzicami – byli analogiem oprawców dziecka z tekstu piosenki, ludźmi którzy zabili dziecku psychikę, a nie moi rodzice…

Przeprosiny

Reasumujmy – od wczesnych lat podstawówki jestem prześladowana przez schizofreników, czyli przez kogoś, kto udaje „moją najlepszą przyjaciółkę”, jej brata ciotecznego (mniejsza o to, czy jest schizofrenikiem, w najlepszym przypadku chodzi na pasku dwóch schizofreników, więc wszystko co robi pozwala uważać go za chorego, bo realizuje ich pomysły), co do którego ludzie mają urojenia, że jest moim „mężem”, oraz tak zwanego „chrzestnego”, który w życiu mnie nie widział do momentu, kiedy skończyłam dziewięć lat, za to ma bogate urojone życie.

Cały ten gang z przystawkami prześladuje mnie od dziewiątego roku życia, opowiadając wszędzie bzdury i próbując zrealizować swoje schizofreniczne plany wobec mojej osoby. Za to mnie wszędzie przedstawiają jako osobę chorą, którą niby się „opiekują”.

Dałam już sobie z nimi radę w mojej pracy, gdy moja nowa koleżanka zaprzyjaźniła się z moimi prześladowcami, a gdy próbowałam jej wytłumaczyć, kim są, zostałam oskarżona o chorobę psychiczną (a w ten sposób można komuś ostro zdestabilizować psychikę), zaszczuta z użyciem innych osób oraz pomówiona.

Gdy próbowałam się ratować i mówić ludziom, że powinno się wyrzucić tych schizofreników z budynku, znowu się „zaopiekowała” sprawą. Rozpowiedziała, że mój były facet to jest właśnie ten schizofrenik, którego trzeba wyrzucić, doprowadziła do jego wyrzucenia. A potem wszystkim rozpowiedziała, że jeden ze schizofreników, to mój „mąż”, inny „chrzestny” i „wujek”, a schizofreniczka to „moja najlepsza przyjaciółką”. Bez jakiejkolwiek weryfikacji ze mną, chociaż ją wcześniej o to prosiłam i ostrzegałam, że mam problemy z wariatami od dziecka.

Nie, oczywiście stwierdziła, że sama będzie decydować, kto jest kim dla mnie. Jest to tak dziwne zachowanie, że brak mi słów.

Po czym zaczęła żądać ode mnie przeprosin. Skończy się to w sądzie, oczywiście, bo „ukradła mi w ten sposób życie”. A mówiąc dokładniej, pozwoliła, żeby mnie schizofrenicy zniszczyli mnie do końca, bo zawsze probują zmusić mnie do przyznania, że ich urojenia są prawdą. Zastraszeniam i traumą wywołali syndrom sztokholmski, gdy już mnie jeden z byłych, zaczął wyciągać z poprzedniego syndromu (bo zrobili mi to samo na Anglistyce) i zaczęłam odzyskiwać pamięć. Straciłam możliwość ułożenia sobie życia, twórczej pracy, straciłam też szczęście. Już nigdy po takiej traumie nie będę w pełni szczęśliwa i nie będę potrafiła ufać ludziom.

Żadnych przeprosin ode mnie oczywiście nie dostanie, jeśli chce się wybielać dalej i mnie zastraszać, to niech mnie pozwie. Ja ją pozwę na pewno, ale kilka osób prosiło, żeby na nie poczekać, bo też mają do niej sprawę i chcą to zrobić sądownie. Widzieć się z nimi będę najprawdopodobniej w lipcu na Polconie.

Mam nadzieję, że do tego czasu będzie cisza i spokój. Bo wszystko jest jej winą, nie moją.

Mam nadzieję, że jest to też ostrzeżenia dla innych, żeby nie wierzyli wariatom i nie robili kariery w taki sposób. Bo jak ktoś mi bliski skomentował to co się stało, wspięła się po moim trupie.

Koniec

A jak zakończyła się afera w mojej pracy ze schizofrenikami? Moim zdaniem się nie zakończyła, tylko trwa. Ale jakby nie było, po moich gwałtownych protestach i ustaleniu, że to nie są moi przyjaciele ani bliscy, Najwyższy Szef uznał, że nie ma sprawy, bo mi się nic nie stało, i mogę sobie co najwyżej skarżyć w pozwie cywilnym moją koleżankę, która okłamała wszystkich na temat, kim są ci ludzie, bo czerpała wiedzę z opowieści schizofrenika. I rozmowa z nimi mi nie zaszkodziła. Bo przecież rozmowa nie szkodzi i jest ogólnie git. I jeszcze najlepszym pomysłem było poprowadzenie z prawnikiem z miejsca pracy śledztwa i zmuszenie mnie do rozmowy prześladowcami, żeby ustalić, kim są. A raczej udowodnić, że jednak to mój mąż i mój wuj, a nie schizofrenicy, bo znowu nikt mi nie wierzył, że wiem lepiej, kim są moi prześladowcy.. Kurwa, jakby telefon do mojej prawdziwej siostry czy siostrzenicy nie wystarczył, a w każdym miejscu pracy Kadry mają odpowiednie kontakty. Przypominałam o nich.

Nie mówiąc o tym, że schizofrenicy, jako osoby nieuczące się i niepracujące, tylko zakłócające nam pracę, powinni byli być na pierwszą moją wzmiankę, że tak trzeba zrobić, wyrzucani za drzwi. Przestaliby przychodzić.

Zaszkodziły mi te rozmowy bardzo i już wtedy, nie mówiąc o tym, co się działo później. Najbardziej zaszkodziło, że nikt, nawet Najwyższy Szef nie uznał za wskazane wyprosić z budynku wariatów, ani poinformować zatrudnionych ludzi, że nie należy im wierzyć. Postawa była, to pani sobie sama porozmawia z koleżanką. Jasne, z tą samą, która mnie brutalnie oskarżyła o chorobę psychiczną, bo przeczyłam słowom schizofreniczki, co skończyło się moimi problemami z pamięcią i unikaniem konfrontacji? Ja z nią nie rozmawiam, jeśli nie muszę, bo to za duży stres. Zrobienie z niej jeszcze mojej kierowniczki, to już było ostateczne uderzenie w moją psychikę. Boję się tej kobiety i mam stany lękowe, nie mówiąc o zaburzeniach pamięci.

Same protesty nie wystarczyły, żeby usuwać schizofreników z budynku mojej pracy. Przyłazili jeszcze długo i zakatowali mnie psychicznie do końca. Pomógł dopiero wkurw Policji i bezpośrednie jej polecenie, żeby ochrona wyrzucała prześladujących mnie chorych psychicznie z mojego miejsca pracy.

Bardzo nie dziękuję mojemu miejscu pracy i zatrudnionym tam decyzyjnym osobom za zmarnowanie mi kluczowych osiemnastu lat życia. Jesteście odpowiedzialni nie tylko za mój uszczerbek na zdrowiu, zmarnowaną karierę ale też za nieistnienie mojego życia osobistego. Ponieważ człowiek z syndromem sztokholmskim zachowuje się jak nakręcona marionetka i robi tylko to co musi, czyli chodzi do pracy, ale słuchając się prześladowcy ucieka przed wszystkim innym. I spędza bezproduktywne lata w lęku. Postanowiłam się przestać was bać.

Mam nadzieję, uwolnić się od was szybko i skutecznie. A najpierw uwolnię się od Solidarności, która nic nie zrobiła, żeby mnie chronić w moim miejscu pracy przed wariatami.

Tak umierają związkowe ideały.

Incepcja

Schizofrenika nie należy przesłuchiwać, jeśli chce się poznać prawdę, chyba że zacznie brać leki. Ma urojenia nie tylko sam z siebie, ale też można łatwo wpłynąć na treść tych urojeń, a nawet zmusić, żeby przyznał się do morderstwa. Zrobiłam taki numer Ryszardowi. Wystarczyło kilka minut i zaczął mi opowiadać o tym, jak udusił dziecko. Właśnie takie osoby przyznawały się do czarów i spółkowania z diabłem, więc w efekcie płonęły na stosach.

Dokładnie to samo zrobiła mu zakonnica, która uczyła mnie religii. Zasugerowała Ryszardowi, że niby potrzebny mi jest opiekun, bo chciała, żeby ponownie mnie ktoś ochrzcił. Wystarczyło niewiele i schizofrenik zaczął swoje jazdy na mój temat. Później Ryszard i zakonnica razem – z tego co słyszałam – poszli do biskupa i przedstawili mu wszystkie swoje urojenia na mój temat. Mam to szczęście, że byłam ochrzczona, chociaż zawsze myślałam, że przyniosło mi to pecha, więc mogę udowodnić, że nie byłam chrzczona w Gdańsku, jak upiera się Ryszard.

Kierowana chęcią zemsty na prześladującej mnie schizofreniczce Renacie przesłuchałam również Ryszarda na temat jej stosunków z Nyczem. Razem zrobiliśmy z niej wieloletnią kurwę, która go obsługiwała odkąd skończyła dziesięć lat. Zostałam nawet poinstruowana, jak wygląda katolickie pełne modlitw kurwienie się i że dlatego Nycz jej odpuszcza grzechy, bo ją boli w czasie posuwania jej, bo jest uczciwa i się modli w czasie seksu, „bo to nie jest seks, tylko modlitwa i jej wolno, a tobie nie wolno.” A jak ktoś ma przyjemność, to jest kurwa. Zaznaczę, że to jest nauka Ryszarda, nie moja. Ja mówię, że jeśli boli, to facet coś źle robi. i nie należy się modlić. A jak gość nie wie, co robić, to ma zapytać.

Przypomniałam sobie tę rozmowę niedawno, więc muszę napisać dementi – wszystkie moje zapiski o tym, że Nycz korzystał z usług dziecięcej prostytutki Renaty są wzięte z majaczeń osoby chorej psychicznie. Niestety z powodu zaszczucia i syndromu sztokholmskiego uwierzyłam schizofrenikowi i wcześniejsze wpisy powstały w takiej formie, w jakiej powstały. Ale nie uważam, że muszę przepraszać, bo potraktowano mnie jeszcze gorzej i nikt – również Nycz – nie chciał przyjąć do wiadomości, że wystosowane wobec mnie zarzuty pochodzą z głębin chorej jaźni Ryszarda i Renaty. Oraz psychicznie chorej zakonnicy.

Nie tylko Kościół, ale też przestępcy wykorzystują ludzi chorych psychicznych. Najczęściej po to, aby ich ograbić z majątku, ale wykorzystywanie schizofreników, żeby zaszczuć kogoś, kto śmie krytykować zakonnicę lub był ofiarą pedofilskiego gwałtu(1), to wyczyn, o jakim chyba nikt wcześniej nie słyszał. Muszę dodać, że zainteresowała się mną już na serio, gdy dzieci z mojej szkoły doniosły jej, że zostałam zgwałcona. Wtedy zaczęło się zaszczuwanie na dobre i postanowiła ze mnie zrobić swoją niewolnicę, bo uznała, że zgwałcone dziecko jest grzesznicą i musi odpokutować w jej klasztorze i pod jej nadzorem. Uznała, że gwałt może spotkać tylko kogoś, kto nie został ochrzczony, albo gwałt zniósł chrzest. I w ogóle to dziecko lub kobieta gwałci, bo kusi.(2) Z całą pewnością też była chora psychicznie, nie tylko Ryszard.

Skandalem jest, że takie osoby są nadal uważane za wiarygodne przez hierarchów tego Kościoła. Mam nadzieję, że ten Kościół padnie jak najszybciej i przejdzie do historii, gdzie jego miejsce.

Jedynym tutaj gwałcicielem i pedofilem był ojciec Renaty, a nie mój.

I w tę historię władowała się moja narcystyczna koleżanka, która nie chciała mi uwierzyć, że rozmawia z prześladującymi mnie wariatami i że ja sama lepiej od niej wiem, kto jest kim. Córka lekarza nie powinna być aż tak głupia i wierzyć, że osoby schizofreniczne są godne zaufania.

Ostrzegałam, prawda?

⛧⛧⛧

(1) Wedle słów Renaty pedofilski miał miejsce, ponieważ zawistna schizofreniczka poprosiła o zgwałcenie mnie swojego ojca-schizofrenika, bo chciała mnie zniszczyć z zazdrości o moje pływackie osiągnięcia. W ten sposób prokurowali sobie „dowód” na to, że ich urojenia na temat mojego domniemanego „prostytuowania się” są prawdziwe. Jak Renata – „bo ty jesteś kurwa, a ja nie i to mnie wszyscy kochają, nie wiem, dlaczego mi wszystkiego nie oddasz i nie zdechniesz, bo ja chcę mieć wszystko. I pływanie, i wszystko, i nie wiem, dlaczego nie możesz mi tego oddać”. Co ja mogę na to powiedzieć? Chyba tylko jedno, było się leczyć, kurwo!

(2) Nie będę nigdy przepraszać tych biednych mężczyzn, których „zgwałciła” moja uroda. Nie uważam tego za swoją winę. Takie „nauki” kościelne naprawdę można wyrzucić do kosza i napiętnować jako próbę zaszczucia dziecka, które i tak już wariaci dosyć zakatowali. (Ale uwaga, to dziecko teraz ma zamiar przestać uciekać i ich wszystkich z waszą pomocą chce zajebać.)

Public Relations

Poznałam Piotra na jednym z konwentów jeszcze w latach osiemdziesiątych, gdy byłam licealistką. Gdy zaczęliśmy się spotykać na początku moich studiów, ostrzegł mnie, że nie powinnam nigdy zostawać nauczycielką, bo mnie zniszczą. Wiedział, jaki mechanizm za tym stał, bo ojciec Piotra uratował jego anglistkę, która była była sekowana przez koleżanki. Wszystko przed czym mnie ostrzegał okazało się prawdą.

Był to klasyczny przypadek z podręcznika kryminologa – czyli schizofrenik przychodzący do pracy i szczujący na swoją ofiarę jej współpracowników i robiący z niej osobę chorą psychicznie. Koleżeństwo zaczęło ją leczyć pod jego dyktando i praktycznie ją ubezwłasnowolniło, uważając, że mają prawo za nią decydować, z kim ma być. Uważano, że jako osoba chora i głupia, skoro nie chciała tak wspaniałego mężczyzny, nie zasługuje na awans. A przede wszystkim kierowano się sympatią lub antypatią. Na całe szczęście uratowano kobietę, chociaż zajęło to bardzo dużo czasu, bo wystąpił u mniej syndrom sztokholmski, a więc po zmianie pracy odżyła.

Piotr nie spodziewał się jednak, że oprócz schizofreniczki (której później nie rozpoznał, tylko uwierzył jej, że jest moją przyjaciółką) poluje na mnie dodatkowo jej równie schizofreniczny – sądząc po wypowiedziach i tym, co robi – cioteczny brat wraz z wariatem Ryszardem i jego przystawkami. Piszę, że oboje są schizofrenikami, chociaż Rafał upiera się, że jest zdrowy. Nie wierzcie temu, bo człowiek zdrowy nie zachowuje się tak jak on. Chyba, że jest imbecylem, którym kierują schizofrenik Ryszard i schizofreniczka Renata, a on im szczerze wierzy w każde słowo i urojenie – czyli, że Renata mnie „zna”, a Ryszard jest moim chrzestnym. Najzabawniejsze jest, że wie, że jego cioteczna siostra jest chora, ale nie rozumie, jakie są tego konsekwencje i upiera się, że jest wiarygodna. Jeżeli chodzi o mnie, myślę, że skurwysyn ma w dupie, jaka jest prawda, tylko chce dokończyć bullying z podstawówki i doprowadzić do mojego samobójstwa, więc nic więcej go nie obchodzi. A bełkot, że Renata „mnie zna” służy mu za wymówkę. Z jednym schizofrenikiem sobie bym poradziła, ale z jego siostrą cioteczną i narcystyczną idiotką, która postanowiła wbrew faktom uwierzyć we wszystkie urojenia Renaty oraz Ryszarda, już nie miałam szans. Idiotka ręczyła wszędzie w mojej pracy za trójkę moich prześladowców i – bazując na tym, co widziałam i co mi powiedziano – okłamała ochronę oraz Najwyższego Szefa, co to tego kim są. Dlatego mogli swobodnie zamordować moją psychikę.

Jako dziecko i studentka chciałam zostać dziennikarką. Piotr zaczął mnie namawiać na Public Relations i pożyczył podręcznik komunikacji społecznej wraz z innymi pozycjami związananymi z psychologią. Gdyby nie ataki schizofreników na mnie i rany psychiczne, miałabym pewnie już od dawna wydawnictwo.

Z dawnych lektur na temat komunikacji społecznej pamiętam jedno zalecenie dotyczące sytuacji, gdy schizofrenik lub psychopata oplecie człowieka siatką kłamstw i wszystkich zwróci przeciwko swojej ofierze. Robi się ze sprawy prywatnej sprawę publiczną i próbuje dotrzeć do tak dużej ilości osób, jak tylko to możliwe. Mówi się wszystko, nie pozostawiając żadnych niedopowiedzeń, bo człowiek ma prawo do obrony. Nie mam obowiązku dać się zabić, tylko dlatego że schizofrenik tak sobie życzy. Prawda zawsze zwycięża, a kłamca musi iść precz.

Mam nadzieję, że przynajmniej oczyszczę atmosferę w fandomie i będę mogła się bezpiecznie pokazać w czasie warszawskiego konwentu. Nie tylko ja zostałam zniszczona przez tę wariatkę z mojej podstawówki, moja przyjaciółka Anna też przeszła piekło, tylko dlatego że Renata jest zawistną pizdą, która się nie chciała leczyć. Anna też była bezpodstawnie oskarżana o plagiat i nasłano na nią „uzdrowiciela” Ryszarda z resztą gangu. Przeszła podobny proces i pranie mózgu jak ja i z tego, co słyszałam od wspólnych przyjaciół, nadal jej stan nie jest dobry i doznała równie poważnych szkód na zdrowiu psychicznym i walczy z zastraszeniem. Mam nadzieję, że też będzie chroniona.

Zawistna Renata próbowała mnie zwrócić przeciwko Annie, ale dowiedziałam się, jaka jest prawda. Nie wierzcie pomówieniom Renaty i Rafała, Anna jest atakowana za niewinność, tak samo jak ja. Ci schizofrenicy walczą z nami obiema w taki sam sposób. Ale cokolwiek zrobi Renata, nie będzie kimś z wyższym wykształceniem, czy pisarką, skoro nie pisze, ani nikim z wyższych sfer. Tłumaczką też nie będzie. Może dobiłaby do klasy średniej, gdyby się leczyła, ale nie cofnie czasu i już zawsze pozostanie osobą z półświatka, nie ważne jak bardzo Nycz będzie zakłamywał dla niej rzeczywistość. A robi to, bo według narracji kościelnej Renata miała przyjąć moją przysięgę, że pójdę do Kościoła, więc jako osoba, która „nawróciła” upadłą „grzesznicę” (w oczach Kościoła zgwałcona dziewięciolatka jest grzeszna) jest pewną kandydatką do wyniesienia na ołtarze, czyli inaczej – bo nie wszyscy znają Church-speak – ma zostać świętą Kościoła Rzymsko-Katolickiego.

I zapowiadam, że jest to pierwszy etap upublicznienia tej sprawy. Blog wystarczy na początek, ale będzie też kontynuacja w innych mediach, bo są granice prostactwa i chamstwa.

Pigułki

Jakiś czas temu rozmawiałam z profesorem psychiatrą, którego poznałam prywatnie na początku lat dziewięćdziesiątych i zapewniał mnie, że lekarz pierwszego kontaktu bez problemu powinien mi wypisać Hydroksyzynę. Czyli jeden ze słabszych środków uspokajających, który nie powoduje uzależnienia, a podawać go można i dzieciom.

O, panie! Praktyka rozmija się z teorią, a o niedouczeniu lekarzy książkę można napisać. Oczywiście, że usłyszałam po poinformowaniu, że mam problem ze schizofrenikiem, który mnie nachodzi w pracy, że mam iść do psychiatry. Tak samo zostałam potraktowana po poinformowaniu, że padłam ofiarą przemocy seksualnej.

Pomińmy już kwestię, że lekarze pierwszego kontaktu działający w ten sposób niepotrzebnie wydłużają kolejki do specjalisty, który powinien zajmować się bardziej skomplikowanymi sprawami, czyli przede wszystkim ludźmi rzeczywiście chorymi. Ofiarom zaszczucia przez schizofrenika lub ofiarom gwałtu nie wolno sugerować, że są chore psychicznie, to jest błąd w sztuce, który może kosztować je życie, bo i tak są bardzo kruche. Przez taki błąd bardzo długo wychodziłam z syndromu sztokholmskiego.

Nikomu nie wolno wmawiać choroby psychicznej, szczególnie ścigając bez wytchnienia przez kilka miesięcy. Jest to sposób na zniszczenie psychiki, wywołanie problemów i konsekwencje są przerażające, szczególnie jeśli osoba, której coś takiego się wmawia, ma na karku gwałciciela i schizofrenika w jednej osobie, który próbuje ją dobić rozgłaszając wszem i wobec, że jego ofiara jest chora psychicznie. Nie wolno w takiej chwili pomagać wariatom zaszczuć ich ofiarę.

Schizofrenicy się nie leczą, to jest podstawowa zasada. Szczególnie ten typ jaki prezentuje Renata. Jej ojciec został w więzieniu – chyba domyślacie się za co go wsadzili – zmuszony do leczenia, ale po wyjściu z niego (a wypuszczono go, bo okazał się być chory, nie było żadnej pomyłki, czy fałszywego oskarżenia) od razu przestał brać leki. Renata zaś z góry zapowiedziała, że nawet jeśli zmusi się ją do leczenia, to zrobi tak jak on i przerwie lekoterapię, gdy tylko ktoś przestanie ją kontrolować.

Oboje zawsze byli krańcowo niegodni zaufania.

Blondyni

Jedną z prawd o moim życiu jest, że nigdy się nie spotykałam z kimś, kto nie byłby blondynem. Jest to dobrze znany fakt, chociaż nie będę się posuwać do stwierdzenia, że jeden z moich znajomych z tego powodu rozjaśnił znacznie włosy.

Zatem całkowicie niemożliwe jest, żebym kiedykolwiek była związana z Rafałem, nędznym magazynierem z Biedronki, a raczej ex-magazynierem, bo zapewniał, że jeśli go wyrzucą za opowiadanie kłamstw o mnie, to Nycz mu da pracę w Kurii. Dla mnie może i u nuncjusza ten brunet kible czyścić. Nic mnie to nie obchodzi.

A za co Rafał miał być wyrzucony z Biedronki? Za to samo, co zrobiła w Zarze jego cioteczna siostra. Czyli wmawianie ludziom, że przychodzę tam kraść i jestem kurwą. Kiedy nadał na mnie w pracy ze swoim gangiem, próbował mi narzucić swoje „zasady”. Których oczywiście nie przyjęłam, tylko poszłam do mojej najbliższej Biedronki w krótkich spodenkach. Potem już og tam nie widziałam. Powodzenia w Kurii mu życzę, pewnie tam zarobi, bo jak Renata nie odrzuci pewnie propozycji dostania pieniędzy za seks.

A o co tej dwójce w ogóle chodzi? Przyczepili się do mnie już w podstawówce, bo żałosna Renata, nie mogła się pogodzić z tym, że byłam dzieckiem z dużą szansą na karierę pływacką. Oczywiście stałam się sednem urojeń Renaty oraz jej kuzyna. Postanowili mnie zaszczuć na śmierć. W czym zaczął im pomagać ojciec Renaty. Wszystko żeby tylko zrobić przyjemność Renacie, żeby jej nie bolało, że ktoś ma jakieś sukcesy. Bo jako schizofreniczka jest bardzo o wszystko zawistna.

Od tamtej pory ona i jej gang robi wszystko, żeby mi nic w życiu nie wyszło. I tylko się zastanawiają, dlaczego jeszcze się nie zabiłam, bo pewnie już były o to w ich gronie zakłady. A wszystko z zemsty, że jako ośmiolatka odmówiłam zostania kurewką tej bandy idiotów, którym przewodzi zawistna schizofreniczka.

Chyba, że uwierzymy w ich opowieść, że rzeczywiście nie wiedzą, z kim zaczęli wtedy, bo uwierzyli schizofreniczce, że jestem kimś ze slamsów i niczego nie potrafię. Nic nie poradzę, że potrafię sporo, a zawistna kurwa nic nie potrafi.

Możliwe, że jest jakieś ziaren prawdo w tej wersji, wedle której padłam ofiarą bulllyingu tylko dlatego, że schizofrenia Renaty wyselekcjonowała mnie na chybił-trafił z tłumu na korytarzu szkolnym, co może być prawdą, bo nic o mnie nie wiedzą, a ona i jej gang nie chcą zaprzestać prześladowania mnie, bo wierzą, kierując się urojeniami Renaty, że Renata zasługuje na wszystko, a ja na nic. Bo tak. Bo schizofreniczka chce wszystkiego, co ja mam. Tylko że w odróżnieniu od Renaty do wszystkiego doszłam własną pracą, a nie złodziejstwem, kurestwem i kłamstwem.

Nie znam tej schizofreniczki, chociaż lubi się podawać, za przyjaciółkę „prawdziwej Małgorzaty Wieczorek”, jednocześnie wskazując palcem w czasie konwentów na mnie jako kogoś, kto jest kurwą i się podszywa pod „prawdziwą Małgorzatę Wieczorek”. Podobnie mówiła, że zna „prawdziwą pływaczkę”, a ja miałam nie umieć pływać. Ale na jej nieszczęście w czasie Nordconu wiele osób widziało, jak uczyłam swoją siostrzenicę pływać. Furię Renaty też wywołało, że nauczyłam się jeździć na łyżwach… Nic nie poradzę, że ta pizda naprawdę nic nie potrafi.

No coż, kto jej słucha bezkrytycznie, sam sobie szkodzi.

Leczcie te schizofreniczne dzieci, do jasnej cholery. Prawo rodzicielskie powinno być ograniczone w takiej sytuacji, a taka mała tępa dziwka jak Renata, odebrania schizofrenikowi i leczona przymusem. Wiele osobom uratowałoby to życie.

Już na to za późno, więc pewnie trzeba ją wyrzucić z jakiejś naszej imprezy z bratem, do którego nie dociera, co to choroba psychiczna i upiera się, że Renata mnie zna i mówi prawdę,(1) żeby zrozumiała, czego jej nie wolno robić, a potrzeba zdecydowanych ruchów, bo to tępe bydle. A nie wolno jej się nie leczyć.

A co ja zrobię? Pewnie jak zwykle robię, gdy już wyjdę z dołka, zacznę się spotykać z jakimś blondynem.

⛧⛧⛧

(1) Renata go konsekwentnie okłamuje, twierdząc, że nie tylko jestem zawodową protytutką, ale też imbecylem bez jakiegokolwiek wykształcenia. W związku z tym idiota ex-magazynier z Biedronki (obecnie nie wiem na sto procent skąd i mnie to nie obchodzi) upiera się, że jego końskie zaloty czynią mi zaszczyt. Autentycznie uważa, że stoi na drabinie społecznej wyżej ode mnie. Cały czas ten kutas zastanawia się „skąd mam pieniądze” i dochodzi do wniosku, że to jednak z kurwienia się, a nie dzięki mojemu dyplomowi oraz ciężkiej pracy, szczególnie biorąc pod uwagę, jakie dodatkowe obciążenie psychiczne mi dowalił ze swoją kuzynką i jakie akcje organizowali na Anglistyce, a mieli już nadzieję, że udało im się sprawić, że wyrzucono mnie ze studiów. Bo na to też miałam nie zasługiwać. Mam nadzieję, że moi przyjaciele wytrzepią z niego to złudzenie i wykopią za drzwi Polconu.