Wśród przedmiotów, które zaliczyłam podczas studiów był tez marketing polityczny. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego Nycz nie chce mi dać spokoju. Upiera się, że muszę z nim współpracować. Moja odmowa oznacza jego kontrofensywę oszczerstw, także w fandomie, więc bądźcie na to to przygotowani. Uważa, że złamie mnie w ten sposób, bo zrozumiem, że pisać mogę tylko wtedy, gdy grzecznie robię to, co mi poleci. Myli się w tym, bo już dawno temu praktycznie zerwałam z pisaniem i odeszłam z fandomu z powodu zaszczucia przez Nycza i jego schizofreników (oraz z powodu zakochanych w nich idiotek oraz idiotów, któ zaszczuli mnie miejscach, do których Nycz nie miał wstępu – powtarzam, nikt z nich nigdy się ze mną nie przyjaźni). Jeżeli coś napisałam (szczególnie tekst, którym wygrałam konkurs) to miało to miejsce na prośbę Piotra. Powieść napisałam zaś na prośbę Adama. Spełniam życzenia ludzi, których lubię, a nie szajki związanej z Nyczem. Obecność w fandomie, szczególnie warszawskim, mnie nie interesuje.
Dla Nycza i jego środowiska nie istnieje odpowiedź odmowna. Gdy nie chciałam rozmawiać z jednym z jego polityków, stworzyli dla mnie wyszukaną fikcję wedle której był całkowicie niezależny i kontaktował się z Policją, donosząc między innymi na Nycza. Moje źródła poinformowały mnie, że łgał. Nadal nie za bardzo chciałam z nim rozmawiać, ale i tak wciągnął mnie w swoją grę i wyciągnął szereg rad, co ma robić w różnych sytuacjach. Nigdy świadomie nie chciałam być jego spin doctorem.
Nie chcę podawać nazwiska, ale jest mi bardzo nieprzyjemnie z powodu, w jaki zostałam potraktowana. Mam nadzieję, że nikt z moich znajomych nie uwierzy, że jest to ktoś z mojego kręgu znajomych. Nie chcę z tym człowiekiem rozmawiać i nie chcę z nim być kojarzona.
Aleksandretty to niezbyt duże papugi, które można czasem spotkać w Europejskich krajach, chociaż nie pochodzą z Europy. Całe stado tych zielonych papug lata sobie po Londynie i można je przyuważyć, jak cała chmarą przysiadają na drzewach. Są to potomkowie ptaków, które albo zwiały komuś z chodowli, albo zostały przez kogoś wypuszczone. U nas też występują. Poniższe zdjęcie zostało wzięte z tego artykułu. Gniazdują i nas, chociaż nie ma ich tak wiele jak w Londynie. Są chyba jedynymi papugami na tyle wytrzymałymi i sprytnymi, że potrafią sobie dać radę w czasie naszej zimy. Inne gatunki papug też uciekają lub są bezmyślnie wypuszczane, gdy komuś się znudzą, ale nie potrafią przetrwać w naszych warunkach.
Widziałam te papugi w Londynie i nawet wrzuciłam lata temu zdjęcie na Facebooka. Nie wiem, jak to się stało, że znowu imbecyl z Opus Dei postanowił ponownie wykorzystać prawdę, żeby dorabiać mi mordę wariatki z urojeniami, bo nie mogłam papug w Londynie jego zdaniem. Nic nie poradzi skurwiel, te papugi naprawdę istnieją i wiele osób je widziało. Nie zdziwię się nawet, jeśli u kogoś pojawią się w ogrodzie, bo będzie mieć taką fanaberię i stwierdzi, że chce je w ten sposób trzymać, dostarczając im ogrzewaną w zimie budką i z pełnym wypasem. takie ptaszki bardzo pasują do ogrodu w stylu śródziemnomorskim i są ładniejsze od gołębi.
Skaryfikacja to proces przygotowywania nasion tak, aby łatwiej wykiełkowały. Z jakiś powodów trzeba nasiona niektórych gatunków trzymać jakiś czas w lodówce. Nie rozumiem tego procesu, trzymanie na przykład dziewięćdziesiąt dni nasion w zimnie wydaje mi się bez sensu chociaż pasjonaci ogrodnictwa z dużym doświadczeniem, jak rodzice Michała, przysięgali, że bez skaryfikacji się nie uda.
Wzięłam jedno nasiono jakiegoś egzotycznego drzewka (drzewa wbrew pozorom są bardzo często trzymane jako rośliny doniczkowe) i postanowiłam sprawdzić eksperymentalnie, czy jednak mi nie wzejdzie. Z jakiś powodów poszczęściło mi się i wkrótce miałam śliczną siewkę w małżeńskiej doniczce. Byłam tak zadowolona jak nigdy wcześniej.
Oczywiście do momentu, gdy się pojawiła Renata. Nigdy jej nie przedstawiłam mojej matce jako moją przyjaciółkę. Nigdy. Po prostu pewnego dnia ta schizofreniczka albo mnie wyśledziła, albo dostała mój adres od kogoś z moich studiów i pojawiła się z odwiedzinami u mojej matki, wmawiając jej, że jest moją najlepszą przyjaciółką.
Oczywiście większej bzdury nie było. Zaprotestowałam, że jej nie znam, ale już owinęła sobie moją matkę wokół palca i cały zaś utrzymywała z nią kontakt. Nie potrafiłam przekonać mojej matki, że to wariatka i że jej nie znam.
Wkrótce zaczęły się dziać rzeczy dokładnie takie jak w filmie Gaslight, w którym schizofreniczny mąż wmawia swojej żonie, że to ona jest chora psychicznie. Moja nowa roślinka zniknęła, a moja matka, gdy się zdziwiłam, że jej nie ma, zaczęła mi wmawiać problemy z pamięcią i tłumaczyć, że ją oddałam. Oczywiście był to złośliwy numer schizofreniczki, która wmówiła mojej matce, że jej tę roślinkę podarowałam. I po prostu Renata wzięła sobie roślinę z parapetu.
Jak już wcześniej napisałam, ukradła mi w podobny sposób ubrania. Czego nie mogła ukraść, to mi zniszczyła. Próbowałam protestować przeciwko tym wizytom, ale Renata nasłała na moją matkę Nycza oraz innych członków sekty, którzy zaczęli wmawiać jej, że Renata jest zdrowa i że trzeba to mnie leczyć.
Przeszłam piekło w moim własnym domu. Każde słowa, które było prawdą było podważane. Mój związek z Michałem miał być moim urojeniem. Nikt mi nie pomógł z rodziny. Miałam przed sobą narcystycznego potwora, który postanowił wierzyć tylko obcym ludziom, a nie swojemu dziecku. Głupota mojej matki oraz perfidia i złośliwość Renaty i jej sekty zniszczyła mi życie. Zabrali mi wszystko, co tylko miało dla mnie wartość. I nadal próbują ze mnie zrobić służkę i niewolnicę Renaty, żeby tylko zrobić jej przyjemność. Są tak nią zachwyceni i w niej zakochani, że nie liczy się dla nich moralność, prawda czy etyka, jedyne co chcą osiągnąć, to żeby ich. potwór był zadowolony.
Nie dociera do nich, że schizofreniczny morderca, który od dziecka morduje swoje ofiary zaszczuwając je bezlitośnie nigdy nie będzie zadowolony. Jestem obsesją Renaty i nie spocznie, jeśli nie doprowadzi do mojej śmierci. Zna ten typ ludzi z zajęć z kryminologii. Już mnie doprowadziła do kilku prób samobójczych, z których się wycofywałam. O dziwo, Rafał jest dla mnie mniej groźny, bo mnie jednak nie zabije, dopóki nie będzie mógł po mnie dziedziczyć. Renata do tego dąży od zawsze.
Policja o nich wie, ale naprawdę mamy w Polsce przepisy, które uniemożliwiają skuteczną obronę przed takimi wariatami, szczególnie gdy stworzyli sobie sektę. Żyję wbrew fatalnym szansom, jakie dają podręczniki kryminologii takim ofiarom jak ja. Zgodnie z tym, co przeczytałam w podręcznikach na temat podobnych szaleńców zawsze zaszczucie przez schizofrenika, gdy już dojdzie do amnezji, kończy się śmiercią ofiary, bo przestaje móc się skutecznie bronić. Renacie już kolejny raz prawie udało się mnie zabić. Na całe szczęście w ostaniej chwili zaczął mnie ponownie ratować ojciec Michała, który był profesorem psychiatrii oraz biegłym sądowym.
Moja własna rodzina tak samo jak w dzieciństwie i na studiach o mało mnie nie zabiła. Tylko związkowi z Michałem zawdzięczam, że żyję. Gdybym nie była z nim, to bym nie poznała jego ojce ojca naukowca, który mnie postawił na nogi popchnął na kolejne równoległe studia.
Michał i jego rodzina myśleli, że jestem z Piotrem. Piotr, że z Michałam. A tak naprawdę byłam samotna, terroryzowana i tępiona przez schizofreniczne rodzeństwo i walczyłam o to, żeby wyjść z amnezji. Mój kolejny związek też został przez sektę storpedowany i kolejny narzeczony zaszczuty jako „gwałciciel”.
Całe moje życie jest nieudane z powodu Opus Dei i kurwy Renaty. Wypraszam sobie jakiekolwiek teksty, że mam być jej za coś wdzięczna. Wiem, że żąda wdzięczności, ale jest to złośliwość schizofrenika, który pastwi się nad ofiarą. Wszystkie osoby, które jej pomagają, są też winne. Wiem, że oboje schizofrenicy lubią tworzyć sobie szpiegów i nawet jeśli sami nie kontrolują swoich ofiar, to robią to urobieni przez nich ludzie, którym się wydaje, że co najwyżej puszczają niewinne plotki. Należy takie osoby też odcinać. Niech nie karmią schizofreników, którzy wykorzystują takie plotki, żeby się uprawdopodobnić jako „bliscy przyjaciele”.
Kurwa Renata nigdy nie była moją przyjaciółką. A Rafał nigdy nie był moją miłością. Nie chodzę do miejsc, gdzie mogę ich spotkać. Opus Dei również omijam. Inni katolicy też są podejrzani.
Cierpię przez nich od dzieciństwa, byłam tylko przez krótki czas szczęśliwa z Michałam, chociaż i tak towarzyszył temu lęk i walka z sektą oraz moją głupią narcystyczną matką, która ponownie jak w dzieciństwie zniszczyła mi życie. Mam dość durnych ludzi, którzy są nasyłani przez tych wariatów i próbują mnie kontrolować, a przede wszystkim wybierać mi zawód oraz mężczyzn. Miałam szansę około dziesięć lat temu wyrwać się z uczenia, ale sekcie się to nie spodobało i zostałam – w ramach „leczenia” oraz „ratowania mnie przed wyrzuceniem z pracy” (kurwa, samo chciałam odejść, bo miałam już dosyć bezkarnych ataków sekty na mnie) – zakatowana prawie na śmierć. Z powodu lęku jaki towarzyszy syndromowi sztokholmskiemu straciłam pamięć i utknęłam w pracy, do której już całkowicie straciłam serce i której wykonywanie stało się torturą.
Od dziecka uciekam przed wariatami oraz imbecylami związanymi z Kościołem Katolickim. Pod wpływem mojej schizofrenicznej koleżanki z podstawówki „rozpoznali” u mnie chorobę psychiczną, która objawiała się głównie tym, że nie potwierdziłam ani słowa z urojeń Renaty czy Rafała na mój temat.
Nic się nie zgadzało z jej urojeniami, więc każde słowo prawdy było wzięte za dowód „choroby”, więc imbecyle bez żadnego przygotowania medycznego czy psychologicznego zaczęli mnie leczyć. I zaleczyliby mnie tak na śmierć (mam za sobą trzy próby samobójcze, w dzieciństwie mnie odratowano, dwa razy sama się cofnęłam), gdyby nie ludzie, którzy naprawdę mnie znają, także moje przygotowanie kryminologiczne mi nie zaszkodziło. Zaszczucie przez schizofrenika zawsze kończy się śmiercią ofiary, ja ratuję się ledwo-ledwo, i tylko dlatego, że mam wiedzę i istnieją media społecznościowe, więc mogłam szybko alarmować ludzi i informować, co się dzieje. Zna mnie też sporo osób, które wiedzą, jak bzdurny bełkot wydali z siebie kościelno-fandomowi schizofrenicy.
Przy okazji – nic nie chcę od fandomu, przekonanie ludzi z otoczenia Renaty, że uniemożliwienie mi zrobienia „kariery” pisarskiej sprawi, że mnie złamią i zacznę za nich pisać, żeby mogli chodzić w chwale, jest całkowicie fałszywe. Już dawno odeszłam z fandomu, napisałam konkursowy, wygrany tekst na prośbę Piotra i tylko dla niego to napisałam. Bardzo chciał, żebym nie rzucała pisania. Żadna schizofreniczka nie miała nic wspólnego z żadnym z moich tekstów, to nie ja jestem plagiatorką. Imbecyle kierują się przekonaniem, że pisarze są jak krowy na hormonach, że teksty muszą płynąć jak mleko i że ja muszę pisać. WIęc się złamię i będę im dostarczać teksty. Jest to przekonanie całkowicie fałszywe, pisanie jest na ostatnim miejscu moich priorytetów. Więc tępe schizofreniczne pizdy nie będą udawać pisarek i autorek moich pomysłów. Ich wielbicielki też mogą się odpierdolić. Bardzo proszę, jaki tekst czy samodzielny pomysł kiedykolwiek miała Renata?
Mój ojciec miał swoje powody, żeby wyjechać z Francji. Wcale mu się nie dziwię. Przewiduję, że wariaci z Opus Dei nie będą się leczyć, więc też będę dużo czasu spędzać za granicą. Nękali mnie i nadal nękają idioci, którzy nie byli w stanie sobie wyobrazić, że mój norweski przodek ożenił się z Polką i tu osiadł, co wcale nie jest dziwne dla norweskiej arystokracji. Ludzie naprawdę mają prawo mieszkać, gdzie chcą. Do kompletu mój tata był naturalizowanym Francuzem, więc to też zostało uznane za dowód mojej „choroby”, bo przecież ma polskie nazwisko.
Cała ta sekta skupiona wokół „świętej” Renety (uznali, że bo „wie rzeczy, których nie może wiedzieć”, ergo w ich przekonaniu wizje jej zsyła Bóg – nie dziwcie się, to prymitywy i ludzie chorzy psychicznie) tropi wszelkie świadectwa tego, że jestem chora psychicznie, a Renata wszystko wie i nigdy się nie myli. Oczywiście, że się myli, jej urojenia już nawet nie są zabawne, tak bardzo są za to typowe.
Oczywiście miało być moim urojeniem ciągnięcie psychologii jako drugiego kierunku. Ba! W pewnym momencie zadręczano mnie wmawiając, że mojego pierwszego kierunku anglistyki też nie studiuję. Miałam też nie mieć matury i być w ukryciu mężatką. Za to miałam podobno być sprzedawczynią. Za to Renata, sklepowa bez matury, z chorym uporem podawała się za studentkę obu moich wydziałów. W czym oczywiście nadal wspiera ją sekta, z uporem pielęgnując jej wszystkie urojenia.
Na początku lat dziewięćdziesiątych mój facet zabierał mnie często na działkę rodziców. Mój ówczesny nieformalny teść, nieżyjący już Profesor Psychiatra, kochał rośliny i za duże pieniądze kupił egzemplarze, które nie są typowe dla naszego klimatu. Czyli między innymi mrozoodporną palmę (są podgatunki, które wytrzymują do -20, a przynajmniej tak zapewnia sprzedawca z Allegro) czy opuncję. Oprócz typowo ogrodowej juki karolińskiej (naprawdę popularnej w polskich ogrodach i działkowicze uważają ją za coś oczywistego) była też juka wyglądająca bardziej egzotycznie. (Ameryka Południowa to nie tylko subtropikalne rejony, wystarczy spojrzeć na mapę i widać, jak w bardzo odmiennych strefach klimatycznych tamtejsza roślinność daje sobie radę.) Opowiedziałam o tym ogrodzie mojej koleżance pani Szkwał, więc oczywiście opis tych mrozoodpornych roślin też stał się „dowodem” na mojej szaleństwo. Ciekawe jak bardzo ludzie, którzy nic nie wiedzą o świecie, upierają się udowodnić swoją głupotę. Fakt, że niektóre panie czy panowie o czymś nie słyszeli, nie znaczy, że tego nie ma. Świadczy to tylko o tym, że mają bardzo ograniczoną wiedzę.
Od dwóch lat trzymam na balkonie mini sadzonkę jednego z mrozoodpornych gatunków opuncji i jakoś przeżyła, chociaż był to bardzo niewielki egzemplarz. Wystarczy opuncję zasuszyć, oraz w ogrodzie na czas zimy i jesiennych słot zakryć folią – mnie wystarczył daszek balkonu powyżej. Idealna roślina na balkon.
Przypomniawszy sobie o tym konkretnym incydencie, w czasie którego próbowano mi wmówić chorobę psychiczną, ponieważ wiem więcej o roślinach niż schizofreniczka z mojej podstawówki, postanowiłam uzupełnić kolekcję egzotycznych roślin, które można hodować w naszym klimacie, chociaż z naszym klimatem się nie kojarzą.
Na Allegro można znaleźć bardzo dobre oferty i rośliny są solidnie pakowane. Wysadzę je w pewnym ogródku (już ja wiem, gdzie), albo będę trzymać na balkonie i cieszyć się nimi latami. Nawet małe egzemplarze świetnie sobie dadzą radę w zimę, szczególnie, jeśli je postawię przy drzwiach balkonowych, ani nie będzie na nie padać, ani nie będzie za zimno. Kupiłam sobie mrozoodporną palmę oraz inny gatunek opuncji. Czekam teraz na rechot imbecyli, którzy mi będą wmawiać, że takie rośliny nie istnieją.
A oto moje mrozoodporne opuncje oraz mrozoodporna palma (która wcale mi nie odbiła):
Palma (która mi nie odbiła i wcale źle jej nie będzie w donicy na balkonie):
Napisałam jakiś czas temu o Chrystusie jako o schizofreniku i o tym, że w zasadzie wszystkie religie opierają się na zastraszeniu i handlem nieistniejącym towarem – zbawieniem lub uwolnieniem od cierpienia. Czas opisać chrzest, który jest bramą wjazdową do świata, w którym rządzą schizofrenicy oraz przestępcy w sutannach.
Żaden z księży nie może mieć pewności, że wie, co mówi i robi. Powiedzmy sobie szczerze, że nikt z krainy po śmierci nie powrócił i wszystko, co mamy to są legendy. Równie dobrze ktoś mógłby mi kazać okazywać szacunek postaci króla Kraka lub straszyć mnie tym, że po śmierci zje mnie smok krakowski.
W momencie kiedy przedstawiam religię chrześcijańską w taki sposób jak powyżej, widać, że coś jest nie tak z lękiem społeczeństw wobec kleru i wobec powiedzenia wprost, że się nie wierzy. Niestety zostaliśmy zniszczeni w dzieciństwie, mam na myśli osoby ochrzczone, które obowiązkowo uczestniczyły w tak zwanej katechezie. Nauka religii polega – powiedzmy to sobie szczerze – na celowym wywoływaniu stanów lękowych, nazywanych przez katechetów wpajaniem „bojaźni bożej”. Bo rozumiecie, katolik musi się bać. I musi wiedzieć, że tylko płacenie klerowi pieniędzy może ten lęk ukoić i przelewanie kasy na konto jakiegoś księdza jest podstawowym obowiązkiem katolika. Przypomnijmy, Kościół z polskiej kasy ciągnie nieprawdopodobnie duże sumy pieniędzy i cały czas domaga się więcej.
Chrzest jest pierwszym elementem, który służy do zastraszania. Przypomnę – mówi się ludziom, że każde dziecko rodzi się jakimś „grzechem pierworodnym” i że jeśli nie zostanie ochrzczone, to trafi do piekła. Zaznaczę, że moim zdaniem istnienie religii, która mówi, że niewinne dziecko jest złe, o ile jakiś szaman nie odprawi nad nim swoich czarów, jest czymś, co powinno wywołać bunt społeczny.
Po chrzcie w życiu dziecka następuje katecheza. Podejrzewam, że wiele osób wyprało traumę uczestniczenia w lekcjach religii, ale ja pamiętam. Nie tylko zastraszanie w celu zapewnienia Kościołowi stałego dochodu, ale wspomniane wywoływanie „bojaźni bożej” – czyli lęku przed klerem i sprzeciwieniu się księdzu. Jest to wywoływanie syndromu sztokholmskiego.
Podejrzewam zresztą, że księża też są w szponach syndromu sztokholmskiego i jest powód, dlaczego tak histerycznie reagują na ateizm. Reagują lękiem, który wywołuje ich agresywne zachowania, gdy ktoś nie postępuje zgodnie z wbitym w głowę skryptem, bo tracą grunt pod nogami.
Mam swoje negatywne doświadczenie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. Byłam nawracana siłą i stosowano wobec mnie wszelkie niedozwolone metody terroru, żeby tylko udowodnić, że schizofrenicy z mojej podstawówki są „świętymi” i zmusić mnie do życia zgodnie z ich wolą. Wiem więc, do czego potrafią posunąć się egzorcyści i księża, gdy ludzie nie widzą, co się dzieje. Czasem postępują tak samo i stosują krańcowy terror, gdy ludzie widzą, bo księdzu w naszej kulturze wolno wszystko i nikt im w niczym nie przeszkadza. Zawsze spodziewają się bezkarności.
Muszę powiedzieć, że moje klienckie doświadczenie (trzeba im pokazać, że tak zwani wierni, to w rzeczywistości klienci i mogą zagłosować nogami) jeśli chodzi o Kościół Rzymsko-Katolicki jest tak okropne, że wszystkim odradzam. Za to nieżyjący pastor Pilch zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. No i doktryna luterańska nie opiera na zastraszeniu, a księża są inteligentniejsi i więcej się od nich wymaga. Wierni też współrządzą w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i nie pozwolą, żeby ktoś po ludziach tak jeździł, jak to robią katoliccy księża.
Luteranie szanują naukę i nie wypowiadają się w kwestiach, o których nic nie wiedzą. Nie wchodzą w kompetencje lekarzy, Nie robią ze schizofreników świętych. Nie mają fobii związanych z seksem i antykoncepcją. Pozbyli się kultu matki boskiej wiecznej dziewicy, więc nie narzucają kobietom toksycznego dualizmu święta-albo-kurwa – inaczej mówiąc, nie tresują kobiet. Spowiadają się tylko Bogu i wszystko rozważają we własnych sumieniach.
Oprócz pociągu seksualnego istnieje jego odwrotność, czyli odraza seksualna. Dlatego nikt nie powinien myśleć, że „dla mojego dobra” zmusi mnie do przyjęcia schizofrenika Rafała. Do prześladujących schizofreników czuje się odrazę, nie miłość. Co może dziwić nadętych narcyzów, którzy nie wiedzą, że schizofrenik często odsłania się wyłącznie przed swoją ofiarą. Osoba prześladowana przez schizofrenika ma trudną sytuację, bo schizofrenik uwodzi otoczenie swojej ofiary i sprawia, że wierzą w jego urojenia oraz kłamstwa. Schizofrenik nie ma problemu z posuwaniem się do kłamstw, jeśli mu to służy.
Powtarzam, schizofrenik odsłania się tylko przed swoją ofiarą i tylko ofierze należy wierzyć. To jest podstawa wiedzy psychoterapeutycznej i każdy kto uważa, że jest mądrzejszy od najbardziej zainteresowanej i najlepiej poinformowanej osoby zasługuje na odebranie dyplomu psychologii czy prawa do uprawiania zawodu lekarskiego.
O odrazie seksualnej mówił mój tata w kontekście prześladującej go od dziecka schizofreniczki. Po wieloletnim nękaniu, gdy dowiedziała się, że jej nigdy nie zechce, z zemsty i urojeń zniszczyła mu kwitnący biznes, a on uciekł przed nią z Francji do Polski.
Schizofrenicy z reguły pochodzą ze schizofrenicznych rodzin i mają przyjaciół, który nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ich znajomi są chorzy. Ludzie w pobliżu schizofreników wierzą w snutą latami bujdę o wielkiej miłości, wspólnym życiu i uważają, że wszystkie urojone wspomnienia są prawdziwe. Oburzeni są, gdy ofiara obsesji schizofrenika zaprzecza prawdziwości słów schizofrenika i mówi, że nie chce z tym schizofrenikiem być lub że nigdy nie była. Zaczynają „leczyć” takiego człowieka, bo najwyraźniej trzeba mu to wszystko „przypomnieć” i niszczą mu życie oraz psychikę. W efekcie to ci wszyscy ludzie i schizofrenicy winni są odszkodowania, a nie ja, bo nikogo nie skrzywdziłam. Nie obiecywałam Rafałowi małżeństwa, nigdy nie byliśmy razem. Jestem ofiarą jego urojeń oraz głupoty mojej rodziny.
To jest bardzo częsty schemat, którzy znają psychoterapeuci, nie tylko profilerzy. Niestety zbyt bardzo częsty. Dlatego też jest tak ważne, żeby psychoterapeuta zawsze wierzył swojej pacjentce i tylko jej słuchał. Jest też zakaz leczenia członków własnej rodziny. Nikt nie ma prawa wypowiadać się w moim imieniu, nawet nikt z mojej rodziny, tym bardziej, że nie raczyli przyjąć do wiadomości niczego z rzeczy, które im mówiłam i nie raczyli mi pomóc w walce ze schizofrenikami z mojej podstawówki. Jeśli chcecie coś wiedzieć, to kurwa czytajcie mój blog lub wyślijcie mi e-mail (kontakt na dole strony). Wyjaśnię i odpowiem na dodatkowe pytania.
Schizofrenicy wraz z uwielbiającym ich otoczeniem są bardzo aktywni i ambitni w dążeniu do postawienia na swoim. Łamią przy tym wszystkie zasady społeczne oraz nakręcają ludzi z zawodów medycznych tak, że ci zapominają (chociaż im nie wolno tego robić) o zasadach diagnostyki oraz zakazie kierowania się tym, co mówi człowiek, który przychodzi do ich gabinetu i szczuje ich na kogoś innego. Jest to zakazane, bo z reguły tak działają schizofrenicy. Pacjent musi sam przyjść do gabinetu.
Mój tata ożenił się z bardzo głupią i narcystyczną kobietą, która pomimo tego, że znała jego historię, postanowiła zignorować wszystkie ostrzeżenia i zaprzyjaźniła się ze schizofreniczną rodziną, zupełnie jak jego rodzice i rodzeństwo. Mam z powodu głupoty matki zniszczone życie, powtórzyłam losy taty. Mam za sobą trzy próby samobójcze z powodu zaszczucia przez schizofreników, którzy w oczach mojej rodziny są aniołami. Walczę z głupotą moich bliskich od początku podstawówki, czyli mogę swobodnie liczyć sobie pół wieku piekła i uciekania przed Renatą i Rafałem oraz ich gangiem „Aryjczyków” z mojej podstawówki.
W życiu nie byłam w żaden sposób związana z Rafałem. Jest jednym z imbecyli z dziecięcego gangu z mojej podstawówki, który mnie prześladował i po zaciągnięciu mnie to toalety symulował na mnie gwałt zbiorowy. Na całe szczęście mieli po około 8 – 10 lat, więc byli zbyt mali, żeby rzeczywiście mnie zgwałcić waginalne, ale jak najbardziej brali udział w gwałcie oralnym, który zorganizował ojciec Renaty, ksywa „Biskup”.
Takie wydarzenia budują odrazę seksualną na całe życie. Nigdy się z Rafałem się nie spotykałam, nigdy nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Jest moim wrogiem, który uroił sobie wtedy, że jestem Żydówką, osobą niższą rasy, którą może wykorzystywać. Wymyślił sobie, że się ożeni dla mojego mieszkania, które potem odziedziczy. Teraz wzrosła stawka, bo może nawet liczyć na rentę po zmarły małżonku. Ale obejdzie się smakiem. Moim jedynym dziedzicem jest mój siostrzeniec i został przeze mnie ostrzeżony przez tymi ludźmi oraz ich ewentualnymi próbami dochodzenia prawa do dziedziczenia. Tak wielu osobom wmówił, że byliśmy razem, że teoretycznie jest możliwe, że Sąd Aministracyjny przyjąłby ich zeznania (plus zeznania innych osób, które im uwierzyły) i zasądziłby im jakaś część mojego majątku. Protestuję przeciwko temu publicznie, to są dla mnie obce osoby i nie odpowiadam za zły osąd mojej matki czy innych osób z mojej rodziny.
Niestety schizofrenik gnany swoimi urojeniami i chęcią wzbogacenia się, odstawia po kolei szopki wyganiając swoją ofiarę z różnych środowisk. Pierwsze miejsce, z którego mnie wygoniono to był klub pływacki. Próbowano mnie zniszczyć na tyle, żeby zmusić mnie do rzucenia liceum. Zniszczono mnie w czasie studiów i wywołano amnezję, przez którą nie obroniłam pracy magisterskiej z psychologii. O mało, co nie rzuciłam Anglistyki, co powinnam była zrobić, żeby ratować swoje życie. Żałuję, że nie wzięłam wtedy kota i nie uciekłam w jednej koszuli. Niestety skończyło się amnezją i nie udało mi się zwiać do rodziców Michała. Oprócz schizofreników zakatowała mie też moja rodzona matka, która szczerze, do samej śmierci wierzyła w prawdziwość ich urojeń oraz celowych kłamstw.
Wiem, że są osoby w mojej rodzinie, które chodzą nadal na pasku schizofreników. Mam dla nich złe wieści – nie dam się. Odzyskałam pamięć na tyle, że gówno możecie mi zrobić. Mój siostrzeniec jest w podobnej sytuacji, ale nie zamierza się ożenić z jedną z córek Renaty. Wie dobrze, co to za tępy lachociąg i że ta pannica jest bardzo dumna ze swojego „powodzenia”. I że jej matka nigdy niczego nie studiowała, bo wyleciała z liceum. No, tutaj wysiłki kleru, który postanowił mi udowodnić, że talent i inteligencja się nie liczą, bo tylko ktoś, kto słucha Kościoła może odnieść sukces, jakoś się nie powiodły. Chociaż przyznam, że to co zrobiłam w życiu w porównaniu z tym, co mogłam z łatwością osiągnąć, rzeczywiście świadczy o zaplanowanej przez Opus Dei mojej dużej porażce i nieszczęściu.
Niestety schizofrenicy atakują swoje ofiary we wszystkich środowiskach. Ja zostałam wygoniona z mojego ulubionego klubu sportowego i znowu się roztyłam. Uczęszczałam tam po tym, gdy mnie te schizofreniczne potwory wygoniły z fandomu i złamałam pióro. Przy czym jak się okazało, w fandomie nadal wszystko po staremu i w Warszawie wciąż rządzi mąż Renaty, „Aryjczyk” ze szkolnego gangu.
Obecnie ci schizofrenicy wygnali mnie z mojej rodziny. Mam podejrzenia, że moja siostra przejęła pałeczkę po mojej głupiej matce i ze swoją starszą córką dąży z całych sił do mojego małżeństwa z Rafałem. Chciałbym się bardzo mylić, ale ich zdrada doprowadziła mnie prawie do szaleństwa. Czekam, aż mnie zaatakują i znowu jawnie staną po stronie schizofreników, żeby rozpocząć sądowny proces zerwania więzi rodzinnych. Na razie nie rozmawiają o tym za mną, tylko – sądząc z dawnych przechwałek wariatów, którzy są pewni ich poparcia – ze schizofreniczną rodziną Rafała i imbecylami z Opus Dei. Wolałabym, żeby to były ich urojenia, ale wszystko wskazuje, że rzeczywiście – tak samo w moim dzieciństwie – dla kilku osób są jedynym wiarygodnym źródłem informacji o mnie. A ja mam odebrane prawo do decydowania o sobie. Ale na całe szczęście to nie Somalia i nikt nie jest niewolnikiem w państwie prawa.
Nadal mam duże problemy z pamięcią z powodu zaszczucia i składam sobie wszystko ze strzępków informacji, które do mnie wracają. Wolałabym, żeby moi bliscy byli po mojej stronie, ale niestety wszystko wskazuje, że rzeczywiście są idiotami, którzy nadal wierzą w szlachectwo Rafała i jego rodziny, oraz w to, że Rafał jest najlepszą partią na rynku matrymonialnym, i że cokolwiek kiedykolwiek nas łączyło. Rafał nie ma żadnych pieniędzy oprócz tych, które wyłudził od pewnego człowieka przekonanego, że rzeczywiście jesteśmy razem. Bardzo za to domagał się pieniędzy ode mnie, Gollum jeden.
Nic nas nie łączy oprócz faktu, że on jest prześladującym mnie schizofrenikiem, a ja czuję do niego wyłącznie odrazę. Gdyby było inaczej, już dawno dałby mnie radę poderwać. Z moimi koleżankami poszło mu łatwo.
Dla przypomnienia wrzucam poniżej zaświadczenie.
Jestem panną, więc nic nigdy nie stało na przeszkodzie, żeby Rafał, ułożył sobie życie z kimś innym, niech nie liczy osioł na jakiekolwiek odszkodowanie, zawsze mówiłam, że go nie chcę, a jeśli moja matka zmówiła się z gangiem schizofreników i stwierdziła, że będzie mną rozporządzać jak martwym przedmiotem, który nie ma prawa do własnego zdania, to naprawdę nie moja sprawa sprawa i nie zamierzam nic z tych jej ustaleń respektować, tak jak wcześniej powiedziałam, najwyżej będę zawsze sama i zawsze będę przeklinać jej głupotę, że tylko z powodu pomówień osób chorych psychicznie zniszczyła mi karierę sportową, życie osobiste i zawodowe – i to po kilka razy. Śmierć jej pamięci!!!
Moja schizofreniczna koleżanka z czasów podstawówki przedstawia się norweskim nazwiskiem Haraldson i opowiada, że jej rodzina przybyła z Norwegii. Zabawne są tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze całkowicie serio potrafi powiedzieć, że Norwegia leży na południu Europy i jest tam ciepło.
Podejrzewam, że to wynik mojej dezinformacji sprzed lat, kiedy nie spodobało mi się, że tak mnie wypytuje o wszystko, co dotyczy mojego szlachectwa. Gdy dorosłam i zaczęłam studiować kryminologię, dowiedziałam się, że schizofrenik uczy się od ofiary swojej obsesji wszystkiego, co jest mu potrzebne, żeby ją udawać. Tak było wtedy z Renatą.
Drugą zabawną rzeczą jest, że Renata przedstawia się jako Haraldsson, co jednoznacznie wskazuje, że jej rodzina nie mogła przybyć z Norwegii. Końcówka „son” oznacza mężczyznę, a „dottir” kobietę. To tak jakby jakaś Amerykanka upierała się, że jest Polką i nazywa się Kraszewski, a nie Kraszewska.
Problem ze schizofrenią jest taki, że chory może prawie bezobjawowo funkcjonować, szczególnie jeśli ktoś nie zadaje niewygodnych pytań i uchodzić za zdrowego. Wystarczy jednak pojawienie się obiektu zawiści schizofrenika lub skuteczne udowadnianie choremu, że mówi nieprawdę, żeby jego urojenia wystrzeliły pod sufit. Widać to była lata temu na Warszawskich Targach Książki przy norweskim stoisku zorganizowanym przez Ambasadę Norwegii, która obchodziła Święto Flagi. Natknęłam się tam też na mojego krewnego ze strony mamy mojego taty i razem obserwowaliśmy Renatę udającą kogoś, kto tam pełni oficjalne książęce funkcje. Zapytałam Ambasadora o nią, ale oczywiście nie była w żaden sposób związana z Ambasadą czy poproszona o pomoc. Mój krewny przedstawił mnie Ambasadorowi. Pośmieliśmy się chwilę z Renaty i tego, że uważa, że nazywa się Haraldsson i poszłam dalej oglądać książki.
Anastazja Romanowa była jedną z córek ostatniego cara Rosji, która została zabita podczas Rewolucji Październikowej. Z początku nie znaleziono jej ciała wśród zwłok innych pomordowanych członków cesarskiej rodziny, co dało początek legendom według których przeżyła i gdzieś się schowała.
Nieodnalezienie jej ciała spowodowało wysyp słynnych oszustek (inaczej schizofreniczek), które podawały się za Anastazję. Oczywiście niewiele kryło się za tymi oszustwami potencjalnych pieniężnych łupów, bo Sowieci wszystko znacjonalizowali, ale zawsze mogły liczyć na zainteresowanie szlachty poza Rosją oraz inne gratyfikacje. Najsłynniejsza z nich Anna Anderson zrobiła wokół siebie bardzo dużo szumu i w końcu, gdy była już trochę starsza, poszczęściło jej się, bo wyszła za milionera.
Brak zwłok na miejscu masowego morderstwa z reguły może oznaczać dwie rzeczy. Albo porwanie kobiety w celu zawarcia małżeństwa, chociaż wtedy byłaby osobą wcześniej obserwowaną, co było niemożliwe w sytuacji mieszkającej w pałacu Anastazji i przypadkowych żołnierzy, którzy wpadli do prywatnych apartamentów rodziny cara i którzy nie mogli zaplanować porwania. Druga opcja jest jeszcze bardziej nieprzyjemna, bo oznacza całkowicie przypadkowe impulsowe porwanie w celu zgwałcenia ofiar. Żołdacy, szczególnie wariaci lub imbecyle, nie mieli w takiej sytuacji szacunku dla członków rodziny panującej. Piszę ofiar, bo brakowało też zwłok brata Anastazji.
Pytanie o przypuszczalne losy Anastazji było jednym z pytań zadanych mi podczas egzaminów z kryminologii. Odpowiedziałam tak, jak to opisałam powyżej, dodałam też, że prawdopodobnie sprawca spalił zwłoki, bo w warunkach wojennych mógł nie mieć czasu na zakopanie ich i że kiedyś może się dowiemy, że je znaleziono. Zwierzęta nie zjadają spalonych zwłok. Szczątki Anastazji i jej brata znaleziono w 2007 roku, były zwęglone, tak jak przewidziałam jako studentka. Rok później laboratorium potwierdziło wynikami DNA, że to rzeczywiście byli oni.
Jedną z cech nowomowy kościelnej (bo kler nie używa standardowej polszczyzny) jest fakt, że gdy ja mówię, że jestem ofiarą Renaty, to ja mam na myśli, że zostałam przez nią pokrzywdzona, a Nycz chyba myśli, że ona miała prawo złożyć mnie w ofierze Bogu i że mam zgodnie z jej wolą iść pracować do Kościoła.
No więc nie, skurwielu, naucz się prawdziwego języka. W życiu nie dam się złożyć w ofierze. Chociaż muszę przyznać, że zbiry z Opus Dei faktycznie poświęciły duży praktycznie całe moje życie swojemu Bogowi, okradając mnie z niego i nakazując mi myśleć, że moje cierpienie (cierpienie kogoś wyjątkowo utalentowanego, który urodził się po to, żeby – oprócz odnoszenia sukcesów na wielu polach – wychowywać dzieci) jest czymś, co mam im ofiarować.
No więc, prześladujący mnie skurwiele się przeliczyli. Ta wasza niechętna ofiara, której cierpieniem się bawiliście i bawicie dalej, zamierza wam w sądzie skopać tyłki i zażądać takiego odszkodowania za swój niezasłużony ból i zaprogramowaną przez was porażkę życiową, że nigdy na świecie Kościół Rzymsko-Katolicki jeszcze tyle nie zapłacił. Kaplicę Sykstyńską będziecie musieli zastawić, a obiecuję wam, że zmuszę was do zapłacenia odpowiedniej ceny. Bo to wy tym wszystkim sterowaliście i wy okłamaliście osoby, które też są waszymi ofiarami, żeby wykonywały posłusznie wasze polecenia mające na celu dalsze niszczenie mi życia.
Niewygodną dla kleru prawdą jest, że Polska już od dawna nie jest katolicka – poniżej 30% obywateli Polski bierze udział w mszach, co jest podstawowym obowiązkiem katolika.
Zadziwia zatem upór kleru, że wszyscy Polacy są katolikami i że hierarchowie mają prawo wtrącać się do polityki i sterować ruchem kadrowym w prawicowych partiach, a także popierać jakiś kandydatów na takie wysokie urzędy jak urząd prezydenta RP, czy wręcz „zatwierdzać” kandydatów. Trzeba postawić tamę temu, że do władz wszędzie dostają się najmniej wykwalifikowani ludzie, byle tylko zagwarantowali jakiemuś biskupowi, że „będzie po bożemu” i że jego sekta będzie mogła dalej wpływać na kształt prawa.
Trzeba zacząć edukować siebie i ludzi w swoim otoczeniu. I trzeba to zacząć robić jak najszybciej. Lewica nie może przerżnąć także wyborów parlamentarnych.