Wypadek

Piotr zginął w wypadku i nie przewidywał swojej śmierci. Nie był też rozwodnikiem, nie popełnił samobójstwa, nie zdradził ze mną żony. Faktem jest, że można kogoś zaszczuciem i terrorem zmusić do samobójstwa, szczególnie jeśli zniszczy mu się całe życie, ale to bardziej mój przypadek niż Piotra. Mam za sobą dwie próby samobójcze, liczę też świadome wejście pod tramwaj, któremu w ostatniej chwili uciekłam, odskakując w tył. Poczułam jak mi się otarł o rękaw. Tutaj to była wina Opus Dei i ich „egzorcyzmu”.

A dlaczego zostałam egzorcyzmowana? Bo nie chciałam potwierdzić słów schizofrenicznej rodziny, która mnie nęka od dzieciństwa. Oraz odmówiłam wyjść za kogoś, za kogo według sekty Opus Dei powinnam wyjść za mąż.

Nycz ambitnie prał mi mózg, żeby osiągnąć cele sekty, sięgając po rady Renaty, złośliwej schizofreniczki, która lubi się podawać za profesor psychologii. Jedyne, co ona posiada to nie dyplom, ale notatki z kryminologii, które mi ukradła w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. To nie są notatki tylko z psychologii, tylko także z kryminologii i o metodach, jakimi posługują się sekty i terroryści (wszystko bardzo nielegalne) oraz wpływie tych metod na ludzi. Jedną z rzeczy, która jest tam dokładnie opisana jest syndrom sztokholmski. Cała sekta za Renatą uznała wywoływanie syndromu sztokholmskiego za działanie „psychoterapeutyczne”, więc Nycz uważając, że jako ksiądz zna się na wszystkim, zaczął terrorem i przemocą układać mi życie i życie psychicznie zgodnie z wolą schizofreników, czyli Renaty i Rafała.

Jednym z moich narzeczonych był Adam i on jedyny pozostał nieżonaty. Zabroniłam Piotrowi się rozwodzić, za to chciałam odnowić związek z Adamem. Spotkało się to z brutalnym sprzeciwem pilnującej mnie sekty, chociaż nie powinni się tym zajmować, ani zbierać o mnie plotek.

Nycz wraz ze swoją sektą prał mi mózg, próbując „przypomnieć mi” Rafała. Używam nawiasu, bo wszystkie jego „wspomnienia” jakiś wspólnych przeżyć są wzięte wprost z jego urojeń. Ani on, czy jego siostra, czy moje koleżanki z Instytutu Anglistyki nigdy nie byliśmy zaprzyjaźnieni. Ich opowieści o mnie to albo urojenia schizofreników albo ich własne fantazje.

Chłopiec Czyste Zło

Chłopiec Czyste Zło nie istnieje i to nie dlatego, że Piotr nie żyje. Zginął w wypadku, tak jak zawsze przewidywałam. Wcześniej był zaszczuwany przez schizofreniczkę, która chociaż od dzieciństwa jest z tym samym pracowitym facetem, opowiadała, że jest byłą Piotra i oskarżała go o wszystko, co najgorsze, opierając się na własnych urojeniach oraz tym, że – słusznie – nie dawał jej żadnych pieniędzy.

W ramach zemsty Renata i jej banda nazwała Piotra Chłopcem Czyste Zło. Wersja schizofreniczki głosi, że ją wykorzystał, a potem się bezczelnie się do niej nie przyznawał, chociaż podobno łączyła ich wielka miłość. Jest to totalna bzdura.

Piotr był altruistą pomagającym innym ludziom. Widział nierówności społeczne i starał się wspierać zdolnych ludzi i ciągnąć ich w górę. Zerwałam z nim, bo się (bardziej) zakochałam w kimś innym – człowieku, który obecnie jest lekarzem – i odchodząc od Piotra, cierpiałam z powodu tego, że go krzywdzę. Oświadczyłam mu, że jestem głupia i że do niego wrócę, bo na pewno robię błąd. I zawsze nawet jeśli nie byłam z Piotrem, to nadal go na pewien sposób kochałam.

Zdradzając Piotra uratowałam życie nie dlatego, że był złym człowiekiem, ale dlatego, że mój nieformalny teść miał podobną biografię do mnie – prześladowała go schizofreniczka, która urobiła przeciwko swojej ofierze całą rodzinę. Teściu pozbierał się dopiero na psychoterapii, przepracował wszystko i postanowił zostać psychiatrą. Zachęcił mnie do studiów międzywydziałowych, bo uznał, że się nudzę i marnuję na Anglistyce. Nieprawdą jest, że Renata ze mną studiowała, jest to schizofreniczka bez matury, za to całkiem charyzmatyczna i puste osoby mogą się na to nabrać.

Ratuje mnie i wyciąga z syndromu sztokholmskiego mój kolega z Wydziału Nauk Społecznych (a ściślej mówiąc, z Instytutu Kryminologii, który jest częścią tego wydziału). Przebiłam się do niego, bo wiedziałam, co potrafią profilerzy i wiedziałam, że powinien rozpoznać schemat zaszczucia przez schizofrenika. Profiler weryfikuje informacje i potrafi wytypować poprawnie, kto w takiej sytuacji jest zdrowy psychicznie, a kto nie. Biegli sądowi potwierdzili, że to Renata jest chora, a nie ja. Uratowałam się, chociaż sekta Renaty wcześniej poszczuła na mnie i mojego Dzielnicowego, który został bezczelnie okłamany. Nic się nie zgadzało z tym, co oni mu powiedzieli, wszystkie zgromadzone dokumenty mówią coś innego niż zeznania idiotów z Opus Dei.

Piotr mnie także ratował. Nawet gdy już nie byłam jego narzeczoną, rozmawiał ze mnie, gdy mnie spotkał na konwentach, dużo wiedział o tym, co robiłam na studiach. Był przerażony ogromem mojej amnezji po zaszczuciu i zakatowaniu w Instytucie Anglistyki, gdy byłam jeszcze studentką. Niestety obrażeń psychiki nie widać, ale są równie realne, jak na przykład złamana noga. Oczekiwanie, że ktoś zakatowany z dnia na dzień odzyska pamięć i zacznie pracować równie dobrze co poprzednio, mają tyle samo sensu, co oczekiwanie, że ktoś ze złamaną nogą pobiegnie w maratonie. Nie da się tego zrobić. Obrażenia psychiki goją się dłużej niż złamane kończyny.

Chociaż Piotr sam był atakowany w tym czasie, zdołał odświeżyć mi pamięć, zanim mnie znowu zaatakowała sekta.

Jeżeli ktoś jest Czystym Złem w fandomie, to jest to Rafał. Posłużył się moim zaręczynowym pierścionkiem, który dostałam od Piotra, a który został mi zerwany z palca. Podsunął mi pod nos, zaczął się przechwalać jaki to jest bogaty i oświadczył, że się ze mną ożeni, tylko muszę mu zrobić laskę.

Aż taka głupia to nie jestem, żeby się nabrać na taki podryw dla blachar w wykonaniu schizofrenika. Wolałabym, żeby się już ożenił, ale niestety on, jego siostra i sekta Opus Dei wierzy w jego urojenia, że „stracił dziewictwo”, gdy miał jedenaście lat. Zapominają dodać, że było to we śnie (chociaż że dla schizofrenika jest to równie realne, co rzeczywistość). Wszystkie te osoby wmawiały mi, że taka „utrata dziewictwa” się liczy i muszę za niego wyjść, bo tak. Skomentuję to tak – jeśli przez kogoś stracił dziewictwo, to przez księdza pedofila, któremu obsługiwał penisa.

Właśnie przez niego i jego siostrę sięgnęłam po podręcznik psychiatrii, który mi polecił mój nieformalny teść z dawnych lat. Potrafię w rozmowie z nimi wskazać typowe urojenia. Szkoda, że inni nie potrafią zauważyć tego, co ja widzę z łatwością.

Chociaż do pewnego momentu zgadza się z podręcznikiem – schizofrenika bardzo trudno zdiagnozować, jeśli się nic nie weryfikuje. Nie widać na pierwszy rzut oka choroby. Trzeba takiego zbira sprowokować.

Zabierz babci dowód

Nie wiem, czy pamiętacie akcję „zabierz babci dowód”? Chodziło w niej o namówienie starszych osób, żeby nie głosowały, tak jak chcą księża. Niestety w ramach kontrolowania społeczeństwa kler wmawia ludziom, którzy wcale nie stoją jeszcze nad grobem, że powinni się bać śmierci, myśleć o Bogu i współpracować ze swoim lokalnym „handlerem” z Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Używam „handler” w znaczeniu, w jakim pojawia się w powieściach szpiegowskich, ale w sumie można też tłumaczyć to słowa jako „treser”.

Ja osobiście mam w sobie mało „bojaźni Bożej” (czyli nie boję się kleru, chociaż przekonałam się na własnej skórze, jak księża i zakonnice się mszczą na dzieciach i dorosłych) i nie robię tego, co zdaniem Nycza powinnam. Bo i też Boga, który podobno jest miłością i kocha ludzie nie widzę potrzeby się bać. Jeśli istnieje jakiś strach, to wynika z zastraszenia i zaszczucia przez konkretnych ludzi. Byłam niszczona psychicznie i wmawiano mi, że po pięćdziesiątce powinnam już się położyć do grobu i zostawić mój majątek młodszym, a najlepiej adoptować córki Renaty. Absolutnie ich nie „kocham”, chociaż to też było mi wmawiane w ramach wywoływania syndromu sztokholmskiego. Niestety nie mogłam uciec moim prześladowcom, bo Renata i cała jej banda została kłamliwie przedstawiona jako „wybitni psycholodzy” oraz moim „przyjaciele”, którzy już mi wiele razy „pomogli”, więc mogli robić w mojej pracy wszystko, co chcieli. Wyjaśnimy sobie jedno – ich pomoc, którą znoszę od lat siedemdziesiątych, polega na zniszczeniu mi wszystkiego, co tylko sobie zbudowałam i do czego dążyłam, zaczynając od kariery sportowej, którą rozpoczęłam w dzieciństwie, idąc poprzez rozdzielanie mnie intrygami i kłamstwami z moimi ukochanymi, po uniemożliwienie podjęcia pracy, w której bym wykorzystywała wszystko, czego się nauczyłam.

Jestem gruba i to dla imbecyli z Opus Dei jest „dowód” (który samo sobie stworzyli) na to, że nigdy nie uprawiałam sportu. Skomentuję to tak – sportowcy żrą, bo przerabiają żarcie na wyniki sportowe i wiedzą, że nie należy się odchudzać, bo straci się wtedy także mięśnie i siłę. Jeśli nie trenujemy, to tyjemy. To jest prosta zasada. Kilka już razy wracałam do sportu i chudłam, trenując, bo był to skutek uboczny treningów. Jest wielu sportowców, także olimpijczyków, którzy są mocno przy kości i nie spełniają kryteriów atrakcyjności Opus Dei. W moim przypadku, zaszczuwający mnie agenci zła – czyli Nycz, Ryszard oraz moje koleżanki z Anglistyki „leczyli mnie z urojeń” i wywołując, syndrom sztokholmski, zakazywali mi trenować, a nakazywali żreć. Ponieważ byli to ludzie, którzy prześladowali mnie od lat, także moi gwałciciele, rozpadłam się psychicznie tak, że Piotr ledwo mnie uratował przed samobójstwem. Z zemsty został sam zaszczuty przez Opus Dei i zmuszony do samobójstwa. Niestety zrobił to, sądząc z tego, co napisał Policji (mam swoje źródła), bo wierzył, że w ten sposób sprawi, że się ode mnie odczepią. Ludzie w takim stanie nie myślą logicznie i nie potrafiłam go uratować. Email Piotra nie trafił do profilera, który byłby w stanie nam pomóc(1). Tak więc, bardzo nie dziękuję moim koleżankom za „leczenie mnie z anoreksji”. Zniszczyły mi życie, działając na polecenie schizofreników. W ogóle nie miały prawa się mieszać. Widać było po mnie, że trenuję, moja przyjaciółka z fandomu widziała, jak trenuję. Nie było potrzeby do interwencji, wszyscy działali się kierując wyjątkową złośliwością, żeby móc dalej ze mnie kpić, że nigdy nie byłam sportsmenką. Złośliwe żmije uniemożliwiły mi powrót na pływalnie, a już zaczął ze mną rozmawiać trener, z którym skontaktował się Piotr.

Ponownie zostałam ukarana za odmowę potwierdzenia słów schizofrenicznego rodzeństwa, czy ciągnących od nich informacje osób. Całe życie zajmuje mi walka z tą sektą, w której centrum jest `Nycz ze swoimi schizofrenikami. Mam dosyć, przejmujcie pałeczkę.

Nie głosowałam na Nawrockiego. Wygrał wybory dzięki poparciu takich ludzi jak Nycz. Rozdźwięk pomiędzy wynikami exit pollu, a realnymi tłumaczy wstyd głosujących. Ludzie wstydzą się powiedzieć, na kogo głosowali. Wiedzą, że jest to gorszy kandydat, ale boją się zrobić inaczej niż im nakazał ksiądz, a księża prowadzą bardzo brutalną kampanię wyborczą. Wychodząc na zewnątrz, ludzie często nie mówią prawdy i wskazują innego kandydata, niż ten na którego faktycznie zagłosowali. To nie jest błąd statystyczny, jeśli regularnie pojawia się taka tendencja. A jest tak praktycznie przy każdym wyborach. Może to też świadczyć o tym, że wybory są regularnie fałszowane. Ja bym postulowała ponowne przeliczenie głosów ze wszystkich komisji.

Księża są bardzo brutalni, jeśli chodzi o oddziaływanie na ludzi. Bez odpowiedniego sterroryzowania nigdy by nie płacił im takich sum, jakie dostają także od Państwa Polskiego. Z łatwością potrafią zniszczyć każdego, żeby tylko ich ofiara zostawiła im majątek, kierując się lękiem przed tym, co ma ją spotkać po drugiej stronie, gdy już umrze i stanie w płomieniach w Piekle. Zostałam tak potraktowana, ale mam przygotowanie psychologiczne i kryminologiczne, więc przebrnęłam przez indukowane stany lękowe i rzuciłam apostazję na stół. Wszystkim radzę to samo. Kościół Rzymsko-Katolicki to wyjątkowo kryminogenne środowiska. Dla porównania luteranie popełniają mniej przestępstw niż ogół społeczeństwa.

Ludzie zastraszani przez księży boją się głosować inaczej niż im nakazano. Więc mam propozycję, leczmy ludzi, wyprowadźmy ponownie naszych bliskich z syndromu sztokholmskiego, niech mają świadomość, że nie powinni bać się Boga, a przede wszystkim nie powinni bać się księdza, który wcale nie jest Bogiem. Głosujcie tak jak chcecie i czujecie.

A księża niech spierdalają na Księżyc. Bo na Ziemi miejsca dla oszustów i zawodowych kłamców już zabrakło. Czas przywrócić akcję „zabierz babci dowód” i dodać do niej hasło „nie bój się księdza, głosuj, jak sam chcesz”. Bo księżą nie są gwarantem pokoju na Ziemi, ani nie trzymają w swoim łapach kluczy do życia po śmierci. Jest całkowicie odwrotnie, te klucze otwierają drzwi do Piekła, a oni sami prowadzą zaawansowaną wojnę z rodzajem ludzkim i uważają się za nadludzi.

Takich ludzi trzeba kopać w dupę, a nie traktować z szacunkiem. Ludzie naprawdę powinni wyleczyć się ze złudzeń, że mogą mieć mój szacunek, jeśli zmuszają dzieci do katechezy, a jednocześnie wiedzą o wszystkich zbrodniach Kościoła, bo sami też padli ofiarą jakiegoś lubieżnego kościelnego imbecyla.

Czas wyłączyć dwumyślenie.

⛧⛧⛧

(1) Muszę napisać o organizacji (w zasadzie dezorganizacji) pracy Policji. Wszystkie doniesienia, skargi trafiają w pustkę. Trzeba poprosić Policję (w zasadzie zarządzać), żeby przejrzeli bazę danych na temat jakiejś osoby, tylko wtedy wtedy są w stanie zbudować sprawę. Najlepiej jeszcze, żeby się pojawił jakiś nowy donos i zgłoszenie przestępstwa. Tylko wtedy można liczyć na jakiś sukces i wsadzenie do więzienia jakiegoś przestępcy, który się do nas przyczepił. W USA wszystkie samobójstwa i morderstwa trafiają do jednej bazy i są przeglądane pod kątem jakiś zależności. U nas czegoś takiego nie ma, więc nie ma szans na wykrycie psychopaty, który conajmniej od lat siedemdziesiątych terroryzuje coraz brutalniej ludzi i zaszczuwa ich ze skutkiem śmiertelnym. Jest to skandal i dowód na słabość Państwa. Musi się to zmienić, inaczej już zawsze będziemy republiką bananową, którą rządzą imbecyle, ludzie buntujący się są zmuszani do samobójstw, a schizofrenik jest autentycznie uważany przez kler za „następnego premiera Polski”.

Wolne żarty, panowie, wolne żarty. Na pewnie za niego nie wyjdę i nie będę mu doradzać. Niech w końcu zacznie się leczyć, bo żadna z niego szlachta i żaden Norweg.

Bananowy song

Jednym z argumentów na to, że jestem chora psychicznie, jakie powtarzali idioci przyjaźniący się ze schizofrenikami, są moje opowieści o działce rodziców Michała. Działka została zamieniona w ogród śródziemnomorski, rodzice Michała i on sam opiekowali się nią w ramach hobby. Cudowne hobby, muszę powiedzieć, stworzyli ogród tak piękny, że rozumiem ich brak potrzeby, żeby gdzie indziej spędzać wakacje i wolne chwile.

Jak już wspomniałam, jest to ogród śródziemnomorski, stworzony trochę na przekór polskiemu klimatowi. Istnieje wiele mrozoodpornych roślin, które rosną w Himalajach, Japonii czy Południowej Ameryce, które nie wyglądają na takie, które mogłyby przetrwać w naszych klimacie, ale to tylko pozór. Palmy pochodzące z Himalajów radzą sobie doskonale u nas, tak samo istnieją mrozoodporne kaktusy i bananowce. Tym ostatnim tylko przemarzają niektóre liście i trzeba je owinąć matami, ale na wiosnę liście odrastają i nawet bananowiec wydaje owoce, dla ludzi niejadalne, ze względu na duże i liczne nasiona (banany sprzedawane w sklepach to mutanty pozbawione nasion), ale z wielką radością zajadają je ptaki.

Niektóre rośliny w takich ogrodzie trzeba chronić, szczególnie, gdy są młode, wtedy stawia się na nimi daszki, żeby deszcz na nie nie padał, lub rozkłada się maty grzewcze na ziemi, żeby nie przemarzły w najzimniejsze dni zimy. Jak mi powiedziano jest to dodatkowy koszt tysiąca złotych, ale moim zdaniem warto tyle płacić, żeby cieszyć się bajkowych ogrodem, w którym pachną śródziemnomorskie zioła i można pływać z karpiami koi.

A właśnie rybki – ojciec Michała wykopał dla swojej żony duże oczko wodne, które jak oceniłam jest wielkości mojego pokoju, czyli około 16 metrów kwadratowych. Dla dużej działki to nic. Takie oczko wodne musi być na tyle duże i głębokie, żeby mogły w nim zimować koi. Gdy stawik zamarza hibernują na dnie, w temperaturze około 4 stopni. Taka temperatura panuje w wodzie na głębokości powyżej półtora metra. Ojciec Michała wkopał się w najgłębszym miejscu na trzy metry. Takie mini jeziorko jest obsadzone roślinami, które oczyszczają wodę i po kilku tygodniach można wpuszczać karpie koi. Które są praktycznie są niekłopotliwe, bo zjadają skrzek żabi, jajeczka komarów i innych owadów oraz własne potomstwo zanim urośnie, wystarczy je tylko, co jakiś czas dokarmić. Takie oczka wodne są czasem opisywane jako ekologiczne baseny przydomowe, z którymi nie trzeba nic robić. Oczywiście nie nadają się do cieplejszych miejsc niż Polska ze względu na ameby, które mogłyby się rozwinąć, ale w naszej strefie klimatycznej są idealne. I można powiedzieć, jeśli chodzi o jakość wody, że jeśli ryby są w takim stawiku zdrowe, to ludziom też się nic nie stanie. Amazon nawet sprzedaje poradnik dla hobbistów, którzy by chcieli wykopać sobie taki stawik do pływania. Może nawet te ameby można jako jakość wytępić w cieplejszych krajach, nie wiem, w Polsce mi ta wiedza nie jest potrzebna.

Moje koleżanki z Anglistyki zaszczuły mnie za opowieści o ogrodzie rodziców Michała. Szczególnie nie spodobała im się moja opowieść o ich bananowcu. Ale co ja mogę poradzić, naprawdę bananowiec japoński jest mrozoodporny. Na dowód zdjęcia poniżej, kupiłam sobie takiego, był w wyprzedaży -70%, aż żal było nie wziąć. Dla nieznających angielskiego – „hardy” to w tym języku znaczy mrozoodporny. Zdobi już mój balkon i czeka, co z nim zrobię dalej. Może wylądować w ogrodzie, może też trafić do dużej donicy i wędrować do nieogrzewanej kuchni na czas ostrzejszych mrozów – w donicy jest mniej wytrzymały niż w gruncie.

Bardzo ładny egzemplarz przyjechał ze sklepu internetowego. A podobno roślin nikt nie sprzedaje wysyłkowo, jak próbowała mi wmówić pewna idiotka. Im głupsi ludzie tym bardziej się mądrzą. Taka jest reguła.

A przy okazji – już kolejne pokolenie obcych dla mnie idiotek, córeczek Renaty, ustawiło się, żeby po mnie dziedziczyć. Próbowały już nawet zdzierać ze mnie haracz i skłócić mnie z całą rodziną. Macie się dziwki odpierdolić. Było się uczyć! Miałybyście wtedy lepszą pracę. Jak wam mało, to pod kościół rękę wyciągać, a nie do mnie. Z was nikt nie dziedziczy.

Polityka

Wśród przedmiotów, które zaliczyłam podczas studiów był tez marketing polityczny. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego Nycz nie chce mi dać spokoju. Upiera się, że muszę z nim współpracować. Moja odmowa oznacza jego kontrofensywę oszczerstw, także w fandomie, więc bądźcie na to to przygotowani. Uważa, że złamie mnie w ten sposób, bo zrozumiem, że pisać mogę tylko wtedy, gdy grzecznie robię to, co mi poleci. Myli się w tym, bo już dawno temu praktycznie zerwałam z pisaniem i odeszłam z fandomu z powodu zaszczucia przez Nycza i jego schizofreników (oraz z powodu zakochanych w nich idiotek oraz idiotów, któ zaszczuli mnie miejscach, do których Nycz nie miał wstępu – powtarzam, nikt z nich nigdy się ze mną nie przyjaźni). Jeżeli coś napisałam (szczególnie tekst, którym wygrałam konkurs) to miało to miejsce na prośbę Piotra. Powieść napisałam zaś na prośbę Adama. Spełniam życzenia ludzi, których lubię, a nie szajki związanej z Nyczem. Obecność w fandomie, szczególnie warszawskim, mnie nie interesuje.

Dla Nycza i jego środowiska nie istnieje odpowiedź odmowna. Gdy nie chciałam rozmawiać z jednym z jego polityków, stworzyli dla mnie wyszukaną fikcję wedle której był całkowicie niezależny i kontaktował się z Policją, donosząc między innymi na Nycza. Moje źródła poinformowały mnie, że łgał. Nadal nie za bardzo chciałam z nim rozmawiać, ale i tak wciągnął mnie w swoją grę i wyciągnął szereg rad, co ma robić w różnych sytuacjach. Nigdy świadomie nie chciałam być jego spin doctorem.

Nie chcę podawać nazwiska, ale jest mi bardzo nieprzyjemnie z powodu, w jaki zostałam potraktowana. Mam nadzieję, że nikt z moich znajomych nie uwierzy, że jest to ktoś z mojego kręgu znajomych. Nie chcę z tym człowiekiem rozmawiać i nie chcę z nim być kojarzona.

Mam nadzieję, że to już wyjaśnia cała sytuację.

Aleksandretta

Aleksandretty to niezbyt duże papugi, które można czasem spotkać w Europejskich krajach, chociaż nie pochodzą z Europy. Całe stado tych zielonych papug lata sobie po Londynie i można je przyuważyć, jak cała chmarą przysiadają na drzewach. Są to potomkowie ptaków, które albo zwiały komuś z chodowli, albo zostały przez kogoś wypuszczone. U nas też występują. Poniższe zdjęcie zostało wzięte z tego artykułu. Gniazdują i nas, chociaż nie ma ich tak wiele jak w Londynie. Są chyba jedynymi papugami na tyle wytrzymałymi i sprytnymi, że potrafią sobie dać radę w czasie naszej zimy. Inne gatunki papug też uciekają lub są bezmyślnie wypuszczane, gdy komuś się znudzą, ale nie potrafią przetrwać w naszych warunkach.

Widziałam te papugi w Londynie i nawet wrzuciłam lata temu zdjęcie na Facebooka. Nie wiem, jak to się stało, że znowu imbecyl z Opus Dei postanowił ponownie wykorzystać prawdę, żeby dorabiać mi mordę wariatki z urojeniami, bo nie mogłam papug w Londynie jego zdaniem. Nic nie poradzi skurwiel, te papugi naprawdę istnieją i wiele osób je widziało. Nie zdziwię się nawet, jeśli u kogoś pojawią się w ogrodzie, bo będzie mieć taką fanaberię i stwierdzi, że chce je w ten sposób trzymać, dostarczając im ogrzewaną w zimie budką i z pełnym wypasem. takie ptaszki bardzo pasują do ogrodu w stylu śródziemnomorskim i są ładniejsze od gołębi.

Skaryfikacja

Skaryfikacja to proces przygotowywania nasion tak, aby łatwiej wykiełkowały. Z jakiś powodów trzeba nasiona niektórych gatunków trzymać jakiś czas w lodówce. Nie rozumiem tego procesu, trzymanie na przykład dziewięćdziesiąt dni nasion w zimnie wydaje mi się bez sensu chociaż pasjonaci ogrodnictwa z dużym doświadczeniem, jak rodzice Michała, przysięgali, że bez skaryfikacji się nie uda.

Wzięłam jedno nasiono jakiegoś egzotycznego drzewka (drzewa wbrew pozorom są bardzo często trzymane jako rośliny doniczkowe) i postanowiłam sprawdzić eksperymentalnie, czy jednak mi nie wzejdzie. Z jakiś powodów poszczęściło mi się i wkrótce miałam śliczną siewkę w małżeńskiej doniczce. Byłam tak zadowolona jak nigdy wcześniej.

Oczywiście do momentu, gdy się pojawiła Renata. Nigdy jej nie przedstawiłam mojej matce jako moją przyjaciółkę. Nigdy. Po prostu pewnego dnia ta schizofreniczka albo mnie wyśledziła, albo dostała mój adres od kogoś z moich studiów i pojawiła się z odwiedzinami u mojej matki, wmawiając jej, że jest moją najlepszą przyjaciółką.

Oczywiście większej bzdury nie było. Zaprotestowałam, że jej nie znam, ale już owinęła sobie moją matkę wokół palca i cały zaś utrzymywała z nią kontakt. Nie potrafiłam przekonać mojej matki, że to wariatka i że jej nie znam.

Wkrótce zaczęły się dziać rzeczy dokładnie takie jak w filmie Gaslight, w którym schizofreniczny mąż wmawia swojej żonie, że to ona jest chora psychicznie. Moja nowa roślinka zniknęła, a moja matka, gdy się zdziwiłam, że jej nie ma, zaczęła mi wmawiać problemy z pamięcią i tłumaczyć, że ją oddałam. Oczywiście był to złośliwy numer schizofreniczki, która wmówiła mojej matce, że jej tę roślinkę podarowałam. I po prostu Renata wzięła sobie roślinę z parapetu.

Jak już wcześniej napisałam, ukradła mi w podobny sposób ubrania. Czego nie mogła ukraść, to mi zniszczyła. Próbowałam protestować przeciwko tym wizytom, ale Renata nasłała na moją matkę Nycza oraz innych członków sekty, którzy zaczęli wmawiać jej, że Renata jest zdrowa i że trzeba to mnie leczyć.

Przeszłam piekło w moim własnym domu. Każde słowa, które było prawdą było podważane. Mój związek z Michałem miał być moim urojeniem. Nikt mi nie pomógł z rodziny. Miałam przed sobą narcystycznego potwora, który postanowił wierzyć tylko obcym ludziom, a nie swojemu dziecku. Głupota mojej matki oraz perfidia i złośliwość Renaty i jej sekty zniszczyła mi życie. Zabrali mi wszystko, co tylko miało dla mnie wartość. I nadal próbują ze mnie zrobić służkę i niewolnicę Renaty, żeby tylko zrobić jej przyjemność. Są tak nią zachwyceni i w niej zakochani, że nie liczy się dla nich moralność, prawda czy etyka, jedyne co chcą osiągnąć, to żeby ich. potwór był zadowolony.

Nie dociera do nich, że schizofreniczny morderca, który od dziecka morduje swoje ofiary zaszczuwając je bezlitośnie nigdy nie będzie zadowolony. Jestem obsesją Renaty i nie spocznie, jeśli nie doprowadzi do mojej śmierci. Zna ten typ ludzi z zajęć z kryminologii. Już mnie doprowadziła do kilku prób samobójczych, z których się wycofywałam. O dziwo, Rafał jest dla mnie mniej groźny, bo mnie jednak nie zabije, dopóki nie będzie mógł po mnie dziedziczyć. Renata do tego dąży od zawsze.

Policja o nich wie, ale naprawdę mamy w Polsce przepisy, które uniemożliwiają skuteczną obronę przed takimi wariatami, szczególnie gdy stworzyli sobie sektę. Żyję wbrew fatalnym szansom, jakie dają podręczniki kryminologii takim ofiarom jak ja. Zgodnie z tym, co przeczytałam w podręcznikach na temat podobnych szaleńców zawsze zaszczucie przez schizofrenika, gdy już dojdzie do amnezji, kończy się śmiercią ofiary, bo przestaje móc się skutecznie bronić. Renacie już kolejny raz prawie udało się mnie zabić. Na całe szczęście w ostaniej chwili zaczął mnie ponownie ratować ojciec Michała, który był profesorem psychiatrii oraz biegłym sądowym.

Moja własna rodzina tak samo jak w dzieciństwie i na studiach o mało mnie nie zabiła. Tylko związkowi z Michałem zawdzięczam, że żyję. Gdybym nie była z nim, to bym nie poznała jego ojce ojca naukowca, który mnie postawił na nogi popchnął na kolejne równoległe studia.

Michał i jego rodzina myśleli, że jestem z Piotrem. Piotr, że z Michałam. A tak naprawdę byłam samotna, terroryzowana i tępiona przez schizofreniczne rodzeństwo i walczyłam o to, żeby wyjść z amnezji. Mój kolejny związek też został przez sektę storpedowany i kolejny narzeczony zaszczuty jako „gwałciciel”.

Całe moje życie jest nieudane z powodu Opus Dei i kurwy Renaty. Wypraszam sobie jakiekolwiek teksty, że mam być jej za coś wdzięczna. Wiem, że żąda wdzięczności, ale jest to złośliwość schizofrenika, który pastwi się nad ofiarą. Wszystkie osoby, które jej pomagają, są też winne. Wiem, że oboje schizofrenicy lubią tworzyć sobie szpiegów i nawet jeśli sami nie kontrolują swoich ofiar, to robią to urobieni przez nich ludzie, którym się wydaje, że co najwyżej puszczają niewinne plotki. Należy takie osoby też odcinać. Niech nie karmią schizofreników, którzy wykorzystują takie plotki, żeby się uprawdopodobnić jako „bliscy przyjaciele”.

Kurwa Renata nigdy nie była moją przyjaciółką. A Rafał nigdy nie był moją miłością. Nie chodzę do miejsc, gdzie mogę ich spotkać. Opus Dei również omijam. Inni katolicy też są podejrzani.

Cierpię przez nich od dzieciństwa, byłam tylko przez krótki czas szczęśliwa z Michałam, chociaż i tak towarzyszył temu lęk i walka z sektą oraz moją głupią narcystyczną matką, która ponownie jak w dzieciństwie zniszczyła mi życie. Mam dość durnych ludzi, którzy są nasyłani przez tych wariatów i próbują mnie kontrolować, a przede wszystkim wybierać mi zawód oraz mężczyzn. Miałam szansę około dziesięć lat temu wyrwać się z uczenia, ale sekcie się to nie spodobało i zostałam – w ramach „leczenia” oraz „ratowania mnie przed wyrzuceniem z pracy” (kurwa, samo chciałam odejść, bo miałam już dosyć bezkarnych ataków sekty na mnie) – zakatowana prawie na śmierć. Z powodu lęku jaki towarzyszy syndromowi sztokholmskiemu straciłam pamięć i utknęłam w pracy, do której już całkowicie straciłam serce i której wykonywanie stało się torturą.

Palma jej odbiła

Od dziecka uciekam przed wariatami oraz imbecylami związanymi z Kościołem Katolickim. Pod wpływem mojej schizofrenicznej koleżanki z podstawówki „rozpoznali” u mnie chorobę psychiczną, która objawiała się głównie tym, że nie potwierdziłam ani słowa z urojeń Renaty czy Rafała na mój temat.

Nic się nie zgadzało z jej urojeniami, więc każde słowo prawdy było wzięte za dowód „choroby”, więc imbecyle bez żadnego przygotowania medycznego czy psychologicznego zaczęli mnie leczyć. I zaleczyliby mnie tak na śmierć (mam za sobą trzy próby samobójcze, w dzieciństwie mnie odratowano, dwa razy sama się cofnęłam), gdyby nie ludzie, którzy naprawdę mnie znają, także moje przygotowanie kryminologiczne mi nie zaszkodziło. Zaszczucie przez schizofrenika zawsze kończy się śmiercią ofiary, ja ratuję się ledwo-ledwo, i tylko dlatego, że mam wiedzę i istnieją media społecznościowe, więc mogłam szybko alarmować ludzi i informować, co się dzieje. Zna mnie też sporo osób, które wiedzą, jak bzdurny bełkot wydali z siebie kościelno-fandomowi schizofrenicy.

Przy okazji – nic nie chcę od fandomu, przekonanie ludzi z otoczenia Renaty, że uniemożliwienie mi zrobienia „kariery” pisarskiej sprawi, że mnie złamią i zacznę za nich pisać, żeby mogli chodzić w chwale, jest całkowicie fałszywe. Już dawno odeszłam z fandomu, napisałam konkursowy, wygrany tekst na prośbę Piotra i tylko dla niego to napisałam. Bardzo chciał, żebym nie rzucała pisania. Żadna schizofreniczka nie miała nic wspólnego z żadnym z moich tekstów, to nie ja jestem plagiatorką. Imbecyle kierują się przekonaniem, że pisarze są jak krowy na hormonach, że teksty muszą płynąć jak mleko i że ja muszę pisać. WIęc się złamię i będę im dostarczać teksty. Jest to przekonanie całkowicie fałszywe, pisanie jest na ostatnim miejscu moich priorytetów. Więc tępe schizofreniczne pizdy nie będą udawać pisarek i autorek moich pomysłów. Ich wielbicielki też mogą się odpierdolić. Bardzo proszę, jaki tekst czy samodzielny pomysł kiedykolwiek miała Renata?

Mój ojciec miał swoje powody, żeby wyjechać z Francji. Wcale mu się nie dziwię. Przewiduję, że wariaci z Opus Dei nie będą się leczyć, więc też będę dużo czasu spędzać za granicą. Nękali mnie i nadal nękają idioci, którzy nie byli w stanie sobie wyobrazić, że mój norweski przodek ożenił się z Polką i tu osiadł, co wcale nie jest dziwne dla norweskiej arystokracji. Ludzie naprawdę mają prawo mieszkać, gdzie chcą. Do kompletu mój tata był naturalizowanym Francuzem, więc to też zostało uznane za dowód mojej „choroby”, bo przecież ma polskie nazwisko.

Cała ta sekta skupiona wokół „świętej” Renety (uznali, że bo „wie rzeczy, których nie może wiedzieć”, ergo w ich przekonaniu wizje jej zsyła Bóg – nie dziwcie się, to prymitywy i ludzie chorzy psychicznie) tropi wszelkie świadectwa tego, że jestem chora psychicznie, a Renata wszystko wie i nigdy się nie myli. Oczywiście, że się myli, jej urojenia już nawet nie są zabawne, tak bardzo są za to typowe.

Oczywiście miało być moim urojeniem ciągnięcie psychologii jako drugiego kierunku. Ba! W pewnym momencie zadręczano mnie wmawiając, że mojego pierwszego kierunku anglistyki też nie studiuję. Miałam też nie mieć matury i być w ukryciu mężatką. Za to miałam podobno być sprzedawczynią. Za to Renata, sklepowa bez matury, z chorym uporem podawała się za studentkę obu moich wydziałów. W czym oczywiście nadal wspiera ją sekta, z uporem pielęgnując jej wszystkie urojenia.

Na początku lat dziewięćdziesiątych mój facet zabierał mnie często na działkę rodziców. Mój ówczesny nieformalny teść, nieżyjący już Profesor Psychiatra, kochał rośliny i za duże pieniądze kupił egzemplarze, które nie są typowe dla naszego klimatu. Czyli między innymi mrozoodporną palmę (są podgatunki, które wytrzymują do -20, a przynajmniej tak zapewnia sprzedawca z Allegro) czy opuncję. Oprócz typowo ogrodowej juki karolińskiej (naprawdę popularnej w polskich ogrodach i działkowicze uważają ją za coś oczywistego) była też juka wyglądająca bardziej egzotycznie. (Ameryka Południowa to nie tylko subtropikalne rejony, wystarczy spojrzeć na mapę i widać, jak w bardzo odmiennych strefach klimatycznych tamtejsza roślinność daje sobie radę.) Opowiedziałam o tym ogrodzie mojej koleżance pani Szkwał, więc oczywiście opis tych mrozoodpornych roślin też stał się „dowodem” na mojej szaleństwo. Ciekawe jak bardzo ludzie, którzy nic nie wiedzą o świecie, upierają się udowodnić swoją głupotę. Fakt, że niektóre panie czy panowie o czymś nie słyszeli, nie znaczy, że tego nie ma. Świadczy to tylko o tym, że mają bardzo ograniczoną wiedzę.

Od dwóch lat trzymam na balkonie mini sadzonkę jednego z mrozoodpornych gatunków opuncji i jakoś przeżyła, chociaż był to bardzo niewielki egzemplarz. Wystarczy opuncję zasuszyć, oraz w ogrodzie na czas zimy i jesiennych słot zakryć folią – mnie wystarczył daszek balkonu powyżej. Idealna roślina na balkon.

Przypomniawszy sobie o tym konkretnym incydencie, w czasie którego próbowano mi wmówić chorobę psychiczną, ponieważ wiem więcej o roślinach niż schizofreniczka z mojej podstawówki, postanowiłam uzupełnić kolekcję egzotycznych roślin, które można hodować w naszym klimacie, chociaż z naszym klimatem się nie kojarzą.

Na Allegro można znaleźć bardzo dobre oferty i rośliny są solidnie pakowane. Wysadzę je w pewnym ogródku (już ja wiem, gdzie), albo będę trzymać na balkonie i cieszyć się nimi latami. Nawet małe egzemplarze świetnie sobie dadzą radę w zimę, szczególnie, jeśli je postawię przy drzwiach balkonowych, ani nie będzie na nie padać, ani nie będzie za zimno. Kupiłam sobie mrozoodporną palmę oraz inny gatunek opuncji. Czekam teraz na rechot imbecyli, którzy mi będą wmawiać, że takie rośliny nie istnieją.

A oto moje mrozoodporne opuncje oraz mrozoodporna palma (która wcale mi nie odbiła):

Palma (która mi nie odbiła i wcale źle jej nie będzie w donicy na balkonie):

Chrzest

Napisałam jakiś czas temu o Chrystusie jako o schizofreniku i o tym, że w zasadzie wszystkie religie opierają się na zastraszeniu i handlem nieistniejącym towarem – zbawieniem lub uwolnieniem od cierpienia. Czas opisać chrzest, który jest bramą wjazdową do świata, w którym rządzą schizofrenicy oraz przestępcy w sutannach.

Żaden z księży nie może mieć pewności, że wie, co mówi i robi. Powiedzmy sobie szczerze, że nikt z krainy po śmierci nie powrócił i wszystko, co mamy to są legendy. Równie dobrze ktoś mógłby mi kazać okazywać szacunek postaci króla Kraka lub straszyć mnie tym, że po śmierci zje mnie smok krakowski.

W momencie kiedy przedstawiam religię chrześcijańską w taki sposób jak powyżej, widać, że coś jest nie tak z lękiem społeczeństw wobec kleru i wobec powiedzenia wprost, że się nie wierzy. Niestety zostaliśmy zniszczeni w dzieciństwie, mam na myśli osoby ochrzczone, które obowiązkowo uczestniczyły w tak zwanej katechezie. Nauka religii polega – powiedzmy to sobie szczerze – na celowym wywoływaniu stanów lękowych, nazywanych przez katechetów wpajaniem „bojaźni bożej”. Bo rozumiecie, katolik musi się bać. I musi wiedzieć, że tylko płacenie klerowi pieniędzy może ten lęk ukoić i przelewanie kasy na konto jakiegoś księdza jest podstawowym obowiązkiem katolika. Przypomnijmy, Kościół z polskiej kasy ciągnie nieprawdopodobnie duże sumy pieniędzy i cały czas domaga się więcej.

Chrzest jest pierwszym elementem, który służy do zastraszania. Przypomnę – mówi się ludziom, że każde dziecko rodzi się jakimś „grzechem pierworodnym” i że jeśli nie zostanie ochrzczone, to trafi do piekła. Zaznaczę, że moim zdaniem istnienie religii, która mówi, że niewinne dziecko jest złe, o ile jakiś szaman nie odprawi nad nim swoich czarów, jest czymś, co powinno wywołać bunt społeczny.

Po chrzcie w życiu dziecka następuje katecheza. Podejrzewam, że wiele osób wyprało traumę uczestniczenia w lekcjach religii, ale ja pamiętam. Nie tylko zastraszanie w celu zapewnienia Kościołowi stałego dochodu, ale wspomniane wywoływanie „bojaźni bożej” – czyli lęku przed klerem i sprzeciwieniu się księdzu. Jest to wywoływanie syndromu sztokholmskiego.

Podejrzewam zresztą, że księża też są w szponach syndromu sztokholmskiego i jest powód, dlaczego tak histerycznie reagują na ateizm. Reagują lękiem, który wywołuje ich agresywne zachowania, gdy ktoś nie postępuje zgodnie z wbitym w głowę skryptem, bo tracą grunt pod nogami.

Mam swoje negatywne doświadczenie z Kościołem Rzymsko-Katolickim. Byłam nawracana siłą i stosowano wobec mnie wszelkie niedozwolone metody terroru, żeby tylko udowodnić, że schizofrenicy z mojej podstawówki są „świętymi” i zmusić mnie do życia zgodnie z ich wolą. Wiem więc, do czego potrafią posunąć się egzorcyści i księża, gdy ludzie nie widzą, co się dzieje. Czasem postępują tak samo i stosują krańcowy terror, gdy ludzie widzą, bo księdzu w naszej kulturze wolno wszystko i nikt im w niczym nie przeszkadza. Zawsze spodziewają się bezkarności.

Muszę powiedzieć, że moje klienckie doświadczenie (trzeba im pokazać, że tak zwani wierni, to w rzeczywistości klienci i mogą zagłosować nogami) jeśli chodzi o Kościół Rzymsko-Katolicki jest tak okropne, że wszystkim odradzam. Za to nieżyjący pastor Pilch zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. No i doktryna luterańska nie opiera na zastraszeniu, a księża są inteligentniejsi i więcej się od nich wymaga. Wierni też współrządzą w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i nie pozwolą, żeby ktoś po ludziach tak jeździł, jak to robią katoliccy księża.

Luteranie szanują naukę i nie wypowiadają się w kwestiach, o których nic nie wiedzą. Nie wchodzą w kompetencje lekarzy, Nie robią ze schizofreników świętych. Nie mają fobii związanych z seksem i antykoncepcją. Pozbyli się kultu matki boskiej wiecznej dziewicy, więc nie narzucają kobietom toksycznego dualizmu święta-albo-kurwa – inaczej mówiąc, nie tresują kobiet. Spowiadają się tylko Bogu i wszystko rozważają we własnych sumieniach.

Odraza seksualna

Oprócz pociągu seksualnego istnieje jego odwrotność, czyli odraza seksualna. Dlatego nikt nie powinien myśleć, że „dla mojego dobra” zmusi mnie do przyjęcia schizofrenika Rafała. Do prześladujących schizofreników czuje się odrazę, nie miłość. Co może dziwić nadętych narcyzów, którzy nie wiedzą, że schizofrenik często odsłania się wyłącznie przed swoją ofiarą. Osoba prześladowana przez schizofrenika ma trudną sytuację, bo schizofrenik uwodzi otoczenie swojej ofiary i sprawia, że wierzą w jego urojenia oraz kłamstwa. Schizofrenik nie ma problemu z posuwaniem się do kłamstw, jeśli mu to służy.

Powtarzam, schizofrenik odsłania się tylko przed swoją ofiarą i tylko ofierze należy wierzyć. To jest podstawa wiedzy psychoterapeutycznej i każdy kto uważa, że jest mądrzejszy od najbardziej zainteresowanej i najlepiej poinformowanej osoby zasługuje na odebranie dyplomu psychologii czy prawa do uprawiania zawodu lekarskiego.

O odrazie seksualnej mówił mój tata w kontekście prześladującej go od dziecka schizofreniczki. Po wieloletnim nękaniu, gdy dowiedziała się, że jej nigdy nie zechce, z zemsty i urojeń zniszczyła mu kwitnący biznes, a on uciekł przed nią z Francji do Polski.

Schizofrenicy z reguły pochodzą ze schizofrenicznych rodzin i mają przyjaciół, który nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ich znajomi są chorzy. Ludzie w pobliżu schizofreników wierzą w snutą latami bujdę o wielkiej miłości, wspólnym życiu i uważają, że wszystkie urojone wspomnienia są prawdziwe. Oburzeni są, gdy ofiara obsesji schizofrenika zaprzecza prawdziwości słów schizofrenika i mówi, że nie chce z tym schizofrenikiem być lub że nigdy nie była. Zaczynają „leczyć” takiego człowieka, bo najwyraźniej trzeba mu to wszystko „przypomnieć” i niszczą mu życie oraz psychikę. W efekcie to ci wszyscy ludzie i schizofrenicy winni są odszkodowania, a nie ja, bo nikogo nie skrzywdziłam. Nie obiecywałam Rafałowi małżeństwa, nigdy nie byliśmy razem. Jestem ofiarą jego urojeń oraz głupoty mojej rodziny.

To jest bardzo częsty schemat, którzy znają psychoterapeuci, nie tylko profilerzy. Niestety zbyt bardzo częsty. Dlatego też jest tak ważne, żeby psychoterapeuta zawsze wierzył swojej pacjentce i tylko jej słuchał. Jest też zakaz leczenia członków własnej rodziny. Nikt nie ma prawa wypowiadać się w moim imieniu, nawet nikt z mojej rodziny, tym bardziej, że nie raczyli przyjąć do wiadomości niczego z rzeczy, które im mówiłam i nie raczyli mi pomóc w walce ze schizofrenikami z mojej podstawówki. Jeśli chcecie coś wiedzieć, to kurwa czytajcie mój blog lub wyślijcie mi e-mail (kontakt na dole strony). Wyjaśnię i odpowiem na dodatkowe pytania.

Schizofrenicy wraz z uwielbiającym ich otoczeniem są bardzo aktywni i ambitni w dążeniu do postawienia na swoim. Łamią przy tym wszystkie zasady społeczne oraz nakręcają ludzi z zawodów medycznych tak, że ci zapominają (chociaż im nie wolno tego robić) o zasadach diagnostyki oraz zakazie kierowania się tym, co mówi człowiek, który przychodzi do ich gabinetu i szczuje ich na kogoś innego. Jest to zakazane, bo z reguły tak działają schizofrenicy. Pacjent musi sam przyjść do gabinetu.

Mój tata ożenił się z bardzo głupią i narcystyczną kobietą, która pomimo tego, że znała jego historię, postanowiła zignorować wszystkie ostrzeżenia i zaprzyjaźniła się ze schizofreniczną rodziną, zupełnie jak jego rodzice i rodzeństwo. Mam z powodu głupoty matki zniszczone życie, powtórzyłam losy taty. Mam za sobą trzy próby samobójcze z powodu zaszczucia przez schizofreników, którzy w oczach mojej rodziny są aniołami. Walczę z głupotą moich bliskich od początku podstawówki, czyli mogę swobodnie liczyć sobie pół wieku piekła i uciekania przed Renatą i Rafałem oraz ich gangiem „Aryjczyków” z mojej podstawówki.

W życiu nie byłam w żaden sposób związana z Rafałem. Jest jednym z imbecyli z dziecięcego gangu z mojej podstawówki, który mnie prześladował i po zaciągnięciu mnie to toalety symulował na mnie gwałt zbiorowy. Na całe szczęście mieli po około 8 – 10 lat, więc byli zbyt mali, żeby rzeczywiście mnie zgwałcić waginalne, ale jak najbardziej brali udział w gwałcie oralnym, który zorganizował ojciec Renaty, ksywa „Biskup”.

Takie wydarzenia budują odrazę seksualną na całe życie. Nigdy się z Rafałem się nie spotykałam, nigdy nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Jest moim wrogiem, który uroił sobie wtedy, że jestem Żydówką, osobą niższą rasy, którą może wykorzystywać. Wymyślił sobie, że się ożeni dla mojego mieszkania, które potem odziedziczy. Teraz wzrosła stawka, bo może nawet liczyć na rentę po zmarły małżonku. Ale obejdzie się smakiem. Moim jedynym dziedzicem jest mój siostrzeniec i został przeze mnie ostrzeżony przez tymi ludźmi oraz ich ewentualnymi próbami dochodzenia prawa do dziedziczenia. Tak wielu osobom wmówił, że byliśmy razem, że teoretycznie jest możliwe, że Sąd Aministracyjny przyjąłby ich zeznania (plus zeznania innych osób, które im uwierzyły) i zasądziłby im jakaś część mojego majątku. Protestuję przeciwko temu publicznie, to są dla mnie obce osoby i nie odpowiadam za zły osąd mojej matki czy innych osób z mojej rodziny.

Niestety schizofrenik gnany swoimi urojeniami i chęcią wzbogacenia się, odstawia po kolei szopki wyganiając swoją ofiarę z różnych środowisk. Pierwsze miejsce, z którego mnie wygoniono to był klub pływacki. Próbowano mnie zniszczyć na tyle, żeby zmusić mnie do rzucenia liceum. Zniszczono mnie w czasie studiów i wywołano amnezję, przez którą nie obroniłam pracy magisterskiej z psychologii. O mało, co nie rzuciłam Anglistyki, co powinnam była zrobić, żeby ratować swoje życie. Żałuję, że nie wzięłam wtedy kota i nie uciekłam w jednej koszuli. Niestety skończyło się amnezją i nie udało mi się zwiać do rodziców Michała. Oprócz schizofreników zakatowała mie też moja rodzona matka, która szczerze, do samej śmierci wierzyła w prawdziwość ich urojeń oraz celowych kłamstw.

Wiem, że są osoby w mojej rodzinie, które chodzą nadal na pasku schizofreników. Mam dla nich złe wieści – nie dam się. Odzyskałam pamięć na tyle, że gówno możecie mi zrobić. Mój siostrzeniec jest w podobnej sytuacji, ale nie zamierza się ożenić z jedną z córek Renaty. Wie dobrze, co to za tępy lachociąg i że ta pannica jest bardzo dumna ze swojego „powodzenia”. I że jej matka nigdy niczego nie studiowała, bo wyleciała z liceum. No, tutaj wysiłki kleru, który postanowił mi udowodnić, że talent i inteligencja się nie liczą, bo tylko ktoś, kto słucha Kościoła może odnieść sukces, jakoś się nie powiodły. Chociaż przyznam, że to co zrobiłam w życiu w porównaniu z tym, co mogłam z łatwością osiągnąć, rzeczywiście świadczy o zaplanowanej przez Opus Dei mojej dużej porażce i nieszczęściu.

Niestety schizofrenicy atakują swoje ofiary we wszystkich środowiskach. Ja zostałam wygoniona z mojego ulubionego klubu sportowego i znowu się roztyłam. Uczęszczałam tam po tym, gdy mnie te schizofreniczne potwory wygoniły z fandomu i złamałam pióro. Przy czym jak się okazało, w fandomie nadal wszystko po staremu i w Warszawie wciąż rządzi mąż Renaty, „Aryjczyk” ze szkolnego gangu.

Obecnie ci schizofrenicy wygnali mnie z mojej rodziny. Mam podejrzenia, że moja siostra przejęła pałeczkę po mojej głupiej matce i ze swoją starszą córką dąży z całych sił do mojego małżeństwa z Rafałem. Chciałbym się bardzo mylić, ale ich zdrada doprowadziła mnie prawie do szaleństwa. Czekam, aż mnie zaatakują i znowu jawnie staną po stronie schizofreników, żeby rozpocząć sądowny proces zerwania więzi rodzinnych. Na razie nie rozmawiają o tym za mną, tylko – sądząc z dawnych przechwałek wariatów, którzy są pewni ich poparcia – ze schizofreniczną rodziną Rafała i imbecylami z Opus Dei. Wolałabym, żeby to były ich urojenia, ale wszystko wskazuje, że rzeczywiście – tak samo w moim dzieciństwie – dla kilku osób są jedynym wiarygodnym źródłem informacji o mnie. A ja mam odebrane prawo do decydowania o sobie. Ale na całe szczęście to nie Somalia i nikt nie jest niewolnikiem w państwie prawa.

Nadal mam duże problemy z pamięcią z powodu zaszczucia i składam sobie wszystko ze strzępków informacji, które do mnie wracają. Wolałabym, żeby moi bliscy byli po mojej stronie, ale niestety wszystko wskazuje, że rzeczywiście są idiotami, którzy nadal wierzą w szlachectwo Rafała i jego rodziny, oraz w to, że Rafał jest najlepszą partią na rynku matrymonialnym, i że cokolwiek kiedykolwiek nas łączyło. Rafał nie ma żadnych pieniędzy oprócz tych, które wyłudził od pewnego człowieka przekonanego, że rzeczywiście jesteśmy razem. Bardzo za to domagał się pieniędzy ode mnie, Gollum jeden.

Nic nas nie łączy oprócz faktu, że on jest prześladującym mnie schizofrenikiem, a ja czuję do niego wyłącznie odrazę. Gdyby było inaczej, już dawno dałby mnie radę poderwać. Z moimi koleżankami poszło mu łatwo.

Dla przypomnienia wrzucam poniżej zaświadczenie.

Jestem panną, więc nic nigdy nie stało na przeszkodzie, żeby Rafał, ułożył sobie życie z kimś innym, niech nie liczy osioł na jakiekolwiek odszkodowanie, zawsze mówiłam, że go nie chcę, a jeśli moja matka zmówiła się z gangiem schizofreników i stwierdziła, że będzie mną rozporządzać jak martwym przedmiotem, który nie ma prawa do własnego zdania, to naprawdę nie moja sprawa sprawa i nie zamierzam nic z tych jej ustaleń respektować, tak jak wcześniej powiedziałam, najwyżej będę zawsze sama i zawsze będę przeklinać jej głupotę, że tylko z powodu pomówień osób chorych psychicznie zniszczyła mi karierę sportową, życie osobiste i zawodowe – i to po kilka razy. Śmierć jej pamięci!!!