Zacznę od tego, że wbrew temu, co sądzą niektóre osoby, nie ma żadnej inny pomiędzy mną, a Andrzejem Sapkowskim. W każdym razie nie ma z mojej strony. Znam Andrzeja od lat dziewięćdziesiątych, kiedy na Uniwersytecie Warszawskim gościł Polcon (albo jakiś inny duży konwent, czyli dla niezorientowanych coś pomiędzy zlotem i konferencją zorganizowane przez fanów fantastyki). Jest to znajomość klasycznie konwentowa, czyli wpadamy na siebie przy okazji, gadamy lub idziemy coś zjeść razem z innymi ciekawymi ludźmi, ale na co dzień nie mamy kontaktu.
Podczas naszej rozmowy jeszcze w latach zerowych rozmawiałam z Andrzejem o chińskiej Lisicy, którą najłatwiej opisać jako złośliwego demona, który się pojawia raz w postaci pięknej kobiety, a raz jako lis. Powiedziałam też o tym, że fajnie by było, gdyby napisał jeszcze coś o Wiedźminie. Jestem fanką Andrzeja od pierwszego opowiadania i zawsze go prosiłam i proszę o więcej. Zaproponowałam więc, żeby wykorzystał mój motyw kradzieży miecza i chińską lisicę i opisał młodość Geralta, skoro tak zdecydowanie zakończył swój cykl, odbierając nadzieję na ciąg dalszy. Zachowałam sobie prawo do wykorzystania obu motywów w moim chińskim opowiadaniu, które już czekało na druk. Warto porównać daty opublikowania mojego opowiadania i „Sezonu burz” – powieść Andrzeja jest o wiele lat późniejsza. Bardzo mnie ciekawił eksperyment, jak dwoje tak różnych autorów wplecie te elementy w swoją prozę. Nie przypuszczałam, że zrobi się z tego jakaś afera. Możliwe też, że nie zrobiłaby się, gdyby nie nękające mnie od podstawówki osoby. (Oficjalnie wszyscy z nich są chore psychicznie, ale będę pisać o nich zgodnie z moim subiektywnym odbiorem, na podstawie tego, co mówiły i robiły.)
Muszę tutaj napisać o pewnej Ani z mojej podstawówki. Nie jest moją przyjaciółka, nie jest nikim z rodziny, chociaż potrafi tak o sobie opowiadać. Oczywiście chora psychicznie, ale wydawała mi się psychopatką z półświatka i próbowała mnie ze swoim ojcem zmusić do prostytucji. Wyśmiałam ją. Wszelkie rzeczy, które o mnie opowiadała były elementem zemsty za stwierdzenie, że chcę być szczęśliwa, i mieć męża. Mógł w tym też maczać paluchy pewien chory umysłowy ksiądz. Podejrzewam, że jednocześnie tym samym podpadłam Dorocie, która od tamtego czasu razem z Anią i mnie nęka. Miałam wtedy około jedenastu lat i Ania zaśmiewając się radośnie stwierdziła, że zna mojego „męża”, czyli schizofrenika Ryszarda. Wbrew temu, co sądzi wiele osób na podstawie kłamstw Doroty i Ani NIE JEST TO MÓJ MĄŻ!!! Jest jak na mój gust zbyt ograniczony umysłowo i schizofreniczny, jest też skrajnie niebezpieczny, atakował mnie już fizycznie. Rozmowa z nim kończy się na tym, że mam za niego wyjść, dać się zabić i zostawić mu cały swój majątek (zapewne do podziału z Anią i jej ojcem). Jakieś wspólne zdjęcia zostały zrobione podstępem, wbrew mojej woli. Wbrew też mojej woli Barbara, znajoma Ryszarda i sam Ryszard pojechali za mną i moją przyjaciółką do Egiptu. Nie byłam na wakacjach z Ryszardem. Barbara mnie prześladuje i zbiera informacje o mnie. Dowiedziała się wcześniej, gdzie lecę na Gwiazdkę i postanowiła mi zniszczyć przyjemność z wyjazdu. Niestety polskie prawo chroni osoby chore umysłowo i prokuratura z reguły odmawia wszczęcia postępowania w przypadku osób podejrzewanych o schizofrenię – w poprzednim wpisie zamieściłam link do artykułu z przypadkiem morderstwa, które potrafi pozostać bezkarne, jeśli popełnione przez psychotyka. Pozostaje mi tylko informować tak szeroko jak tylko się da, że te osoby nie są związane ze mną i nie mają prawa wypowiadać się w moim imieniu i powinny być proszone o rozpoczęcie leczenia. Wszystkie przestępstwa popełnione przez osoby chore psychicznie należy zgłaszać policji i walczyć, żeby odpowiedni policyjny psychiatra ogarniał sprawę. Potrzebne są informacje o ludziach i historie ich chorób. Zdarza się, że przypadkowy psychiatra nie orientuje się, co jest zmyśleniem schizofrenika, a co prawdą i zaszczuwa zdrową osobę pod dyktando osoby chorej. Czasem udaje się namówić takie osoby do leczenia, a czasem – przy przekroczeniu już pewnej granicy przyzwoitości – zostają uwięzione na zawsze, jako zbyt niebezpieczne. Prawo jest niedoskonałe w tej kwestii, a lekarze niedouczeni, może warto to zmienić?
Nie jestem plagiatorką, nie byłam prostytutką, moi rodzice byli uczciwymi ludźmi, nie zniszczyłam psychicznie nikogo, za to mnie zniszczono i pomówieniami rozbito też mój związek z lat dziewięćdziesiątych (a także wcześniejszy). Dorota zaś zasługuje na swój własny krąg piekła – o Ani z mojej podstawówki nikt by się nawet nie zająknął, gdyby nie ona i jej rodzice. Stanęli na głowie, żeby mi zniszczyć życie, dzięki swojej pozycji społecznej dodawali ludziom z marginesu wiarygodności. Robili z ofiar przestępców osoby chore psychicznie. Oskarżali o gwałty niewinnych ludzi i chronili przestępców. Prawdziwy poziom mentalny PiSu i Kościoła.
Powtórzę jeszcze raz – nie jest prawdą, że plagiatuję kogokolwiek. Za to byłam zastraszana i domagano się ode mnie niewolniczego pisania za kogoś, żeby osoba tępa i zupełnie niegramotna mogła uchodzić za gwiazdkę literatury fantasy. Mam tego dosyć i wycofuję się z pisania. Zbyt dużo wariatów, zbyt dużo kłamstw.