Koncert

Chodzą zabawne słuchy, że nigdy nie byłam na żadnym koncercie heavy-metalowym. To bzdury rozpowiadane przez Opus Dei. Bywałam sama, bywałam z przyjaciółką Iwoną K-B, bywałam zapraszana na koncerty przez mężczyzn.

Na jednym z koncertów przyuważył mnie mój dawny partner z lodowiska, Michał, wytropił na Anglistyce i zaciągnął na kolejny koncert, na którym poznałam Tommy’ego i Christiana. BTW, spotykałam się wtedy z Piotrem, więc kupiłam sobie własny bilet. Michał, jako przyszły lekarz, dostał później na przechowanie moje notatki z podręczników psychologicznych wraz z uwagami na temat zachowania świrów na Anglistyce, bo robiłam bieżące notki z datami i godzinami. Przypomniał mi, że na jego adres w Powsinie w latach siedemdziesiątych przyszły listy dla mnie z Francji od dziadka. Gdy wpadł do mnie pracy, dowiedziałam się, że nadal ma wszystko.

Tommy zaczął uczyć mnie śpiewu jeszcze przed koncertem, a z Christianem bardzo szybko się dogadałam, że mamy wspólnego przodka z Norwegii, chociaż to bardzo, bardzo, bardzo odległe pokrewieństwo. Tata nauczył mnie, że powinnam opiekować się każdym Norwegiem na terenie Polski, więc się zaprzyjaźniliśmy, chociaż nie mam teraz kontaktu. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś drogi naszej trójki się skrzyżują. 😉

Mojej przyjaciółki nie było wtedy na tym koncercie, bo zarobiona była, czasu nie miała – zaczęła intensywne ćwiczenia (lub, jak ja czasem mówię, treningi), żeby zostać jedną z największych gwiazd pianistyki. Myślę, że jej się udało.