Mój ojciec popełnił mezalians, z powodu którego został wydziedziczony. Kochał moją matkę tak bardzo, że chociaż cierpiał z powodu potępiania przez dziadka, był szczęśliwy, że spędza z nią czas, chociaż pomiatała nim i manipulowała wszystkimi. Miała romans z Ryszardem, który bardziej do niej pasował mentalnie – chociaż trzeba też przyznać uczciwie, że z dużym znawstwem nią manipulował i robił w konia. W końcu przez ten jej romans i odmowę rozwodu mój ojciec został wydziedziczony, zgodnie z zapowiedzią nestorów rodziny sprowadzając na swoje córki nieszczęście za nieszczęściem.
Moi rodzice odwiedzili naszą norwesko-francuską rodzinę w Paryżu jeszcze zanim urodziła się moja starsza siostra Ania. Moja matka, jej plebejskość i narcyzm były odpowiednio ocenione przez tych ludzi, którzy są dla mnie prawdziwą rodziną. Byli i są wykształceni, są wśród nich śpiewaczka operowa i wykładowca wyższej uczelni. Moja babcia ze strony matki nie miała z kolei pełnej podstawówki, nie mogła się uczyć, bo wysłano ją do pracy. Spotkało to też moją matkę, którą wysłano – według jej opowieści – do roboty, każąc jej się posłużyć dowodem jej starszej kuzynki, bo nie była pełnoletnia. Mój ojciec ją ratował, stworzył jej możliwości awansu społecznego i zdobycia wykształcenia. Odpłaciła mu się zdradą i stanięciem po stronie prymitywa i zawodowego oszusta, który ją uwiódł.
Moja matka koniecznie chciała stworzyć z Ryszardem jakąś patchworkową rodzinę, zmuszając mnie, abym słuchała tylko niego i jednocześnie rozpieszczając jego córki. Kupowała każde kłamstwo Ryszarda, zakonnicy i jej sekty, doprowadzając do mojego załamania psychicznego w dzieciństwie. Wierzyła, że na Torwarze poznałam syna jakiegoś groźnego gangstera i zabroniła mi jeździć na łyżwach. Nie dawało jej się wyjaśnić, że polski szlachcic nie jest gangsterem.
Ratował mnie dziadek, trener z Torwaru i ich znajomy psychoterapeuta. Ryszarda przy tym nawet nie było, nie powinien przypisywać sobie jakichkolwiek zasług. Moja matka postawiła mnie w sytuacji nie do zniesienia. Chciała, żebym córki Ryszarda, zepsute, durne, zakłamane i psychopatyczne jak ojciec szuje, traktowała jak własne siostry. Spełniała każde żądanie Ryszarda w nadziei, że w końcu się rozwiedzie i będzie mogła być tylko jego. Oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru tak zrobić, bo pogrywał z nią w celu wzbogacenia się, a także w celu zniszczenia kogoś z wyższych sfer, co sprawiało temu psycholowi radość.
Jego córunie nie powinny udawać norweskich szlachcianek. Opowiadają o sobie same kłamstwa i są tymi złymi siostrami z Kopciuszka. Uroiły sobie, że końcu mnie zmuszą, abym im służyła. Nie doczekają się tego, chociaż swoimi kłamstwami zniszczyły mi życie. Nigdy z nimi nie rozmawiam, ale od lat siedemdziesiątych ciągną tę samą grę. Przedstawiają się jako moje najlepsze przyjaciółki i naiwniakom wciskają ciemnotę, że czegoś się dowiedziały ode mnie. Naprawdę, bardzo proszę, weryfikujcie wszystko ze mną. Te pizdy w życiu nie mają prawa się o mnie wypowiadać, bo nie utrzymuję z nimi kontaktu. To jest kłamstwo tak samo, jak to że są autorkami lub współautorkami moich tekstów.
Moja matka pod wpływem Ryszarda wyrzuciła z domu wszystkie norweskie pamiątki ojca, wszystkie dokumenty, jakie po nim zostały. Zerwała kontakt z rodziną z Francji. Na całe szczęście listy dziadka ma mój kolega z lodowiska, więc wola księcia jest nam znana. Nie wiem, jak się mogło stać, że moja matka uwierzyła, że sport lub uczenie się francuskiego i norweskiego mogą doprowadzić do moich problemów psychicznych. Bycie obywatelką kilku krajów nie jest dla nikogo rozumnego problemem. Rozumiem z tego tylko tyle, że wredne pizdy z rodziny Ryszarda leczyły sobie kompleksy całe szczęśliwe, że kłamstwami na mój temat niszczą mi wszystko co tylko da się komuś zniszczyć. Zrobiły sobie zabawę ze mnie i z moich przyjaciół. Ryszard jest żadnym wychowawcą. Nauczył swoje córki, że mogą kłamać, niszczyć ludzi. Dowiedziałam się też od niego, że mogą się też prostytuować, bo mają prawo do wszystkiego, więc jeśli im brakuje, to dla niego oczywiste, że mają tak robić, żeby im wystarczyło. Przyparty do muru, mówi wprost, że to mnie chce wysłać na ulicę, a je wynieść i zmusić, abym im zostawiła swój majątek. Nie ma mowy o tym. Dowiedziałam się, że są chore psychicznie po matce, więc nie wierzcie w nic, co mówią. Za to ich ojciec, zamiast je leczyć, spełnia ich każde żądanie, bo „nie chce, żeby cierpiały”. Są chore psychicznie, zawsze będą wymyślały sobie nowe cele i nowe osoby, z których zrobią sobie swoje ulubione cele ataków. Podejrzewam, że zrobiły mojej matce pranie mózgu, chociaż stan ostrego zakochania, czy uzależnienie psychiczne od osób chorych psychicznie, też tłumaczy wiele z jej postępowania.
Bez względu na to, co zrobią nigdy nie nazwę ich siostrami. Mają wypierdalać. Nic ode mnie nie dostaną, zbyt dużo już mi i tak odebrały.