Miałam szczęście urodzić się w fajnej rodzinie, która umożliwiła mi wiele rzeczy. Edukację, sport, swobodę intelektualną. Powinnam mieć życie usłanie płatkami róż, jak moja francuska babcia śpiewaczka. Szkoda tylko, że zdemoralizowane suki z Opus Dei (a raczej pewnego gangu, podszywającego się pod Kościół – aczkolwiek szczerze mówiąc, nie podejmuję się powiedzieć, gdzie kończy się gang, a zaczyna Kościół, dla mnie to wszystko oszuści) zrobiły wszystko, żeby mi to odebrać.
Emma organizowała w sali mojej podstawówki prywatny kurs angielskiego i udało mi się samodzielnie nadrobić nieposiadanie jakiejkolwiek znajomości angielskiego w taki sposób z książki, że przyjęła mnie do swojej grupy. Nejtiwi nie chcą uczyć od zera. i tak było w jej przypadku. Jeśli mam dobry akcent, to jest całkowicie jej zasługa. Dawno już nie żyje, zmarła, gdy jeszcze byłam w podstawówce, ale pamiętam, że opowiadała, że została w Polsce dla długowłosego chłopca, w którym się zakochała. Nie mogłam odwiedzić jej w szpitalu, ale prosiłam koleżanki, żeby ją ode mnie uściskały i powiedziały, że wiem, że będę jej zawdzięczać w życiu wszystko.
Trenowałam też sport. Pływanie i jazdę figurową na lodzie. Nie podobało się to imbecylom z Opus Dei, więc nakręcili spiralę oszczerstw, według której byłam demoralizowana na lodowisku. Rodzice zgłupieli na tyle, wierząc w te kłamstwa, że dostałam szlaban na sport. A w każdym razie tak to pamiętam.
Prześladujące mnie osoby z Gdańska, o których już pisałam, kręciły się w okolicach mojej podstawówki razem z krewniakami z Warszawy. Byłam przez nich bita i wyzywana. Oficjalna ich wersja jest taka, że tak bardzo mnie nie lubią, że nie wierzą w to, że kiedykolwiek cokolwiek potrafiłam. Słyszałam więc od tych zdemoralizowanych jednostek, że jestem kurwą i że „znają prawdziwą pływaczkę, która jest ich przyjaciółką”. Tak samo było w przypadku łyżew. Też podlegałam bullyingowi, który polegał na tym, że zadręczały mnie, odmawiając prawa do bycia sobą i wmawiając otoczeniu, że jestem oszustką. To są metody działania tych ludzi z Gdańska, ojca Rafała i samego Rafała.
Możliwe, że ta rodzina jest tak głupia, że te osoby nie panują nad swoimi projekcjami, ale w to szczerze wątpię.
W czasie studiów spotykałam się z interesującymi ludźmi, ale nie będę tutaj ich wszystkich wymieniać. Osoby z Gdańska wraz z chorą psychicznie zakonnicą i swoimi krewnymi z Warszawy znalazły mnie na Uniwersytecie i zaczęło się znów to samo. Miałam tym razem nie być studentką i podlegałam szykanom, które miały pozbawić mnie możliwości uczestniczenia w zajęciach. Poznałam wtedy też mojego krewnego Christiana (jak najbardziej Norwega pomimo matki Amerykanki) i jego ojca Bjorna. Z powodu pokrewieństwa Bjorn uznał, że musi się mną opiekować jak swoją córką, bo powinnam żyć na odpowiednim poziomie. Nie wiem, jak to się dzieje, że imbecyle z Gdańska mają czelność z jednej strony podawać się za moich krewnych, a z drugiej twierdzić, że nie jestem osobą, za którą się podaję. Chyba nikt tego nie rozumie. W wyniku ich kłamstw przejęli pieniądze, za które Bjorn chciał mi kupić mieszkanie. Oficjalna wersja tych złamasów jest, że wzięli je dla „prawdziwej krewnej Bjorna, bo ty nią nie jesteś”. Podobnie było z pieniędzmi na operację mojej mamy – niestety po nieudanej pierwszej próbie wszczepienia soczewek NFZ nie oferuje nic więcej i potrzeba powtarzać prywatnie. Wydaje się to wprost nieprawdopodobne, ale oszust Ryszard dokonał tego bezczelnie podając się za mojego „opiekuna prawnego” czy wręcz „zastępczego ojca”, nawet nazywając mnie swoją pasierbicą. Boleśnie atakowana, nie byłam w stanie przebić się z prawdą. Parę razy mnie o mało nie zabili swoimi kłamstwami.
Dowiedziałam się, że Ryszard za pieniądze ukradzione Bjornowi kupił swoim córkom mieszkania w Gdańsku. Umeblowały się zaś za pieniądze ze sprzedaży mieszkania przejętego na podstawie sfałszowanego testamentu. Imbecyle z Gdańska moją pomysł, że zmuszą mnie do małżeństwa ze swoim krewnym z Warszawy, który wszystko odziedziczy. Albo dla odmiany ja pójdę do klasztoru, a im zostawię swój majątek. Straszakiem na mnie było, że mogą mnie zastraszyć i zaszczuć na śmierć i że jest to jedyny sposób, żebym przeżyła. Mówili mi też dużo o swoich metodach działania, bo chcieli zmusić mnie do współpracy. Ale się nie dam zastraszyć.
Absolutnie nie wierzę w to, że nie wiedzą kim jestem i że uważają mnie z fałszywą krewną Bjorna. Sądzę za to, że są zawodowymi oszustkami i kurwami. Wszystko na to wskazuje. Ukradzione pieniądze, ukradzione ubrania, podawanie się za osoby, którymi nie są, wszystkie piętrowe intrygi.
Mam nadzieję, że odpowiedzą w końcu za zniszczenie mi życia.
Szkoda tylko, że kilka osób spoza grona imbecyli z Opus Dei zbyt ambitnie przyłączyło się do prób zaszczucia mnie.