Studiowałam z pewną panną o bardzo dużych ambicjach, a małym rozumku. Z tego, co pamiętam, biegała za każdym wykładowcą ze szlochem, żeby jej podniósł ocenę, bo „ona musi zostać na uczelni”. Patrzyłam na to z bardzo dużym zgłoszeniem jak na zachowanie całkowicie infantylne. Jesteś dorosła, dostałaś taką ocenę, to szlus. Dlaczego uważasz, że dla ciebie powinny być inne reguły niż dla innych?
Podobnie zdemoralizowany był jej ojciec psychiatra, też uważał, że dla niego nie ma reguł, więc wyrzucił przez okno cały podręcznik do diagnostyki. Znam go, bo jako dziecko przeczytałam, żeby wymyśleć – jak to ja żartuję – nienapisany odcinek House’a – czyli takie komplikacje, żeby moja siostra nie miała problemu z napisaniem odpowiednio zakręconej fikcyjnej historii choroby, co miała zrobić na zaliczenie. Od tego momentu moja rodzina wiedziała, że mam talent pisarski. A moja siostra nie, zresztą wielu studentów medycyny ma problem z tym zaliczeniem. Ale wracając do tematu, schizofrenik szukający chętnego psychiatry i szczujący go na ofiarę swojej obsesji to klasyk z podręcznika diagnostyki. Spotkało mnie to. Do tej pory próbuję się podnieść po tym, co zrobił mi ten psychiatra działający na zlecenie wariata Ryszarda Pogromcy Metalu i Rocka oraz jego córki. Opisywany przeze mnie psychiatra nie tylko wyrzucił przez okno podręcznik, nawiązał również romans z córeczką Ryszarda, schizofreniczką jak cała rodzina Ryszarda. Naprawdę jej nie skrzywdziłam. Chyba, że na serio będziemy brać jej stwierdzenia, że ją krzywdzi to, że żyję, i że nie chodzę do kościoła. Psychiatra stracił całkowicie bezstronność i zaszczuł mnie, gdzie się dało. Nie tylko wtedy na uczelni, ale też w miejscu pracy, przekonując wszystkich, że mam wyjść za Rafała i przypomnieć sobie nieistniejący gwałt, zaszczuwając za opisy prawdziwych traum i wmawiając mi urojenia wariata jako prawdę.
Większego skandalu w polskiej psychiatrii nie było chyba nigdy. Niestety, z tego co wiem, lowelas miłośnik schizofreniczki z sekty, zwinął się już na tamten świat. Przed procesem i więzieniem uratowała go moja amnezja, do której doprowadził ponownie zaszczuwając mnie z grupą schizofreników i niszcząc tak, że znowu o mało co nie popełniłam samobójstwa. Nie mogłam zeznawać, więc nie poszedł siedzieć. Ratował mnie ojciec jednego z moich byłych, też lekarz, który odpowiednio energicznie, sam walcząc z rakiem i stojąc nad grobem, działał w różnych miejscach, broniąc mnie jak lew i posługując się nagraniami bełkotu schizofreniczki.
Nie idźcie tropem tego durnia psychiatry. Naprawdę wam nie podziękuję, tak jak nie dziękuję ojcu idiotki z Anglistyki. Wcale nie była moją najlepszą przyjaciółką, była demonem, który zniszczył mi wszystko. Ma się już zawsze razem z innymi idiotkami i idiotkami trzymać się z daleka. Rozmawiam tylko z metalami. Oni mnie uratowali, robili deprogramming i przywrócili życiu. Więc żyję, chociaż cierpień przez jakie przeszłam przez całkowicie pozbawionych jakichkolwiek kwalifikacji ignorantów, którzy nie raczyli zauważyć, że są wykorzystywani przez schizofreników, nie można opisać.
To „nie można opisać” to ile dobrze pamiętam dosłowny cytat z podręcznika psychoterapii, a odnosi się do przeżyć i cierpień osoby po praniu mózgu zaszczutej przez gwałciciela. Wiem o czym piszę.
Naprawdę mam nadzieję, że nikogo już z tego gangu wielbiącego mojego prześladowcę – bo szczególnie Rafała mam na myśli – już w życiu nie zobaczę inaczej niż na sali sądowej. Bez względu no to jak bardzo lubiane są to osoby przez fandom.
A panna o małym rozumku a dużych ambicjach tak samo jak skutecznie mnie niszczyła, tak samo była dobra w osiąganiu swoich celów zawodowych. No cóż, najlepszy dowód, że w życiu tylko tupet i upór się liczą. W zawodach artystycznych też jak widać.
Powiem tak jak mnie dziadek uczył – Dra til helvete! Perkele!
Chociaż ostatnie słowo to raczej po fińsku…