Rozmawiałam wielokrotnie z pewnym znanym w fandomie księdzem, prosząc, żeby przestał wspierać schizofreników w próbach zaszczucia mnie. Bezskutecznie, więc musze przed nim ostrzec. Jest autentycznie zakochany w zaszlochanej schizofreniczce i pozbawiony jakiejkolwiek możliwości krytycznego spojrzenia na sprawę.
Wszystko, co robią ci „moi” schizofrenicy, to klasyk z podręcznika psychiatrii. Napady na mnie to próby dostosowania rzeczywistości do treści ich urojeń. Rafał od samego początku, czyli podstawówki ma chore urojenia na mój temat związane ze sferą seksu. Już jako dziewięcioletnie dziecko musiałam wysłuchiwać jego opowieści o tym „co ze mną robił w łóżku”, ewentualnie, co robiłam z innymi facetami. Ma urojenia, że jestem prostytutką. Wmówił wszystkim jakąś naszą dziecięcą miłość. Niestety ksiądz uparł się wszystkie jego urojenia brać za prawdę i wspiera go od zawsze w próbach zmuszenia mnie do zaakceptowania urojeń jako prawdy. Między innymi obrażał mnie i poddawał „terapii”, która miała mi „uzmysłowić”, że faktycznie jestem prostytutką, tylko tym „zapomniałam”.
Ale Rafał nie jest jedynym schizofrenikiem z fandomu, któremu udało się wciągnąć ludzi w swoje urojenia. Jest też jego kuzynka z Gdańska. Jest to osoba równie chora i niebezpieczna. Ta dla odmiany domaga się mojego mieszkania, upierając się, że jest jej własnością. Oczywiście ksiądz jej w tym też pomaga. Schizofreniczka cały czas przypisuje sobie rzeczy, które ja robię i przedstawia się jako moja ofiara. Wmawiała wszystkim, że chłopcy z którymi się spotykałam, to jej ukochani. I że zniszczyłam jej życie odbijając ich. W życiu nie chcieli na nią nawet spojrzeć, bo to tępe beztalencie. Jej działania to też klasyk z podręcznika psychiatrii. Usłyszałam, że to działania zakochanego w niej księdza i jego kłamstwa uniemożliwiły ludziom poprawne zdiagnozowanie tych schizofreników.
Bardzo rzadko się zdarza tak krańcowy przykład enablingu (czyli umożliwiana swobodnego działania), który prowadzi do samobójczych śmierci ludzi krańcowo zaszczutych przez schizofreniczną rodzinę. Ale jak widać, dla chcącego – czyli tego księdza – nic trudnego.
Musiałam to napisać, bo oczywiście ksiądz – wedle tego, co kiedyś usłyszałam – zagroził mi, że będzie rozpowszechniać urojenia na mój temat po koniec czasu i nie zamierza zmienić zdania na mój temat. No co ja mam zrobić? Sam prosił o prawdę na blogu – chociaż oczekiwał, że będę przepraszać schizofreników i „oddam” schizofreniczce mieszkanie.
Fałszowanie testamentów to też klasyk z podręczników psychiatrii i kryminologii (większość przestępstw popełniają osoby chore psychicznie) i schizofreniczka już dawno wyłudziła ode mnie wzór podpisu. Oczywiście ów ksiądz ostrzegany przed taką praktyką powiedział, że sam jej poświadczy sfałszowany testament „bo ona musi odzyskać mieszkanie i wiem, że napisze”. W razie ostateczności proszę ten wpis traktować jako zaprzeczenie autentyczności mojego podpisu na sfałszowanym testamencie. Nie sporządziłam żadnego takiego dokumentu, który ona mogłaby mieć w swoim posiadaniu. Przypominam też, że jestem poganką i ateistką, więc żaden ksiądz nigdy by nie był przeze mnie poproszony o poświadczenie podpisu. Zgroza że polskie sądy przyjmują takie fałszerstwa.
Moim zdaniem ksiądz jest chory psychicznie z powodu znajomości ze schizofreniczką i jej rodziną. Tylko tak można wytłumaczyć jego słowa. Bardzo przykre jest, że schizofrenicy znajdują ludzi, którzy po uwiedzeniu (a schizofrenicy uwodzą ludzi) przejmują wszystkie urojenia tych osób i energicznie je wspierają i pomagają. Zakochany człowiek wierzy schizofrenikowi we wszystko i umożliwia wszystko.
W przypadku takiego zaszczucia jedyny skuteczny ratunek to zrobić ze wszystkiego sprawę publiczną. To też klasyczna rada dla ofiar schizofreników i ich enablerów. A pomocników jest tu legion.
Sam ksiądz chciał prawdy na blogu. Zgodnie z podręcznikiem jako wariat skonfrontowany z rzeczywistością dostanie jeszcze większego świra. Jeśli jest zdrowy psychicznie, to przeprosi, bo rozwieją się jego urojenia. Chociaż w krańcowych przypadkach enablerów zakochanych w schizofreniku dopiero wysłuchanie aktu oskarżenia na sali sądowej działa jak kubeł zimnej wody. Ale jak już sformułowano akt oskarżenia, to idą do więzienia. Nie da się tego zatrzymać.
Chociaż może ksiądz sam grzecznie pójdzie do psychiatryka, jeśli zostanie wyśmiany. Chociaż chętnie bym go widziała w więzieniu za te „egzorcyzmy”, które mi zafundował. On i pewien pisarz to dwójka prymitywów przekonanych, że skoro im ktoś fałszywie wskazał kogoś jako chorą psychicznie, to nie obowiązują ich żadne reguły społecznie akceptowanego zachowania i że mogą mnie ubezwłasnowolnić. To kobieta decyduje, kto jest jej mężem i sama zawiadamia o gwałcie, bo to ona wie, kto ją zgwałcił. Pomawianie niewinnych mężczyzn o gwałt i mordowanie ofiary, aż do wystąpienia amnezji, żeby ukryć przestępstwa schizofreników to coś tak niewybaczalnego, że temu radosnemu, uprzywilejowanemu idiocie już nic i nikt nie pomoże. Nie da rady chuj nic naprawić, bo maszyna czasu nie istnieje. A jedyny sposób na odzyskanie choć odrobiny zmarnowanego przez tych debili czas zależy tylko ode mnie i mojego potu wylanego na sali gimnastycznej, żeby odzyskać formę fizyczną i dobrze się czuć we wstanej skórze. Tego się nie kupi, sypanie kasą nic nie pomoże. To są godziny pracy, którą muszę zainwestować w moje zdrowie.
Zbyt dobrze się bawił razem z kolegą i schizofrenikami, żeby mu wybaczyć.
Chcemy zobaczyć, co zrobi.