Gollum

Gollum to chyba najlepszy obraz schizofrenika w literaturze fantasy. Gdy tylko jego kumpel znajduje pierścień, dochodzi do wniosku, że błyskotka powinna należeć do niego i zabija, aby go przejąć. Kieruje nim nie tylko złowroga moc pierścienia, ale też jego własny chory mózg. A mózgi schizofreników są chore w podobny sposób, więc działanie schizofrenika daje się łatwo przewidzieć.

Schizofrenikiem kieruje zazdrość i wybiera sobie zawsze interesującą ofiarę, zdolną, piękną, bogatą lub posiadającą bogatych znajomych. Klasyczne ofiary to ludzie z wyższych sfer lub artyści, też celem ataku może stać się utalentowany sportowiec. Pasuję do tego schematu idealnie. Tak samo jak kilka innych osób w fandomie. Schizofrenik niszczy też ludzi, którzy nie chcą jej lub jemu pomóc, a za to pomagają ofierze, bo ją znają. Schizofrenik otacza się ludźmi, którzy go wielbią. Podejrzewam, że niebezpieczni narcyzi z pop-psychologii to w rzeczywistości źle zdiagnozowani schizofrenicy. Parę osób w fandomie naprawdę znalazło się po złej stronie pentagramu. Czyli nie są już dla mnie metalami.

Schizofrenik dąży do tego, żeby stać się swoją ofiarą. Niewątpliwie cierpi, ale to cierpienie nie równa się w żadnym stopniu cierpieniu zaszczuwanej ofiary, a do tego mija dzięki leczeniu psychiatrycznemu. Ofiara schizofrenika zmuszona do leczenia popełnia samobójstwo tak jak moi przyjaciele.

Enablerzy są wciągani w urojenia schizofrenika. Wierzą szczerze, że mówi prawdę. Czasem są tak mocno z nim związani, że dają sobie wmówić, że coś słyszeli od obiektu obsesji schizofrenika. A czasem dają się tak omotać, że dla „dobra” ofiary prześladowania sięgają do celowych kłamstw. Czasem też kłamią, żeby ratować schizofrenika, który przedstawia się jako ofiara i opowiada swoje urojenia – na przykład, że ofiara zaszczucia go prześladuje, bo widział ją w swoim mieście. Przy okazji – od wieków nie było mnie w Gdańsku. Nie jestem z Gdańska. Nie można mnie tam często widywać. Ostatnią wizytę w Gdańsku opisałam na blogu – to wtedy jakaś świrnięta baba wciągnęła mnie do kościoła, żeby mnie ratować, bo zobaczyła „złego człowieka” czyli Inferno. Była to podobno sąsiadka Ryszarda i jemu to opowiedziała. Byłam wtedy na konferencji, a nie odwiedzać schizofreników. Dowiedziałam się, kim baba jest lata później, podczas rozmowy ze schizofrenikiem, gdy próbował mi wmówić, że jestem z Gdańska. Najwidoczniej ma już mózg tak gąbkowaty z powodu nieleczonej schizofrenii, że zniknęły mu już pewne wspomnienia i nie pamięta, że jego rodzina przyczepiła się do mnie z powodu plotek chorej psychicznie katechetki, z którą Rafał i oni sami spokrewnieni.

Schizofrenik nie jest w stanie zaakceptować swojej choroby za to uważa, że jego ofiara jest chora psychicznie. Podkreślę jeszcze raz – schizofrenik kieruje się zazdrością, więc wmawia sobie, że reprezentuje wszystkie pozytywne cechy swojej ofiary a ją chce zniszczyć. Odmawia ofierze jakichkolwiek dobrych cech i chce „leczyć”, żeby zrozumiała, że to schizofrenik jest najwspanialszy. Bardzo często podaje się za psychoterapeutę, psychologa lub psychiatrę, nie posiadając nawet matury.

Schizofrenik robi wszystko, żeby zbliżyć się do swojej ofiary i przejąć nad nią kontrolę, nad jej życiem, majątkiem. Zbiera o niej informacje, ma swoich informatorów. Bardzo często ofiara schizofrenika nawet nie wie, jak schizofrenik się nazywa, chociaż wśród wszystkich uchodzi za członka rodziny lub najlepszego przyjaciela. Schizofrenik przypisuje sobie cechy swojej ofiary, jej dokonania, uważa, że jej bliscy lub adoratorzy są adoratorami schizofrenika. Wmawia sobie i otoczeniu, że potrafi to samo, co obiekt obsesji schizofrenika, ale tylko z powodu swojej ofiary nie mógł pokazać swoich umiejętności. To że ofiara żyje przeszkadza schizofrenikowi, ponieważ uważa, że nie może przejąć do końca jej życia. „Jak umrzesz, to ludzie zrozumieją, że to ja jestem najlepsza.”

Stąd się bierze wrogość schizofrenika do swojej ofiary, a nie z tego, że schizofrenik został w jakikolwiek sposób skrzywdzony. Moje istnienie nikogo nie krzywdzi. Mam prawo żyć, tak samo jak zawsze miałam prawo pisać, uprawiać sport, tłumaczyć, wyjść za mąż i mieć dzieci.

Schizofrenik nie potrafi zrozumieć, że nie ma prawa do wszystkiego, co ma ofiara. Moja schizofreniczka zrobiła mi awanturę po tym, gdy zostałam zaproszona na obiad w miłym gronie, bo uważała, że ona powinna tam być. Mózg schizofrenika produkuje w takiej sytuacji urojenie, które przypisuje ofierze negatywne zachowanie oraz pojawia przymus wmówienia wszystkim, że to schizofrenik był wyróżniony. Wszystko w kontaktach ze schizofrenikiem należy sprawdzać i weryfikować, a nie się do niego przyłączać i brać udziała w zaszczuwaniu ofiary. Wiele razy prosiłam o weryfikowanie pomówień, ale oczywiście przyjemniej jest kogoś zajebywać za plecami i prosto w twarz.

Niestety zawsze osoba zaszczuwana całe życie przez schizofrenika (a u mnie zaczęło się już na początku podstawówki) doznaje amnezji, co sprawia, że nie może się skutecznie bronić, tylko fizycznie ucieka przed swoim napastnikiem, aż zostaje zaszczuta do końca, do popełnienia samobójstwa. Ktoś po wystąpieniu amnezji po starciu ze schizofrenikiem jest już z reguły martwy. Mnie ratowała znajomość psychologii, psychiatrii, a także trener. I własny upór w trzymaniu się życia. Oraz metale. Nie mówiąc o tym, że moja matka lekarz mogła mi przepisywać leki uspokajające oraz nasenne oraz liczyła się z moją autodiagnozą. Musiała też wkroczyć policja ze swoim wsparciem. Skąd też wiem, że kilka osób powinno zmienić swoje zeznania.

Mam nadzieję, że osoby, które brały udział w moim „leczeniu”, czyli zaszczuwaniu aż do prób samobójczych, są z siebie zadowolone i dobrze się bawiły. A widziałam bardzo rozbawionych ludzi. Dla mnie nie było to zabawne.

Mam już tego dosyć. Tego zabiegania o to, żeby moja schizofreniczka w końcu raczyła się leczyć. Tego tłumaczenia enablerom zakochanym w schizofreniczce, że nie jestem wielbłądem, że nie ukradłam jej żadnych tekstów, ani tłumaczeń. Nie chcę już nikogo więcej tracić z powodu tej tępej rodziny, która postanowiła przyjeżdżać do Warszawy z Gdańska w latach siedemdzisiątych, żeby – cytuję – „zrobić ze mną porządek”.

Bo ich krewny, który usłyszał coś od swojej chorej psychicznie cioci katechetki, więc zaczął mieć urojenia i „opowiedział o mnie”. Ruszyła więc cała maszyna schizofrenicznych intryg, która ciągnie się do tej pory. Ci ludzie byli już wielokrotnie diagnozowani, również przez policję. Byłam świadkiem wielokrotnego nakłaniania ich do leczenia. Bez skutku.

Schizofrenik skonfrontowany z prawdą – czyli, że wszystko, co mówi to są jego urojenia – przeżywa zaostrzenie psychozy i wtedy jest szansa, że ujawni swoje urojenia, bo będzie mówił o nich szczerze. A ten i tak przy mnie ma ciągle ostrą fazę – cytując – „żeni się z kurwą, żeby ją zabić”. Spodziewajcie się więc kolejnych opowieści o mnie jako o prostytutce. Wszyscy, którzy mu uwierzyli powinni się wstydzić. W takich sytuacjach inteligentni ludzie dają radę się połapać, że mają do czynienia ze świrem, ale pewne panie i pewni panowie jakoś nie wpadli na to, że to bezczelne pomówienia pochodzące z czachy schizofreników.

I naprawdę tej pizdy z Gdańska nie prześladuję. Omijam Gdańsk. Kurwa.

Dodaj komentarz