Jest to trochę zabawne, bo ludzie znający mnie od dzieciństwa wiedzą, że jestem satanistką i norweską poganką (oraz ateistką, i tylko trochę żartuję), ale dopiero teraz formalnie złożyłam apostazję, czyli deklarację, że Kościół może mnie oficjalnie pocałować w dupę. Bawi mnie to dlatego, że na przełomie wieków byłam jedną z osób, które wpisały się na listę pogan potrzebną, żeby formalnie zalegalizować w Sądzie Najwyższym Kościół Rodzimowierczy, czyli pogański. Nie pamiętam, który to dokładnie kanon Kościoła Rzymsko-Katolickiego o tym mówi, ale fakt faktem – jest to deklaracja przed urzędnikiem innego kościoła, czyli BUM-TSSS i nie jestem od tamtego momentu katoliczką. Niestety kilka osób nie chciało tego uznać i zaczęło mnie prześladować religijnie i wmawiać, że jestem, kim nie jestem, więc uznałam – w momoci, gdy zaszczuli mnie do wystąpienia stanów lękowych – że potrzebny mi oficjalny papier uznawany przez KRK. Wal się, klerze, jestem wolnym człowiekiem i nie będziecie mnie na siłę wydawać za imbecyla na podstawie urojeń maniaka religijnego (który „wie, kto powinien być z kim” i że on „mnie daje Rafałowi” – ten świr już na zawsze skompromitował w moich oczach chrześcijaństwo), ani nie będziecie ograniczać mojej wolności religijnej. Macie w końcu przyjąć do wiadomości, że Ryszard nie jest moim krewnym, a jego rewelacje to urojenia, lub celowe kłamstwa.