Zacznę od tego, że wbrew temu, co sądzą niektóre osoby, nie ma żadnej inby pomiędzy mną, a Andrzejem Sapkowskim. W każdym razie nie ma z mojej strony.(1) Znam Andrzeja od lat dziewięćdziesiątych, kiedy na Uniwersytecie Warszawskim gościł Polcon (albo jakiś inny duży konwent, czyli dla niezorientowanych coś pomiędzy zlotem i konferencją zorganizowane przez fanów fantastyki). Jest to znajomość klasycznie konwentowa, czyli wpadamy na siebie przy okazji, gadamy lub idziemy coś zjeść razem z innymi ciekawymi ludźmi, ale na co dzień nie mamy kontaktu.
Podczas naszej rozmowy jeszcze w latach zerowych rozmawiałam z Andrzejem o chińskiej Lisicy, którą najłatwiej opisać jako złośliwego demona, który się pojawia raz w postaci pięknej kobiety, a raz jako lis. Powiedziałam też o tym, że fajnie by było, gdyby napisał jeszcze coś o Wiedźminie. Jestem fanką Andrzeja od pierwszego opowiadania i zawsze go prosiłam i proszę o więcej. Zaproponowałam więc, żeby wykorzystał mój motyw kradzieży miecza i chińską lisicę i opisał młodość Geralta, skoro tak zdecydowanie zakończył swój cykl, odbierając nadzieję na ciąg dalszy. Zachowałam sobie prawo do wykorzystania obu motywów w moim chińskim opowiadaniu, które już czekało na druk. Warto porównać daty opublikowania mojego opowiadania i „Sezonu burz” – powieść Andrzeja jest o wiele lat późniejsza. Bardzo mnie ciekawił eksperyment, jak dwoje tak różnych autorów wplecie te elementy w swoją prozę. Nie przypuszczałam, że zrobi się z tego jakaś afera. Możliwe też, że nie zrobiłaby się, gdyby nie nękające mnie od podstawówki osoby. Niestety powinny się leczyć.
⛧⛧⛧
(1) A mówiąc dokładniej mam problem ze schizofrenikami. A oni, niestety jak to schizofrenicy, kierują się zawiścią. Więc jak słyszą jakiś pomysł, to sobie od razu przypisują. Bo Bóg tak chce. Bo one na to zasługują. Bo Bóg jej to dał. Tak samo, jak dowiadują się o wygranym konkursie, dostają furii i oskarżają o plagiat, czy kradzież tekstu. Nie znam tej osoby bliżej, nie ukradłam jej tekstu, nie kontaktujemy się ze sobą. Mam wszystkie potrzebne dowody, jak na przykład moje bilingi – każdy telekom jest w stanie dostarczyć je na jedno skinienie Prokuratury. Nie urodziłam się, kurwa, w Gdańsku, nie chodziłam z tymi świrusami do jednej szkoły. Wiem za to, że jedna z moich koleżanek pisarek też została przez ten schizofreniczny gang wykończona psychicznie oskarżeniami o plagiat i jej też zniszczyły karierę. Podejrzewam również, że z życia też jej dużo ukradziono, chociaż nie aż tyle, co mnie. Bardzo proszę tzw. Generała Publicznego z fandomu o wyjęcie głowy z dupy i przeprosiny dla nas obu. Szanowna publiczność powinna się zastanowić, czy rzeczywiście zaszlochana pozbawiona jakiegokolwiek talentu schizofreniczka zasługuje na to, aby robić jej przyjemność i zaszczuwać na śmierć osoby uczciwe i ciężko pracujące, tylko dlatego że schizofrenia każe tej idiotce przypisywać sobie autorstwo tekstów osób, które stały się jej obsesją?