Archiwum miesiąca: listopad 2024

Przestępczość zorganizowana

Wspomniałam już kiedyś, że w czasie studiów na własną rękę szukałam w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego podręczników akademickich, które by mi pomogły nauczyć się o ludzkiej psychice tyle, aby w przyszłości tworzyć wiarygodne postaci oraz fabuły. Dzięki podpowiedzi kogoś z kolejki do okienka wypożyczeń trafiłam do działu z kryminologią i posługując się katalogiem rzeczowym wykształciłam się na profilera-amatora z dodatkową umiejętnością przewidywania wypadków i katastrof. Wyciągnęłam też kilka podręczników z MBA, jakby mi przyszło kiedyś założyć własne wydawnictwo. Uważam, że te lektury mi nie zaszkodziły. Mam podstawy do stwierdzeń na temat psychologii i zamierzam z nich zawsze korzystać. Szczególnie, żeby odbrązowić Kościół.

Są dwie reguły psychologiczne, które są ważne, gdy się mówi o Kościele. Jedna głosi, że im ktoś jest głupszy, tym bardziej jest religijny. Niestety dla fanatyków z Opus Dei inteligencja służy między innymi do podważania zastanych reguł postępowania. Imbecyle dla odmiany nigdy nie kwestionują twierdzeń, które poznali wcześniej. Więc jeśli ktoś ich nauczył w dzieciństwie, że każdy ksiądz jest święty i zawsze ma rację, nigdy nie zmienią zdania, za to zadziobią i zabiją każdą osobę, która będzie podważać ten przesąd. Podobnie normalizują sobie pedofilię, szczególnie jeśli pedofilem jest ksiądz, zabiją dziecko zanim mu pomogą – żeby było zabawniej w moim przypadku idioci z Opus Dei sobie uroili, że sprawą która mnie odrzuca od Kościoła jest pedofilskie zachowanie jakiegoś księdza. Nie muszę paść przestępstwa, żeby je potępiać. Druga psychologiczna zasada, na którą chcę się powołać, głosi, że im bardziej ktoś jest głupi, tym bardziej skłonny jest popełnić przestępstwo. Świat przestępczy składa się z idiotów, inteligentni ludzie nie popełniają przestępstw. Nie tylko dlatego, że są w stanie ogarnąć intelektualnie kodeks karny i mają świadomość, czego im nie wolno robić, ale dlatego, że mają sprawniejsze mózgi i nie sprawia im problemu zapanowanie nad emocjami, czy zdystansowanie się do własnych słabości. Nie mówiąc o tym, że mają lepsze możliwości zarobkowe niż debile, pracujemy krócej, zarabiamy więcej. Człowiek krańcowo głupi nie będzie potrafił, nawet nie będzie chciał, zapanować nad swoimi popędami, czy chęcią zniszczenia kogoś, wobec którego czuje się gorszy, lub wobec kogoś, kto dokonuje innych wyborów życiowych. Głupi ludzie zawsze uważają, że inni ludzie muszą lubić i robić, to co oni.

Obie te reguły przecinają się w Kościele – mamy w nim ludzi nisko inteligentnych, co wiąże się z wyborem kariery kościelnej lub przykościelnej, którzy jednocześnie są predysponowani do popełniania przestępstw. Oczywiście nie każdy człowiek niskointeligentny będzie przestępcą – będą nimi osoby, które były zdemoralizowane i nauczone, że wszystko im wolno. Niestety moje życie dostarczyło mi dowodów, że im bardziej w las, czyli Kościół, tym więcej demoralizacji. Wiele razy słyszałam o ludzi, którzy chceli mnie koniecznie „nawracać” („bo inaczej to się kurwisz”), że jeśli będę „chodzić do kościoła’, to będę mogła robić, co chcę. Albo że ktoś, kto ewidentnie powinien wylądować w poprawczaku jest dobry „bo chodzi do kościoła”. No więc nie, to nie jest tak, że kłanianie się księdzu daje immunitet i można robić, co się chce. Mam nadzieję wam to udowodnić.

Nie poszłabym na religię, gdyby nie uwaga mojej siostry, że powinnam poznać polską kulturę. Był to błąd, wolałabym nie poznawać kościelnej kultury. Mój pradziadek obracał się wśród szlachty, ludzi wykształconych i inteligentnych, ja trafiłam przez lekcje religii w towarzystwo ludzi tak głupich, że nadal nie mogę uwierzyć, że można być tak głupim. Moja cecha charakteru, która się tak spodobała pradziadkowi, czyli brak lęku i bezpośredniość, spowodowała że zainteresowała się mną pewna zakonnica i zaczęła ze strzępków poprzekręcanych informacji o mnie tworzyć sobie jakiś zupełnie nieprawdziwy obraz mnie i mojej rodziny.

Spróbuję odtworzyć z pamięci przebieg wypadków i jej chore przekonania o tym, kim jestem, kim są moi bliscy i co powinnam zrobić ze swoim życiem. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś na blogu umieścić nagrania rozmów telefonicznych z kościelnymi imbecylami (a im ktoś głupszy to to ma większą szansę na zostanie kanonizowanym). Będzie z czego się śmiać.

Trafiłam na katechezę do salki przy kaplicy zakonu na Racławickiej. Reszta mojej klasy chodziła do salki przy kościele na Puławskiej. Podejrzewam, że ksiądz był jednak trochę inteligentniejszy i że mieli łatwiej, mnie trafiła się zakonnica idiotka. Sprzeciwiłam się jej nauce o nieistnieniu chorób psychicznych. Autorytarnie twierdziła, że głosy w głowie to są albo opętanie, albo pochodzą od Boga i że należy ich słuchać. Wkurwiła mnie opowieścią o Abrahamie i Izaaku. Nie mogłam się zgodzić z opisem, wedle którego mamy naśladować Abrahama w ślepym posłuszeństwie i próbie mordowania kogoś z bliskich, bo głos w głowie tego od nas zażądał. Ona uważała tę opowieść za podstawę tego, jak powinien zachowywać się katolik. Krok po kroku dochodziłam do wniosku, że „religia miłości i dobra” jest religią szaleńców i osób zdemoralizowanych. Zakonnica za to w przedziwny sposób doszła do wniosku, że ma szansę zostać świętą, dzięki „nawróceniu luteranki” (że jak? pradziadek przeszedł na katolicyzm i nieszczególnie dobrze wspominał swojego ojca i dziadka, obu luteran). W przedziwny sposób w jej głowie moja mama została prostytutką, a ja sama byłam zagrożona prostytucją. Noooo, kurwa, to że ktoś pracuje na SORze nie znaczy, że się kurwi. Dla inteligentnych inaczej – SOR to Szpitalny Oddział Ratunkowy, a lekarze pracują w szpitalu także w nocy. Złośliwa uwaga, że ktoś głupi z samego faktu, że ktoś pracuje w nocy, bez reszty informacji, wyciągnie wniosek, że osoba pracuje w burdelu, nie jest potwierdzeniem, że mam mamę prostytutkę.

Jak rozumiem, zakonnica-katechetka znała Ryszarda Nowaka z Opus Dei i się jego radziła. Doszli do wniosku, że muszą mnie „ratować” – co oznacza, że prześladują mnie do tej pory i „diagnozują” – tak jak diagnozować potrafią tylko imbecyle. Czyli nie tylko miałam być wyjątkowo głupia, ale także musiałam odpokutować „kurwienie się” – bo zakonnica miała przeczucie „że skończę w burdelu”. Podobno dlatego, że chudłam i miałam się kurwić z głodu. A w rzeczywistości chudłam, bo trenowałam i musiałam mieć niższą wagę, żeby szybciej pływać. Chcę odszkodowania za całe moje zniszczone przez kler życie. W porównaniu z koleżankami z religii nigdy nic u nas nie brakowało, francuska część rodziny też pomagała, jeśli trzeba było. Oni na podstawie uwagi o zagranicznej części rodziny uroili sobie, że to międzynarodowa mafia chyba.

Zakonnica wymyśliła sobie, że zmusi mnie do pójścia do zakonu (nie wiem, za co miałabym tam iść), i że jej i Ryszardowi oddam majątek, po tym, jak już go odziedziczę z wdzięczności za „ratunek”. Nie mam siły opisywać dalszych etapów tej afery, ale ciągnie się już blisko pół wieku. Debile z Kościoła rozpuścili mnie takie plotki, że omal się nie zabiłam. Oskarżyli mojego narzeczonego i przyjaciół o największe zdrodnie. „Wyznaczyli” mi przyszłego „męża” – takiego samego imbecyla jak oni.

Mam dosyć. Są tak skuteczni, że wleźli za mną w każde środowisko i zepsuli mi wszystko wszędzie. Na pewno nie wpuszczę tej durne zakonnicy do mojego mieszkania, żeby mi robiła wizję lokalną, czy na pewno się nie „kurwię” (a zgłaszała taką chęć).

To jest jakaś pierdolona no-go zone w katolickim wydaniu. Nikt z policji nie chciał nigdy zainteresować się sprawą tego prześladowania i nękania. Katoliccy debile zrobili mi kilka razy pranie mózgu przekonani, że moje opowieści o rodzinie są urojeniami i w ten sposób „leczą mnie ze schizofrenii”, bo oni oczywiście wiedzą lepiej, kto jest kim. Ryszard uważa, że ma taki „charyzmat”, że leczy. No wiec nie, zbrodniarzu, nie leczysz, nie „wyzwalasz” z heavy metalu. Trauma i utrata pamięci ze stresu to nie „leczenie”, chyba że w katolickim sensie tego słowa, czyli śmierć i zniszczenie. Wszyscy jesteście przestępcami, nawet jeśli uważacie w swojej głupocie, że nie.

Żaden katolik nigdy nie przestąpi progu mojego domu.

Podobno zakonnicy w moim dzieciństwie wystarczył fakt, że chudłam, żeby uroić sobie, że to z braku jedzenia i że następnym krokiem będzie prostytuowanie się za kromkę chleba. No więc nie, nigdy nic takiego nie mówiłam. Zrzuciłam wagę i wystarczyło, żeby zaczęła sobie snuć jakieś złośliwe historie na temat mojej rodziny. Zrzuciłam wagę, bo trener kazał. Jadłam gotowane mięso i warzywa. Rosłam. Byłam zdrowa. Z mniejszą wagą mogłam szybciej pływać. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że się wie lepiej. Nie wiem, jak trzeba być głupim, żeby uznać, że mój tata, który miał czterdzieści cztery lata, kiedy się urodziłam, to mój dziadek (a „tata nie żyje”). Te kłamstwa na mój temat muszą w końcu się skończyć. Mam dosyć wysłuchiwania, że skoro nie chcę iść do zakonu, to Rafał… Nie, kurwa, za wysokie progi, skurwielu. Podobnie było z Iwoną Klicką I Krzysiem Rudzkim. Macie przestać narcystycznie roić sobie, że możecie dysponować ludźmi inteligentniejszymi od siebie i ich „nawracać” czy mówić im, z kim mają zawrzeć związek małżeński.

Chcecie samego zła. Macie się odpierdolić. Może bym uwierzyła w „pomyłkę”, ale sfałszowaliście testament Krzysia. Jesteście przestępcami. Nie może być tak, że przyznajecie się do „pomyłki” – ale oczekujecie, że będziemy się „przyjaźnić”, co oznacza dalsze wpierdalanie się moje życie i próbę ciągnięcia pieniędzy.

Fuck the hell off!!!

Profiler

Od dzieciństwa mam na karku prześladowców – maniaków religijnych oraz niebezpieczniejszego od nich schizofrenika. Jest to jeden z powodów, dlaczego powstał ten blog, muszę o tym mówić publicznie, żeby się ratować. Jestem w szoku, że tak wiele osób nadal uważa, że ci wariaci są dobrym źródłem informacji o mnie. Najważniejszym momentem dla mnie, kiedy mi zniszczono wszystko, był początek studiów. Poznałam brytyjskiego basistę i norweskiego gitarzystę w Warszawie, szłam podśpiewując sobie ulicą i zostałam zaproszona na koncert. Miałam propozycję zostania wokalistką heavymetalową. Dla kogoś wychowanego na muzyce i metalu była to gwiazdka z nieba. Adrian namówił mnie do biegania i zmiany diety, dzięki temu miałam też szansę wrócić do łyżwiarstwa. Zaręczyłam się też z Michałem. Oprócz tego ryłam też podręczniki z psychologii, żeby kiedyś zostać pisarką i konstruować wiarygodne fabuły i postaci. Zdaniem znajomego biznesmena jestem profilerem, chociaż nie mam formalnego wykształcenia. Wszystko miało znowu być od tego momentu już zawsze dobrze.

Niestety nie zgadzało się to z planami sekty, która jak zawsze chodziła moimi śladami. Napadli na mnie na Anglistyce. Rafał, jego koledzy oraz równie chora psychicznie siostra Rafała uniemożliwiali mi wejście na wykłady z pedagogiki, wyzywając mnie od kurew i odmawiając prawa do nauki. Wykładowczyni wymagała obecności na wykładach, ale zostałam fizycznie zastraszona. Niestety w Polsce wariaci to święte krowy i nikt mi nigdy nie pomógł. Dopiero gdy uznali, że mnie już wyrzucono ze studiów, bo nie próbowałam wejść na wykład, mogłam wrócić do uczestnictwa w wykładach. Ważne było dla wariatów też to, że straciłam pamięć, a Michał został przez swojego okłamywanego przez sektę ojca zmuszony do zapomnienia o mnie. Ryłam pedagogikę, przeczytałam wszystko z dodatkowych list. Chodziłam też na dyżury wykładowczyni, żeby odrobić nieobecności. Nie wzięła pod uwagę tych okoliczności i obniżyłam mi ocenę na 3. Dobrze, że dostałam zaliczenie egzaminu, widać pomimo okoliczności uznała, że opuściłam zbyt wiele z wykładów. [Uwaga errata, przypomniałam sobie ze szczegółami, jak to było naprawdę.(1)] Z innej strony wariaci biegali wszędzie i oskarżali mnie o ściąganie, nieuctwo oraz imbecylizm. Obniżano mi oceny nie tylko w czasie studiów.

Podobnie było potem w mojej pracy – nikt nigdy mi nie pomógł, moje prośby o ratunek były ignorowane, a wariaci odeszli dopiero, gdy się upewnili, że znowu z powodu traumy straciłam pamięć i udało im się wmówić mi niektóre z ich urojeń. Znowu straciłam wszystko. Piszę ten blog po to, aby ludzie inteligentni mogli mnie i siebie ratować przed pomówieniami wariatów oraz kleru zachwyconego „objawieniami” maniaka religijnego. Nie ma czegoś takiego jak „chora psychicznie żona Rafała”, którą się jego sekta zgromadzona wokół Ryszarda Nowaka „opiekuje”. Jestem niewinną ofiarą prześladowań, którą zadręczyliście razem z wariatami. Nie wyobrażam sobie, jak trzeba być głupim, żeby wierzyć w ich urojenia. Nikt mnie nie ubezwłasnowolnił, nie macie prawa odmawiać mi możliwości decydowania o mim życiu. To że nie kojarzę jakiś wariatów i z powodu traumy mam problemy z pamięcią nie znaczy, że możecie słuchać wariata i niszczyć mi życie. Zasada jest taka przy takich problemach z pamięcią – wiedza pozostaje, nawet nie uświadomiona, i człowiek ma prawo decydować z kim chce rozmawiać, trenować, czy żyć. Bo naprawdę dobrze wie, kto skrzywdził. I ucieka przed prześladowcą i gwałcicielem, tak jak ja zawsze uciekałam przed Rafałem i jego sektą. Nie łamie się bezkarnie konstytucyjnych praw człowieka, idioci. Ryszard obiecał, że jak nazwę się Lodbrok, to ucieknie i da mi spokój. Mam nadzieję, że tym razem nie kłamał. Nie mam schizofrenii, to Ryszard jest idiotą z problemami psychicznymi, który uważa, że Bóg mu zsyła wiedzę o ludziach, a chwilami wręcz podaje się za Boga (dokładne diagnozowanie Ryszarda zostawię specjalistom, ale obraża się za schizofrenika i woli maniaka, więc idę na blogu wszędzie za jego autodiagnozą i tak go nazywam – każdy ma prawo identyfikować się, jak chce), wiec próbuje od zawsze ludzi „łączyć w pary”, bo „wie, kto powinien za kogo wyjść”. Z reguły chce tak nagradzać swoich wyznawców i wydawać ich za kogoś na tyle bogatego, żeby mogli leżeć brzuchem do góry, jednocześnie karząc ludzi inteligentnych, napawając się ich cierpieniem, „bo muszą odpokutować”. Próbował wydać w ten sposób moją przyjaciółkę za mąż. Zaszczuł ją tak, że popełniła samobójstwo. W ten sam sposób został potraktowany mój przyjaciel gej – powiesił się. Mam już dosyć ludzi, którzy bez najmniejszej refleksji kupują kłamstwa tej szajki i niszczą ludziom życie. Ogarnijcie się, wy jesteście jak najbardziej zdrowi i was można zamknąć w więzieniu, czego wam szczerze życzę.

Mówiłam, że żaden biskup nie ma prawa się o mnie wypowiadać, że to bzdury wyprodukowane przez wariata? Że nie macie prawa działać na podstawie tych urojeń? Było mi wierzyć te kilkanaście lat tamu, byłabym szczęśliwą kobietą. Długo się wraca do zdrowia psychicznego po tak dużej traumie, podręcznikowo około dziesięciu lat, bez względu na pomoc. A mam za sobą już kilka takich dziesiątek. Macie, kurwa, się odpierdolić ode mnie i od Michała.

I macie przestać im pomagać mnie niszczyć.

⛧⛧⛧

(1) Muszę poprawić wspomnienie o wykładach z pedagogiki. Mój pradziadek lingwista uważał, że uczą ludzie inteligentni, ja o przedstawicielach zawodu, który mi daje utrzymanie, mam jak najgorsze zdanie. Wolałaby już iść do szkoły wojskowej, bo kobiety nie biorą udziału w bezpośrednich walkach, więc nikt by mojego batalionu nie wybił. Uważam nauczycieli za debili, szczególnie panią, która prowadziła wykłady z pedagogiki. Informacja o tym, że obecność na wykładach obowiązkowa pochodziła od wariatki, tak naprawdę pani pedagog robiła wszystko, żeby usunąć mnie z Uczelni. Nasłuchała się bzdur Ryszarda Nowaka i przeświadczona, że jest moim krewnym, powiedziała mi wprost, że się nie nadaję na studia, bo mam zespół sawanta. Czyli jestem głupia (co najwyżej 70 IQ), ale mam rewelacyjną pamięć. Dlatego obniżyła mi ocenę z 5 na 3 – bo miałam nic nie rozumieć, tylko pisać pamięci. Napisałam w sprawie tego zaszczucia list dla Policji, zaniosłam go również szefowej Instytutu Anglistyki, tłumacząc sprawę i prosząc o pomoc. Moja mama rozmawiała w tej sprawie z Rektorem. Nie miało to znaczenia, zostałam zaszczuta również przez wykładowczynię Anglistyki jako chora psychicznie i zmuszona do przyznania się do nieistniejącej choroby psychicznej, bo „inaczej nie będę mogła studiować”. Psychopatyczny maniak religijny Nowak rozkwitł, a moje wszystkie plany życiowe runęły w gruzy, rozpadłam się psychicznie i straciłam pamięć. Było to po mojej próbie samobójczej.

Oskarżanie mnie o sawantyzm jest zabawne, bo pamięć u mnie szwankuje, szczególnie autobiograficzna, co jest związane z zaszczuciem w dzieciństwie, w liceum, a potem na Anglistyce. I bardzo mi przykro, że moja inna Uczelnia, gdzie obecnie pracuję, postanowiła pójść tą samą drogę co UW i wcześniej podstawówka z liceum – czyli olać totalnie moje prośby o pomoc i usuwanie wariatów z miejsca pracy, za to zaczęłam być sekowana też przez osoby zdrowe, które się radośnie zainspirowały bełkotem wariatów. Nie mam zespołu sawanta, byłam testowana w dzieciństwie parę razy. Jestem wybitnie inteligentna. Znam angielski, bo się go nauczyłam, a nie dlatego, że spędziłam lata w anglojęzycznym kraju. Jeśli mam ładny akcent to dlatego, że w podstawówce miałam dodatkowy kurs z Angielką. Łatwo się uczę, co chyba widać było w pracy przy wdrożeniu Moodle.

Mój pradziadek był przeszczęśliwy wykonując zawód lingwisty. Ja uważam ten zawód za piekło i śmiertelną pułapkę, pełną głupich i narcystycznych nauczycieli. Przyjmę każdą pracę związaną ze sceną metalową, ponieważ tylko metale są na tyle inteligentni, że nie nabiorą się na bełkot Ryszarda i zdemoralizowanych knurów oraz knurzyc z jego sekty. Znają ich aż za dobrze i sekta się ich boi. Całe moje życie jest dowodem na to, że nauczyciele, szczególnie pedagodzy są debilami i chcę się w końcu wyrwać na wolność (chociaż muszę przyznać, że na razie da wytrzymać, tylko muszę nosić gaz pieprzowy na Ryszarda i jego sektę, bo pewnie się znowu pojawią, wracają jak kometa; szczęśliwie widuję tylko studentów w tym semestrze, a koleżanek zakochanych w Kościele i jego szaleńcach nie muszę oglądać).

Hrabia

Jak już wspomniałam wcześniej, Hrabia był uratował mojego pradziadka i został jego adopcyjnym ojcem. Dokładniej mówiąc, pradziadek miał dwóch ojców, ponieważ hrabia żył ze swoim ukochanym, również bogatym szlachcicem, ale Francuzem. Pradziadek po ucieczce z domu(1) i pomylonych pociągach znalazł się w Polsce. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest. Zobaczył w oddali duży dom wyglądający na szlachecki i gdy pociąg zajechał na stację, wysiadł i poszedł w stronę dworu Hrabiego. Nigdy nie był nieszczęśliwy, nigdy nie był głodny. Ożenił się z piękną chłopką, ale prababcia zdobyła edukację i zerwała relacje ze swoją rodziną. Pradziadek nie ożeniłby się z nią, gdyby nie była inteligentna. Nigdy nie żałował niczego.

Z bólem odzyskuję wspomnienia z dzieciństwa zniekształcone przez pranie mózgu zaserwowane mi przez Opus Dei – niestety Ryszard dopadał mnie w podstawówce na przerwach i wyciągnął ze mnie cała historię rodziny. Wmówił mi zupełnie inną wersję, bo nie podobało mu się, że moja rodzina miała takie dobre pochodzenie.

Ryszarda szczególnie wkurwiła osoba Hrabiego, który był gejem i mieszkał ze swoim ukochanym, francuskim szlachcicem. Usynowił mojego pradziadka, który zawsze powtarzał, że Hrabia był dla niego lepszy niż własny ojciec. Pradziadek odziedziczył po Hrabim majątek, potem sprzedał go i cała rodzina wyjechała do Francji na zaproszenie partnera Hrabiego. Pradziadek mi powiedział, że moja rodzina to biedacy w porównaniu z francuską częścią rodziny. Taki był wybór ojca, który też się zakochał w Polce i mieszkał w PRL. Niestety nie mam kontaktu z rodziną z Francji, moja mama wyrzuciła wszystkie norweskie pamiątki i notatki po śmierci taty. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego co zrobiła, ale myślę, że był to efekt terroru i zastraszenia przez Opus Dei. Wiem, że Michał ma odpowiednie namiary, bo poprosiłam pradziadka, gdy byłam mała, żeby na adres jego rodziny wysłać różne informacje jako zabezpieczenie, jakby coś się stało, ale z Michałem też nie mam kontaktu.

Pradziadek był szczęściarzem, bo trafił na Hrabiego – ja niestety mam na karku świrów z Opus Dei, którym wszyscy upierają się pomagać wbrew moim protestom i zapewnieniom, że to obce osoby i wariaci. Taki idiotym i przeświadczenie, że najbardziej zainteresowane osoby nie mają nic do powiedzenia, za to powinno się kierować własnym gustem, gwałcąc czyjeś wolności, to największa polska wada narodowa, która zniszczyła mi życie. Wariaci są jak grad wielkości kaczych jaj, po prostu się zdarzają, ale naprawdę nie musieliście mnie wypychać z bezpiecznego miejsca i zmuszać, żeby wszystkie gradziny rozbijały mi się o głowę. Mam nadzieję, że ta metafora jest zrozumiała?

Proszę, żeby nikt więcej w nic nie wierzył tym gadom.

⛧⛧⛧

(1) Przypomnę – mój prapradziadek chciał swojego syna „wychować” na prawdziwego mężczyznę, więc gdy się dowiedział, że syn chce być lingwistą, a nie wojskowym, wpadł w szał, zlał go straszliwie i powiedział, że natychmiast zostanie oddany do wojskowej szkoły z internatem. Nie był to pierwszy taki wyczyn prapradziadka, więc jego syn postanowił się ratować, był przekonany, że kariera militarna oznacza, że zginie. Chciał stanąć przed Królem i prosić o ratunek. Wsiadł nie do tego pociągu i trafił do Polski. Już w tamtych czasach był transport kombinowany (czyli wagony pociągu trafiły na prom). Spał całą drogę. Nie wiedział zupełnie, gdzie jest, zorientował się tylko, że na pewno nie w Norwegii. Bardzo mu się spodobał kraj. Wysiadł na stacji i zaczął szukać jakiegoś lokalnego szlachcica i tak trafił do domu hrabiego-geja. Znał francuski i niemiecki, jakoś się dogadał z kimś ze stacji (już wtedy na stacjach kolejowych pracowali z reguły ludzie znający języki obce, ludzie podróżują od zawsze). Hrabia oczywiście znał francuski, był to zawsze język szlachty – nie mówiąc o tym, że dzielił życie z Francuzem, jak już wspomniałam. Pradziadek trafił tak świetnie, że stwierdził, że nie wraca, bo ci ludzie byli tak różni od jego ojca. Uratował rzeczywiście w ten sposób życie, bo jego rocznik został wybity potem w jakiejś biwie ze Szwedami (chyba – przypominam sobie dopiero wydarzenia z pierwszych lat podstawówki, dlatego zmieniam wersje, muszę odrzucać wszystko, co mi wmawiał Ryszard Nowak, piorąc mózg i wmawiając, że mnie zna i że jest moim krewnym, ale o nim i jego sekcie muszę napisać osobno, zesrał się, bo się okazało, że prawda się nie zgadza z tym, co o mnie opowiada i jest obrazoburcza, bo założycielami, że tak powiem, mojego Rodu była dwójka gejów, co jest obrazą dla tych wszystkich durnych katolików).

Pradziadek kochał Polskę, został polonistą. Hrabia był stary i schorowany, gdy zmarł pradziadek odziedziczył jego majątek. Mąż hrabiego wyjechał do Francji. Gdy i on się zestarzał, napisał do mojego pradziadka, że jest potrzebny we Francji. Cała rodzina pradziadka wyjechała do Francji, mój ojciec miał wtedy rok (czyli to powinien być rok 1923). Pradziadek opiekował się swoim drugim adopcyjnym ojcem do jego śmierci i również po nim odziedziczył. Mój tata wrócił do Polski, tutaj się zakochał i został, bo moja mama źle by się czuła we Francji i nie potrafiłaby tam być lekarzem, nie wierzyła, że zdoła się nauczyć francuskiego na tyle, by czegoś nie przeoczyć z rzeczy, które mówią pacjenci. Za bardzo się bała, moim zdaniem irracjonalnie. Paradoksalnie mój tata odziedziczył tytuł jarla (czyli księcia), ale byliśmy PRL-owskimi biedakami przy reszcie Rodziny. Dziedziczę tytuł po tacie, ponieważ jestem podobna do pradziadka, i odróżnieniu od starszej siostry się nie boję, potrafię nawrzucać biskupowi, jeśli trzeba. Pradziadkowi bardzo nie podobało się zalęknienie mojej mamy i siostry. Miał prawo wyznaczyć kogo chciał na dziedziczkę tytułu i to zrobił.

Moja mama była szlachcianką, wszyscy w rodzinie szlachcice, jedynym wyjątkiem była prababcia, ale się kształciła, uczyła się języków razem z pradziadkiem, była piękna i inteligentna, i na jego prośbę zerwała ze swoją rodziną. (Jedyna możliwość, żeby ktoś z gminu wszedł do takiej rodziny, to jej lub jego ciężka praca i udowodnienie, co się sobą reprezentuje.) Nie ma możliwości, żebym miała w Polsce rodzinę, o której nie wiem. I napewno nie jest to Ryszard Nowak. Jest to taka sama bzdura, jak to że Rafał jest moim mężem. Bełkot imbecyli.

Kalibracja nienawiści do ludzkości

Mój pradziadek był najszczęśliwszym z ludzi. Dzięki swojej ucieczce z domu, pomylonym pociągom i wyskoczeniu z wagonu w okolicy dworu hrabiego w Polsce uciekł przed wojskową szkołą z internatem i przed szybką śmiercią, gdy jego rocznik został wybity w czasie bitwy. Był lingwistą i nigdy nie żałował niczego w życiu. Pochował żonę, żył ponad setkę i był nestorem licznej rodziny. Mam wiele z jego osobowości i talentów, ale nic z jego szczęścia.

Z powodu maniaka religijnego zabrano mi wszystko w celu uszczęśliwienia mnie na siłę. Nie liczyło się, co mówię, nie liczyła się prawda. Jedyne co ludzie mieli w głowie to kłamstwa maniaka religijnego (poprawka – według schizofrenika, to schizofrenik ma „kontakt z Bogiem” lub chwilami uważa się za Boga, maniak religijny jest z reguły wyznawcą schizofrenika-szamana), który postanowił układać mi życie według swojego widzimisię. Powtórzę jeszcze raz – to nie jest mój krewny, to nie jest żaden psychoterapeuta. Nie było żadnego ślubowania czy przysięgania przed biskupem, że wyjdę za Rafała. Kochałam rodziców Michała za to, że nie został ochrzczony. Wbito mi nóż w serce, gdy się okazało, że ojciec Michała uwierzył w kłamstwa tych świrów (i oportunistów) i aby „mnie ratować” i stał się jedną z nieprzytomnych, niezorientowanych osób, które zniszczyły mnie i mojego partnera z lodowiska. Nie wiem, dlaczego moje słowa mniej znaczą niż słowa wariata? Raz po raz dowiaduję się, że po wyjaśnieniu, że nie mam krewnych w Polsce o nazwisku Nowak, pojawiają się tabuny zdrajców, którzy podekscytowani, że „biskup im powiedział”, lub że „przed biskupem” postanawiają mnie zaszczuć, żeby wariat był zachwycony i mógł sobie powtarzać, że „Chrystus zwyciężył”. Kurwa, nie byłam nigdy ubezwłasnowolniona i reguła w psychologii jest taka, że nawet jeśli ktoś ma problemy z pamięcią autobiograficzną, to wydarzenia i wiedza nie zniknęła z mózgu, więc dobrze wie, kogo nie cierpi, a kogo kocha. Nie mieliście prawa pozwalać na pranie mózgu i gwałt na mojej psychice. Każdy taki atak tej sekty na mnie kończy się problemami z pamięcią, coraz trudniej mi się po takim urazie psychicznym pozbierać. Rafał też jest chory – w moim miejscu miejscu pracy zostałam przez niego zgwałcona. Nie waginalne, ale też to był gwałt. Zostałam zmuszona przez jego gang do wysłuchiwania, jak wali sobie konia. Nie chciałam tego, nie wiem na co liczył. W życiu taki akt nie nastroi nikogo do zakochania się w takiej osobie. Podejrzewam, że był to kolejny akt zemsty Rafała.

Zniszczyliście mi wszystko, co dało się zniszczyć, koleżanki i koledzy. Mam nadzieję, że sami zobaczycie, co się dzieje z człowiekiem prześladowanym przed gang chorych psychicznie ludzi. Życzę wam tego szczerze. Bo mówiłam, że nie jestem kimś, kto chodził przysięgać przed biskupem, prawda? Że nie jestem zainteresowana Rafałem? Że wiem, że to moi prześladowcy z podstawówki? Ze są chorzy psychicznie? Ze trzeba mnie przed nimi ratować, a nie zmuszać do rozmowy z nimi i kłamać na mój temat? Że tylko ukradnie mi to kolejne lata życia wypełnione cierpieniem, kiedy będę składać się po kolejnej traumie? Że chcę z Michałem rozmawiać, a nie z tym idiotą Rafałem? Mam prawdo do prywatności, nie mieliście prawa wpierdalać się moje życie i robić wszystko wbrew moim życzeniom.

Mam nadzieję, że zdechniecie wszyscy.

Krewni

O ile mi wiadomo, oprócz potomków mojej siostry oraz wujka nie mam krewnych w Polsce. Nikt z tych ludzi nigdy nie mieszkał, czy był związany z Gdańskiem i nikt nigdy nie nazywał się Nowak. Wiem, że mam krewnych w Norwegii (chociaż pradziadek był na nich obrażony), mam we Francji, gdzie pradziadek z rodziną wyemigrował, gdy mój tata miał rok. Z dalszej rodziny prababci nikt nie przeżył, zostali zabici, gdy bandyci napadli na dwór hrabiego i wieś. Szczęśliwie pradziadek i jego bliscy byli wtedy w mieście.

Powtarzam jeszcze raz – nie mam oprócz mojego wujka i siostry wraz z ich rodzinami nikogo, kto by był moim krewnym w Polsce. Nikt z ludzi spokrewnionych ze mną nie nazywa się Nowak. Ja sama też nie nazywam się i nigdy nie nazywałam się Nowak (już prędzej Lodbrok). I chociaż Ryszard Nowak przedstawia się jako mój krewny, nie należy mu wierzyć. Jest maniakiem religijnym i robi to, aby zaszczuć swoje ofiary i zmusić je do takich działań, jakie mu się podobają. Rodzinom swoich ofiar za to przedstawia się jako psychoterapeuta i zadręcza swoje ofiary „lecząc je” (na przykład z „kurestwa” – czyli zwykłego szczęśliwego życia) lub „wyzwalając” (z heavy metalu). Oczywiście rodzice ofiar są urabiani i przekonywani o potrzebie psychoterapii w oszukańczy sposób, nie wspomina, że jego głównym kryterium „diagnozy” jest, czy ktoś „chodzi do kościoła”. Oczywiście pobiera niemałe sumy za swoją „pomoc psychoterapeutyczną”. Ma przy sobie zawsze grono swoich fanów, którzy mu pomagają w intrygach i zaszczuwaniu ofiar. Oprócz moich przyjaciół z Warszawy, niszczył też moich przyjaciół z Gdańska. Podejrzewam, że działa na terenie całego kraju polecany przez ludzi Kościoła (zresztą pewnie najczęściej ściągany jest na ich prośbę, a ludzie są wręcz zmuszani do skorzystania z jego „usług”). Osoby, które miały nieszczęście być obiektem jego obsesji, wiedzą, że jest chory, kontakt z nim jest bardzo ciężkim przeżyciem, problemem są ludzie w niego zapatrzeni (bo „nowy święty”) – robią wszystko, żeby mu pomóc, zapominając o podstawowej przyzwoitości i nie zastanawiając się, czy nie krzywdzą drugiej osoby, ślepo wypełniając jego prośby.

O ile mi wiadomo, Ryszard nadal działa, ponieważ został zakwalifikowany jako chory umysłowo. Bardzo proszę, aby nikt nie brał jego słów poważnie. Proszę go wyśmiewać, gdy tylko zacznie coś mówić o mnie lub innym metalu. Kontakt z nim jest bardzo niebezpieczny dla psychiki. Potrafi sobie zaskarbić też przyjaźń osób, które nabierają się, że przemoc fizyczna czy gwałt są niezbędne dla „psychoterapii”. W życiu nikomu nie pomógł. Dwoje moich przyjaciół, którymi się zainteresował, było przez niego traktowane podobnie jak ja i już nie żyją, popełnili samobójstwo w latach dziewięćdziesiątych. Nie życzę sobie, żeby zakłamane żmije mnie przypisywały zaszczucie moich przyjaciół. Wiem, że potraficie sięgnąć po każde kłamstwo, żeby zarobić na srebrniki Ryszarda czy księdza, ale już wystarczy tych kłamstw.

Obiecał, że nigdy nie przestanie mnie ścigać, a ponieważ zaczęłam wychodzić z dołka, to boję się, że spełni swoje groźby i gdzieś się znowu pojawi ze swoimi kłamstwami. Piszę to, aby nikt mu już nigdy nie uwierzył.

Lodbrok

Miałam nieprzyjemność rozmawiać z katolickich księdzem, który powiedział mi szczerze, że uważa, że „biskup jest moim właścicielem”. Skąd mu się wzięło to przekonanie? Otóż stąd, że świr Ryszard podał się wszędzie fałszywie już w latach siedemdziesiątych za mojego krewnego i przed owym biskupem, wraz z Rafałem, złożył w moim imieniu przysięgę, że wyjdę za Rafała. Przypomnijmy, miałam wtedy około ośmiu lat. O ile dobrze pamiętam, gdy się o tym dowiedziałam, złożyłam przez telefon zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, bo zaręczanie dzieci, szczególnie wbrew ich chęciom i przy moim gwałtownym protestem, jest nielegalne. Bardzo nie dziękuję Policji za brak reakcji, niestety mają zwyczaj nie mieszać się w sprawy wariatów, nawet jeśli mieliby nas pozabijać. Powodem dlaczego biskup przyjął tę przysięgę był między innymi fakt, że przystąpiłam do pierwszej komunii, pomimo wcześniejszych protestów, czyli że „Chrystus zwyciężył”. No cóż, zostałam zaszczuta i dałam się przekonać, że nie powinnam oceniać Kościoła po jednej zakonnicy. Przy tej okazji bardzo nie dziękuję moim bliskim, którzy uznali, że udział w jakichkolwiek katolickich ceremoniach jest nieszkodliwy i że dużo stracę, jeśli nie będę miała takiej fajnej imprezy – zniszczyła mi życie. Co gorsza, cały ten gang Ryszarda utratę pamięci ze stresu po zaszczuciu także kwituje „Chrystus zwyciężył” i „przynajmniej już się nie kurwisz”. Nie wiem, co te zbiry rozumieją pod terminem kurwienia się, ale może zechcą wytłumaczyć moim znajomym z fandomu i okolic. Bo mnie już tam nie zobaczycie. Owszem, potrafili mnie znaleźć w pracy i dostali znaczącą pomoc od różnych głupich chrześcijanek w zniszczeniu mnie (a nic tak nie niszczy jak „godzenie” i wydawanie na siłę za gwałciciela), ale w fandomie czują się naprawdę u siebie – chociaż nie wiem dlaczego, skoro nie cierpią fantasy i heavy metalu.

W życiu nie spotkałam ludzi bardziej zdemoralizowanych niż tak zwani „ludzie Kościoła”. Kłamią i oszukują. Przy czym wypracowują sobie cynicznie opinię słodkich aniołów dbających o innych bardziej niż o siebie. Jeżeli cokolwiek z Katechizmu jest prawdą idą prosto do piekła. Szczególnie Ryszard Nowak. Z odpowiedzialności zwalnia go choroba psychiczna, szczególnie mania religijna, znaczy się schizofrenia, ale Kościół oficjalnie, jak się dowiedziałam od pewnego zadręczającego mnie hierarchy, nie uznaje chorób psychicznych za realnie istniejące wydarzenia medyczne. Zamiast tego porusza się w sferze duchowej i wszystkie fenomeny, które ludzie medycyny uważają za urojenia, zwala na opętanie lub wizje zsyłane przez Boga. Dlaczego akurat przez Boga, a nie Szatana, to nie rozumiem. Siły zła byłyby odpowiedniejszym autorem i inicjatorem ludzi, którzy sięgają po terror, łamią psychikę i wolną wolę (przypominam – zaszczuta ofiara przemocy fizycznej i psychicznej podporządkuje się prześladowcom i zaczyna robić rzeczy od niej wymagane, nawet wbrew własnym chęciom ulegając presji psychicznej, w efekcie można nawet zmusić kogoś do samobójstwa). Zaszczuto moich przyjaciół w taki sposób, część z nich na śmierć, tylko dlatego, że mnie znali i protestowali przeciw bredniom opowiadanym o mnie w fandomie. W takich zaszczuciach specjalizuje się Ryszard wraz z rodziną, którzy w oczach Kościoła są idealnymi katolikami, wiem bo zapytałam hierarchę o to przy jakiejś okazji. Ragnar Lothbrok (Lodbrok) jest mi bliższy niż oni. I wcale nie przeszkadza mi, że mój legendarny (dla rodziny pradziadka całkiem realny, był w stanie opowiadać rzeczy o nim, których nie ma w kronikach, a istniały w przekazie rodzinnym) przodek był poganinem i zabijał chrześcijan. Któryś z moich norweskich przodków zmienił nazwisko Lodbrok, bo przeszkadzało mu pochodzenie od morskiego rabusia i poganina. Ja Ragnara i jego syna króla Bjorna nadal szanuję.

Dla Kościoła Ryszard Nowak nadal jest materiałem na świętego. Większej bzdury nie słyszałam nigdy. Ten zaszczuwający ludzi wariat, który praniem mózgu „wyzwala z heavy metalu”, już dawno powinien być na obserwacji psychiatrycznej lub w więzieniu, tym bardziej że wychowuje dzieci na swoich pomocników i bojówkarzy pomagających mu niszczyć ludzi. Jego chowu jest Rafał i jego siostra. Są to ludzie o mentalności wziętej z głębokiego średniowiecza i uważają się za krzyżowców. Nie wiem, co robią w fandomie, skoro Kościół – jak się dowiedziałam jest to całkiem oficjalne stanowisko pewnego hierarchy – zwalcza fantasy oraz heavy metal (bo Ryszard jest święty i ma takie objawienia). Jesteśmy obiektami re-chrystianizacji, przynajmniej w ich rozumieniu. Mną na pewno nie będą rządzić, a wy sami się zastanówcie, co robicie, liżąc im tyłki. Zalecam dechrystianizację wszystkiego.

Powiedzmy sobie szczerze – chrześcijaństwo jest religią opartą na szaleństwie, nazywanym objawieniem, szczególnie na wizji gorejącego krzewu, z którego doszedł głos Boga. Jestem ze swojej natury osobą mocno sceptyczną wobec takiego opisu, tak mnie wychowali mój tata inżynier i mama neurolog. Już w dzieciństwie usłyszałam wykład, czym są choroby psychiczne i jak się je rozpoznaje, więc zawsze myślę krytycznie i szukam alternatywnych wyjaśnień tak zwanych cudów. Krzewy rosnące na Bliskim Wschodzie, które prawdopodobnie zostały opisane w Biblii, zawierają w sobie tyle olejków eterycznych, że w silnym słońcu następuje samozapłon. Dodajmy do tego zabobonnego, przerażonego tym faktem wędrowca i mamy początek mitu, szczególnie jeśli wędrowiec cierpi na zaburzenia psychiczne, a takich osób zawsze było i jest mnóstwo. Podobnie mit o Abrahamie i Izaaku jest opisem rzutu choroby psychicznej.

Odmawiam uczestniczenia w obrządkach katolickich religijnych całkowicie. Chrześcijaństwo w tej wersji nie jest miłą nieszkodliwą tradycją zapewniającą fajne ceremonie i nic się nie traci omijając świątynie. Chrześcijanie nie są wolni, podlegają władzy imbecyli oraz osób z manią religijną, bo tacy wybierają duchową ścieżkę kariery. Podobnie jak pradziadek uważam katolicyzm za śmieszny. I na pewno nie dam się złapać na haczyk zapewnień, że „mam szansę na zostanie świętą”, nic bardziej obraźliwego nie słyszałam. Powtarzam jeszcze raz – w czasie studiów na własną rękę przeczytałam tyle tomów różnych podręczników akademickich, szczególnie typowo profilerskich, że wszelkie moje udane „przepowiednie” opierałam zawsze na jak najbardziej naukowych podstawach. Nie ma w nich nic, absolutnie nic, „cudownego”, żadnych „wizji” przesłanych przez Boga. Proszę mnie nie mieszać w te zabobony. Nie jestem też luteranką, chociaż uważam, że Luter naprawił dużo błędów w doktrynie (przede wszystkim luteranie są wolni) i zawsze będę doradzać przejście na luteranizm, jeśli ktoś już musi być chrześcijaninem.

Usłyszałam od hierarchy, że jestem za głupia, żebym mogła tak trafnie przewidywać różne wydarzenia tylko na podstawie wiedzy, więc mam się przyznać do wizji zsyłanych przez Boga. Mam być głupim sportowcem, co tylko potrafi, a raczej w dzieciństwie potrafiłam, jeździć na łyżwach. Teraz mam być stara i gruba, i nic nie potrafić, więc Kościół i ta fałszywa „świętość” jest moją jedyną szansą na wielkość. Odpierdol się, chuju, powiem szczerze, chujem jesteś, bo z tego powodu zaszczułeś mnie swoimi intrygami, ale nic ci z tego nie wyjdzie. Nie zrealizujesz razem z tą pierdolniętą zakonnicą swojego planu zrobienia z „luteranki” swojej agentki (luteranką nigdy nie byłam, prababcia przekazała swój katolicyzm dzieciom – ale nikt z naszej rodziny nigdy nie był fanatykiem czy maniakiem religijnym, wszyscy zdrowi, wpływ pradziadka zawsze też gwarantował zachowanie zdrowego rozsądku, edukował otoczenie i uczył francuskiego i norweskiego, niczego mu nigdy w Polsce nie brakowało – miał lepszy los niż bycie mięsem armatnim, cały batalion z jego rocznika wybito), nie zrobisz ze mnie swojej „nawróconej” idiotki, która dzięki „cudowi” „nawrócenia na katolicyzm” zapewni wam poklask innych idiotów z waszego Kościoła oraz awanse. Nie wyjdę za Rafała, nie cofnę apostazji. I wszystkim innym zawsze będę zalecać pójście moją drogą. Nieprawdą jest, że powtórzyłam „śluby z dzieciństwa” – nic takiego nie było miejsca. Nie było też ślubów w dzieciństwie przed biskupem, hierarcha łże bo koniecznie chce nagrodzić Ryszarda Nowaka robiąc z niego świętego. Dobrze wie, że Ryszard nie jest moim krewnym i wie, że nie mógł za mnie nic przysięgać. Ryszard jest świrem, który niestety od dziecka uczył się terroru i jest przydatny Kościołowi. Jego żona powiedziała mi w dzieciństwie, że są Opus Dei i ratują księży w całej Polsce przed oskarżeniami o pedofilię. Boję się nawet przypuszczać, ile dzieci zaszczuli tak, że nie mogły złożyć zeznań. Nie wiem, ile popełniło samobójstwo, po takiej „terapii”. Wiem za to, że bojownicy Ryszarda (w tym jego córka)próbowali mną manipulować jak dzieckiem, zastraszając że „powiedzą mojej mamie, że nie chodzę do kościoła”. Śmieszne w sytuacji osoby 50+, która pochowała oboje rodziców już dawno. Jako ośmiolatka byłam od tych imbecyli dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna.

Ci psychopatyczni krzyżowcy walczą o uznanie świętości Ryszarda i ja mam niby świadczyć o jego „cudach”. Jest to ostatni człowiek, którego bym tak nazwała. Zakonnica nasłała go na mnie, myśląc, że „nawrócenie luteranki” (bo tak zrozumiała moją niechęć wobec chrześcijaństwa w świetle pochodzenia pradziadka) będzie tym cudem potrzebnym, aby go kanonizować. Dupa, jestem poganką, bo tak zadecydowałam w dzieciństwie po spotkaniu owych świętych Kościoła. Kościół jak Marsjanie z pewnego filmu nazywają wszystko na odwrót. Wojna jest pokojem, kłamstwo prawdą, śmierć życiem. Przypomnę, że jednym z ich ulubionych zajęć jest kontemplacja męczeństwa na krzyżu. Wyjątkowo obrzydliwa religia, prawdziwi śmierciożercy. Mam nadzieję, że na zdrowie im wyjdzie przejrzenie się w moich oczach i zobaczenie, jakimi są potworami. Przeprosiny mnie nie zadowolą, wszystkie zamieszane w zaszczucie mnie osoby muszą w końcu w błysku fleszy trafić do więzienia, inaczej wszyscy zginiemy, bo czarna kościelna mafia robi się coraz bezczelniejsza i trzeba ich zatrzymać.

Zawsze potrafiłam o wiele więcej niż tylko jeździć na łyżwach, a inteligencja zawsze była potrzebna w sporcie, chociażby po to, aby rozkminić, co się robi źle. Trener tego nie wie, bo nie siedzi w moim ciele. Sport jest ważny także dla rozwoju mózgu, który rośnie i rozwija się razem z całym organizmem. Musi być dotleniony i muszą rozwijać się jego części związane z koordynacją ruchową. Inne aspekty intelektu kształciłam w czasie lektur. A wyrobiony przez łyżwiarstwo szybki refleks przydaje się w życiu przy unikaniu wypadków. Wracałam do sportu nie dlatego, żeby „ładnie wyglądać w białej sukni w czasie ślubu z Rafałem”, tylko z własnej potrzeby. Jeśli nie uda mi się odzyskać formy łyżwiarskiej (a byłam już na liście startowej), mogę uczyć pływania, robię to bardzo dobrze, bo rozkładam naukę na czynniki pierwsze, zastanawiając się, co może przeszkadzać komuś w pływaniu. Ludzie pływają naturalnie.

Sport to życie, Kościół to śmierć. Spierdalajcie Marsjanie z powrotem na Marsa.

PS: Mój blog to mój prywatny pamiętnik, więc olewam, czy wam się podoba, że zapominam o przecinkach. Jeżeli tylko to macie do powiedzenia, to spierdalajcie na drzewo. Wszyscy pisarze wiedzą, że korekta też musi zarobić, nie mówiąc o redaktorze. Korektorzy to są te osoby, które zawsze błyszczały na polskim, zachwycając równie nudne polonistki idealną interpunkcją, ale nigdy nie miały nic ciekawego do powiedzenia. Nie są kreatywni. Bardzo się cieszę, że dzieciak, któremu to powiedziałam w latach dziewięćdziesiątych, zarąbał swoją nudną, niszczącą go polonistkę i zastał uznanym, nagradzanym, także w głównym nurcie, pisarzem. Śmierć pozbawionym talentu idiotom, którzy potrafią tylko w przecinki.