Archiwum miesiąca: grudzień 2024

Alkoholowe uszkodzenie mózgu

Pamiętam, jak na początku lat dziewięćdziesiątych byłam prześladowana przez Ryszarda w budynku Anglistyki. Próbowałam go diagnozować, ale nic mi w sumie nie pasowało, mogła to nie być klasyczna schizofrenia. Dlatego takich ludzi się diagnozuje w zamkniętym zakładzie i robi to grupa ludzi, nie mówiąc o maszynach typu tomograf. W końcu zaczął mówić o alkoholu i że „świętym nie szkodzi” – znaczy się takim jak on. I doszłam do wniosku, że może cierpieć na alkoholowe uszkodzenie mózgu i stąd wynika wiele jego dziwactw, jak na przykład przeświadczenie o tym, że umie uzdrawiać. Z tego, co mi mówił, w jego grupie społecznej czy rodzinie panuje przeświadczenie, że alkohol dzieciom nie szkodzi i że można także pić w ciąży. (Podobno dzieciom nie szkodzi też prostytucja.) Dorośli już nie piją, bo nie wypada. Bo co ksiądz powie. Dzieci księża nie pytają o alkohol.

W czasie podstawówki rozmawiałam z jego córką. Nigdy, powtarzam, nigdy nie była moją przyjaciółką. Przysiadała się do mnie na przerwie i truła głowę urojonymi pretensjami. Też się przechwalała, że pije, bo dzięki temu będzie lepsza. Przestraszyła mnie tak, że opowiedziałam o niej dorosłym. Myślę, że szukali jej, ale nie znaleźli, bo rodzice przywozili ją do Warszawy z zupełnie innego miasta. Z Gdańska. Przyjeżdżały, żeby mnie nękać w szkole. A zapytane o obowiązek szkolny, całkowicie zdrowe radośnie odpowiadały, że lekarz „z Kościoła” wystawi im zwolnienie. A one one muszą się mną zajmować, bo jestem zbyt zdolna i obraziłam zakonnicę. A że tylko katolickie, polskie dzieci mogą jeździć na lodzie i mieć szczęście w życiu. Zaczęły opowiadać, że są łyżwiarkami, które zniszczyłam. W życiu żadna z nich nie była na lodowisku oczywiście.

O ile mi wiadomo, do tej pory ta larwa opowiada, że była moją najlepszą przyjaciółką, że jest najlepszym źródłem informacji o mnie. Nie wiem, czy ma manię prześladowczą, czy paranoję, ale już wtedy usłyszałam od niej, że mnie zniszczy. Mam jej dość, jej pretensji i czy przechwałek, że jest moją krewną. Opowiada też, że kradnę jej pomysły i nie potrafię pisać. I że zniszczyłam ją. Moja matka rozbestwiła ją, bo dawała pieniądze, przyjaźniąc się z „psychoterapeutą” Ryszardem. Ale nie odpowiadam za błędy mojej rodzicielki. Nie mam z nią kontaktu, nie chcę mieć kontaktu. Zbyt dużo życia mnie kosztowało udowadnianie ludziom, że nie jestem wielbłądem.

Dzieci w tej rodzinie są wychowywane zgodnie z zasadą, że nie ważne, co robią, byle chodziły do Kościoła i że „są lepsze, bo są katolickie”. Jeśli coś chcą, to mają dostać, bo „chrześcijańskie dzieci trzeba rozpieszczać”. Wyrastają na potwory. W ten sposób wychowuje swoje dzieci świat przestępczy, wiem to z lektur pedagogicznych. To są osoby o psychice Golluma z „Władcy pierścieni”, próbujące ludziom odebrać wszystko, co się świeci oraz kierujący się wrednymi impulsami i złośliwe. A przede wszystkim są maniakami religijnymi (albo takich udają), krzywdzącymi wszystkich, których uważają za zbyt mało polskich lub katolickich. Próbują z takich ludzi zrobić swoich niewolników lub zaszczuć do samobójstwa.

Ja byłam trzymana krótko, one nie. Moja matka – zupełnie niepotrzebnie – bała się, że przeoczy chwilę, w której nastąpi moja demoralizacja i dlatego chodziła na pasku debili, zupełnie nie biorąc pod uwagę ich demoralizacji i zakłamania. Zupełnie niepotrzebnie, to te oszustki są najbardziej zdemoralizowanymi osobami na świecie. Zniszczyła mi w ten sposób życie.

Ta przyjeżdżająca do mojej szkoły dziewczynka założył się ze swoją przyjaciółką, że uda się doprowadzić do mojej samobójczej śmierci i że odziedziczy po mnie wszystko. Opowiedziała mi o tym, zaśmiewając się. Wierzę jej, bo wzięły moją próbkę podpisu w pewnym momencie.

Swoimi kłamstwami zaszczuły mnie wielokrotnie, swoimi kłamstwami rozłączyły z prawdziwym narzeczonym, doprowadziły do moich problemów z pamięcią i zniszczenia zdrowia (także reprodukcyjnego). Wbrew jej zapewnieniom nie mam rodziny, nie mam dzieci. Jest złodziejką i oszustką. Tak samo jak jej ojciec.

Sami się nimi zajmujcie i tulcie do piersi, ja odpadam.

Kryminologia

W czasie studiów sięgnęłam także po podręcznik kryminologii, bo zainteresowała mnie psychologia przestępstw – sama miałam na karku szajkę idiotów i schizofreników, więc musiałam się dowiedzieć więcej. Wiele przestępstw ma związek z naszą biologią. Dla każdego psychologa, nie tylko psychologa-amatora – to truizm. Biologiczne podstawy człowieka stanowią obowiązkowy kurs. Nie wszyscy studenci psychologii sięgają jednak do psychologii zbrodni.

Wiele przestępstw ma swoje źródło w tym, że na poziomie biologicznym jesteśmy zwierzętami. A zwierzętami sterują popędy i potrzeby, szczególnie te, które z angielskiego nazywa się czterema F – czyli żarcie, walka, ucieczka i seks. Do tych czterech zajęć sprowadza się życie wielu zwierząt, a także ludzi o bardzo niskiej inteligencji. Ale są sytuacje, kiedy biorą górę i wpływają na zachowanie ludzi inteligentnych i wtedy biegły sądowy, albo może kogoś uniewinnić, zmniejszyć wyrok, lub zwiększyć, czy wręcz hospitalizować – jak w przypadku Trynkiewicza w ośrodku w Gostyninie.

Jednym z podstawowych zajęć zwierząt jest walka o samicę. U wielu gatunków jest to proste i oczywiste, nasi panowie też dają sobie czasem w mordę. I wtedy może sytuacja eskalować, aż do morderstwa. Ale są też sytuacje mniej oczywiste. Facet o złamanym sercu nie ma przed sobą konkurenta, ale przyjaciela, chlają razem i nagle się pokłócą. Zaczynają walczyć, ponieważ górę biorą instynkty i mężczyzna po niepowodzeniu miłosnym staje się ofiarą gadziego mózgu, dawnych struktur, które dzielimy ze zwierzętami, które przejmują władzę i karzą mu zabić. Nie ma dostępu do konkurenta, często takiego nie ma, niepowodzenie miłosne może mieć wiele przyczyn, ale głębokich struktur mózgu to nie obchodzi. Ktoś musi zginąć, jedna iskra i nieważna kłótnia kończy się zabiciem przyjaciela. Sąd w takiej sytuacji powinien orzec czasową niepoczytalność.

Ale są sytuacje, w których nikt nie zwalnia z odpowiedzialności. U wielu zwierząt samiec zabija młode samicy, żeby szybciej mogła zajść w ciążę lub nie marnowała zasobów na obce młode. Biologiczne dziecko samca ma dostać wszystko. U ludzi też tak samem bywa, chociaż motyw rozmnożenia się jest mniej wyraźny. Dziecko kobiety z poprzedniego związku jest na zimno mordowane i niszczone, bo powinna zająć się i przelać uczucia oraz zasoby na faceta i jego dzieci.

Ale kobiety też potrafią zabić dziecko. Mam tutaj na myśli sprawę Waśniewskiej, niesławnej „mamy Madzi”. Mechanizm biologiczny jest podobny, chodzi o seks i rozmnożenie się, a istniejące dziecko przeszkadza w znalezieniu nowego, lepszego partnera, szczególnie takiego który by zapewnił życie na wyższym poziomie. Mama Madzi w czasie dochodzenia podwyższała swoją atrakcyjność, występując w mediach oraz rozpaczliwie zabawnej sesji zdjęciowej w bikini na koniu. Ale status celebrytki nie na wiele jej się zdał, bo i tak wylądowała w więzieniu. Z satysfakcją muszę powiedzieć, że nadal siedzi.

Powtórzę, co już napisałam powyżej, każdy zakochany facet może stać się zabójcą, wystarczy alkohol zdejmujący cywilizację i impuls z głębi mózgu przejmuje kontrolę nad człowiekiem, w efekcie nawet przyjaciel może być pomylony z kimś, kto uniemożliwia wypełnienie jednego z głównych zadań samca, czyli zdobycia swojej kobiety. Nie igra się z takimi rzeczami. Facet walczy wtedy o przetrwanie, szczególnie jeśli został obrażony obiekt jego uczuć. Wiem, że coś takiego spotkało Varga. Inaczej jest z ludźmi, którzy mordują dzieci stojące im na drodze do nowego związku, czy też ograniczające dostęp do jakiegoś zasobu. W tym przypadku nie ma usprawiedliwienia, ponieważ takich akcji dopuszczają się tylko psychopaci. Nie jest to coś, co wynika z chwilowej niepoczytalności. Ryszard jest takim zakłamanym psychopatą,(1) działającym jak lew zagryzający kocięta samicy, którą chce pokryć, jako jedyny zasób dostępny zwierzętom. Obawiam się też, że moja mama pod jego wpływem – a zupełnie nie zorientowała się, że rozmawia z osobami chorymi psychicznie – działała chwilami jak Waśniewska, godziła się na zagryzanie mnie, a także przekazała pałeczkę innym idiotkom, opowiadając o mnie same kłamstwa i prosząc, żeby „opiekowały” się mną dalej i słuchały tylko Ryszarda. Była pod wpływem schizofrenika, który zrobił jej pranie mózgu, nie połapała się, że różne jego opowieści – tak samo jak oppowieści zakonnicy i Rafała – to urojenia. Nie dawało jej się nic wytłumaczyć.

Z dzieciństwa pamiętam moje przekonanie, że rodzice powinni się rozwieść. I że nie chciałam trafić pod opiekę matki po ich rozstaniu. Uważałam, że matka odpowiada za zniszczenie naszej rodziny. A przynajmniej taki był obraz, jaki sobie w tamtym okresie wyrobiłam, między innymi pod wpływem bełkotu chorego psychicznie Ryszarda, który uwodzi i owija wokół palca swoje ofiary, co jest raczej typowym zachowaniem schizofreników. Jej postępowanie również dawało powody, żeby sądzić, że jest z nią bardzo źle. Chciałam, żeby rodzice się rozwiedli, żebym nie musiała rozmawiać z Ryszardem, który zawsze podaje się za idealnego „wychowawcę” lub „psychoterapeutę” i dostaje wolny dostęp do dzieci, żeby prać im mózgi i zaduszać swoimi urojeniami. W moim przypadku również urojeniami na temat mojego ojca. Uważałam za moja matka odpowiadała po części za treść jego opowieści. Taka zależność od niego uważałam za zdradę. Za to, że nie mogła przerobić mnie na swoją kopię, ani wydobyć ze mnie potwierdzenia jego słów, matka mnie znienawidziła, a może raczej ja ją. Wydawało mi się, że mam z ojcem dobry kontakt, ale nie dałam rady nic mu wytłumaczyć. Urojenia tej trójki wszyscy brali za prawdę i domagali się potwierdzenia słów wariata. Stworzyli sytuację niemożliwą do wytrzymania. Straciłam pamięć, przeszłam pranie mózgu i nikt mi nie pomógł. Pod wpływem Ryszarda matka zabroniła mi jeździć na łyżwach, a ojciec to podtrzymał. Ryszard cały czas ciągnął z nas pieniądze, także moje bo bardzo wcześnie zaczęłam zarabiać jako anglistka, a matka mnie zdominowała i trzymała wspólną kasę. Sama zgłaszałam ją jako chorą psychicznie Policji, ponieważ tak pod wpływem sekty Ryszarda odkleiła się od rzeczywistości w pewnym momencie. Zakonnica w życiu nie była kimś, komu mogłabym się zwierzać, zawsze była totalnie loco, swoimi urojeniami zniszczyła mi życie, ponieważ różni ludzie uwierzyli, że faktycznie wie coś o mnie. Wariaci mieli pełen komfort nękania mnie i kontrolowania mojego życia. Bardzo wam za to nie dziękuję.

(Przy okazji – przestępcy i schizofrenicy tworzą wokół siebie sekty, które ich chronią i umożliwiają niezakłócone działanie. Nihil novi sub sole, tylko tak to mogę skomentować. Przykro tylko, że nikt wcześniej nie chciał mnie słuchać.)

Nie utrzymuję z draniem kontaktów i nie odpowiadam za wyłudzenia, które popełnia w moim imieniu, ani za kłamstwa, które za moimi plecami rozpowszechnia on czy jego wspólnicy.

⛧⛧⛧

(1) Znaczy się, schizofrenikiem, opowiada takie rzeczy, że jest to możliwe, tym bardziej, że zaawansowana schizofrenia daje obraz psychopatycznej osobowości. Chwilami chyba też celowo symuluje chorobę. Dla mnie jest psychopatycznym schizofrenikiem. Na pewno nie jest „moim drogim zastępczym ojcem”, z którym mam kontakt i który wie cokolwiek o mnie. Nie powinien nic o mnie mówić, bo kłamie. Łże jak porąbany. Dla mnie jego zachowanie jest tak oburzające, jakby – niech znajdę odpowiednie porównanie – podawał się za zastępczego ojca Adama Darskiego, z którym toczył batalie sądowe. Ma to tyle samo sensu.