Archiwum miesiąca: grudzień 2024

Psychiatra z policji

Skandalem jest jak wiele osób pomagało i pomaga schizofrenikom z Gdańska, szczególnie blond dziwce oraz jej krewniakowi z Warszawy, Rafałowi. Uciekałam z różnych środowisk przed nimi, ale zawsze gdzieś doganiały mnie ich kłamstwa o mnie. Nikt nie chciał mnie przed nimi chronić, więc się wynosiłam. W mojej obecnej pracy zostałam zbyt długo zupełnie nieświadoma, ile osób urobił i przeciągnął na swoją stronę. To książkowy przykład jak postępuje zaszczuwana przez schizofrenika ofiara. Nie dostaje pomocy, bo już jest osaczona przez kłamstwa niebezpiecznego wariata, więc rzuca się do ucieczki, zmieniając środowiska czy dodatkowe zajęcia, aż schizofrenik dopada ją w pracy, skąd już tak łatwo nie ucieknie, bo musi z czegoś żyć. Ambicją takiego skurwiela jest wyrzucić ją z pracy, żeby już zupełnie zniszczyć i zmusić do samobójstwa. Różni ludzie są zachęcani do krzywdzenia takiej ofiary „dla jej dobra”, bo „może się w końcu opamięta” i sobie „przypomni”, że kocha swojego prześladowcę. Owszem poznani przeze mnie schizofrenicy mają również urojenia na tym punkcie – wmawiają sobie, że ich kocham i chcę się zabić, lub żeby on mnie zabił, bo chcę im zostawić pieniądze lub mieszkanie. Tutaj też powiem, stare, było. Niemożliwe jest, żebym tylko ja dokopała się do tych źródeł w bibliotece UW i że nikt z wykorzystywanych psychiatrów czy psychologów do zaszczucia mnie (a przypominam, robienie z ofiary schizofrenika kogoś chorego to stały numer z obowiązkowego podręcznika) nie połapał się w tak typowym schemacie.

Przy okazji – do odwiedzenie biblioteki i uzupełnienia wiedzy, żebym mogła przeżyć te ataki schizofrenika, zachęcił mnie policyjny profiler-psychiatra jeszcze w czasie studiów, bo tylko mając wiedzę, jak postępuje schizofrenik, mogłam przeżyć. Ale nikt z profesjonalistów nie przewidział aż takiego zaangażowania różnych głupów, którzy postanowili zupełnie ignorować moje prawo do samostanowienia i praktycznie mnie ubezwłasnowolnili i przedstawiali obcego dla mnie schizofrenika jako mojego „opiekuna prawnego”. A do sądownego wsadzenia takich typów do szpitala psychiatrycznego potrzebne są zeznania w sądzie jego ofiary – czyli mnie – i udowodnienie trwałego uszczerbku na zdrowiu. Ktoś z amnezją zaszczuty przez jego enablerów nie może tego dokonać. Dlatego amnezja jest dla ofiary schizofrenika śmiertelną pułapką. Bardzo nie dziękuję wszystkim ludziom, którzy go wspierali i niszczyli mi życie, niby dla mojego „dobra”, oraz byli na tyle bezczelni, że mówili, że „jeszcze im podziękuję”.

Powtórzę to, co powiedziałam wcześniej – jeśli następnym razem przyjdzie do was ktoś z tego gangu schizofreników i enablerów, dzwońcie na policję i proście o pomoc profilera, a nie jakiegoś przypadkowego, urobionego psychologa, który nie zna sprawy.

Przypominam, większość przestępstw dokonują osoby chore psychicznie i prawo jest wobec nich najczęściej bezsilne.

Gollum

Gollum to chyba najlepszy obraz schizofrenika w literaturze fantasy. Gdy tylko jego kumpel znajduje pierścień, dochodzi do wniosku, że błyskotka powinna należeć do niego i zabija, aby go przejąć. Kieruje nim nie tylko złowroga moc pierścienia, ale też jego własny chory mózg. A mózgi schizofreników są chore w podobny sposób, więc działanie schizofrenika daje się łatwo przewidzieć.

Schizofrenikiem kieruje zazdrość i wybiera sobie zawsze interesującą ofiarę, zdolną, piękną, bogatą lub posiadającą bogatych znajomych. Klasyczne ofiary to ludzie z wyższych sfer lub artyści, też celem ataku może stać się utalentowany sportowiec. Pasuję do tego schematu idealnie. Tak samo jak kilka innych osób w fandomie. Schizofrenik niszczy też ludzi, którzy nie chcą jej lub jemu pomóc, a za to pomagają ofierze, bo ją znają. Schizofrenik otacza się ludźmi, którzy go wielbią. Podejrzewam, że niebezpieczni narcyzi z pop-psychologii to w rzeczywistości źle zdiagnozowani schizofrenicy. Parę osób w fandomie naprawdę znalazło się po złej stronie pentagramu. Czyli nie są już dla mnie metalami.

Schizofrenik dąży do tego, żeby stać się swoją ofiarą. Niewątpliwie cierpi, ale to cierpienie nie równa się w żadnym stopniu cierpieniu zaszczuwanej ofiary, a do tego mija dzięki leczeniu psychiatrycznemu. Ofiara schizofrenika zmuszona do leczenia popełnia samobójstwo tak jak moi przyjaciele.

Enablerzy są wciągani w urojenia schizofrenika. Wierzą szczerze, że mówi prawdę. Czasem są tak mocno z nim związani, że dają sobie wmówić, że coś słyszeli od obiektu obsesji schizofrenika. A czasem dają się tak omotać, że dla „dobra” ofiary prześladowania sięgają do celowych kłamstw. Czasem też kłamią, żeby ratować schizofrenika, który przedstawia się jako ofiara i opowiada swoje urojenia – na przykład, że ofiara zaszczucia go prześladuje, bo widział ją w swoim mieście. Przy okazji – od wieków nie było mnie w Gdańsku. Nie jestem z Gdańska. Nie można mnie tam często widywać. Ostatnią wizytę w Gdańsku opisałam na blogu – to wtedy jakaś świrnięta baba wciągnęła mnie do kościoła, żeby mnie ratować, bo zobaczyła „złego człowieka” czyli Inferno. Była to podobno sąsiadka Ryszarda i jemu to opowiedziała. Byłam wtedy na konferencji, a nie odwiedzać schizofreników. Dowiedziałam się, kim baba jest lata później, podczas rozmowy ze schizofrenikiem, gdy próbował mi wmówić, że jestem z Gdańska. Najwidoczniej ma już mózg tak gąbkowaty z powodu nieleczonej schizofrenii, że zniknęły mu już pewne wspomnienia i nie pamięta, że jego rodzina przyczepiła się do mnie z powodu plotek chorej psychicznie katechetki, z którą Rafał i oni sami spokrewnieni.

Schizofrenik nie jest w stanie zaakceptować swojej choroby za to uważa, że jego ofiara jest chora psychicznie. Podkreślę jeszcze raz – schizofrenik kieruje się zazdrością, więc wmawia sobie, że reprezentuje wszystkie pozytywne cechy swojej ofiary a ją chce zniszczyć. Odmawia ofierze jakichkolwiek dobrych cech i chce „leczyć”, żeby zrozumiała, że to schizofrenik jest najwspanialszy. Bardzo często podaje się za psychoterapeutę, psychologa lub psychiatrę, nie posiadając nawet matury.

Schizofrenik robi wszystko, żeby zbliżyć się do swojej ofiary i przejąć nad nią kontrolę, nad jej życiem, majątkiem. Zbiera o niej informacje, ma swoich informatorów. Bardzo często ofiara schizofrenika nawet nie wie, jak schizofrenik się nazywa, chociaż wśród wszystkich uchodzi za członka rodziny lub najlepszego przyjaciela. Schizofrenik przypisuje sobie cechy swojej ofiary, jej dokonania, uważa, że jej bliscy lub adoratorzy są adoratorami schizofrenika. Wmawia sobie i otoczeniu, że potrafi to samo, co obiekt obsesji schizofrenika, ale tylko z powodu swojej ofiary nie mógł pokazać swoich umiejętności. To że ofiara żyje przeszkadza schizofrenikowi, ponieważ uważa, że nie może przejąć do końca jej życia. „Jak umrzesz, to ludzie zrozumieją, że to ja jestem najlepsza.”

Stąd się bierze wrogość schizofrenika do swojej ofiary, a nie z tego, że schizofrenik został w jakikolwiek sposób skrzywdzony. Moje istnienie nikogo nie krzywdzi. Mam prawo żyć, tak samo jak zawsze miałam prawo pisać, uprawiać sport, tłumaczyć, wyjść za mąż i mieć dzieci.

Schizofrenik nie potrafi zrozumieć, że nie ma prawa do wszystkiego, co ma ofiara. Moja schizofreniczka zrobiła mi awanturę po tym, gdy zostałam zaproszona na obiad w miłym gronie, bo uważała, że ona powinna tam być. Mózg schizofrenika produkuje w takiej sytuacji urojenie, które przypisuje ofierze negatywne zachowanie oraz pojawia przymus wmówienia wszystkim, że to schizofrenik był wyróżniony. Wszystko w kontaktach ze schizofrenikiem należy sprawdzać i weryfikować, a nie się do niego przyłączać i brać udziała w zaszczuwaniu ofiary. Wiele razy prosiłam o weryfikowanie pomówień, ale oczywiście przyjemniej jest kogoś zajebywać za plecami i prosto w twarz.

Niestety zawsze osoba zaszczuwana całe życie przez schizofrenika (a u mnie zaczęło się już na początku podstawówki) doznaje amnezji, co sprawia, że nie może się skutecznie bronić, tylko fizycznie ucieka przed swoim napastnikiem, aż zostaje zaszczuta do końca, do popełnienia samobójstwa. Ktoś po wystąpieniu amnezji po starciu ze schizofrenikiem jest już z reguły martwy. Mnie ratowała znajomość psychologii, psychiatrii, a także trener. I własny upór w trzymaniu się życia. Oraz metale. Nie mówiąc o tym, że moja matka lekarz mogła mi przepisywać leki uspokajające oraz nasenne oraz liczyła się z moją autodiagnozą. Musiała też wkroczyć policja ze swoim wsparciem. Skąd też wiem, że kilka osób powinno zmienić swoje zeznania.

Mam nadzieję, że osoby, które brały udział w moim „leczeniu”, czyli zaszczuwaniu aż do prób samobójczych, są z siebie zadowolone i dobrze się bawiły. A widziałam bardzo rozbawionych ludzi. Dla mnie nie było to zabawne.

Mam już tego dosyć. Tego zabiegania o to, żeby moja schizofreniczka w końcu raczyła się leczyć. Tego tłumaczenia enablerom zakochanym w schizofreniczce, że nie jestem wielbłądem, że nie ukradłam jej żadnych tekstów, ani tłumaczeń. Nie chcę już nikogo więcej tracić z powodu tej tępej rodziny, która postanowiła przyjeżdżać do Warszawy z Gdańska w latach siedemdzisiątych, żeby – cytuję – „zrobić ze mną porządek”.

Bo ich krewny, który usłyszał coś od swojej chorej psychicznie cioci katechetki, więc zaczął mieć urojenia i „opowiedział o mnie”. Ruszyła więc cała maszyna schizofrenicznych intryg, która ciągnie się do tej pory. Ci ludzie byli już wielokrotnie diagnozowani, również przez policję. Byłam świadkiem wielokrotnego nakłaniania ich do leczenia. Bez skutku.

Schizofrenik skonfrontowany z prawdą – czyli, że wszystko, co mówi to są jego urojenia – przeżywa zaostrzenie psychozy i wtedy jest szansa, że ujawni swoje urojenia, bo będzie mówił o nich szczerze. A ten i tak przy mnie ma ciągle ostrą fazę – cytując – „żeni się z kurwą, żeby ją zabić”. Spodziewajcie się więc kolejnych opowieści o mnie jako o prostytutce. Wszyscy, którzy mu uwierzyli powinni się wstydzić. W takich sytuacjach inteligentni ludzie dają radę się połapać, że mają do czynienia ze świrem, ale pewne panie i pewni panowie jakoś nie wpadli na to, że to bezczelne pomówienia pochodzące z czachy schizofreników.

I naprawdę tej pizdy z Gdańska nie prześladuję. Omijam Gdańsk. Kurwa.

Matematyk

Jedną z prawidłowości jest, że schizofrenicy imbecyle, żeby zamaskować swoje braki intelektualne, podają się za osoby uzdolnione matematycznie, czasem nawet genialnych matematyków, których nikt nikt nie rozumie, bo są geniuszami.

Sranie w banie.

Ktoś, kto ma maturę, nie robi kursu obsługi wózka widłowego, żeby pracować w supermarkecie przy wykładaniu towaru, tylko siada w biurze i cieszy się prestiżem klasy średniej niższej, lepszą pensją oraz wygodnym krzesłem i pracą z komputerem. A tymczasem praca w call center jest zbyt trudna dla takich podobno „genialnych matematyków”. Słyszałam wytłumaczenie, „bo nie mają podejścia do ludzi.” Akurat o to tu chodzi, o tu mi tramwaj jedzie. O czym my w ogóle mówimy.

Gratuluję braku gustu, jeśli chodzi o mężczyzn. Mam szczególnie na myśli panie zachwycone takimi magazynierami z Biedronki i uważające ich za wymuskanych inteligentów z wyższych sfer, którzy dla kaprysu pracują, urywając sobie grzbiet od ciężarów.

Wiedza o tym schemacie zachowania pochodzi z podręcznika profilera, ale to też moja własna obserwacja, bo co najmniej dwa takie egzemplarze spotkałam, obejrzałam sobie i oceniłam. Nie polecam.

Tłumaczka

Mechanizmy obmowy, do jakich sięgają schizofrenicy, opierają się na zaszczuwaniu swojej ofiary przez rozpowiadanie kłamstw na jej temat za jej plecami. Powodzenie takiego zaszczucia wymaga, żeby ofiara była nieświadoma tego, co się dzieje, bo nikt jej nie informuje o tym, co schizofreniczka robi i mówi. Najlepiej zaś, żeby straciła pamięć po zaszczuciu i gwałcie. Wtedy sytuacja jest idealna. Można przyjść do niej i na przykład dosiąść się w przerwie wykładów, pokazując urobionym kolegom i koleżankom ofiary, że się ją zna. Możliwe, że w tym czasie ofiara schizofreniczki prowadzi z nią dialog, w czasie którego próbuje ją zdiagnozować, przekonać, że się myli lub wysłuchuje gróźb i jest zastraszana. Oczywiste, że wtedy ma prawo zareagować ostrzej lub ostrzec schizofreniczkę, że nie chce z nią więcej rozmawiać, szczególnie że jest osobą obcą.

Ktoś urobiony, stojący z boku może zupełnie nie zdawać sobie sprawy z tego, co realnie się dzieje i jak dużą krzywdę wyrządza ofierze zaszczucia wspierając chorą osobę, będąc jej enablerem. Nikt z Gdańska nie jest moim krewnym. Za to są to schizofrenicy, bardzo sprawni w zaszczuwaniu ludzi i przejmowaniu majątków. Z tego żyją, sami mi to powiedzieli.

Prześladująca schizofreniczka oprócz zazdrości o sport w dzieciństwie, niezły słuch i powodzenie u mężczyzn, jest zazdrosna też o mój angielski i wykonane przeze mnie tłumaczenia. Pewnie nie spodziewa się, że mi przypomniano, że przypisuje sobie również moje tłumaczenia – nie wystarcza już jej samo przypisywanie sobie autorstwa moich własnych tekstów, była na tyle bezczelna, że usłyszałam, że za mnie przetłumaczyła powieść i że mam jej „oddać pieniądze, bo to się jej należy”. Nic jej się nie należy. Szczególnie za rozpoczęcie kampanii oszczerstw pod moim adresem, kiedy przekonywała wszystkich, że nie znam angielskiego i nie umiem tłumaczyć. Zostałam wtedy zaszczuta przez ludzi prześladujących mnie od dzieciństwa, to oczywiste, że w stresie nie miałam ochoty z nikim rozmawiać po angielsku. Tym bardziej, że nie muszę niczego nikomu udowodnić. Mój dyplom wystarczy, wystarczą też zeznania nejtiwów.

Zostałam tak zaszczuta przez jej grono wielbicieli i schizofreników, że się rozsypałam psychicznie na tyle, że odmówiłam tłumaczenia dalszych części cyklu po przetłumaczeniu pierwszego tomu. Ciekawe, że schizofreniczka z Gdańska jakoś nie wskoczyła na moje miejsce i nie przetłumaczyła dwóch pozostałych tomów. Skoro jest również podobno genialną tłumaczką, to powinna była tak zrobić, prawda?

Próbowała też mnie zniszczyć w moim miejscu pracy, również zaszczuwając jako kogoś, kto nic nie potrafi. Urabiała moje grupy. Zostałam przez nią uderzona w twarz przed zajęciami i obrzucona wyzwiskami. To ona jest agresywna, nie ja. Tak nie zachowuje się ktoś, kto jest prześladowany. Osoba prześladowana przez schizofrenika, taka jak ja, całkowicie unika z nim kontaktu, nie bywa w miejscach, w których można spotkać prześladowcę i na pewno nie próbuje pozbawić jej zródła utrzymania, czyli doprowadzić do zwolnienia z pracy z powodu takiego rozstroju nerwowego, że nie można skoncentrować się na pracy. Spotkało mnie to przed tłumaczenim drugiego tomu cyklu. Przeszłam przez najgorszy okres w pracy – na całe szczęście wystarczyło, że się koncentrowałam na dziewięćdziesiąt minut, na całe szczęście też językowiec nie musi cały czas mówić. Poza tym miałam wsparcie wielu osób, także w miejscu pracy, czego nie miały osoby zaszczute przez tę schizofreniczkę do samobójstwa.

Boję się pracować w miejscu z grafikiem zajęć, czyli dokładną informacją, gdzie i kiedy można mnie przydybać i znowu napaść.

Powtarzam, nie znam bliżej tej osoby, nie wiem nawet, czy nawet poznałabym ją na ulicy, tak samo jak Rafała – co jest zresztą standardem przy takiej traumie i zaszczuciu przez osoby chore psychicznie. NIe utrzymuję z nią kontaktów, nie wiem, co robi. Więc na pewno nie ukradłam tej pindzie niczego. Sama napisałam własne teksty, sama przetłumaczyłam powieść. Osoby, które rzuciły się na mnie po jej kłamstwach zniszczyły mi życie oraz zdrowie także psychiczne. Jeżeli mówi, że chce się ze mną przyjaźnić, to tylko dlatego, że odcięta ode mnie nie może mnie dalej niszczyć, bo przyjaźń w jej wykonaniu oznacza zastraszenie mnie i zmuszenie do oddania jej wszystkiego. Tak funkcjonuje schizofrenik, nie ja. Na pewno się jej nie podporządkuję i nie zabiję, żeby mogła wystartować ze sfałszowanym testamentem. A podobno jest o co walczyć.

Odeszłam z Progresji, bo się tam pojawiła ze swoimi kłamstwami. Odeszłam z fandomu z takiego samego powodu. Nie mogłam odejść z pracy, gdzie mnie znalazła, bo po prostu nie stać mnie finansowo na odejście z dnia na dzień i muszę mieć na życie.

Będę walczyć, bo zostałam do tego zmuszona przez osoby mnie wspierające. W innym przypadku – jak każda ofiara schizofrenika, która nie ma już gdzie uciekać – uciekłabym w śmierć. Robiąc dokładnie to, czego zawsze domagają się schizofrenicy, którzy zostali rozpieszczeni i nauczeni bezkarności przez swoich enablerów.

Łyżwy

Przypomniałam sobie jedną z rozmów z Rafałem. Bardzo charakterystyczna dla tego schizofrenika. Oczywiście mi groził i zapewniał, że będzie mnie niszczył. Potwierdził, że dobrze, że wie, że byłam w dzieciństwie łyżwiarką, ale jednocześnie oświadczył, że zawsze będzie wszystkim mówił, że to jego kuzynka była łyżwiarką, którą zniszczyłam. Zresztą od tej schizofreniczki też usłyszałam, że specjalnie kłamie, żeby mnie zniszczyć. I że wie, że S. będzie zawsze ją chronił. Takie są metody działania schizofreników. To nie tylko urojenia, ale też celowe kłamstwa i zaszczucie. Schizofrenik nie ma żadnych oporów przed niszczeniem ludzi.

Pisałam już w paru miejscach, napiszę jeszcze raz. Padłam ofiarą pomówień. Schizofreniczne dzieci i ich rodzice w latach siedemdziesiątych zmówili mojej matce jakieś straszliwe zagrożenie związane z tym, że trenowałam. Ale jak zwykle chodziło o zawiść wrednej schizofreniczki, która postanowiła się zemścić w ten sposób, że uniemożliwiła mi treningi. A ja miałam na przeciwko siebie durniów z mojej rodziny, którzy próbowali zmusić mnie do potwierdzenia słów schizofrenika. Ojciec zaufał mojej matce, która niestety była zauroczona schizofrenikiem i przejęła jego sposób myślenia o całej sprawie i nie poddawała w wątpliwość ani jednego słowa. Idiotka.

Mam dosyć bycia pomawiana o wszystko. Potrafię pływać i jako dziecko trenowałam pływanie. Trenowałam też łyżwiarstwo. Zaszczuwana przez schizofreników w pracy, którzy próbowali mnie zmusić do potwierdzenia ich urojeń na mój temat, musiłam napisać email do sekretariatu Torwaru z prośbą o pomoc. Zgłosił się odpowiedni człowiek, który mnie pamięta. Pojawienie się tego człowieka nie było aktem wrogości wobec schizofreniczki z Gdańska, ani atakiem na nią, chociaż jest tak przedstawiane. Próbuję tylko przeżyć i proszę ludzi o ratunek przed tą wariatką. Już w dzieciństwie przyjeżdzała do Warszawy, bo dostała obsesji na mój temat, a w Warszawie ma krewnych, równie jak ona pierdolniętych. Mam meldunek w moim mieszkaniu od urodzin. Żadnego Gdańska nigdy nie było w biografii kogokolwiek z mojej rodziny.

Schizofreniczka z Gdańska nic nie potrafi. Za to zawistnie przypisuje sobie wszystkie moje umiejętności, teksty, znajomości. W życiu nie była żadną sportsmenka, po prostu jest na to zbyt leniwa. Ale może się mylę, chętnie zobaczę jak pływa. Zapraszam na basen.

Ksiądz

Rozmawiałam wielokrotnie z pewnym znanym w fandomie księdzem, prosząc, żeby przestał wspierać schizofreników w próbach zaszczucia mnie. Bezskutecznie, więc musze przed nim ostrzec. Jest autentycznie zakochany w zaszlochanej schizofreniczce i pozbawiony jakiejkolwiek możliwości krytycznego spojrzenia na sprawę.

Wszystko, co robią ci „moi” schizofrenicy, to klasyk z podręcznika psychiatrii. Napady na mnie to próby dostosowania rzeczywistości do treści ich urojeń. Rafał od samego początku, czyli podstawówki ma chore urojenia na mój temat związane ze sferą seksu. Już jako dziewięcioletnie dziecko musiałam wysłuchiwać jego opowieści o tym „co ze mną robił w łóżku”, ewentualnie, co robiłam z innymi facetami. Ma urojenia, że jestem prostytutką. Wmówił wszystkim jakąś naszą dziecięcą miłość. Niestety ksiądz uparł się wszystkie jego urojenia brać za prawdę i wspiera go od zawsze w próbach zmuszenia mnie do zaakceptowania urojeń jako prawdy. Między innymi obrażał mnie i poddawał „terapii”, która miała mi „uzmysłowić”, że faktycznie jestem prostytutką, tylko tym „zapomniałam”.

Ale Rafał nie jest jedynym schizofrenikiem z fandomu, któremu udało się wciągnąć ludzi w swoje urojenia. Jest też jego kuzynka z Gdańska. Jest to osoba równie chora i niebezpieczna. Ta dla odmiany domaga się mojego mieszkania, upierając się, że jest jej własnością. Oczywiście ksiądz jej w tym też pomaga. Schizofreniczka cały czas przypisuje sobie rzeczy, które ja robię i przedstawia się jako moja ofiara. Wmawiała wszystkim, że chłopcy z którymi się spotykałam, to jej ukochani. I że zniszczyłam jej życie odbijając ich. W życiu nie chcieli na nią nawet spojrzeć, bo to tępe beztalencie. Jej działania to też klasyk z podręcznika psychiatrii. Usłyszałam, że to działania zakochanego w niej księdza i jego kłamstwa uniemożliwiły ludziom poprawne zdiagnozowanie tych schizofreników.

Bardzo rzadko się zdarza tak krańcowy przykład enablingu (czyli umożliwiana swobodnego działania), który prowadzi do samobójczych śmierci ludzi krańcowo zaszczutych przez schizofreniczną rodzinę. Ale jak widać, dla chcącego – czyli tego księdza – nic trudnego.

Musiałam to napisać, bo oczywiście ksiądz – wedle tego, co kiedyś usłyszałam – zagroził mi, że będzie rozpowszechniać urojenia na mój temat po koniec czasu i nie zamierza zmienić zdania na mój temat. No co ja mam zrobić? Sam prosił o prawdę na blogu – chociaż oczekiwał, że będę przepraszać schizofreników i „oddam” schizofreniczce mieszkanie.

Fałszowanie testamentów to też klasyk z podręczników psychiatrii i kryminologii (większość przestępstw popełniają osoby chore psychicznie) i schizofreniczka już dawno wyłudziła ode mnie wzór podpisu. Oczywiście ów ksiądz ostrzegany przed taką praktyką powiedział, że sam jej poświadczy sfałszowany testament „bo ona musi odzyskać mieszkanie i wiem, że napisze”. W razie ostateczności proszę ten wpis traktować jako zaprzeczenie autentyczności mojego podpisu na sfałszowanym testamencie. Nie sporządziłam żadnego takiego dokumentu, który ona mogłaby mieć w swoim posiadaniu. Przypominam też, że jestem poganką i ateistką, więc żaden ksiądz nigdy by nie był przeze mnie poproszony o poświadczenie podpisu. Zgroza że polskie sądy przyjmują takie fałszerstwa.

Moim zdaniem ksiądz jest chory psychicznie z powodu znajomości ze schizofreniczką i jej rodziną. Tylko tak można wytłumaczyć jego słowa. Bardzo przykre jest, że schizofrenicy znajdują ludzi, którzy po uwiedzeniu (a schizofrenicy uwodzą ludzi) przejmują wszystkie urojenia tych osób i energicznie je wspierają i pomagają. Zakochany człowiek wierzy schizofrenikowi we wszystko i umożliwia wszystko.

W przypadku takiego zaszczucia jedyny skuteczny ratunek to zrobić ze wszystkiego sprawę publiczną. To też klasyczna rada dla ofiar schizofreników i ich enablerów. A pomocników jest tu legion.

Sam ksiądz chciał prawdy na blogu. Zgodnie z podręcznikiem jako wariat skonfrontowany z rzeczywistością dostanie jeszcze większego świra. Jeśli jest zdrowy psychicznie, to przeprosi, bo rozwieją się jego urojenia. Chociaż w krańcowych przypadkach enablerów zakochanych w schizofreniku dopiero wysłuchanie aktu oskarżenia na sali sądowej działa jak kubeł zimnej wody. Ale jak już sformułowano akt oskarżenia, to idą do więzienia. Nie da się tego zatrzymać.

Chociaż może ksiądz sam grzecznie pójdzie do psychiatryka, jeśli zostanie wyśmiany. Chociaż chętnie bym go widziała w więzieniu za te „egzorcyzmy”, które mi zafundował. On i pewien pisarz to dwójka prymitywów przekonanych, że skoro im ktoś fałszywie wskazał kogoś jako chorą psychicznie, to nie obowiązują ich żadne reguły społecznie akceptowanego zachowania i że mogą mnie ubezwłasnowolnić. To kobieta decyduje, kto jest jej mężem i sama zawiadamia o gwałcie, bo to ona wie, kto ją zgwałcił. Pomawianie niewinnych mężczyzn o gwałt i mordowanie ofiary, aż do wystąpienia amnezji, żeby ukryć przestępstwa schizofreników to coś tak niewybaczalnego, że temu radosnemu, uprzywilejowanemu idiocie już nic i nikt nie pomoże. Nie da rady chuj nic naprawić, bo maszyna czasu nie istnieje. A jedyny sposób na odzyskanie choć odrobiny zmarnowanego przez tych debili czas zależy tylko ode mnie i mojego potu wylanego na sali gimnastycznej, żeby odzyskać formę fizyczną i dobrze się czuć we wstanej skórze. Tego się nie kupi, sypanie kasą nic nie pomoże. To są godziny pracy, którą muszę zainwestować w moje zdrowie.

Zbyt dobrze się bawił razem z kolegą i schizofrenikami, żeby mu wybaczyć.

Chcemy zobaczyć, co zrobi.

Przyjaciółki

Przyjaźniłam się kiedyś z pewną panią, ale jak zwykle w moim życiu za moimi plecami zaprzyjaźniły się z nią dwie osoby – czyli zaszlochana schizofreniczka przedstawiająca się jako moja ofiara oraz pewne durne beztalencie z Anglistyki, które od lat dziewięćdziesiątych jest jej enablerem, rozpowiadającym o mnie kłamstwa. Z tą pizdą z Anglistyki nigdy się nie przyjaźniłam.

Nie przyjaźnię się już ze wspomnianą panią, bo miałam już dosyć ataków na siebie i wspierania schizofreniczki oraz jej kuzyna, a mojego prześladowcy i gwałciciela. Ta znajomość kosztowała mnie zbyt wiele w sensie zdrowia psychicznego. Dzięki tej przyjaźni ta pani zdobyła inwestora – jeden z moich byłych zdecydował się finansować tej dziuni jej chore ambicje biznesowe, ale gdy dowiedział się, że nie uważam jej już za przyjaciółkę i nigdy nie byłam częścią jej biznesu, zakręcił kurek z kasą. Bardzo zabawne, że bez stałego dopływu gotówki ta niezwykle zadufana w swoje umiejętności oraz intelekt pani nie potrafiła dalej utrzymać się na rynku.

Mam nadzieję, że to, co napisałam, tłumaczy tę inbę dostatecznie dobrze. Mam prawo się bronić przed pomówieniami, więc z niego korzystam. W życiu tym paniom nie wybaczę, dostatecznie długo czekałam na przeprosiny, ale się nie doczekałam. Ale niech się nie dziwią, że są ludzie, którzy znają sprawę i – jakby to określić delikatnie – wcale im nie przyklaskują. Więc bardzo proszę, żeby nie robiły z siebie męczennic i moich ofiar, bo jest całkowicie odwrotnie. To one próbowały mnie wielokrotnie zaszczuć, wspierając schizofrenika w próbach zmienienia rzeczywistości tak, aby zgadzała się z jego urojeniami.

Mam nadzieję, że już zawsze wszystkie te „osoby dramatu” będą pilnować tylko swoich spraw, a nie wtrącać się z moje życie, kłamać na mój temat, ręczyć za schizofreników, wybierać mi z kim mam się spotykać, co robić w życiu zawodowym. Odpierdolcie się ode mnie, mam już dosyć.

Enabler

Jak już napisałam wcześniej prześladuje mnie schizofrenik z tak schizofrenicznej rodziny, że czacha paruje. Na obronę osób, które im pomagają mogę powiedzieć, że jeśli się nie uruchomi takiemu mechanizmu spustowego i nie zarejestruje bełkotu, to rzeczywiście można nie zauważyć od razu z kim ma się do czynienia. Szczególnie jeśli cała rodzina schizofrenika mu pomaga, a do tego zdobędzie sobie wielu pomagierów oddanych mu duszą i ciałem.

Niestety jednym z mechanizmów jakie kierują schizofrenikiem jest potrzeba udowodnienia, że jego urojenia są prawdą. Stąd się bierze osaczanie ofiary, wymawianie całemu otoczeniu ofiary, że to co mówi schizofrenik to prawda, a sama ofiara ma problemy psychiczne. Na całe szczęście we współczesnej dobie meldowania się na Facebooku mogę udowodnić, że jestem dokładnie tam, gdzie jestem, a nie na przykład w górach, gdzie mnie chciałby widzieć schizofrenik, chyba że zmienił w międzyczasie swój schemat postępowania, ale bardzo w to wątpię.

Schizofrenik nie kryje się ze swoimi zamiarami wobec ofiary – ona najczęściej dobrze wie, przed czym ucieka. Za to jej otoczenie widzi kulturalnego młodzieńca, który ma całą armię enablerów, która łże, że gość jest na przykład utalentowanym matematykiem a nie magazynierem z Biedronki. Schizofrenik uważa swoją ofiarę za przedmiot, którym może zrobić, co chce i który ma wykonywać dokładnie polecenia „swojego właściciela”. Nie zamierzałam nigdy na to pójść.

Schizofrenik Rafał i jego rodzina nękają mnie całe życie, znajdując coraz to nowych pomocników przejętych szlochami chorego prześladowcy i jego urojeniami. Jakiś czas temu dopadli mnie w pracy i namówili do dołączenia do ataku na mnie osobę, którą najmniej o coś takiego podejrzewałam. Próbowałam temu komuś przemówić do rozumu, zwrócić uwagę na to, że to ja jestem atakowana (w końcu nastąpił klasyczny atak w miejscy pracy, ja sama człowieka unikam, jak się da). Usłyszałam wtedy od kogoś, kto dołączył do obozu wariata, że nie „będzie enablerem”.

Zabolało mocno, ale przeżyłam. Powiem tej osobie to co wtedy – „nie jesteśmy już rodziną”. Będąc po psychologii – szczególnie społecznej, co oznacza znajomość mechanizmów zaszczucia i terroru – ta osoba nie miała prawa dołączyć do schizofrenika atakującego obiekt swojej obsesji w miejscu pracy. Sama jest enablerem – czyli pomocnikiem – schizofrenika.

W życiu nie spodziewałam się, że usłyszę, że ktoś musi być wobec mnie bezwzględny i okrutny, bo wierzy, że kogoś skrzywdziłam i że stoi po stronie mojego prześladowcy. I że akurat ta osoba będzie aż tak bezwględna i okrutna. Cóż mogę powiedzieć, wybrała stronę świadomie, wysłuchawszy, co mam jej do powiedzenia. Nie zostało mi nic więcej niż się pogodzić z tym, co się stało i pójść dalej.

Chcę, żeby ta osoba wiedziała, że będę to pamiętać zawsze. Tak się rozmawia z enablerem z rodziny. Enabler dostaje kopa w dupę już na zawsze za swoje kłamstwa. Nie wierzę w istnienie jakichkolwiek więzi rodzinnych w przypadku kogoś, kto tak łatwo uwierzył schizofrenikom i wziął udział w obrzucaniu mnie najgorszym brudem. Nie ma miłości rodzinnej, jeśli ktoś tak robi. Spiskowanie za moimi plecami też nie przynosi chwały.

Moja siostra mi pomogła, ktoś inny tylko potwierdzał kłamstwa schizofreniczki na mój temat, bo uwierzył księdzu. Tępota tej osoby będzie już przysłowiowa.

Cierpienie

Moje cierpienie jest cierpieniem osoby zaszczutej przez chorego psychicznie. Nie ma większego cierpienia od tego, psychoterapia nie zna ludzi bardziej cierpiących, ponieważ schizofrenik prześladujący swoje ofiary z całym przekonaniem przedstawia się jako ktoś bliski ofiary, jej mąż lub psychoterapeuta, którzy chcą pomóc. Bardzo wielu ludzi daje się na to nabrać, więc ofiara prześladowania ma na przeciwko siebie nie tylko wariata z ludźmi z jego rodziny, ale też bardzo często też własną rodzinę, która wierzy szlochom jakiejś schizofreniczki, że została skrzywdzona przez ofiarę zaszczucia.

Ofiara schizofrenika jest potem „leczona” – czyli poddawana zaszczuciu i praniu mózgu, bo schizofrenik koniecznie chce zdobyć krańcową kontrolę nad swoją ofiarą i przejąć jej majątek. Bardzo rzadko ofiara schizofrenika przeżywa takie „leczenie” – z reguły kończy się to samobójstwem jak w przypadku dwójki moich przyjaciół. Ja sama o mało co nie wylądowałam na tamtym świecie.

To co przeżywam to nie tylko walka z wmówionymi mi rzeczami przez schizofreników czy fałszywymi wspomnieniami, to także osoby, które postanowiły mnie zaszczuć, żeby wymierzyć „sprawiedliwość” w obronie zaszlochanej schizofreniczki z Gdańska. Bardzo ciężko się wychodzi z amnezji po takim zaszczuciu, wspomnienia najpierw wyglądają jak postaci ukryte w gęstej mgle, dopiero potem wszystko nabiera wyraźniejszych kształtów.

Żyję dzięki szczęśliwemu przypadkowi, ludziom którzy stanowią moją prawdziwą siatkę społecznościową, czyli metalom. Prawdziwy psychoterapeuta odzyskał ze mną kontakt i już wiedząc, jaka jest prawda i kto jest kim, zaczął mnie wyciągać z traumy. Nie dał rady tego zrobić na czas, więc nigdy nie urodzę dziecka, nawet w świecie bogatego Zachodu (tutaj nadal są dramatyczne różnice kulturowe), mój mózg zawsze będzie mózgiem kogoś krańcowo straumatyzowaneigo i zdradzonego przez najbliższych. Będę się uczyć szczęścia na nowo w czasie psychoterapii. Są osoby, z którymi nie będę mogła się nigdy kontaktować ze względu na mój dobrostan. Nawet jeśli zaczną się leczyć. Zresztą schizofrenicy kłamią na temat leczenia.

Ryszard rozpowiada, że mieszkam w „jego mieszkaniu” i że mam się wyprowadzić. Moi rodzice byli na tyle zaradni, wykształceni i dziani, że naprawdę posiadali mieszkania, które zostawili w spadku mnie i mojej rodzonej siostrze. Schizofrenik za to ma naturę Golluma – chce wszystko zabrać swojej ofierze. Gollum to bardzo dobry obraz schizofrenika i jego podejścia do własności i odbierania życia.

Ta zaszlochana schizofreniczna pizda w życiu nigdy nie napisała żadnego opowiadania, nic jej nie ukradłam, żadnego tekstu. Jeśli uważa inaczej, to niech coś opublikuje w internecie, czekam wciąż na jakiś jej tekst, może być opublikowany w jakimś fanzinie, lub niech sama sobie wyda. Nie splagiatowałam tej kurwy, mam nadzieję, że z osobami, które mi zarzuciły plagiat (tu patrzę na pewnego znanego pisarza) spotkam się w sądzie cywilnym i zbója zmuszę do przeprosin. Zniszczył mnie psychicznie tak bardzo, jak nikt inny kto nie należy do schizofrenicznej rodziny Ryszarda i Rafała. Schizofreniczka z Gdańska w porównaniu do mnie kwitnie i bardzo dobrze się bawi, zaszczuwając mnie tak jak wcześniej zaszczuła Iwonę i Krzysia. Mojego cierpienia psychicznego, stanów lękowych wywołanych nie tylko przez ataki schizofreników, ale też działania ludzi wydawałoby się zdrowych, nie da się opisać.

Bardzo mało osób daje się wyciągnąć ze stanu wywołanego przez atak schizofrenika i pranie mózgu. Odpowiedni dział psychologii to również psychologia terroru. Polecam się douczyć. Poddanie się woli schizofrenika oznacza śmierć.

Mam nadzieję, że w życiu pewnych kutasów i pizd z fandomu już nie zobaczę.

Zabawa w zabijanie

Pewien znany w fandomie ksiądz i pewien znany w fandomie pisarz już w latach dziewięćdziesiątychah dołączyli do grona schizofreników z Gdańska i ich krewnych z Warszawy, i postanowili mnie zaszczuć na śmierć. Wiktymologia zna podobne zachowania – wystarczy, że jakiś idiota pomówi kogoś o chorobę psychiczną, reszta wyjątkowo nieinteligentnego stada hominidów, sapiens tylko z nazwy, rzuca się taką osobę zabić.

Oczywiście gdyby mieli jakąkolwiek resztę mózgu sięgnęliby do źródeł pisanych, lub zapytali jakiegoś psychoterapeutę, jak należy postąpić w kontakcie z osobą podejrzewaną o chorobę psychiczną. Ale oczywiście postanowili dać upust zabobonowi i mnie zaszczuć, odmawiając mi wszelkich ludzkich praw, w tym do decydowania z kim się mogę spotykać i czym zajmować w życiu. Nie mówiąc o tym, jaką mam religię wyznawać.

Możliwe, że dałabym im radę i ułożyć życie, jak ja chcę, ale postanowili zaatakować także moją matkę. Ręczyli jej za Rafała i całą schizofreniczną rodzinę. Kłamali równo, a ona niestety im zaufała. Tłumaczy to jej zachowanie, nagłe wyjazdy i jej stuprocentowe przekonanie, że spędzam ten czas z Rafałem.

Boję się, że dalej się tak bawią, bo jakoś nie usłyszałam przeprosin. Musiała im się spodobać zabawa w zaszczuwanie ofiary schizofrenika, coś co jest doskonale opisane przez wiktymologię i kryminologię. Profiler, który mnie wyciągnął z dna załamania po próbie samobójczej i zniszczeniu mi życia oraz zdrowia reprodukcyjnego, dał mi jedną radę – gryź jak najmocniej na blogu, to wtedy się zorientują, że źle zrobili. Inaczej znowu będą robili to samo i ciebie w końcu dobiją. Tak jak dobili Iwonę Klicką i Krzysia.

Więc gryzę skurwysynów. Tutaj nigdy nie będzie przyjaźni.