Moje bolączki ze schizofrenikami z Gdańska ciągną się praktycznie odkąd poszłam do pierwszej klasy podstawówki. Przyjeżdzali do Warszawy nakłonieni przez swoich krewnych, czyli szaloną zakonnicę i Rafała. Mieli poparcie biskupa, również pedofila schizofrenika, we wszystkim, co robili. Miałam czas ich poznać. Nawet jeśli nie chciałam.
Przez jakiś czas myślałam, że może to zbrodniczy imbecyle, dla których Kościół jest wygodną przykrywką, mówili wszak że „wystarczy chodzić do kościoła i nieważne, co się robi, bo ludzie będą im wierzyć”. No cóż, profil pobożnego katolika na pewno im się przydał i nikt nie podejrzewał, jak bardzo kłamią i manipulują ludźmi. Pozbyłam się jednak wątpliwości, gdy podczas pewnej szczerej rozmowy okazało się, że „Bóg im to powiedział”.
I tak „Bóg” powiedział jednej z córek Ryszarda, Annie, że mam być z Rafałem. Bóg tej rodzinie „mówi” też inne rzeczy. Jak na przykład to, że nie ja jestem norweską szlachcianką, tylko córka Ryszarda, Dorota. „Bo Bóg jej to dał.” Czyli głos w jej łbie tak do niej przemówił. Oczywiście znam interpretacje, według których te treści pojawiające się w głowie to nie przypadek, tylko efekt zazdrości i zawiści i dlatego nie potrafię jej współczuć w tej chorobie.
Pomińmy już fakt, że to norweskie szlachectwo jest wątpliwe, skoro mój ojciec odrzucił norweski człon nazwiska swojego ojca i jako marksista i anarchista wyjechał z Francji do komunistycznej Polski. Jakie to ma znaczenie we współczesnym świecie? Żadnego, tym bardziej w Polsce, która zniosła tytuły szlacheckie w dwudziestoleciu międzywojennym. Ryszard i jego córki za to ekscytują się tym straszliwie i spodziewają się skarbów zamurowanych w ścianach mojego mieszkania. Ach, nie wiem, czy słyszeliście? Bóg też „dał” Dorocie – przemawiając przez Annę – moje mieszkanie. Schizofrenicy więc oczekują, że się wyprowadzę na ulicę i wszystko im zostawię. „Bo ty kurwa jesteś, bo się mnie nie słuchasz, bo ja jestem Boginię i przeze mnie przemawia Bóg i wszyscy się mnie słuchają, więc ty też musisz.”
Jestem przerażona tymi ludźmi, szczerze przekonanymi, że mając próbkę mojego podpisu, mają prawo sfałszować mój testament. „Ale to nie jest fałszerstwo, bo Bóg tak chce.” Jedyne, co mogę napisać jako komentarz, to że głos w twojej głowie, to nie jest Bóg. To chora myśl, nad którą nie jesteś w stanie zapanować.
Nic mi nie pozostaje, jak trzymać się z daleka od miejsca, gdzie ci ludzie lubią przychodzić. I nie wypełniać żadnego z ich żądań. A przede wszystkim, jedyne co mogę zrobić, to ich nie oglądać. Naprawdę nie zamierzam przepraszać Anny za to, że się jej nie słucham i nie chcę wyjść za jej krewnego schizofrenika. Nie będę też przepraszać Doroty za to, że Christian (Szwed) był moim narzeczonym i że to ja pomagałam w ramach wolontariatu w Progresji, nie ona. „Bóg” naprawdę nic ludziom nie daje, nie wystarczy wszystkim wciskać kit, że są mistrzyniami świata, bo za każdym sukcesem kryje się ciężka praca i solidność. A nie schizofrenia.