Poznałam M. w czasie koncertu. Był piękny, wysoki, wysportowany i wydawało mi się, z moimi kompleksami, że do niego nie pasuję. Ale uparł się, że musi zostać moim chłopakiem. Wkrótce byliśmy nierozłączni.
Mój chłopak sam wieczorem trenował, więc wtedy miałam czas dla siebie. Zmusił mnie, żebym wtedy zaczęła biegać. Wpadał pomiędzy zajęciami na Akademii Medycznej na Anglistykę. Oboje zaniedbywaliśmy naukę. Zaliczałam wszystkie przedmioty tylko na podstawie rzeczy, które zapamiętałam z zajęć.
Wśród rzeczy, których nie zaniedbywaliśmy były koncert heavy metalowe. Ja sama przykułam uwagę wariatów obstawiających podobne koncerty jeszcze w czasie liceum. Szczególnie gnębią ładne dziewczyny i terroryzują, żeby nie weszły na koncert.
Ponownie na mnie wpadli, gdy byłam studentką. Trafili za mną i M. na Uniwersytet. Mają świra na punkcie dziewczyn. Wariaci z Opus Dei pochodzili z Gdańska. Moja matka nie miała z nimi nic wspólnego, chociaż wmawiali mi, że ona sama ich wezwała, bo się źle zachowuję.
Bardzo szybko pojawili się wariaci, którzy koniecznie chcieli mnie przekonać, że pójdę po piekła, jeśli się nie wyspowiadam i nie pójdę do klasztoru, żeby odpokutować za jakieś urojone przez nich grzechy.
Mój romans z M. rozkwitał. Jego rodzice martwili się, że zawalimy egzaminy i studia, jeśli nie rozwiążą tej sytuacji. Bardzo chcieli jak najszybciej nas hajtać, żebym mogła z M. zamieszkać i żebyśmy mogli w spokoju zająć się nauką. M. opuszczał treningi i to było problemem – jeden z najzdolniejszych, był mistrzem juniorów po pół roku treningów, miał szanse na medale olimpijskie.
Ojciec M. zadzwonił do mojej matki i zaczął opowiadać o naszych planach małżeńskich. Ja się bałam z nią rozmawiać i cały czas M. ukrywałam przed nią. Nie wiem, co się dokładnie stało, ale moja matka dostała furii. Chyba uznała, że telefon nie mnie dotyczy, tylko zaszlochanej schizofreniczki z Opus Dei, która kłamstwami chciała nas rozdzielić. Naprawdę nie miałam urojeń, że się z M. spotykam, to ciąża schizofreniczki była urojona i nigdy się z M. nie spotykała. Nie miałby czasu jej zapłodnić, pomiędzy spotkaniami ze mną, zajęciami na Akademii czy treningami. Tak samo jak urojeniami schizofreniczki jest, że plagiatuję tej teksty, czy inne rzeczy które o mnie rozpowszechniała, czy rozpowszechnia.
Szlochy schizofreniczki z Opus Dei z Gdańska odpowiadały za złe nastawienie mojej matki. Na Anglistyce schizofreniczka wmawiała mi, że jest z M. w ciąży. Niestety moja matka była osobą, której nigdy nie należało się zwierzać z problemów – od razu uznała, że szlochy schizofreniczki są szlochami naprawdę skrzywdzonej przeze mnie kobiety w realnej ciąży i mnie zaatakowała. Zaatakowali mnie też wariaci z Opus Dei i robili pranie mózgu. Wmawiali, że mam sobie przypomnieć, że jestem prostytutką. Podobna rzecz spotkała mnie później w pracy. Problem jest taki, że w Polsce nie można nikogo zmusić do leczenia, jeśli nie chce. A wariaci z Opus Dei są dobrze zorganizowani oraz zawierają małżeństwa pomiędzy sobą.
Moja matka zaczęła wierzyć, że jestem kimś złym, podczas gdy cała wina leżała po stronie wariatów, których ambicją było, żebym „zaniosła dziewictwo do Boga” i dlatego mi wszystko sabotowali. Mojej matce wystarczyło to, co ode mnie usłyszała – od razu wzięła stronę schizofreniczki, a mnie zaczęła zaszczuwać i oskarżać, że ją prześladuję i mam się od M. odczepić. Zniszczyła mi swoimi urojeniami i kłamstwami wszystko, co tylko mogli w moim życiu. M. się ożenił o wiele później i wcale nie z rozszlochaną schizofreniczką z Gdańska.
Moja matka – jak to ona – kazała mi z M. zerwać, była brutalna, sądząc że wie wszystko lepiej, a ja po atakach schizofrenika rozłożyłam się psychicznie zupełnie. Nadal się nie pozbierałam. Nie wiem, co jej się nie podobała i niby dla kogo lepszego mnie „trzymała”. Chyba dla schizofrenika R. z Opus dei, który dla odmiany był i jest z Warszawy. Nie mogła przeżyć życia za mnie. Swoje wiodła jak chciała. Nie lubię głupich rodziców. Gratuluję głupoty różnym ludziom, którzy uważają, że wiedzą lepiej od innych, co mają robić i jakie są ich potrzeby w życiu.
Nigdy mojej matki nie zrozumiem, a nawet nie jest schizofreniczką z Opus Dei. A to nie była taka jedna akcja niszcząca moje życie i mordująca moje marzenia.
Mam nadzieję, że chociaż starość przeżyję radośnie, bo jak mawiają psychoterapeuci, młodym się jest do śmierci.
⛧⛧⛧
I dopisek po pary piwach – i kurwa, nadal będę ukrywać wszystko przed moją rodziną, bo mądrzejsi od mojej matki nie są.