Prześladująca mnie schizofreniczka nie jest z Gdańska, chociaż tak o sobie mówi.
Niestety schizofrenicy tak mają – szczególnie ta konkretna pani – że opowiadają w pierwszej osobie, rzeczy które przypisują ofierze swoich obsesji. Czyli w tym momencie mnie.
A zatem po kolei – nie pochodzę z Gdańska. Nie chciałam nigdy być w zakonie. Ani ja, ani moja matka nie byłyśmy kurwami. Mój ojciec był najuczciwszym z ludzi. Nie znam tej schizofreniczki, widziałam ją kilka razy w życiu. Nie jestem sklepową. Nie chodzę pijana po Gdańsku, tak samo jak pijana z nożem nie chodzę po warszawskim Żoliborzu. Nie straszę tej pani. Nie przyjaźnię się z nią. Nie kradnę jej żadnych tekstów, nie jestem plagiatorką. Nigdy ta pizda nie studiowała Anglistyki według mojej wiedzy. Za to awanturowała się, że powinna być dopisana do zajęć „bo biskup ją wpisał na listę studentów”. Niestety bywała w budynku Anglistyki tak często, że ludzie uznali ją za jedną z nas. Sama pracuje w sklepie, tak samo jak warszawski R. – którym łączy ją nieleczona schizofrenia oraz przekonanie, że powinna zmusić mnie do wyjścia za niego.
Nieprawdą jest, że była narzeczoną B. – tak samo jak M. spotkałam go na koncercie heavy metalowym. Za to owa schizofreniczka – jak to nieleczone schizofreniczki – zaczęła przypisywać sobie wszystkie moje związki. Więc nie, nie była narzeczoną B. – tak samo jak nie była narzeczoną M. Za to w obu przypadkach jej akcja, połączona z powtarzanym wszędzie przez jego sektę(1) bełkotem R., że jestem jego „żoną” rozwaliły mi całe życie.
Dodajmy do tego jej przyjaciół – czyli osoby bardzo mocno osadzone w Kościele, jak na przykład pewien hierarcha sypiący na lewo i prawo groszem i mamy nieszczęście gotowe. Czyli przekupnego lekarza, któremu osoby prymitywne, a głupie, wierzące, że nie ma chorób psychicznych i że jej urojenia są prawdziwe. Nie chcę już powtarzać, ile osób ten człowiek unieszczęśliwił. Ma się wynieść z fandomu, a nie ja. Fandom oraz konwenty są dla pisarzy, reaktorów, tłumaczy oraz innych artystów oraz fanów fantastyki, a nie dla ludzi, którzy za główne zagrożenia dla świata uważają heavy metal oraz fantasy. Lub co więcej uważają, że moja prześladowczyni, czyli nielecząca się schizofreniczka, jest prawdziwą, żywą świętą, której Bóg zsyła wizje.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile kasy trzeba przytulić, żeby wyrzucić za okno podręcznik do diagnostyki chorób psychicznych, podstawowy dla wszystkich studentów, i prześladować kogoś takiego jak ja.
Nie wiem, jak można tej piździe ufać.
(1) tak, zawsze będę uważać i nazywać Opus Dei sektą, bo chociaż oficjalnie stanowią część Kościoła, to w rozmowie deklarują brak jakiegokolwiek poszanowania dla kanonów Kościoła (czyli jego kodeksu prawnego), tak samo jak uważają, że mają prawo kłamać,. kraść, mordować i zabijać „w obronie Kościoła”. Tak wygląda według ich słów „wewnętrzny Kościół”. I każdy osioł, który bierze ślub w kościele lub zanosi im do chrzczenia dzieci przyczynia się do przetrwania tej zbrodniczej organizacji stworzonej i zarządzanej przez wariatów i wykorzystujących ich maniaków religijnych. Nie po drodze mi z wami.