Przeznaczenie

Gdański R. – czyli autentyczny maniak religijny – podaje się za psychiatrę, którym absolutnie nie jest. To autentyczny imbecyl, ręczę za tę opinię całym swoim pelagicznym autorytetem. Ale jak reszta jego sekty zgromadzonej wokół Kościoła uważa, że ma prawo łamać wszelkie zasady dla „obrony” tego Kościoła.

A czego wymagał „interes” Kościoła? Realizacji chorego planu zmuszenia mnie do wypełnienia tak zwanego „przeznaczenia” czyli – jak to oni nazywają – „nawrócenia” oraz przepraszania Boga na kolanach za „prostytucję”, bo w moim imieniu obiecali to klerowi schizofrenicy z okolic mojej podstawówki.

Pomińmy już fakt wyciągnięcia małej schizofreniczni z dziecięcego psychiatryka, która wcześniej zaczęła mnie prześladować i nigdy nie przestała, rozpowiadając wszystkim swoje urojenia na mój i mojej rodziny temat. Obrona kościoła polegała w moim przypadku na zaszczuciu i zniszczeniu mi życia w zemście za to, że na religii nie zgodziłam się z katechetką na temat tego, kim była Lolita Nabokova oraz wypowiedziałam się na temat seksu, a mianowicie, oświadczyłam ,że kobieta, a szczególnie mówiłam o kobiecie zamężnej ma pełne prawo do satysfakcji seksualnej i szczęśliwego pożycia.

Ateiści i nie-maniakalni katolicy mogli się nigdy nie spotkać z imbecylami z Opus Dei, więc nie mają świadomości, jak źli, zakłamani i zdemoralizowani są maniacy. niestety moja katechetka należała do tej sekty, więc nie mam złudzeń wobec tych ludzi. Idiotka rozpoczęła kampanię oszczerstw na mój temat. Podłączyły się schizofreniczne dzieci, szczególnie moja prześladowczyni oraz jej krewny, czyli warszawski R.

Sekta zmówiła się i postanowiła mnie włączyć w swoje plany, czerpiąc informacje na mój temat z urojeń małej schizofreniczki, której moja mama wypisała skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Ale jak już wcześniej wspomniałam nie zgadzało się to z planami biskupa wobec małej. Przekonał ojca tej zmory, że jego dziecko jest zdrowe, więc cofnął zgodę na leczenie. Od tej pory kler, który nie wierzy w istnienie chorób psychicznych, z tej już tak nie małej wariatki robi „żywą świętą”, a ze mnie prostytutkę i córkę prostytutki.

Całe Opus Dei to maniacy religijni oraz wariaci, którch planem jest zagnanie mnie do klasztoru, żebym przepraszała tam Boga za to, że byłam niegrzeczna wobec zakonnicy w czasie religii, która miała miejsce w latach siedemdziesiątych. Chcą koniecznie nawrócić, a moje nawrócenie przepowiedziane przez napędzaną urojeniami „żywą świętą” ma stanowić jeden z dowodów w czasie jej procesu beatyfikacyjnego. Alternatywą ma być ewentualne moje wyjście za kolejnego „świętego” – czyli warszawskiego R. Gość ma plany konkretne, czyli mam go utrzymywać na wysokim poziomie oraz ma być moim strażnikiem pilnującym, czy dostatecznie dużo się modlę i oraz dostatecznie dużo cierpię. Oczywiście w ramach kary za nieposłuszeństwo zamierza mnie katować.

Miałam narzeczonego w latach dziewięćdziesiątych, ale nie był to warszawski R. Mój narzeczony był blondynem i kochał mnie szczerze. Dobrze było nam ze sobą. Wywołało to furię wariatów i padłam ofiarą zaszczucia oraz ich kłamstw. Nie chcę opisywać do czego się posunęli, żeby mnie zniszczyć, powiem tylko, że znalazłam się w pułapce – z jednej strony chciałam skończyć studia, z drugiej wariat mieli swobodny dostęp do mnie i swobodnie mogli mnie w budynku Anglistyki zadręczać. Straciłam pamięć i zerwałam z M. – co dla maniaków religijnych było dowodem na moje „nawrócenie” i że się zgodziłam na ich plany wobec mnie.

Od tamtego czasu dryfowałam samotnie, uciekając przed tymi wariatami, ale czas przejść do ofensywy. W życiu nie zgodzę się na bycie marionetką gdańskiego czy warszawskiego R. i bardzo proszę wszystkie osoby, do których się zgłoszą, żeby posłali ich na drzewo. Nie mają prawa o mnie decydować. Żaden z nich nie jest ani psychiatrą, ani moim ukochanym. Obaj są imbecylami po szkole specjalnej. Jeden maniak religijny, drugi „święty” – co oznacza w języku Kościoła schizofrenika.

Jestem po praniu mózgu i to mnie powinno się chronić przed Opus Dei oraz ich „świętymi”, a nie durną schizofreniczkę, której sensem życia jest zaszczuwanie na śmierć kolejnych osób. R. w życiu nie był żadnym psychiatrą, jest maniakiem religijnym, dla którego ateizm jest chorobą psychiczną i zrobi wszystko, żeby zatłuc psychicznie każdego ateistę, poganina lub geja. Nie wierzcie w nic, co mówi ta menda, bo jeśli akurat nie kłamie świadomie, to bezkrytycznie i na kolanach powtarza urojenia osób psychicznie chorych i zaszczuwa ludzi, próbując ich zmusić, alby potwierdzili mu słowa tak zwanej „świętej” – a ta krowa bełkocze bez sensu i składu, myląc wszystko ze wszystkim i udowadniając, że w ogóle mnie nie zna. Tak samo jak nie znała nikogo ze swoich innych osób, podobnie jak R. z Warszawy.

R. nie jest żadnym moim „opiekunem prawnym”, ani nie miał romansu z moją matką – mówi tak, żeby „wpłynąć” na swoje ofiary, czyli doprowadzić je do załamania psychicznego i popchnąć do samobójstwa. Jest w tym doskonały i wmawia sobie, że ludzie się zabijają po „nawróceniu”, żeby już więcej nie popełnić żadnego grzechu.

Sam kontakt z osobą chorą psychiatrycznie jest tak traumatyzujący, że ludzie to wypierają i w ogóle nie kojarzą swoich prześladowców, szczególnie gdy padli ofiarą przemocy czy gwałtu. Są całkowicie bezbronni. Każda osoba, która – kłamiąc na temat naszych relacji – przyczyniła się do tego, że musiałam się z nimi konfrontować, ląduje na mojej shit-liście i w życiu już nie będę się z tą osobą kontaktować. Szczególnie, że już wcześniej mówiłam, że to są wariaci i nie są godni zaufania.

Więcej już chyba nie mam nic do powiedzenia.