Była przyjaciółka

Jak się dowiedziałam jakiś czas temu dla wielu osób bardzo palącym problemem jest dlaczego zerwałam przyjaźń z pewną panią. Ludzie z fandomu – a przynajmniej ci, którzy się liczą – wiedzą o przyczynach od bardzo dawna. Pozostałym postaram się wytłumaczyć to tutaj dokładniej.

Owa była już szczęśliwie przyjaciółka jest osobą, która sama o sobie mówi, tylko trochę się krygując, że jest myszą biblioteczną – czyli jak rozumiem, sama wie, że nie za bardzo ogarnia rzeczywistość, ale jednak nie uwierzę, że nie ma pojęcia, że łapówkarstwo jest przestępstwem. A wiem, że przyjęła jak dla mnie znaczną sumę od pewnego czołowego przedstawiciela Opus Dei, który przychodzi regularnie na nasze fandomowe spotkania. Opus Dei jest przyczyną, dlaczego unikam warszawskich konwentów.

Mówiłam tej pani, że nie ma darmowych lunchy, że Kościół z reguły ludziom zabiera pieniądze, sami nie mają żadnych, więc dzielą się tym, co nakradli lub wyłudzili. I zawsze mają jakiś w tym interes. Nie oszukujmy się, biznes oparty na tym, że sprzedaje się tak rzadkie dobro jak zbawienie (którego istnienia nie można potwierdzić, tak jest rzadkie) jest czystym oszustwem, napędzanym przez cyniczne wywoływanie stanów lękowych u tak zwanych wiernych, którzy są po prostu ofiarami szeroko zakrojonego przekrętu. Ale o metodach działania Opus Dei będę musiała napisać osobny wpis. Wróćmy do mojej byłej przyjaciółki, która bezmyślnie przytuliła znaczną kwotę od Biszkopta, nie zastanawiając się, czego od niej chce. A nakarmił ją plotkami o mnie, które wszystkie składały się z urojeń schizofreników z mojej podstawówki (lub jej okolic, bo po odmówieniu leczenia dzieci zostały usunięte z mojej szkoły).

Miało to taki skutek, że moja już była przyjaciółka bez zmrużenia oczu zaczęła mnie niszczyć psychicznie, nabijając się ze mnie prosto w twarz. Konkretniej mówiąc, plotła o mojej prelekcji z pewnego konwentu, którą poświęciłam Lolicie Nabokowa i filmie Labirynt, w którym wziął udział David Bowie. Ręczę moim anglistycznym autorytetem oraz doświadczeniem w opisywaniu tekstów, w tym tekstów kultury, że prelekcja była przygotowana prawidłowo. Jedyną osobą, która mnie wyśmiewała była schizofreniczka oraz kilka osób z jej sekty. Owa osoba powinna była nie rezygnować z leczenia w dzieciństwie. Ale niestety tej małej „kurewce” (opowiadała mi o tym, którego kościelnego pedofila obsługiwała ustami) bardziej spodobała się kariera”żywej świętej” obiecywana przez imbecyli z Opus Dei. Chyba nie muszę mówić, że wszystkie jej opowieści o mnie są efektem „pracy” jej chorego mózgu.

Moja – jak już wspomniałam, szczęśliwie już była – przyjaciółka plotami obleciała wszystkich swoich licznych znajomych, robiąc dokładnie to za co jej zapłacono. Nie pomogło tłumaczenie jej, że ta prelekcja była moja i że absolutnie nie zasługuję na takie traktowanie. Nie mogłam dalej tkwić w tej niezdrowej relacji i zerwałam więź. Kluby mnie wspierają, wiedzą o zaszczuciu. Wiedzą też o tym moi szczerzy przyjaciele, których nadal mam sporo.

Na całe szczęście jeszcze więcej osób zna mnie z Internetu, chociaż nie wiedzieli, że prelekcja była moja. W efekcie rozdwoiłam się im i istnieję w dwóch formach – pisarki z Warszawy oraz jakiejś nieistniejącej, chorej psychicznie kurwy z Gdańska, która istnienie zawdzięcza schizofrenii, na którą cierpi pewna idiotka, która jak to schizofrenicy opowiada w pierwszej osobie przeżywane właśnie urojenia na mój temat. Więc na przykład przez dłuższy czas uważałam, że ta nieszczęśliwa, wykorzystywana przez kler wariatka pochodzi z Wybrzeża, tym bardziej, że biega za nią gdański R. czyli specjalista Opus Dei w zaszczuwaniu ludzi na śmierć, jeśli nie chcą dać się zrekrutować i zmusić do przyjęcia roli kogoś w rodzaju niewolnika. Ale ta rekrutacja do sekty, bardziej przypominająca zaszczucie, zasługuje na osobny wpis. Trwa od mojej podstawówki, więc jest co opisywać. Ale wróćmy do świata fanów fantastyki.

Mam zamiar wziąć udziała w najbliższym Polconie, który odbędzie się w Warszawie. Nie mogę unikać z lęku przed Opus Dei i ich „żywymi świętymi” imprez w moim rodzinnym mieście. Mam nadzieję, że tak jak w innych miastach będę mogła liczyć na dyskretną ochronę warszawskiego klubu miłośników fantastyki oraz monitorowanie mojej prelekcji.

Oczywiście, że zgłoszę moją odświeżoną prelekcję o Lolicie, która – zgwałcona przez pedofila – dla mojej katechetki była kurwą, bo „skusiła” swojego gwałciciela i prześladowcę. Ta pomylona zakonnica uważała, że ma prawo przedstawiać ją małym dziewczynkom jako anty wzór postępowania. Mam nadzieję, że jak do tej pory koszulki z wyraźnymi pentagramami zagwarantują mi spokój, bo kościelni wariaci będę się trzymali z daleka.

Dodaj komentarz