Rekruter

Rekruter z Opus Dei, nazywany przeze mnie R. z Gdańska, zapowiedziała mi już w czasie mojego dzieciństwa – przychodził do warszawskiej podstawówki – że albo mu się podporządkuję, albo mnie zabije. Jak się przekonałam później, nie były to przechwałki na wyrost. Naprawdę można zaszczuć człowieka na śmierć i sterroryzować tak, że popełni samobójstwo.

Wiele razy powtórzył tę groźbę, próbując mnie zmusić do służenia „żywej świętej”, czyli schizofreniczce z mojej podstawówki, której urojenia przedstawiają mnie jako tępą kurwę, którą ona się „opiekuje”. Przekonana jestem, że jej schizofrenia jest kierunkowana na mnie przez kler, samą pizdę pewnie dałoby się już dawno ogarnąć z jakimś psychiatrą.

Opus Dei oczekuje ode mnie, że potwierdzę jej wszystkie urojenia na mój temat, a biskup będzie mógł ją „wypromować” i zrobić z niej autentyczną świętą, co zapewni mu lepszą pozycję w Kościele. Ładuje w to masę pieniędzy, przekupując nie tylko jej rodziców, ale też usłużnych idiotów. Schizofreniczka z mojej podstawówki praktycznie rządzi Opus Dei, wmawiając im, że mnie „wybawiła” z burdelu, nawróciłam się i chcę jej służyć. Jestem przekonana, że w głębi swojego mózgu, jak każda schizofreniczna żmija, kieruje się zawiścią i chęcią zniszczenia kogoś, kto naprawdę jest od niej lepszy. Trudno współczuć komuś takiemu.

Jak większość ludzi, którzy są ateistami lub poganami, uważałam zawsze, że formalna apostazja nie jest mi potrzebna, tym bardziej, że – jak wiele osób wie – jestem poganką. Okazało się, że nie ma to znaczenia dla Opus Dei, nadal mnie prześladowali, a schizofreniczka albo mnie „wyzwalała z pogaństwa”, albo „wyzwalała z heavy-metalu” – bo oni podobno „ją wielbią i się nawracają”. Będę musiała kiedyś zapytać przy okazji kilku metali, którzy też stali się elementami jej urojeń, co o niej myślą. Ale wróćmy do tematu – zostałam podstawiona pod ścianą i zmuszona praktycznie do apostazji, bo słysząc o moim pogaństwie, gdański R. kazał mi się wynosić z Kościoła. Z największą chęcią, proszę pana, z największą chęcią. Mam tylko nadzieję, że naprawdę już mi dacie spokój i się wyniesiecie z fandomu.

Niestety Opus Dei działa jak Amway i ich członkowie mają dbać o „nawrócenia” oraz „powołania”, które się przekładają na wyniki finasowe tej organizacji. Naprawdę dostają wyższy status w zależności, ile pieniędzy lub przejętych majątków „pozyskali”. Gdański R. przyznał mi się ile kasy ciągnie dzięki swojej funkcji w Opus Dei. Podejrzewam, że dobrze ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi w Polsce nie osiągnie takiego pułapu zarobków w swoim życiu. A człowiek jest imbecylem. Kościół to dobry interes dla tępaków i imbecyli – zawsze jest tam ich mnóstwo.

Gdański R. z całych sił starał się znaleźć jakiś punkt zaczepiania, żeby psychicznie zgnoić i przekonać, że mam za co przepraszać jego boga – i nic nie znalazł, bo ani nie jestem weganką, ani nie usunęłam ciąży, ani nie jestem alkoholiczką. Oczywiste też jest, że kurwą nie jestem. Za to cynicznie – żeby zrobić przyjemność schizofrenicznej „kurwie” i przede wszystkim zarobić – zniszczył mi związek, w którym ja i mój facet byliśmy traktowani przez wszystkich jak młode małżeństwo. Cały czas liczy, że na mnie zarobi, zastraszając i każąc sobie płacić „na Kościół”, bo inaczej pójdę do piekła. Ależ proszę pana, stworzył mi pan piekło na Ziemii, nie boję się więc urojonych przez średniowiecznych kaznodziei infantylnych płomieni. Nie mam za co przepraszać ani waszego boga, ani waszych schizofreników. A odpowiednimi przeprosinami zdaniem R. byłaby praktycznie niewolnicza praca dla dwojga ukochanych przez kler schizofreników – czyli „żywych świętych”. Warszawski R. miałby mi łaskawie pozwalać na pracę zawodową, zabierając całą zarobioną przeze kasę. Jak prawdziwy właściciel niewolnicy zmuszałby mnie do wielodzianych modłów i pisania za jego krewniaczkę oraz za niego. Za to oni by to wydawali i byliby szczęśliwi. Nie mam wątpliwości, że ich kłamstwa i pomówienia o plagiatach zamknęły mi drogę do wszystkich wydawnictw.

Jeżeli ktoś chce mi pomóc, to może Awangardę poinformować.o sprawie. Chcę, żeby wszystko dobrze zweryfikowano i żeby ustało zaszczuwanie mnie. Mam prawo czuć się swobodnie w czasie konwentu w moim rodzinnym mieście i mam prawo zgłosić prelekcję bez lęku, że zostanie odrzucona, bo ktoś słucha schizofreniczki i maniaka religijnego z Opus Dei.

Naprawdę wystarczy tych wszystkich ludzi odpowiednio podpytać i wszystko zostanie wyjaśnione.

Na sam koniec dodam, że Kościół to dla mnie świat na opak – nienawiść jaką żywi do mnie schizofreniczka gdański R. nazywa miłością. Miłość zaś nazywa złem i wmawia mi, że ktoś kto mnie kocha, żywi nienawiść. Maniacy religijni są pozbawieni sumień – to ludzie którzy wyrośli „kontemplując mękę Pana”. Rozumiem, że dzięki temu zostali pozbawieni elementarnej empatii. Jest to cywilizacja śmierci, nie życia. Prawdziwi śmierciożercy w naszym świecie. Proszę mnie już nigdy z nimi nie łączyć, nawet żartem.

Dodaj komentarz