Miałam pecha chodzić do podstawówki z dwójką schizofrenicznych dzieci, którym podpadłam ze względu na pochodzenie i szczere przyznawanie się do liberalnych poglądów. Niestety schizofrenicy mają tendencję do wybierania sobie ofiar, które – o ile ich się nie zmusi do leczenia – prześladują swoimi urojeniami aż do samobójczej śmierci. Każdy zaszczuty popełnia samobójstwo, tak traumatyzujące jest życie zatrute przez tępe gnidy, które odmawiają leczenia. Później schizofrenicy wybierają sobie kogoś innego i na tę osobę szczują otoczenie.
Moi prześladowcy daliby się zapakować do dziecięcego psychiatryka, gdyby nie wtrącił się zabobonny kler. Wpłynęli na rodziców, żeby odmówili leczenia dzieci, które szczęśliwe i upewnione w prawdziwości swoich urojeń – wszak poważnie potraktował ich warszawski hierarcha – popłynęły już po całości.
Szczerze mówiąc nie rozumiem jak to się dzieje, że nominalnie monoteistyczna religia skręca w stronę szamanizmu i obwołuje schizofreników „żywymi świętymi”, którzy mają kontakt z Bóstwem zsyłającym na nich wizje. Dowiedziałam się nawet w czasie dyskusji z gdańskim R., że „wiedza” schizofreniczki o rzeczach, których nigdy nie widziała, wynika z daru tak zwanej „bilokacji” – tępa picza autentycznie upiera się, że wie o różnych rzeczach, bo tam „była”. Miała na przykład być w miejscu, które było „burdelem” i mnie tam „widziała”.
Nie muszę chyba tłumaczyć, że nigdy nie byłam zatrudniona w jakimkolwiek burdelu. Chociaż, szczerze mówiąc, wolałabym być zawodową prostytutką, niż godzić się na los niewolnicy, służącej „żywej świętej”, która uroiła sobie, że ma prawo do całego mojego majątku i do mnie, co ma wszystko być odpowiednią „pokutą” za moje grzechy „nieczystości” i za to, że jej „nie słucham”.
Żeby było jeszcze zabawniej, schizofreniczka nie tylko obwołuje się „żoną” każdego z moich facetów, do całego dotychczasowego prześladowania doszło obwoływanie się prawdziwą autorką moich tekstów. Musiałam w pracy zmierzyć się między innymi z rozwścieczonym ojcem tej tępej pizdy, który – jak rozumiem też się nie leczy – oskarżał mnie o „kradzież” jej tłumaczenia. Oczywiście dzida w życiu nic nie przetłumaczyła, nic nie napisała i nawet jeśli zacznie się leczyć, to tez nie napisze, bo schizofrenia to choroba degeneratywna, więc idiotka ma mózg z dziurami jak ser szwajcarski. Było leczyć ją w dzieciństwie. Niech pokaże chociaż jeden swój tekst, skoro tak bardzo mi zazdrości.
Ludzie, którzy jej słuchali, więc torpedowali moją karierę pisarską i krytycznoliteracką, powinni naprawdę się wstydzić i już zawsze mnie przepraszać.