Opus Dei

Gdyby nie schizofreniczka z mojej podstawówki nie wiedziałabym, co to jest Opus Dei. Niestety podpadłam jej tym, że byłam całkiem zdolną małą pływaczką. Nie moja wina, że moich rodziców stać było, żeby mnie zapisać do klasy, której program przewidywał semestr pływalni zamiast WF. Mieliśmy wpisany w plan lekcji czas na dojazd na basen i powrót. Jak to zwykle robią schizofrenicy, wybrała sobie mnie na obiekt swojej obsesji i zaczęła pleść swoją pajęczą nić.

Bardzo szybko swoimi urojeniami zainteresowała Kościół, szczególnie zabobonną jego część, która uznała, że jej „informacje” są wiarygodne. Miałam być według jej urojeń schizofreniczką z Gdańska, która się za nią podaje i nęka przyjeżdżając do naszej podstawówki. Ona za to miała być pływaczką, a ja miałam nie umieć pływać. Stąd się wziął prześladujący mnie gdański R. – ściągnął go biskup, przekonany, że powinien „opiekować się” mną ktoś z Gdańska – i zaczęli „nawracać” oraz przekonywać, że wszystkie jej urojenia są prawdą. Naprawdę nie jest moim krewnym, łże na ten temat i bardzo temu maniakowi z Opus Dei wybić z głowy jakiekolwiek myśli o „opiekowaniu się” mną czy zmuszaniu mnie do „służenia” tej schizofrenicznej żmiji, która podobno sfałszowała mój list do zwierzchności Opus Dei z prośbą o przyjęcie mnie do tej sekty. W życiu czegoś takiego nie napisałam. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą jakie absurdalne stwierdzenie oraz obraza moich przekonań.

Polecam obejrzenie dokumentu na Max, Jak uciekłam z Opus Dei, w którym ofiary Opus Dei, które od wpływem prania mózgu przystały do tej sekty, opowiadają, jak zostały zmuszone do quasi niewolniczej pracy i oddania swojego majątku. Ciekawe jest, że rekruterzy sekty zabraniają dzieciom mówić rodzicom o rekrutacji – co mnie nie dziwi, dorośli są odporniejsi na manipulacje niż smarkacze. Dopiero po latach panie zorientowały się, że zostały oszukane i straciły na harówce najlepsze lata życia. Prześladująca mnie schizofreniczka zamarzyła sobie, że zmusi mnie do służenia sobie w ramach Opus Dei, wbita w pychę po tym, jak ludzie Kościoła zaczęli jej kadzić jako „żywej świętej”. Nie dziwi mnie, że sfałszowała list do Opus Dei, schizofrenicy często produkują „dowody” uprawdopodabniające ich urojenia, a Biszkopt współdzieli nie tylko jej urojenia, ale też ambicje, bo nie może zmieść, że ktoś utalentowany nie jest częścią Kościoła.

Schizofreniczka z mojej podstawówki nie była małą pływaczką. Ja byłam. Za to prześladując mnie wmawiała ludziom, że zna tę pływaczkę z mojej klasy. Analogicznie w fandomie wmawia ludziom, że zna tę „prawdziwą ” pisarkę Małgorzatę. Łże o mnie, że jestem – to znaczy ja, Małgorzata Wieczorek – bardzo religijna. Jest to taki afront, że każda osoba powtarzająca tę bzdurę może liczyć na pozew cywilny. Nie zna mnie, nie utrzymuję z nią żadnych kontaktów. Za to ona i jej równie schizofreniczny ojciec zaczęli oskarżać mnie, że „ukradłam” jej teksty czy tłumaczenia, bo „gdyby mnie nie było, to ona mogłaby pisać”. Więc nie, to jest typowe urojenie schizofrenika, która uważa, że po zniszczeniu obiektu swojej obsesji, przejmie jego umiejętności czy talenty.

Prześladująca mnie schizofreniczka przypisuje sobie praktycznie wszystko z mojej biografii. Z cała pewnością na studiowała na Anglistyce w Warszawie, chociaż tak rozpowiada. Nie była na liście studentów, tylko przychodziła mnie tam nękać, przyprowadzając ze sobą gdańskiego R., biskupa oraz swojego ojca. Ukradł mi zaświadczenie o odbyciu praktyk nauczycielskich oraz wdarła się na jeden z egzaminów i po wywołaniu sztucznego tłoku, bo pomagali jej inne osły i schizofrenicy z sekty, ukradła mój egzamin. Przerabiała potem nazwisko na swoje i pokazywała na dowód na to, że była „studentką”. Biskupowi wiele razy mówiono, kim jest ta chora osoba i że te lipne „dowody” o niczym nie świadczą. Nie wiem, dlaczego nadal upiera się przy swoim i nikogo nie przeprosił.

W moim obecnym miejscu pracy sekta Opus Dei zaatakowała mnie równie brutalnie. Nikt nie wiedział, kim oni są. Łapali mnie na przerwach i byłam poddawana praniu mózgu. Znowu mi wmawiano, że jestem pracownicą sklepu, a nie anglistką i oczekiwano, że albo się zabiję, albo przyjmę stanowisko niewolniczej służącej „żywej świętej”. Zostało im powiedziane dokładnie w końcu, kto jest kim, więc jeśli ktoś mówi coś innego, to robi to świadomie.

Wcześniej jeszcze ta „żywa święta” i podobno moja „najlepsza przyjaciółka, co wszystko o mnie wie” zaatakowała mnie ponownie, plując na mnie i ładując z całej siły plaskacza w twarz. Stało się to przed samymi zajęciami ze studentami. Oczywiście sekta „poinformowała” studentów, kim „jestem”. Byłam tak roztrzęsiona, że rozpłakałam się i nie mogłam prowadzić zajęć. Przypominam sekciarzom, że zaatakowali kogoś, kto ma status równy urzędnikowi państwowemu i zaatakowali mnie w czasie prowadzenia zajęć. Jest na to odpowiedni paragraf i zastało im to doliczone do całej masy innych przestępstw.

Pozbierałam się dzięki życzliwości moich koleżanek i kolegów – chociaż po takiej traumie powrót do życia zajmuje całe lata, szczególnie, jeśli ataki schizofreniczne oraz pranie mózgu kończą się amnezją.

Schizofreniczka oraz jej gang atakowali mnie w każdej szkole i praktycznie w każdym środowisku. Nieprawdą jest, że uczyła się w Rejtanie. Moja dawna buda nie ma zwyczaju, żeby wszystkie nazwiska absolwentów lądowały na ścianie korytarza wyryte w kamieniu. Bardzo proszę, żeby ludzie, którzy twierdzą, że ta schizofreniczna sklepowa tam się „uczyła”, przynieśli na któryś z konwentów zdjęcie potwierdzające, że jest absolwentką mojego liceum i że to ja „przychodziłam tam ją nękać”. Będę czekać bez zapartego tchu, bo dostarczenie takiego dowodu jest niemożliwe – sprawdziłam, nie ma takiej ściany z nazwiskami. Musiałam sama sprawdzić, bo tak sugestywne są urojenia schizofreników, szczególnie, jeśli prześladują kogoś od zawsze. Mam dosyć, ale to ona ma się leczyć i wynieść z fandomu, nie ja. Tak samo jak warszawski R. – nie jestem jego „żoną”, ten schizofrenik też ma się ode mnie odpierdolić.

Kościelni protektorzy mojej prześladowczyni wysłuchali cierpliwych wyjaśnień wiele razy, w tym od psychiatry z profesorskim tytułem, więc nie mogą dalej udawać głupa i twierdzić, że nic nie rozumieją.Parafrazując Sherlocka Holmesa – po odjęciu rzeczy niemożliwych pozostajemy z prawdą, czyli jedynym prawidłowym wnioskiem – Kościół ma zawrotny interes z wykorzystywaniu schizofreników do zaszczuwania mnie, tym bardziej że pomogłam zarejestrować pierwszy pogański kościół. Jestem celem ze względu na swój ateizm i pogaństwo.

No chyba, że pan hierarcha autentycznie ma odwagę dalej twierdzić, że naukowcy i lekarze się mylą, bo jako wykształceni ludzie „nie są obiektywni”. Bo Kościół lepiej wie i rozumie, kto jest chory, a kto jest ” żywym świętym”, który „widział” mnie w burdelu, gdzie miałam pracować, dzięki „bilokacji”.

No wolne żarty.

Mam też nadzieję, że dzięki dzisiejszemu zdjęciu tabliczki mojej dawnej szkoły nie usłyszę od żadnego kurrrwia kościelnego, że nie wiem, gdzie jest Reytan. Mieszkam nadal niedaleko.

Dodaj komentarz