Cieśla znany jako Jezus

Dawno, dawno temu rósł sobie krzew. Jak to w cieplejszych krajach wypełniały go łatwopalne olejki eteryczne, które uległy zapłonowi. Pech chciał, że obok krzewu przechodził schizofrenik, całkowicie niezdiagnozowany, bo w tamtych czasach diagnostyka chorób psychicznych leżała i kwiczała, za to szalał zabobon. I dzięki temu opowieść o głosie z gorejącego krzewu trafiła w mało cywilizowany lud żyjący w społeczeństwie tak różnym od naszego, że nigdy by nas nie zrozumieli. Psychiatrzy, psychologowie oraz kulturoznawcy za to doskonale rozumieją ich problemy poznawcze.

Jedną z innych dawnych opowieści, jakie usłyszałam w czasie nauki religii, była opis przygód Izaaka, którego schizofreniczny ojciec postanowił złożyć w ofierze na górze. Opis tego potwornego czynu dokonywanego z rozkazu głosu przedstawiającego się jako „Bóg” miał służyć umoralnianiu dzieci, które miały się tak samo poddać woli tego „głosu” jak Abraham i Izaak. Jako dziecko byłam bardzo empatyczna i wyobraziłam sobie cierpienie małego chłopca ciągnionego na szczyt góry po wcześniejszej zapowiedzi, że go tata zaszlachtuje.

Są to tak przerażające opowieści, że dzieci, szczególnie z lekarsko-inżynierskiego – a takie wykształcenie mieli moi rodzice – domu nie powinny tego wysłuchiwać. No cóż, katechetka nie zebrała dostatecznego wywiadu o mnie – a kler bardzo dostosowuje swój przekaz do odbiorcy – i popłynęła tak, jak nigdy wcześniej.

Była jeszcze przerażająca historia Maryi, której zapowiedziano, że ma zostać matką. Z tego co pamiętam była smarkulą, której mąż był impotentem, więc mogła spodziewać się, że będzie miała czas dorosnąć i po jego śmierci wyjść za mąż już za kogoś młodszego i założyć rodzinę. Nie trzeba nie być feministką, żeby zobaczyć w tym gwałt i to wcale nie taki symboliczny. Ale wróćmy do młodej oblubienicy. Jako osoba współczesna i wykształcona odrzucam opowieści o objawiających się aniołach zwiastujących wolę bożą. Jedyne logiczne wyjaśnienie to, że Marysia cierpiała na schizofrenię. Niestety jej syn odziedziczył po niej tę chorobę i podobnie jak prześladująca mnie schizofreniczka obwołał się Bogiem. Wcale nie żartuję, moja koleżanka z podstawówki wmawiała mi nie tylko, że wie o mnie rzeczy, których nie mogłam jej opowiedzieć, bo były jej urojeniem, ale naprawdę obwołała się Boginią oraz kimś w rodzaju Chrystusa i oczekiwała, że się dam namówić do służenia jej. A idiotka od dzieciństwa jest przez zabobonnych idiotów zwana „żywą świętą”. No to ją sobie ładnie podchowali. Gratuluję.

Syn Maryi odziedziczył jej chorobę, ale dzięki niej stał się kimś ważnym w swoim środowisku. Podejrzewam jednak, że było wiele osób, nawet w tamtych czasach, wątpiących w jego opowieści, szczególnie jeśli nie zgadzały się z prawdą. Tak samo jak moja schizofreniczka i wielu im podobnych czuł przymus tworzenia dowodów swojej „boskości”. Chodzenie po wodzie nie jest wielkim wyczynem. Sama widziałam sztukmistrza chodzącego po powierzchni Tamizy. Naprawdę wystarczy do chodzenia „po wodzie” wprawa oraz pęcherze pławne ryb odpowiednio spreparowane i przymocowane do stóp, byle ich nie podnosić ponad powierzchnię wody. Cud z winem też nie jest czymś, czego nie dałoby się powtórzyć. Przypominam, że synalek nauczył się od „ojczyma” (który chyba nie był aż takim starym impotentem, żeby nic nie mógł z młodą żonką zmalować) pracy z drewnem, a dla cieśli zbudowanie podwójnej beczki, z której można nalewać dwa różne płyny, to naprawdę jest proste zadanie. Niektóre stoły czy szafki ze skrytkami mają bardziej skomplikowane mechanizmy. Wszystko inne też się daje logicznie wytłumaczyć.

Piszę to świadoma, że w naszym kraju wolność słowa, tak samo jak wolność artystyczna, jest tłumiona przez bzdurne prawo o urażeniu uczuć religijnych, które jest nadużywane. Mam jednak prawo jako nie tylko artystka, ale też historyk literatury do własnych interpretacji tekstów literackich czy to się komuś podoba czy nie. Z reguły wykształceni ludzie machają rękami na zawartość chrześcijańskich mitów, bo powstały w tak dawnych czasach, że można je traktować jako metaforę lub coś na jej wzór. Ale nie można tych tekstów pozostawiać bez odpowiedniej literackiej krytyki w świecie, w którym oczekuje się od nas, że będziemy posłusznie milczeć, kiedy narzuca się nam prawa oparte literalnie na obyczajach ludów opisanych w Biblii oraz nazywać schizofreników „żywymi świętymi” i że będziemy znosić, że na ludzi wykształconych kler szczuje imbecyli z pochodniami. To my powinniśmy rządzić naszym krajem, a nie zabobon i ludzie przekupywani przez kler.

A moja koleżanka z podstawówki chyba będzie jedynym znanym Kośiołowi schizofrenikiem, któremu kler nie załatwi świętości. Bo ja jeszcze żyję, zaprzeczam oraz zawsze będę zaprzeczać jej słowom. A muszę przyznać, że wysiłek tych ludzi, żeby mnie przekonać, żebym „dla dobra Kościoła” kłamała na swój temat i temat mojej rodziny, zawsze będzie mnie zadziwiał.

Tej pizdy nikt nie wyniesie na ołtarze, kurwa.

Wcale się nie dziwię, że gdy po obwołaniu się Bogiem schizofreniczny cieśla zamachnął się tez na władzę państwową i nazwał królem Judei, namiestnik Rzymu (przypominam, że wszystko działo się na terenie Imperium Rzymskiego) tak się wkurwił, że draba skazał naśmieć na krzyżu. Boję się aż myśleć, ile osób zostało przez urojenia Chrystusa zaszczutych i zniszczonych. A zgromadził dookoła siebie nie mniejszy gang schizofreniczny niż moja koleżanka z podstawówki. A ta sklepowa ma mnóstwo osób do swojej dyspozycji, dzięki klerowi dała radę sięgnąć też do polityków i to wcale nie pomniejszych partii.

Królową Polski też się żmiją nazwała w moim towarzystwie.

Dodaj komentarz