Podobno wszystko, co złe w moim życiu wynikło z faktu, że schizofreniczka z mojej podstawówki nie raczyła się leczyć. Odmawiam jednak uznania tego za fakt. Uważam raczej, że wszystko co złe odpowiada Kościół i Opus Dei, które radośnie postanowiły ją wykorzystać i nie bacząc na zapewnienia, że wszystko co niby „wiedzą” na mój temat to jej urojenia.
Zrobiła ze mnie prostytutkę z Gdańska. Nie mówiąc o obrażeniu mojej mamy oraz taty. Przypisywała sobie wszystko moje osiągnięcia. Wymyśliła sobie, że zmusi mnie do małżeństwa z najbardziej przeze mnie nienawidzonym wandalem z mojej szkoły. Zgłosiła mnie do Opus Dei jako postulantkę.
Aby osiągnąć to wszystko tropi mnie we wszystkich środowiskach opowiadając o mnie kłamstwa. Nie sięgnęłaby tego, gdy nie Kościół, który z dziką radością postanowił jej pomóc po tym, gdy ona i jej równie schizofreniczny ojciec wystarali się o audiencję u ówczesnego biskupa. na nic zdało się proszenie o pomoc Policji. W momencie, gdy chodziło o osoby chore psychicznie Policja postanowiła się nie mieszać, pomijając fakt, że w sprawę mojego zaszczucia zamieszane są osoby zdrowe ale głupie.
Nie mam siły ile osób gang, jaki stworzyła ta schizofreniczka, poszczuł na mnie. Ale naprawdę całe życie muszę udawać, że nie jestem wielbłądem. Przeszłam pranie mózgu, amnezję. Moje życie to wegetacja. Schizofreniczka przypisywała sobie moich mężczyzn, a jej sekta idiotów napadała na mnie ze wściekłością, wmawiając mi, że mój ukochany należy do schizofreniczki. Miałam nie studiować na swojej uczelni. Utrudniano mi fizycznie wstęp na wykłady. Biłam bita i zastraszana. Oczywiście, że moja schizofreniczka nigdy tam nie studiowała, tylko sobie to przypisywała. Wmieszanie się w tą sprawę osób głupich, a ustosunkowanych sprawiło, że nie miałam znikąd pomocy.
Bardziej współcześnie usłyszałam też, że nie pracuję w moim miejscu pracy, tylko się podszywam pod tę schizofreniczkę, bo niby ona miała tam pracować. Gdański R. nakłamał na mój temat i podał się za mojego krewnego. Jest zakłamanym psychopatą, któremu nie wolno w nic wierzyć. Schizofreniczna żmija poszczuła na mnie ludzi, którzy to dalej ciągnęli, między innymi manipulując mojego szefa, który został tak przez tych idiotów nakręcony, że zaczął wątpić, że jestem tą osobą, za którą się podaję. Słyszałam oskarżenia, że posługuję się sfałszowanym dyplomem. W życiu nie przeżyłam większej traumy.
Studiowałam z inną osobą w kryzysie psychicznym, ale tę udało się szybko namówić na leczenie. Pochodzi z całkowicie innej części Warszawy. Osoba, o której mówię, nie jest moją prześladowczynią z podstawówki. Jej gang bezprawniebi kłamliwie rozpowiedział, że moja prześladowczyni się leczy. Nie na tę osobę się skarżyłam i skarżę. Moja prześladowczyni to Renata, tak przynajmniej nazywają ją ludzie, którzy oskarżają mnie o schizofrenię i nazywają ją „żywą świętą”. Jest osobą, która ledwo skończyła zawodówkę – ale oczywiście uważa, że gdyby nie ja, to skończyłaby każde studia i byłaby pisarką, bo takie jazdy mają schizofreniczki. W czasie moich studiów pamiętam ją z akcji, kiedy wmawiała komuś, że powinna być na liście studentów, bo „biskup ją wpisał”. Myślę, że chodziło jej o to, że ten człowiek utwierdził ją w jej wszystkich urojeniach. Gratuluję biskupowi pomysłu w takim razie… Gratuluję też pomysłu ściągnięcia najbardziej brutalnych chujów z Opus Dei, żeby mnie rekrutowali.
W życiu się nie przyjaźniłam z kimś, kto ma taką schizofreniczną obsesję na moim punkcie i się nie leczy. Proszę mnie z nią nie łączyć. Jest moim osobistym wrogiem, tak samo jak Opus Dei i Kościół. Poddawano mnie też z powodu mojej przynależności do Kościoła Rodzimowierczego, czyli za to, że jestem poganką.
Gratuluję też Policji bezmyślności i demencji, bo skargi na tę schizofreniczną żmiję i jej kolegę z klasy sięgają lat siedemdziesiątych i nigdy się nie skończyły. Nigdy nie chodziłam z nią do jednej klasy. Nie jest moją przyjaciółką. Wypraszam sobie.