Muszę skorygować jeden ze swoich poprzednich wpisów. Schizofreniczka z mojej podstawówki nie ukradła mi kartki z moimi próbkami podpisów. Wyglądało to inaczej – zostałam pobita i zastraszona przez R. oraz zmuszona do podpisania się na pustej kartce papieru. Całą resztę sfałszowała schizofreniczka. Nie odpowiadam za ani słowo z tego listu.
W ten sposób powstał niesłynny list do Dyrektora Opus Dei, w którym niby opowiadałam o swoim kurestwie, nawróceniu oraz prosiłam o zgodę na pozwolenie mi zaharowania się na śmierć w obozie pracy Opus Dei. Oczywiście praca miałaby być bezpłatna.
Od dziecka wmawia mi się fałszywy wybór – że albo będę z warszawskim R. – którego szczerze nienawidzę – albo mam iść na służbę do Kościoła. Wysyłałam liczne skargi i nie wiem, dlaczego tym ludziom uchodzi to bezkarnie. Znaczy się wiem, R. i jego schizofreniczna koleżanka z klasy uchodzą za osoby chore psychicznie i jako takie pozostają bezkarni.
Mam dosyć. Składam zasadnicze dementi. Nigdy nie chciałam zbója R.- to nienawidzący kobiet krypto-gej. Inaczej dawno już by się pogodził, że go nie chcę, a nie ciągnął ze swoją przyjaciółkę ciągnącą się przez dekady szaradę i nie opowiadałby wszystkim, szczególnie moim boyfriendom czy narzeczonym, że jestem z nim od dziecka. Jeśli ktoś go chce, wolna droga. Żałuję tylko, że jego droga przyjaciółka się nie leczy i że zamiast mnie prześladować nie jest z nią.