Archiwum miesiąca: marzec 2025

Epitafium dla psa

Miałam w życiu dwa psy. Gdy miałam trzy lata, moja mama przyniosła do domu małego pekińczyka. Sama byłam dzieckiem, więc dorastaliśmy razem. Podejrzewam, że tylko dzieci dorastające ze zwierzętami rozumieją ich wszystkie miny dobrze, chociaż z drugiej strony wydaje mi się, że wystarczy dobry zmysł obserwacji i empatia, bo te zwierzęce miny są bardzo podobne do ludzkich. Pekińczyk był już stary i trzeba było skrócić jego cierpienie, kiedy byłam liceum.

W czasie studiów zażyczyłam sobie dużego psa. W dużej części dlatego, że prześladowali mnie schizofrenicy i potrzebowałam obrońcy. To ten pies, mieszanka owczarka belgijskiego i niemieckiego (miał najlepsze cechy obu ras), którego o mało co nie porwał jastrząb podczas naszego pierwszego wspólnego spaceru, gdy był malutkim szczeniakiem. Od tamtej pory byłam jego ukochanym przewodnikiem i osobą, której się słuchał maksymalnie.

Uczyłam go pływać na Mazurach. Bał się na początku wejść do wody. Pokazałam, że w zależności jak skoczy z pomostu, pójdzie na dno, albo zatrzyma się na powierzchni. Skoczył na brzuch, cały szczęśliwy że nauczył się, czegoś nowego. Był w czasie tego wyjazdu tak szczęśliwy, jak chyba nigdy wcześniej. Pokochał pływanie już na całe życie.

Jakiś czas temu pojechaliśmy z moją siostrą i jej dziećmi nad jezioro. Było na tyle zimno, bo to był chyba weekend majowy, że najwięcej radości miał pies, bo tylko on pływał. Całe dnie praktycznie spędzaliśmy nad jeziorem, bo domagał się rzucania patyków do wody. Pewnego razu zagonił się na środek jeziora, minął patyk i popłynął w stronę łabędzi. Łabędzie potrafią być bardzo niebezpieczne, więc się przeraziłam. Zaczęłam krzyczeć i go ostrzegać. Na całe szczęście mój pies się zatrzymał i zaczął z wody przyglądać się ptaszydłom. Chyba pamiętał jastrzębia, bo nie podpłynął za blisko, chociaż i tak łabądź-samiec zaczął go straszyć. W końcu rozsądek zwyciężył i mój pies zaczął wracać na brzeg, po drodze zabierając patyk.

Mój pies był bardzo zrównoważony. Pewnego razu na ulicy jakiś wariat zdzielił do laską. Pies spojrzał tylko na mnie, bo chciał wiedzieć, co mu powiem, że ma zrobić. Ucieszył się, gdy powiedziałam, że ma nie reagować i że to wariat i żeby się nim nie przejmował. powiedziałam mi, że zgłoszę tą napaść, gdy tylko wrócimy do domu. I faktycznie, gdy tylko wróciłam do domu, zadzwoniłam na Policję i zgłosiłam atak chorej psychicznie osoby na mojego psa. Z cała pewnością wariat, który z cała premedytacją strzelił laską w bok mojego psa, zrobił to zupełnie bez powodu, nie był sprowokowany niczym. Mam nadzieję, że Policja się nim zajęła i że policyjny psycholog-profiler namówił go do leczenia, bo opisałam, jak nasz napastnik wyglądał . Mój pies nigdy nikogo nie pogryzł. Nawet małej, delikatnej mikro-króliczki mojej siostrzenicy. Był bardzo łagodny i rozumny.

Ludzie powinni być tak zrównoważeni, jak był mój pies. Moi dobrzy znajomi wiedzą, jak się nazywał. Ale oczywiście nie schizofrenicy udający zażyłość ze mną. Więc nie będę im ułatwiać i nie napiszę, jak mój pies miał na imię. Można to wykorzystać jako pytanie testowe, czy ktoś rzeczywiście mnie zna od zawsze.

Plotki

Dowiedziałam się jakiś czas tego, że moja własna matka rozpowszechniła o mnie nieprawdziwe plotki. Niestety nie zorientowała się, że osoba, która do niej dzwoni, nie jest i nigdy nie była moją przyjaciółką. Była to schizofreniczka z mojej podstawówki, która ukradła mój notes z numerami telefonów wszystkich moich przyjaciół i zaczęła proces urzeczywistnienia swoich schizofrenicznych potrzeb. Czyli zniszczenia mnie, podawania się za mnie, przechwycenia moich przyjaciół oraz doprowadzenia do końca swojego chorego planu połączenia z Rafałem wbrew mojej woli. Który nigdy nie był moim chłopakiem czy miłością nawet przez chwilę. Nienawidzę tego skurwysyna z całego serca i dobrze go pamiętam z podstawówki jako kogoś kto zajmował się głównie dręczeniem mnie.

Niestety schizofrenik, który się nie leczy, ma osobowość psychopaty i nie można mu wierzyć. Moja mama niestety uwierzyła w kłamstwa na temat, kto mnie rzeczywiście zaatakował i zgwałcił oralnie, i nie mogłam jej nic wytłumaczyć. Chyba nie miała wiedzy, do czego potrafią się posunąć schizofrenicy, zaszczuwając swoją ofiarę. W efekcie miałam piątą kolumnę w domu, bo uwierzyła psychicznie chorym ludziom. Nigdy nie planowałam związku z Rafałem, nie mówiąc o ślubie. Bardzo proszę nigdy więcej już mnie nie katować i torturować psychicznie, bo moje zdanie na temat Rafała się nie zmieni. Wiem, jaka jest prawda. A jest prawdą, że żaden z metali nigdy mnie nie skrzywdził – moim prześladowcą, który mi się narzuca z powodu swoich urojeń, jest schizofrenik Rafał.

To wszystko położyło się cieniem na naszych relacjach i złamało mi psychikę w takim stopniu, jak chyba nic wcześniej. Albo porównywalnie z tym, co stało się w dzieciństwie – co też było między innymi spowodowane przez kłamstwa diabelskiego gangu schizofreników, czyli Renaty, Rafała oraz Ryszarda.

Renata to samo co z moją mamą, zrobiła – posługując się wykradzionymi mi numerami telefonów – z Piotrem, którego okłamała na mój temat oraz innych osób i mnie oraz Piotra z nimi skłóciła. Kłamała nie tylko mojej mamie, czy moim narzeczonym, kłamie wszędzie i zawsze. To nie jest moja przyjaciółka. Jest niestety schizofreniczką, która – tak samo jak Rafał – działa według najgorszych, ale jednocześnie dobrze znanych medycynie i kryminologii, schizofrenicznych schematów. Ja jej nie prześladuję, więc niech już przestanie się podawać za mnie i opowiadać, jak bardzo ją skrzywdziłam. Jest zupełnie odwrotnie.

Mam nadzieję, że to zamyka pewien rozdział w moim życiu, bo wyjaśniłam już chyba wszystko dostatecznie. Łącznie z tym, że niestety moja mama była bardzo łagodna, naiwna i nie wyobrażała sobie czystego, krańcowego zła jakim jest nieleczona schizofrenia. Która zdaniem kleru podobno pochodzi od ich Boga i jest dla klechów objawem świętości.

Nie ma większego piekła dla dziecka, szczególnie w pierwszych klasach podstawówki, niż to jakie mogą stworzyć rodzice, którzy uwierzyli schizofrenikom, którzy – jak to schizofrenicy – oplatają swoją ofiarę siecią kłamstw i swoich urojeń. Dopóki Kościół wmawia ludziom, że choroby psychiczne nie istnieją, a schizofrenicy mają „bogate życie duchowe” i że ich wiedza pochodzi „od Boga”, to nie będą się leczyć. A dla tak zwanego „wewnętrznego Kościoła” nieistnienie chorób psychicznych to aksjomat, tłumaczą wszystko wpływem Boga, lub duchów, nie mówiąc o demonicznych opętaniach. Dla Ryszarda growl ma być dowodem na opętanie.

Od dziecka cyklicznie moi schizofrenicy – jak to schizofrenicy, to częsty schemat – niszczyli mi w życiu wszystko, niestety z udziałem moich rodziców, którzy próbowali ze mnie wydobyć potwierdzenie słów tych podobno „moich najlepszych przyjaciół”, z którymi nigdy nie chciałam mieć nic wspólnego. Po śmierci mojego taty, moja matka szła dalej tą drogą, niszcząc mi wszystkie moje miłości i szanse na ułożenie sobie życia, bo tak nią manipulowali ludzie chorzy psychicznie.

Mam nadzieję, że już nikt nie popełni jej błędów i wszystko będzie weryfikowane ze mną i tylko ze mną, a nie ze schizofrenikami z mojej podstawówki, którzy zostali w końcu z mojej dawnej budy wyrzuceni. Słusznie wyrzuceni, ale do tego musiałam sama doprowadzić, prosząc Dyrekcję szkoły o ratunek, bez wsparcia z domu.

Ale oczywiście schizofrenicy, jak to schizofrenicy, odwracają wszystko i mszczą się, mnie przypisując wydalenie ze szkoły. Z żadnej szkoły mnie nigdy nie wyrzucono. Skończyłam studia, jestem magistrem, a nie sklepową po zawodówce, jak radośnie powtarzają schizofrenicy. Znam angielski, bo jestem anglistką, chociaż pewna idiotka uroiła sobie, że znam angielski po długim pobycie w Stanach. Jest to zabawne, bo mam raczej akcent, który wykształciła u mnie Emma, która uczyła mnie angielskiego na dodatkowych zajęciach pozaszkolnych. A Emma była Brytyjką. Według wersji tej idiotki, która nie powinna być nauczycielką, nie mówiąc o pracy w kuratorium, nie skończyłam studiów i uczę – oczywiście poza szkołami wyższymi – tylko dlatego, że znam angielski, nie mając żadnego przygotowania.

Dla osób postronnych jest to pewnie bardzo zabawne, ale nie dla mnie, bo ci schizofrenicy zmienili moje życie, które powinno być pasmem sukcesów na każdym polu, w najczystsze piekło i walkę o biologiczne przeżycie, bo razem z syndromem sztokholmskim istnieje niebezpieczeństwo popełnienia samobójstwa, bo prześladowca może kogoś do samobójstwa zmusić zastraszeniem i zniszczeniem psychiki. Stąd się biorą właśnie zamachowcy-samobójcy.

Mam to szczęście, że moim wariaci chcą koniecznie mnie połączyć z moim prześladowcą i za niego wyda, nie chcą mojej śmierci. Byłam bliska udanego samobójstwa, bo była to jedyna widoczna dla mnie droga ucieczki przed piekłem jakie mi stworzono, w momencie gdy moja matka wierzyła tylko w ich wersje. Wycofałam się w ostatniej chwili i zmusiłam do wymiotów.

Ale mam nadzieję na rewanż i zaszczucie tych schizofreników, skoro nie chcą się leczyć.

Mam nadzieję, że nikt im już w nic nie uwierzy.

Schizofrenicy z mojej podstawówki

Jak już wspominałam, chodziłam do podstawówki z parką matołów, którzy oprócz tego, że byli wyjątkowo głupim debilami z półświatka, mieli schizofrenię. Ich imiona to Rafał i Renata. Z nikim z nich się nie przyjaźniłam. Niestety Rafał zaczął mieć urojenia na mój temat i oświadczył, że mam być jego dziewczyną, co miało być niby dla mnie zaszczytem. Odrzuciłam te awanse, oczywiście. Razem z przyjaciółką prześladuje mnie do tej pory. Renata uparła się, że mnie zmusi do zaakceptowania go i nieuchronności tego związku. Kłamie więc uparcie.

Ich ulubiony numer to okłamywanie moich bliskich oraz każdego z moich chłopaków. Atakują zgodnie i w przemyślany sposób. Rafał wszędzie i zawsze, całkowicie fałszywie przedstawia się jako moja pierwsza miłość i że z nim jestem i sypiam lub sypiałam. Absolutnie nieprawdziwie. Renata za to mnie dopada i twierdzi, że tak naprawdę to ona jest z moim chłopakiem. Na kimś, kto nie zna numerów, jakie mogą robić schizofrenicy, wywiera to takie wrażenie, jakie sobie życzą. Byłam obiektem ataków zazdrości mojego chłopaka z liceum, na którego się obraziłam za podejrzenia, że mogłabym być kiedykolwiek z Rafałem. Byłam też wściekła, że nie chce mi w tej sytuacji pomóc.

Nigdy nie byłam z Rafałem, to złośliwe pomówienia tego schizofrenika. Niestety ma pomóc wielu osób, które razem z nim zniszczyły mi życie, próbując zrealizować jego urojenia na mój temat. Nigdy nie byliśmy w łóżku, to są jego urojenia. Za to uparcie i wielokrotnie napadła na mnie, próbując „przypomnieć” mi swoje gwałty na mnie. Myślę, że to ona zwalił sobie konia w czasie rozmowy telefonicznej, do której zostałam zmuszona, przez jego kumpli. Zgłosiłam ten atak i gwałt (bo gwałtem było zmuszenie mnie do słuchanie tego) Policji. Ale co można zrobić, wariat to wariat. Prawo Polski pozwala takim osobom zakatować obiekt swojej obsesji na śmierć albo prześladować przez dziesięciolecia. Wbrew temu, co myśli Renata czy Rafał, nie uda im się doprowadzić tego do pomyślnego dla nich końca.

Wolę nic więcej nie napisać, nigdy tez nie być w Paradoksie czy jakimkolwiek konwencie, jeśli muszę tam znosić Rafała i jego kłamstwa na mój temat. To jest imbecyl bez wykształcenia i od początku źle oszacował swoje szanse i zamiast przyjąć na klatę, że nic nas w życiu nigdy nie połączy, zaczął snuć swoją schizofreniczną sieć, w czym mu wiele osób pomogło.

Tak niestety działają schizofrenicy. Nic między nami nie było i nigdy nie będzie. Oprócz mojej szczerej nienawiści. Wiem też, że taki schizofrenik wcale nie kieruje się miłością do swojego obiektu obsesji. bardzo często żeni się tylko po to, żeby zabić obiekt obsesji i się wzbogadzić. To właśnie obecnie jest główna motywacja Rafała. Bardzo proszę uważajcie na niego i w nic tej wredniej mordzie nie wierzcie.

Już mnie prawie zabiliście, współpracując nie ze mną, a z nim. Nikt z moich prawdziwych przyjaciół nigdy go nie poznał. Znienawidziłam swojego byłego z liceum za to, że mu uwierzył. I każdą inną osobę też znienawidzę.

Dyplom

Wbrew temu, co opowiada o mnie wariat z Gdańska i jego koledzy, jestem magistrem filologii angielskiej. Nie dała „ukraść mi dyplomu”, chociaż mi takie rzeczy wmawiał, sądząc, że „leczy mnie” z urojeń, że kiedykolwiek studiowałam.

A oto dowód:

Schizofreniczką nie jestem ja, tylko Renata oraz Rafał. Miałam nieszczęście chodzić do podstawówki z tymi dwoma gamoniami. Jeszcze większym pechem było pójście na religię. Niestety moja katechetka zaczęła rozmawiać o mnie ze swoim znajomym z Gdańska, którego znała dzięki Opus Dei i jego fundacji, Ryszardem. Ryszard bardzo szybko zaczął mieć silne urojenia na mój temat. Zresztą ta „nauczycielka” religii też. W kontaktach z ludźmi Kościoła bezpiecznie jest zakładać, że ma się do czynienia albo ze schizofrenikiem, albo imbecylem. Albo ma się dwa w jednym.

Renata niestety ma schizofreniczną potrzebę udawania mnie i udowadniania, że ja jestem kimś takim jak ona, ale wbrew temu co robi nigdy nie da rady udowodnić, że jestem po zawodówce, czy że jestem kurwą jak ona. Bo ona z tego żyje, bo na margines społeczeństwa wpędziła ją choroba psychiczna oraz niemożność utrzymania pracy.

Chazan

Wśród różnych kłamstw i urojeń rozpowszechnianych przez psychicznie chorych jest, że Chazan jest moim lekarzem. Muszę złożyć dementi – w życiu nigdy nie był moim lekarzem. Miałam krótką z nim styczność, kiedy byłam na diagnostyce w mokotowskim szpitalu, ale poprosiłam wtedy, aby ktoś inny przeprowadził procedurę, bo uznałam, że Chazan jest chory psychicznie. Wtedy też spotkałam jego przyjaciela, psychiatrę, który też nigdy nie był moim lekarzem. Zabieg łyżeczkowania przeprowadziła kobieta.

Nieprawdą jest, że Chazan uratował mi życie, że miałam jakiś krwotok – znaczy się miałam krwotoczne miesiączki, bo są związane z posiadaniem mięśniaków, czyli łagodnych guzów macicy – ale nigdy mnie nie operował, ani nie był moim ginekologiem. Ani nie głaskał mnie po głowie i pocieszał.(1) Za to nakręcony przez Opus Dei i urojenia Ryszarda razem ze swoim przyjacielem ganiali mnie po różnych miejscach, opowiadając o mnie kłamstwa i pomagając schizofrenikom zrealizować ich schizofreniczne potrzeby. Czyli w tamtym momencie zemszczenia się na mnie za odmowę przyznania, że urojenia Renaty są prawdą i że jestem kurwą. Odrzuciłam też propozycje współpracy. Do czego miałam prawo. Psychiatra, który nie potrafi rozpoznać u Ryszarda schizofrenii jest żadnych lekarzem, bo jego choroba bije po oczach. Nie wiem, jak jego bełkot można uznać za wiarygodny bez weryfikacji. (Polecam przyjrzeć się chociażby mojemu potwierdzeniu apostazji, gdzie dokładnie widać, że nie byłam chrzczona w Gdańsku, co jest w centrum urojeń Ryszarda.)

Powtarzam, nigdy przenigdy nikt z tej dwójki nie był moim lekarzem, więc nie ma prawa się o mnie wypowiadać. Konsultowałam się z moim psychiatrą z rejonu oraz panem profesorem psychiatrą. Ich zdanie jest odwrotnością tego, co mówią o moim zdrowiu psychicznych schizofrenicy.

Jeśli zobaczycie kiedyś tę dwójkę matołów, to bardzo proszę, wyśmiejcie ich.

⛧⛧⛧

(1) Jest to najlepszy dowód, że cała historia pochodzi z czyiś urojeń. Uważam Chazana za bardzo złego lekarza (moja opinia jest taka, że szpital nie ma sumienia, a na lekarzu spoczywa obowiązek informacyjny), ale chyba nawet on zabrałby się przy krwotoku za bardziej sensowne działania niż bezproduktywne gładzenie po głowie. No, ale jak widać miałam w tych urojeniach dołączyć do ofiar zaniedbań medycznych, których nie ratowano.

Dziecko lgnie, drugiego człowieka wciąga…

Tytuł tego wpisu to cytat z abp Józefa Michalika. Chciałabym napisać, że jest to wyjątkowy bełkot, ale niestety jeśli chodzi o Kościół, jest to niestety norma, bo im wyższy urząd tym chętniej i głośniej wypowiadane są słowa świadczące o imbecylizmie osób rządzących Kościołem.

Jego dokładne słowa pierwotnie wskazywały na związek pomiędzy rozwodami a pedofilią. Bo rozumiecie – dziecko, gdy cierpi z powodu rozwodu rodziców, czy nieporozumień pomiędzy nimi, wchodzi biednemu klesze do wyra i ten nic innego nie może tylko to dziecko zgwałcić. Pomińmy to, że dorosły nie powinien nigdy posuwać dziecka i że nawet mój pies potrafił się opanować i nie łapał mięsa, jeśli mu nie wolno było, a przecież nominalny człowiek powinien lepiej nad sobą panować od zwierzęcia. (Chociaż problem jest też w tym, że księżom wydaje się, że „im wolno” oraz że „dzieci to nie krzywdzi,” bo tak zostali nauczeni przez swoje środowisko, więc porównanie do rozumniejszego od nich i dobrze wychowanego psa jest nie na miejscu.) Większą chryją jest, że widziałam na przykładzie mojej koleżanki z podstawówki oraz moim, jak wyglądało to „lgnięcie”.

Moja koleżanka schizofreniczka z marginesu (na margines wepchnął jej rodzinę Kościół, który zaprzecza istnieniu chorób psychicznych, a trudno psychotykowi utrzymać pracę) zarabiała od dziecka pieniądze, dając dupy klechom, chociaż od zawsze marzyła, żeby ktoś ją w tym zastąpił. Ja dla odmiany byłam poddawana terrorowi i zastraszaniu, które miały mnie zmusić do zostania kościelną dziwką. Zostałam pobita i zgwałcona oralnie na korytarzu szkolnym. W ramach przekonywania mnie do tego „zajęcia” grożono mi, że jeśli się nie zgodzę na taką „służbę dla Kościoła,” to zrobią ze mnie w oczach wszystkich kurwę i nic w życiu nie osiągną, a Renata będzie wszędzie szanowana. Nie jest zatem przypadkiem nic, co działo się w czasie konwentów czy w różnych szkołach czy moich miejscach pracy. Jest to zemsta psychopaty za to, że nie dałam mu się przelecieć i nie chcę pracować na rzecz prominentnych osób z Opus Dei.

Abp Michalik bronił się potem, używając argumentu, że u was Murzynów biją, czyli że nie powinniśmy zapominać o wielkiej krzywdzie, jaką są rozwody. Proszę pana idioty, znam dzieci rozwiedzionych rodziców, znam ofiary gwałtu w dzieciństwie, więc widzę różnice. Ta różnica jest taka jak pomiędzy kamykiem w bucie, a ołowianą kulą, którą się nosi całe życie. Oczywiście tą kulą jest pedofilski gwałt. W mojej opinii abp Michał kapnął się, że wypada powiedzieć, że pedofilia jest czymś złym, ale zinternalizowana normalizacja pedofilii (na którą cierpi cały „wewnętrzny Kościół”) sprawia, że musiał znaleźć jakieś „większe zło” od pedofilskiego gwałtu i wmawiania potem dziecku, że sprawiło mu to przyjemność i uwiodło księdza, bo go kocha. Dla ludzi, którzy w życiu nie spotkali się z psychologią kliniczną czy psychoterapią – przekonanie o tym, że ofiara uwodzi jest typowym urojeniem gwałciciela oraz pedofila. Muszą się jakoś wybielać. Robi to nie tylko każdy ksiądz-pedofil, ale też gwałciciel Lolity z powieści Nabokova.

Jak już wcześniej wspomniałam, cierpię z powodu syndromu sztokholmskiego. Dowiedziałam się od moich prześladowców z Opus Dei, że wywołały u mnie amnezję i syndrom sztokholmski metody wymyślone i wprowadzone w życie przez założyciela tej sekty (który potem został wprowadzony do panteonu świętych, co jest już całkowitą obrazą dla każdej ofiary prania mózgu). Z naszych rozmów dowiedziałam się, że nie wiedzą do końca, co robią i uważają, że za pomocą zastraszenia dokonują „uleczenia” człowieka i że za ich pomocą „działa Bóg” i następuje „nawrócenie”. Uważają, że przemocą pomagają ludziom. Mnie tak „pomogli”, że zniszczyli w moim życiu wszystko, co się dało. Są to metody świata przestępczego i nie wierzę, że mogą być aż tak naiwni. Ale z całą powagą twierdzą, że amnezja po zaszczuciu jest pożądanym stanem, a potem oni mają prawo mówić swojej ofierze, co ma myśleć i robić. Jest to podręcznikowy schemat, jakim posługują się również schizofrenicy – nie tylko przestępcy, ale też większość przestępstw popełniają ludzie chorzy psychicznie – terroryzujący swoje ofiary i trochę szkoda, że jest to obecnie mainstream Kościoła i metody, którymi zaczęli posługiwać się też ludzie zdrowi, ale głupi. Niestety imbecylizm jest związany z brakiem empatii, więc ich to nie boli, za to mogą sobie zarobić i pogwałcić dzieci bezkarnie, bo dopracowali wywoływanie syndromu sztokholmskiego do perfekcji.

Dla osób mnie zorientowanych w temacie – syndrom sztokholmski występuje w wyniku zastraszania i wywołanego przez ten terror podporządkowania się prześladowcy. Człowiek zaczyna cierpieć na zaburzenia pamięci oraz fałszywe wspomnienia, więc w efekcie zaczyna robić rzeczy, których nie chce tak naprawdę robić, tylko realizuje chore scenariusze swojego oprawcy. Działa kierowany lękiem (i w lęku żyje cały czas), a nie miłością, jak sobie roją sekciarze z Opus Dei. Prawda jest taka, że mam tak dobre przygotowanie psychologiczne, że uczenie jest dla mnie dosyć zabawne, ale oczywiście tylko wtedy, kiedy uczę własnymi metodami, a nie wprowadzam w życie jakieś chore metody sekciary, która próbowała mnie „wychowywać” na swoją „współpracownicę” (czyli kogoś, kto będzie za nią pracować, żeby mogła lśnić). Ale, kurwa, nie będę jej niewolnicą. Nie mogę pracować w moim zawodzie, jeśli się mam cały czas bać.

Powtórzę, złóżcie apostazję, to tylko w ten sposób można pokazać Kościołowi, że się nie zgadzamy na takie metody i na ich obecność w życiu publicznym. Możecie wskazywać mnie i mój blog jako źródło inspiracji. Z dużą przyjemnością będę sobie wyobrażać, jak warszawski psychopata(1) się poci, przeglądając te dokumenty.

⛧⛧⛧

(1) Niestety Nycz to – jak sam mi powiedział – schizofrenik, tak samo jak praktycznie wszyscy w tej sprawie, więc nic z nim się nie da zrobić, poza kampanią społeczną, ponieważ trzeba chronić przed nim nie tylko mnie, ale również inne osoby w tym też dzieci. Można go walnąć pozwem cywilnym, ale tylko tyle. Prawo karne nie dotyczy osób chorych, a sąd nie wyśle na obserwację psychiatryczną kogoś, kto został już zdiagnozowany, ale odrzucił prośbę o to, aby dał się hospitalizować. Ale nie końca wierzę w jego autodiagnozę, bo wedle jego słów został na pedofila i przemocowca, który zastrasza ofiary aż do wystąpienia syndromu sztokholmskiego, wychowany przez swojego mentora. Wiecie, to jest jak w przypadku Siths z Gwiezdnych wojen, jest ich zawsze dwóch, mistrz i wychowywany na spadkobiercę uczeń. Który też jest gwałcony (chociaż też rozpieszczany), ale jest głupi, więc normalizuje sobie wszystko, co go spotkało. W efekcie działa potem metodami swojego mentora i kłóci się, że fizyczna możliwość odbycia stosunku z dziesięciolatką oznacza, że jest to dozwolone. Ten człowiek jest jednym z najbardziej zatwardziałych kłamców, jakich spotkałam. Ze schizofrenika zawsze wyjdzie cierpienie, z niego tylko buta. Jest również święcie przekonany, że nic co mi mówi, nie ma znaczenia, bo ja nic nie potrafię, a już na pewno nie potrafię pisać. I jestem – jak to mówią jego schizofrenicy – „ich kurwą”. Która się zabije, jeśli nie będzie się słuchać, bo do tego też mu służy syndrom sztokholmski, do zabijania niewygodnych ludzi, więc i tak – jak powiedział mi wprost – „nic mi nie zrobicie”. No to zobaczymy. Dostałam odpowiednią pomoc i realizuję „zadania”, które dostałam od ludzi, których lubię i kocham. Żadne z tych „zadań” nie zawiera rozkazu popełnienia samobójstwa, w przeciwieństwie do tego, co mi robili ci schizofrenicy oraz psychopata, który dopiero przyparty do muru zaczął się wycofywać z chęci zabicia mnie. Ale moim zdaniem zrobił to tylko na pokaz, bo nie miał innego wyboru. Zachęcam też inne jego ofiary do zabrania głosu. Bo wiem, że są w fandomie też inne osoby, na które sobie zapolował po swojemu.

Podręczniki historii

W dzieciństwie byłam zastraszana przez zbójów z Opus Dei. Później też. Przewijającym się motywem było, że nieważne kim naprawdę jestem – ważne jest, co ludzie będą myśleli i że oni mogą wszystko. I jak rozpowiedzą, że jestem kurwa, to wszyscy będą już zawsze tak myśleli. I że z kurwy zrobią świętą.

Jak na razie dobrze myślę o swoich rodzicach, wbrew ich wysiłkom, żeby ich mi zohydzić. Chociaż mam nadal niepełne wspomnienia i straciłam pamiątki, jak na przykład rękopis mojego ojca napisany po francusku z rzeczami, które mi chciał powiedzieć, gdy dorosnę, bo wyrzuciłam, działając jeszcze w ramach syndromu sztokholmskiego i słuchając się mojego prześladowcy.

Ale wbrew temu, co mi powiedziano, jestem pewna, że to ja i moi przyjaciele metalowcy napiszemy teksty i udzielimy wywiadów, które wejdą do podręczników historii. Wikipedia się nie liczy dla poważnych badaczy.

Jesteśmy wszak historykami z wykształcenia (chociaż ja tylko literatury) oraz dziennikarzami. A nie idiotami po seminarium, które – powiedzmy sobie to szczerze – jest dwuletnią zawodową policealną – nie pomaturalną, jak mi powiedział psychopata (tak odbierany jest nieleczący się schizofrenik) z Opus Dei – szkołą dla nikogo. No, wydawałoby się, że powinien mieć lepsze wykształcenie, zajmując takie stanowisko. Powiedzmy szczerze, seminarium w ogóle się nie liczy jako wykształcenie.

Wolne żarty. Cały czas zapomina, że nie jestem jego kurwą po zawodówce i uważa, że zrobi z Renaty mnie. A dla odmiany mnie wyśle na śmietnik. Ale powinien chociaż jeden podręcznik o komunikacji społecznej(1) przeczytać w życiu, zanim się porwie na tak niewyobrażalne zadanie. Nie wyobrażałby sobie, że nie mam możliwości się obronić przed pomówieniami.

Jest jedna zasada w Public Relations – tylko prawda. Ze schizofrenicznej kurwy się nie zrobi królowej fandomu. A ze mnie swojej kurwy.

⛧⛧⛧

(1) Podręcznik komunikacji społecznej pożyczyłam od kogoś, z kim się spotykałam dawno temu. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wtedy całe moje życie. Był to jeden z tych związków, które mi zniszczyła „interwencja” schizofreników z Opus Dei. Oraz tępego buhaja, który chce postawić na swoim i zrobić ze mnie swoją służącą, która będzie też go obsługiwać seksualnie. Niech nie myśli, że przypełznę do niego błagać o litość. Psychopata się przeliczył.

Metodyka

Chyba oprócz świrów z Opus Dei wszyscy uważają mnie za całkiem dobrego praktyka, jeśli chodzi o nauczanie. A w każdym razie tak wyszło moim koleżankom z Instytutu, które dostały po mnie grupę z pewnego Ministerstwa. Od razu powiem, że oddałam ją nie dlatego, że mnie to przerosło metodycznie, ale dlatego że po kichnięciu na mnie w windzie rozwinęło się u mnie zapalenie płuc i nie miałam sił tego ciągnąć. W podstawowym miejscu pracy i tak miałam nadgodziny. A jednocześnie byłam zaszczuwana przez schizofreników z Opus Dei, którzy dostali niespodziewaną pomoc od kogoś, kto powinien być mądrzejszy. Ale cóż, tak już jest, schizofrenicy byli już wcześniej na innych Uczelniach tak sugestywni, że w latach dziewięćdziesiątych lekko licząc dwoje moich przyjaciół została wyrzuconych zupełnie bezpodstawnie ze studiów, tylko dlatego że mnie znali i mówili prawdę o mnie, czyli rzeczy które nie zgadzały się z urojeniami wariatów. (No i miałam mieć innych przyjaciół ich zdaniem.) A zawsze są bardzo energiczni. No i trzeba było na kogoś zwalić to, co samemu się zrobiło. Także więc, jakby to powiedzieć, nie jest osamotniony w swojej naiwności.

Nie jestem przyjaciółką Barbary Nowak, chociaż chciał mnie tak ustawić Ryszard, wariat z Gdańska, jednocześnie podając się za mojego opiekuna. Tak bardzo źle to przeżyłam, że gdy pani Nowak zakłóciła mi zajęcia w Ministerstwie, zaglądając do sali, bardzo długo dochodziłam do siebie i w stanie paniki nie mogłam znaleźć materiałów dla grupy, chociaż miałam dobrze uporządkowane kserówki. Powrócił do mnie koszmar zaszczucia, jakie przeżyłam na Anglistyce. Tak jak wtedy za pomocą syndromu sztokholmskiego wariaci z Opus Dei zniszczyli mi karierę sportową i pączkującą wokalną, teraz zniszczyli mi inne rzeczy, nie tylko w życiu osobistym. Między innymi doprowadzili do takiego stanu, że nie mogłam przyjąć oferty poprowadzenia kursu metodyki, jaki zaproponowała mi koleżanka z roku, która została na Anglistyce, a usłyszała, jak jestem dobra. Mnie też uczył metodyki ktoś, kto był praktykiem, nie teoretykiem.

Zamiast tego schizofrenik Ryszard, gdy poszłam na zwolnienie zdrowotne i oddałam grupę, zaczął mi wmawiać, że nic nie umiem oraz prać mózg, wmawiając swoje chore teorie metodyczne. Przez niego stałam się gorszą nauczycielką i znienawidziłam to zajęcie do reszty.

Jestem kimś, kto został tyle razy złamany przez brutalność tego schizofrenika, że mam zamiar wyprowadzić się na północ i – no nie wiem – paść żarze polarne, albo coś w tym stylu.

Schizofrenicy z Opus Dei zaczęli mieć w którymś momencie „genialne” pomysły, jak na przykład to, że powinnam wyjść za schizofrenika Rafała (zamiast Godzilli), a oni mu sprezentują karierę polityczną. Temu entry-level-life-form z imbecylizmem z magazynu Biedronki, którego trzymali tam z łaski (i który ma schizofreniczną potrzebę mnie zabić, przypominam). Nie wiem też, co z panią Nowak robiłabym w Ministerstwie skoro dostaję ataku paniki na sam jej widok. Podejrzewam, że była jedną z osób, które mnie też zaszczuwały i nękały w czasie studiów na Anglistyce i stąd ta panika. No i zaszkodziło mi zmuszanie do rozmów z nią (oraz innymi politykami).

Jestem tak samo lewicowa jak moi rodzice. Do końca byli w PZPR, tata do śmierci, mama do końca partii. Mam podobne poglądy i jestem absolutnie antyklerykalna.

Eksperyment z pracą jako lektor dla Ministerstwa pod rządami PiS uznałam za całkowicie nieudany. Nigdy więcej. Mam nadzieję, że moja apostazja ostatecznie rozwiązuje mój problem z Opus Dei i pisowską polityką.

Zresztą i tak nie mam energii na jakieś fuchy. Walka z syndromem sztokholmskim zbyt mnie wyczerpała. I mam ogólnie wyjebane. Tylko trochę za dużo wina ostatnio piję.

Syndrom sztokholmski

Mam zdiagnozowany syndrom sztokholmski od lat.

Tak w zasadzie od podstawówki, kiedy napadł na mnie warszawski psychopata czyli tutejszy hierarcha i jego młodszy psychopata przyjaciel (nazywany dalej już tylko psychopatą), któremu hierarcha zlecił „zajęciem się tą sprawą” oraz Gdański schizofrenik Ryszard (nazywany dalej po prostu Ryszardem). Oprócz opowieści schizofrenicznych dzieci z mojej podstawówki, czyli Rafała i Renaty, którzy im pomagali, zainspirowali się również bełkotem jakiejś zakonnicy, która kiedyś mnie widziała w dresie.

Wyjaśnię dlaczego nosiłam dres (co nie powinno nikogo obchodzić, ale stanowiło podstawę domniemań, że jestem z nizin społecznych, więc muszę). Jako dziecko trenowałam pływanie, a pływacy muszą być jednocześnie silni, niezapasieni (lżejsze ciało łatwiej i szybciej pływa) oraz mieć sporą wydolność, żeby się za szybko nie męczyć. Sposobem na to, abym szybciej poszła po szkole pobiegać było chodzenie w dresie. Poza tym to część – nazwijmy to tak – subkultury. Jesteśmy sportowcami, więc nosimy ubrania sportowe. I na pewno nie nosimy szpilek, poza wielkimi wyjściami, bo noga się nienaturalnie układa. Wszystko wtedy poświęciłam wynikom sportowym.

Zakonnica niefortunnie dla mnie zidentyfikowała mnie jako dziecko z biednej rodziny (a sekta Opus Dei rekrutuje swoich niewolników z najniższej klasy społecznej) i opowiedziała o mnie schizofrenikowi Ryszardowi. Moje biegowe treningi w parku zrozumiała, że przed kimś uciekam i zaczęła mnie śledzić. Słyszałam też urojoną wersję, że „miałam szukać, kto zniszczyć”. Ruszyły również jego urojenia na mój temat i postanowił mnie adoptować. W jego chorej głowie wytworzył sobie obraz, że trzymał mnie do chrztu w Gdańsku. Bełkocze, że pamięta, w którym to działo się kościele. Mam zdjęcie ze chrztu i jako żywo jest na nim moja starsza o trzynaście lat siostra oraz mój jak najbardziej rodzony wujek, również lekarz, a nie jakiś schizofrenik z Gdańska.

Śledząca mnie zakonnica zauważyła, że popołudniami tata mnie woził na pływalnię. Nie jestem w stanie odtworzyć głuchego telefonu, jaki wtedy miał miejsce, ale zawistna schizofreniczka Renata z mojej podstawówki uznała, że „wie”, że to wcale nie była pływalnia, tylko burdel. Ruszyła cała akcja zaszczuwania mnie, żebym potwierdziła jej słowa i się wytłumaczyła.

Zarówno ona, jej ojciec oraz schizofrenik Ryszard (który został w to wciągnięty przez wścibską zakonnicę – a zakonnica przez schizofreniczne dziecko z mojej podstawówki, czyli Renatę) poszli z całym bagażem swoich urojeń na mój temat do biskupa, który został razem z swoim młodszym przyjacielem ściągnięty w te historię.

W ramach „wyciągania ze mnie prawdy” zostałam pobita, zaszczuta i oralnie zgwałcona. Czyli spotkało mnie dokładnie to samo, co w czasach studiów. Opus Dei zaś ogłosiło się moimi właścicielami i żeby zadbać o moje „zbawienie”, próbował mnie zmusić do nieodpłatnej pracy na rzecz tej sekty już wtedy. A jako – ich zdaniem – „potwierdzona kurwa” miałam pracować w tym zawodzie dla Opus Dei i obsługiwać między innymi biskupa. Zrobiono mi w związku z tym regularne pranie mózgu i wywołano syndrom sztokholmski w wyniku którego straciłam pamięć, ale się podporządkowałam tym przestępcom, którzy powinni swoje podejrzenia przedstawić Policji a nie dokonywać samosądu. Zresztą o czym jak mówię – przecież sami chcieli mnie jako dziecko prostytuować i na tym zarabiać. Tak wygląda „wewnętrzny Kościół” i tylko z politowaniem mogę patrzeć na idiotki, które nadal chrzczą dzieci i wysyłają je na religię. No, ale są osobami z tak zwanego „zewnętrznego Kościoła” przed którym jest odgrywana szopka i mydlenie oczu. Ja wiem, jak wygląda prawdziwa twarz Kościoła i ma twarz pedofila-psychopaty oraz wykorzystywanych przez niego schizofreników i zaszczuwanych osób na śmierć. Oraz ludzi szykowanych na sprzedaż.

Mam duży żal do mojej podstawówki, że na to zezwoliła. Uważam, że odpowiada za mój zły stan psychiczny, ponieważ nauczyciele zignorowali moje i moich rodziców prośby, żeby usuwać tych ludzi z terenu szkoły. Historia się powtarzała za każdym razem na każdym poziomie edukacji. Ja i moja rodzina swoje, ale nasze błagania i ostrzeżenia, że to są schizofrenicy i psychopata były olewane przez panie nauczycielki oraz wykładowczynie wszędzie i zawsze. Wystarczyło, że wariat opowiedział swoją łzawą bajkę o tym, jak trzymał mnie do chrztu, żeby idiotki pozwalały mu na wszystko i zaczynały nas „godzić”. W efekcie czego znowu niszczyły mi wszystko, co tylko się dało w moim życiu. Mam zniszczone trzy związki w tym ostatnią możliwość posiadania dzieci. Cztery razy w moim życiu odnawiały mi się zaburzenia związane z syndromem sztokholmskim i towarzysząca temu amnezja. Straciłam w ten sposób przez różne durne paniusie i panów całe życie, każdy rodzaj kariery jaką chciałam się zająć.

A gdzie byłam chrzczona łatwo sprawdzić cofając się o kilka wpisów – parę razy zamieszczałam potwierdzenie apostazji, na którym dokładnie widać, jak nazywali się moi rodzice i gdzie byłam chrzczona. Całe życie widzę ten kościół ze swojego balkonu. Jest częścią warszawskiego mieszkania, w którym spędziłam całe życie.

Syndrom sztokholmski jest czymś przerażającym, ponieważ traci się pamięć i na to miejsce oprawcy wmawiają człowiekowi nieprawdę. W skutek podporządkowania wywołanego przez przemoc, zastraszenie oraz tortury ludzie robią rzeczy, które nigdy nie były w ich planach, zapominają o swoim prawdziwym życiu. W moim przypadku miałam zapomnieć o planach zostania wokalistką heavy-metalową oraz sportsmenką (to jest schizofreniczna potrzeba Ryszarda, bo ma urojenia związane ze sportem oraz heavy metalem). Ryszard wybrał za mnie zawód nauczycielki i zmusił do rezygnacji ze wszystkich marzeń, przez niego mam zawód, którego szczerze nie cierpię. Teraz bardziej niż kiedy indziej, ale jakoś muszę zarabiać pieniądze, a straciłam kontakt ze wszystkimi którzy mogliby mi pomóc. Renata z kolei ma schizofreniczną potrzebę związaną z jej urojeniami i problemami, która polega na udowodnieniu, że to ja jestem kurwą, a nie ona. A tkwi w zależności od Opus Dei i jest ich „świętą prostytutką” (jak mówi ona tak zarabia, a ja nie, i robię to dla przyjemności, a jak jest przyjemność, to jest się kurwą”). Jej problemy psychiczne pogarsza fakt, że Rafał powtarza rolę jej ojca i zabiera jej pieniądze, które dostaje za seks. Dlatego też przypisuje sobie moje romanse oraz moje dokonania. Ma potrzebę bycia kimś innym. Wolałabym tego wszystkiego nie wiedzieć, ale zostałam zmuszona do tego, aby pomóc ich diagnozować. Z nikim innym by nie rozmawiali. Umiem też wyciągać z ludzi informacje.

W mojej pracy zniszczono mi tyle samo, co w podstawówce i na studiach – boli to tym bardziej, że z powodu wieku oraz stanu zdrowia w życiu już niektórych spraw nie nadrobię. Mogę tylko odzyskać uprawnienia trenera nauczyciela pływania (bo to podobno mi dało wystartowanie w zawodach międzyszkolnych), tylko muszę dużo trenować i się poprawnie ogarniać.

W życiu nie powinnam być na siłę łączona z Rafałem, tylko dlatego że ten schizofrenik ma obsesję na moim punkcie. On niestety ma schizofreniczną potrzebę zabicia mnie i karania. Nie wolno mu się do mnie zbliżać. Próbował mnie zastraszyć mówiąc, że da mi spokój tylko muszę mu oddać wszystkie moje pieniądze.

Nienawidzę murów swojego miejsca pracy, nie chcę rozmawiać z niektórymi osobami w ogóle. Bardzo proszę wszystkich moich przyjaciół o pomoc. Muszę pracować gdzieś indziej, najlepiej poza nauczaniem w ogóle. Nie chcę patrzeć na żadne nauczycielskie mordy. Mam nadzieję się wyrwać chociaż rok przed emeryturą, choć wolałabym szybciej, chcę zmienić całkowicie branżę, muszę to zrobić, żeby odzyskać siebie. Bo to nigdy nie miałam być ja. Całe życie cierpiałam w tym zawodzie. Próbowałam wrócić do sportu, ale walczyłam z ołowianą kulą, jaką był syndrom sztokholmski i wmawianiem, że nie umiem pływać.

Muszę też odzyskać kontakt z Godzillą.

Człowiek wychodzący z syndromu sztokholmskiego jest tak wkurwiony i zrozpaczony tym, co się stało, że życzy jak najgorzej swoim katom i ludziom, którzy im pomagali.

Proszę o tym pamiętać.

Wszystkie oskarżenie, jakie padły w głośnym argentyńskim procesie Opus Dei, są prawdziwe. To handlarze ludźmi, tworzący sobie za pomocą syndromu sztokholmskiego niewolników – co nazywają nawracaniem. I nieważne, że pewnie w większości ich ofiary są ofiarami schizofreników – większość przestępców to osoby chore psychicznie oraz imbecyle. Jak ktoś nie wierzy, niech zerknie do podręczników kryminologii. Moi prześladowcy twierdzą, że takie osoby są szczęśliwe, ale nazwę to urojeniami gwałciciela i powiem wprost – gówno prawda. Osoba w ten sposób traktowana jest zawsze nieszczęśliwa.

I różne takie Krysie powinny o tym pamiętać, gdy ktoś ostrzega je, że rozmawia ze schizofrenikami, których nie chcę znać i nie należy im wierzyć.

Mam nadzieję, że dzięki temu blogowi nie będę musiała już nigdy tłumaczyć polskim chamidłom, że słucha się osoby, która mówi, że jest prześladowana przez schizofreników i że nie wyrzucenie ich z budynku może wywołać ponownie bardzo dużą krzywdę dla psychiki. Z traumy czasem wychodzi się i nawet dziesięć lat. Ci ludzie nigdy nie powinno być przez kogokolwiek wysłuchiwani. Powinnam być wysłuchana ja – czyli ich ofiara, która i tak straciła już tak wiele. Mam dosyć tępych, słodkich idiotek, które „wiedzą lepiej” i postanawiają – jednocześnie, będąc antytalentami, jeśli chodzi o relacje i kontakty między ludzkie, „godzić” (a tak naprawdę podawać im na tacy) ofiarę z groźnymi schizofrenikami.

Ludzie przez takie podejście zabijają się. Bo takie jest marzenie schizofrenika prześladującego swoją ofiarę. I jeśli ofiara nie chce wypełnić schizofrenicznej potrzeby swojego prześladowcy i oprawcy w jednym, jest popychana do samobójstwa. A przy tym cierpieniu jakie wywołuje syndrom sztokholmski może się to wydawać rzeczywiście lepszym rozwiązaniem. Ja szczęśliwie miałam deprogramming, zapewniano mnie, że mam po co żyć. Więc wybrałam walkę i zemstę. Oraz zniszczenie Kościoła Rzymsko-Katolickiego w mediach. Ta przestępcza organizacja imbecyli, psychopatów, dewiantów oraz schizofreników nie może wpływać na nasze życie.

Bardzo proszę, w ramach wyrażania sympatii do mnie, o składanie apostazji. Wiem, że ludzie podchodzą do tego aktu, tak jak ja podchodziłam – nie zgłosiłam się sama, tylko mnie zaniesiono, więc nie czuję potrzeby ponownego kontaktu i nie muszę się wypisywać. Zrobi mi bardzo duża przyjemność, jeśli ateiści i poganie, którzy tak do tego podchodzą, zagrają na nosie psychopacie z kleru, który przegląda apostazje z Warszawy i okolic. Możecie wtrącić też parę słów o tym, jak mnie potraktowano, oprócz innych powodów, które wami kierują. Mam nadzieję, że skurwiel pedofil, tak aktywnie mnie zaszczuwający całe moje życie, dostanie w mordę sporą ilością wypowiedzeń z Kościoła.

Trafficking

Bandyta z Opus Dei w pewnym momencie kłócił się, że argentyńskie oskarżenie jego organizacji (czy raczej sekty – bo ich działania noszą wszystkie cechy sekty i nie byłaby to pierwsza sekta oskarżona o wykorzystywanie swoich wiernych i zmuszanie ich do prostytucji) o trafficking było niczym, bo chodziło o jakiś szmuglowanie rzeczy przez granicę. No chyba, jeśli tymi szmuglowanymi rzeczami były dzieci i kobiety.

Takie zaprzeczanie, że popełniło się przęstepstwo, jest typowe dla osób łamiących prawo – psycholodzy zajmująca się przestępczością dobrze wiedzą, że przestępcy są z reguły nisko inteligentni i zawsze są przekonani, że robią dobrze, a ich ofiara jest zachwycona tym przestępstwem, szczególnie seksualnym, jakie się na niej popełnia. Cytując – „one szczęśliwe, bo służą Bogu i ty też będziesz, i dasz dupy każdej osobie, którą wskażę, bo inaczej pójdziesz do piekła. Bo się kurwisz, a ja nie, bo mnie to boli, a ty uważasz, że masz prawo do szczęścia, ale jesteś kurwa, bo nie wiesz, że ja jestem Boginią.” To był cytat z mojej chorej psychicznie koleżanki z podstawówki, ale jej stały klient z kleru ma podobne poglądy.

Poznałam jego ofiary, schizofreniczne dzieci z mojej podstawówki i okolic, które – swoją drogą – były zachwycone, że poznały kogoś, kto pomoże im zrobić porządek z obiektem ich schizofrenicznej obsesji. Sama jestem – zgodnie z jego zapowiedzią z dzieciństwa – niszczona za odmowę zostania jedną z dziecięcych kurewek z jego stajni, które dostarczał – jak Renatę – też innym osobom.

Próbuje się przedstawiać jako niewinny łoś, który uwierzył chorej psychicznie osobie, niewinny, my ass. Sam tym dyryguje, doskonale wiedząc, czym jest syndrom sztokholmski i jak niszczyć ludzi obmową.

Dla wątpiących i nieznających angielskiego, poniżej wklejam definicję z wiarygodnego słownika.