Służąca

Ambicją schizofreniczki z mojej podstawówki jest zmuszenie mnie do przyjęcia pozycji służącej w jej domu. Znaczy się, poprawka, w moim domu, bo wymyśliła sobie, że mam po remoncie i wymianie mebli oddać jej moje mieszkanie i już zawsze pamiętać, że żyję z jej łaski. Podobno jej ojciec dał pieniądze moim rodzicom na kupno mieszkania. No już widzę, jak ten biedny, żyjący z renty po zmarłej żonie, schizofrenik komukolwiek mógł dać pieniądze na wykup mieszkania.

Razem z dwójką innych schizofreników wymyśliła sobie moją całkowicie fałszywą biografię, obdarzając mnie swoją tępotą oraz chorobą umysłową. A zatem mam być sklepową po zawodówce, która przez swoją schizofrenię straciła pracę i chce się zatrudnić jako sprzączka. Zabawne jest, że jak każda inna schizofreniczka przeżywa swoje urojenia w taki sposób, że wypowiada je na głos w pierwszej osobie, więc można pomyśleć, że to ona potrzebuje pomocy. Ale nie jest to prawdą, ma bogatego, uprzywilejowanego kochanka, Kazia, który choć głupi w pocie czoła zawsze potrafił ją wybronić w podbramkowych sytuacjach, pogrążając ofiary jej obsesji i psychozy, wierząc szczerze, że każde jej słowa jest prawdą.

A w co wierzy Kaź? Że jestem kurwą z gdańskiej wsi, która zawsze miała problemy poznawcze i nic nie potrafi, za to jego kochanka, Renata, potrafi wszystko tylko ją niszczę, bo jej zazdroszczę. I więc to ona miała być małą, utalentowaną – byłam najlepsza z naszej szkoły na zawodach międzyszkolnych – pływaczką, a nie ja. Ciekawe, że jej rodziny za diabła nie byłoby stać na pływalnię. Dzięki tym treningom potrafię nauczyć pływać chyba każdego i nauczyłam swoją siostrzenicę pływać w czasie Nordconu. Za to Renata dobrze wiedząc, że nie potrafi pływać, odmówiła wejścia do płytkiego basenu.

Ale nie tylko pływania mi ta sklepowa po zawodówce zazdrości. Wedle jej opowieści to ona miała uczyć się w Rejtanie, a ja tam przychodziłam ją nękać. Oczywiście jest odwrotnie. Podobnie było w czasie moich studiów. Idiotka razem ze swoim gangiem oraz kochankiem próbowała usunąć mnie z Anglistyki, twierdząc, że ja tam nie studiuję. Utrudniali mi wejście na wykłady i musiałam wiele z nich opuścić. Okłamali jedną z moich wykładowczyń, że ściągnęłam odpowiedzi na część pytań w czasie egzaminu. Oczywiście schizofreniczki na było w czasie egzaminu w sali, ale „wie”, które ściągnęłam, bo podobno miałam jej „powiedzieć”. I za to miano mnie wyrzucić ze studiów. A ona miała niby studia skończyć. Oczywiście nie zgadza się to z jej wersją, że mam za sobą tylko zawodówkę, ale nie oczekujmy od schizofrenicznego mózgu logiki. Chyba nie muszę dodawać, że studia skończyłam i zawsze będę uważać, że moja czwórka na dyplomie przy traumie, jaką mi zaserwowano przy jednoczesnym ignorowaniu zagrożenia dla mojej psychiki przez władze Uczelni i odmowie wyganiania tej schizofrenicznej zgrai, znaczy o wiele więcej niż piątkowy dyplom z wyróżnieniem.

Podobnie nie zadowala mnie w jaki sposób rozwiązano sprawę arkusza egzaminacyjnego, który Renata ukradła z sali egzaminacyjnej po zakończeniu egzaminu. Panie przeprowadzające egzamin zignorowały moje ostrzeżenie, że Renata i jej gang, czyli ludzie nieupoważnieni, weszli na salę i grzebią w egzaminach. Renata po zamazaniu mojego nazwiska wpisała swoje i pokazywała na „dowód”, że tam studiowała. Oczywiście umożliwiający jej wszystko kochanek zignorował fakt, że egzamin i podpis Renaty napisane zostały całkowicie innym charakterem pisma. Dlatego też sądzę, że Kaź doskonale zdawał sobie, kto jest kim, kto jest zdrowy, a kto jest chory i z radością mnie zaszczuwał za bycie metalówą i ateistką. Dodam, że Renata i Kaź podobnie ukradli i potraktowali moje zaświadczenie o odbyciu praktyk nauczycielskich.

Jak rozumiem, Kaź bardzo dobrze bawił się całe moje życie ścigając mnie i niszcząc razem z tą bandą trojga schizofrenicznych imbecyli na R. Obecnie robi z Renaty poszkodowaną „pisarkę” oraz „tłumaczkę”, której niby zniszczyłam karierę – uważając najpewniej, jak to zwykle robią księża (czyli zawodowi oszuści), że prawda nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się tylko to, co w”wiedzą” i „wierzą” ludzie. A „wiedzą” to, co im ksiądz powie.

No to sprawdzę, czy w tej sytuacji nie będzie bardziej się liczyło, co na blogu pisze jego ofiara (tłumaczka, pisarka, autorka recenzji oraz – oczywiście – bloga). Słowo pisane, szczególnie w Internecie, znaczy więcej niż ustne pomówienia schizofrenicznego gangu. A pisarze mszczą się pisząc. Warto, żeby każdy taki warchoł dobrze to sobie zapamiętał.

Renata nigdy nie była moją przyjaciółką, Ryszard nigdy nie był moim krewnym, a Rafał ukochanym. Chociaż Kaź w swojej bezczelności uważa, że z białego może zrobić czarne i odwrotnie. I że nikt się nigdy nie zorientuje, bo mnie zaszczuł tak, że nie będę miała sił się bronić.

Najzabawniejsze, że odgrażał się, że „będę żałować”, „że nie chce być w mojej skórze”, bo pójdzie do wszystkich ludzi, których nazywałam swoją rodziną i przyjaciółmi, i udowodni, że ich nie znam. Bo oni jego zdaniem Renacie pomogą. Jeżeli liczy, że mnie to zastraszyło, to się myli. Owszem, doprowadził do rozstroju nerwowego, brutalnie wmawiając ze swoim gangiem, że jestem – między innymi – kurwą z Gdańska i że jestem sklepową po zawodówce, a nie anglistką, ale mam nadzieję, że już w życiu nie będzie miał szansy się do mnie zbliżyć.

Niech tylko zaczepi moją rodzoną siostrę lub siostrzenicę. Groził mi, że go popamiętam.

No to zobaczymy, co się będzie wtedy działo.

I tyle.

Dodaj komentarz