Przebiegły plan schizofreników z mojej podstawówki i okolic, czyli Renaty i Rafała, zakłada zmuszenie mnie do nieodpłatnej, niewolniczej pracy u Nycza. Jest to praca w Opus Dei i właśnie za taki tryb zatrudniania ta sekta miała już dużo problemów w Argentynie.
Oczywiście na nic takiego nie miałam ochoty. Ale Rafał i Renata chcą na tym zarobić i przejąć mój majątek. Aby pilnować swojej „inwestycji” – bo mężatki nie mogą pracować dla Opus Dei – nie tylko szczują na mnie innych schizofreników i idiotów, ale też sami biorą udział w intrygach. I tak, gdy tylko gdzieś się pojawiam z jakimś mężczyzną i jestem z nim w związku, nagle się okazuje, że ten człowiek dowiaduje się, że rzuciłam go dla Rafała, ja zaś z kolei dowiaduję się od Renaty, że jest prawdziwą „żoną” mojego ukochanego i jest w ciąży. Następują też ostrzejsze ataki. W czasie studiów zostałam pobita przez Rafała, jego ojca oraz Nycza (sam mi się do tego przyznał i obowiązkowy disclaimer: ja go nie znam, ale tak się przedstawił, nie kręcą mnie katoliccy celebryci, szczególnie wariaci). To ten Nycz – jak sprostował, kiedy mnie zadręczał pod pozorem „pomagania” – dokonał w czasie moich studiów gwałtu oralnego, jest też specjalistą od duszenia i uderzeń twardą pięścią w bok czaszki.
Nie do końca potrafią sobie poradzić w sytuacji, kiedy występuje u mnie po zaszczuciu przez nich amnezja, bo nastawiają się na złamanie mojego uporu. Według ich urojeń mam chcieć takiego zajęcia i wszystkie ich wysiłki sprowadzają się do tego, aby mnie zmusić do uprzytomnienia tego i przyznania się, bo jak mówi Renata „ale ja wiem, że tego chcesz”. Stąd też ten sfałszowany w moim imieniu list do Dyrektora Opus Dei, który wyszedł spod jej ręki.
Intryga tych trojga schizofreników przewiduje dla mnie posadę jego „gosposi” – ale obejmowałaby też inne usługi, takie bardziej kojarzące się z burdelem. No cóż hierarcha-wariat uważą, że ma do wszystkiego prawo.
Rafał zaś z kolei chociaż sam potrafi upierać się, że jest moim – byłym lub nie – mężem, gdy mu to wygodnie, w innych sytuacjach oskarża mnie o prześladowanie i że mam na jego puncie obsesję.
No więc nie mam, mam nadzieję, że go nie zobaczę już nigdy. Obawiam się tylko, że gdy już pozbyła się go moja najbliższa Biedronka (w handlu atakowanie klientów nie uchodzi) moje pojawienie się na konwencie (gdzie jak najbardziej powinnam się znaleźć, bo jestem pisarką i tłumaczką) znowu go podnieci tak, że zacznie mnie prześladować i oskarżać, że to ja mam obsesję. Logika wariatów jest taka, że ja mam obsesję, bo mam go prześladować w snach i po nich wędrować. Z rozmowy z jego znajomym wynika jednak, że to jego obsesyjne myśli i urojenia, w których występuję, a nie sny w nocy. No więc, nie. Nie mam na to wpływu. To on ma problem. Mam prawo bywać na konwencie, a jeśli on mnie nie lubi, to niech oddali się w swoją stronę. Albo się leczy.
No, za wariatami się nie trafi. Dlatego będę musiała zaprosić na najbliższy Polon w Warszawie chyba wszystkich moich przyjaciół jako obstawę. Zobaczymy, kto jest bardziej lubiany, bo to zdaje się jest główne kryterium, jakim posługuje się ten schizofreniczny gang i boli ich, że jednak to mnie wszyscy lubią.