Ryszard

Nie wiem, kim jest Ryszard z Gdańska. Wiem za to z cała pewnością, że jest schizofrenikiem, który koniecznie chce „pomagać”. Powiedział, że „ma moją matkę” i ona „mu mówi”. Nie za bardzo chciał mi coś więcej powiedzieć, upewniał mnie tylko, że zobaczę, że wszystko to prawda „że jestem żoną Rafała i dlatego nie może się ożenić z Renatą” i że mam to sobie przypomnieć. O mało mnie nie zakatował za to, że go wyśmiałam. Mam nadzieję, że fragmenty poświadczenia mojej apostazji, gdzie nie ma nic, co wskazywałoby na możliwość wzięcia ślubu kościelnego, go przekonają, że ma urojenia.

Stanowczo nie jest kimś z mojej rodziny i nic o mnie nie wie.

Pojawił się też w latach dziewięćdziesiątych na Anglistyce. Po oralnym gwałcie na mnie, w czasie którego kościelny buhaj chciał mnie przekonać do swoich wdzięków, Ryszard zablokował moje próby poinformowania Rektora, co się dzieje i że te bydlęta powinny być usuwane z terenu Uczelni.

Schizofrenik Ryszard lubi przedstawiać się jako „mój ojciec” i wmawia ludziom, że jestem chora psychicznie i że się mną opiekuje. Tak „zaopiekował” się mną razem z Nyczem (czy jak on tam się nazywa) po gwałcie, że w czasie studiów doznałam trwałego uszczerbku na zdrowiu psychicznym i pogłębiła się moja amnezja z dzieciństwa (bo wtedy też mnie zaatakowali). Wariaci i imbecyle robili, co chcieli w budynku Instytutu Anglistyki, piorąc mi mózg i zastraszając. Próbowali mi wmówić wszystkie swoje urojenia oraz upierali się, że jestem kurwą” tylko muszę sobie to przypomnieć. Nie przypuszczałam, że takie piekło spotka mnie też w mojej pracy, ale stało się niewyobrażalne i też nie byli usuwani z budynku. Podejrzewam, że wierzono schizofrenikom, że mnie „znają” i że wyleczą moją amnezję – co oznaczało wmawianie mi ich urojeń i próby „psychoterapii” w wykonaniu durnego schizofrenika-imbecyla, który uroił sobie, że jest moim ojcem. Skończyło się pogłębieniem amnezji. Przekręciłabym się – bo wariaci chcieli mnie zmusić do samobójstwa, co jest możliwe w efekcie syndromu sztokholmskiego i ponownego gwałtu, do którego znowu się szykowali, żeby „wyegzorcyzmować”(1) złego ducha, czyli brak wiary w Chrystusa – gdyby nie pomoc ludzi, którzy mnie naprawdę znają. Dzięki nim dostali w końcu zakaz wstępu do budynku.

Mam nadzieję, że już nigdy nikt nie będzie taki głupi, żeby upierać się, że Ryszard jest moim „ojcem”, a jego żona moją „matką” i że jestem z Gdańska. To ludzie dla mnie obcy i jako najbardziej zainteresowana powinnam móc decydować, z kim rozmawiam o swoim zdrowiu psychicznym. Ryszard ma dodatkową obsesję związaną ze mną – jego urojeniem, znaczy się „prywatnym objawieniem” jest proroctwo, że muzyka heavy-metalowa zniszczy świat. Obrywa mi się więc również za słuchanie metalu i bycie niedoszłą wokalistką black-metalową. Z tego powodu chyba już nigdy się ode mnie nie odpierdoli i ludzie muszą pamiętać, że zawsze może znowu gdzieś wyskoczyć ze swoimi urojeniami i że trzeba go ostro pogonić i zachęcać do leczenia.

Głupota ludzi – w bardzo prostej sprawie, jak prześladowanie przez schizofrenika – kosztowała mnie całe życie spędzone w nieszczęściu, bo takie konsekwencje zaszczucia przez wariatów i niemożliwości ułożenia sobie życia z wybraną osobą.

Mam nadzieję, że Bogini Losu sprowadzi na takich głupich ludzi chociaż trochę cierpienia.

⛧⛧⛧

(1) Ci wariaci uważają, że należy mnie egzorcyzmować gwałtem, bo potem „jest ze mną spokój”. Prawda jest zupełnie inna – uspokaja się schizofreniczka Renata, której słucha Nycz (czy jak on się tam nazywa) i której prośby realizuje, chociaż tak naprawdę podejrzewam, że jest dla niego listkiem figowym, bo wiele razy tłumaczono mu, jak bardzo jest niegodna zaufania z powodu choroby. (No chyba, że jego imbecylizm blokuje mu zmianę zdania, bo imbecyle mają tak z zasady, że nie są w stanie jak już raz w coś uwierzą, zmienić zdania.) Niestety choroba Renaty ma w swojej podstawie zawiść schizofrenika, który jest wkurzony, że obiekt jego obsesji ma się dobrze i jest lubiany. Schizofreniczce Renacie bardzo się podoba, że po takim ataku tyję, brzydnę i wpadam w depresję. I nie piszę. Wtedy mówi swoim znajomym, że już „się przestałam kurwić” i że się uspokoiłam. Udaje wtedy radośnie pisarkę. Naprawdę jej otoczenie już dawno powinno ją leczyć, a nie chodzić na sznurku jej urojeń. Tak samo z Ryszardem. nie jest moim ojcem. Ani żadnym znajomym moich, już nie żyjących, rodziców.

Dodaj komentarz