
Jestem poganką i przyzwyczaiłam się, że dla wszystkich katolickich księży jest to równoznaczne z byciem satanistką. Ten pogląd ma długą tradycję, bo wywodzi się z czasów wprowadzania chrześcijaństwa na naszych ziemiach, kiedy wszystkie pogańskie Bogowie i Boginie nazywani byli diabłami, a ich wyznawcy paleni jako wyznawcy szatana.

Z pewnym zdziwieniem więc przeczytałam w pewnym opracowaniu katolickiego badacza tematu, że Wicca czyli – jak on to nazywa neoczarostwo – nie jest zaliczane do satanizmu. Tak samo Aleister Crowley nie ma u niego opinii satanisty.
Tak więc pan egzorcysta, którego mi wyznaczył pan Nycz (czy jak on się nazywa, tak się przedstawił, ale go nie znam),(1) powinien się ode mnie odpierdolić. NIe ma podstaw do rozpoznawania u mnie opętania, bo wyznawcy dawnych Bogów, w tym Rogatego Boga (przy okazji, to nie jest Bóg, do którego modlą się kobiety, bo my modlimy się do Bogini, która nie zabija) znają mnie od dawna. To nie jest prawda, że jakoś gwałtownie straciłam wiarę. I że to jest objaw opętania. Nigdy nie byłam religijna i zawsze pochodziła z ateistycznego, ale tolerancyjnego domu. Z tym, że moja mama była naiwna i myślała, że religia katolicka jest czymś wartościowym, bo uczy bycia dobrym dla innych ludzi. Ja uważam od dziecka inaczej, bo się dowiedziałam jakimi „wartościami” kieruje się naprawdę tak zwany „wewnętrzny Kościół” i że przykazanie miłości to bujda wmawiana naiwniakom. Sami mnie tak poinformowali.
I nieważne jest, jak się nazywają nasi Bogowie, bo wszyscy Bogowie są jednym Bogiem, a wszystkie Boginie są jedną Boginią. Poganie z różnych kultur ze sobą współpracują, nie walczą.
I dla porządku jeszcze dane wydawnicze z ISBN:

⛧⛧⛧
(1) Piszę tak, bo tak naprawdę nigdy mnie nie poznał. Rozmawiałam z nim, ale w głowie ma nieprawdziwą wersję informacji o mnie, czyli coś stworzonego na podstawie wysłuchanych urojeń schizofreników. Wypieram się tej znajomości. Posuwa się do tego, że łże, że mnie zna – i mam być „jego kurwą, która się nawróciła, a potem ją diabeł opętał i przestała chodzić do kościoła” (przestałam chodzić na religię w podstawówce i nie miało to nic wspólnego z metalami czy koncertami heavy-metalowymi, a dużo z tym rozpasanym kościelnym buhajem, chcącym pokryć wszystko, co się rusza). Jego kolejne kłamstwem jest, że podobno zna „prawdziwą Małgorzatę Wieczorek – pisarkę” i że ja nią nie jestem, bo on wie, że prawdziwa pisarka jest bardzo religijna i jest po KUL jak Anna Brzezińska. No więc, nie, nie jestem po KUL, bo na pewno nie wyjechałam do Lublina tam studiować. I nie jestem blondynką. Chociaż wiem, że lubi takie blondynki jak Renata, ale się dla niego nie przefarbuję, bo nie jestem „jego kurwą”. I nie dam się zastraszyć, ani zniszczyć temu psychopacie, po tym gdy odrzuciłam jako dziecko jego pedofilskie zaloty. I wszystkie inne zaloty jego gangu. Najzabawniejsze, że moja schizofreniczna koleżanka z podstawówki Renata, czyli jego stała dziwka, ma być jego kandydatką na świętą, której wypromowanie ma mu zapewnić awans na kardynała i dalszą karierę w Watykanie. No cóż, jakoś tego nie widzę. Ale oczywiście robi, co może, nadal uparcie zaprzeczając istnieniu chorób psychicznych. Dzięki czemu może dalej się łudzić, że to co mówi Renata i Rafał, to prawda.