Metodyka

Chyba oprócz świrów z Opus Dei wszyscy uważają mnie za całkiem dobrego praktyka, jeśli chodzi o nauczanie. A w każdym razie tak wyszło moim koleżankom z Instytutu, które dostały po mnie grupę z pewnego Ministerstwa. Od razu powiem, że oddałam ją nie dlatego, że mnie to przerosło metodycznie, ale dlatego że po kichnięciu na mnie w windzie rozwinęło się u mnie zapalenie płuc i nie miałam sił tego ciągnąć. W podstawowym miejscu pracy i tak miałam nadgodziny. A jednocześnie byłam zaszczuwana przez schizofreników z Opus Dei, którzy dostali niespodziewaną pomoc od kogoś, kto powinien być mądrzejszy. Ale cóż, tak już jest, schizofrenicy byli już wcześniej na innych Uczelniach tak sugestywni, że w latach dziewięćdziesiątych lekko licząc dwoje moich przyjaciół została wyrzuconych zupełnie bezpodstawnie ze studiów, tylko dlatego że mnie znali i mówili prawdę o mnie, czyli rzeczy które nie zgadzały się z urojeniami wariatów. (No i miałam mieć innych przyjaciół ich zdaniem.) A zawsze są bardzo energiczni. No i trzeba było na kogoś zwalić to, co samemu się zrobiło. Także więc, jakby to powiedzieć, nie jest osamotniony w swojej naiwności.

Nie jestem przyjaciółką Barbary Nowak, chociaż chciał mnie tak ustawić Ryszard, wariat z Gdańska, jednocześnie podając się za mojego opiekuna. Tak bardzo źle to przeżyłam, że gdy pani Nowak zakłóciła mi zajęcia w Ministerstwie, zaglądając do sali, bardzo długo dochodziłam do siebie i w stanie paniki nie mogłam znaleźć materiałów dla grupy, chociaż miałam dobrze uporządkowane kserówki. Powrócił do mnie koszmar zaszczucia, jakie przeżyłam na Anglistyce. Tak jak wtedy za pomocą syndromu sztokholmskiego wariaci z Opus Dei zniszczyli mi karierę sportową i pączkującą wokalną, teraz zniszczyli mi inne rzeczy, nie tylko w życiu osobistym. Między innymi doprowadzili do takiego stanu, że nie mogłam przyjąć oferty poprowadzenia kursu metodyki, jaki zaproponowała mi koleżanka z roku, która została na Anglistyce, a usłyszała, jak jestem dobra. Mnie też uczył metodyki ktoś, kto był praktykiem, nie teoretykiem.

Zamiast tego schizofrenik Ryszard, gdy poszłam na zwolnienie zdrowotne i oddałam grupę, zaczął mi wmawiać, że nic nie umiem oraz prać mózg, wmawiając swoje chore teorie metodyczne. Przez niego stałam się gorszą nauczycielką i znienawidziłam to zajęcie do reszty.

Jestem kimś, kto został tyle razy złamany przez brutalność tego schizofrenika, że mam zamiar wyprowadzić się na północ i – no nie wiem – paść żarze polarne, albo coś w tym stylu.

Schizofrenicy z Opus Dei zaczęli mieć w którymś momencie „genialne” pomysły, jak na przykład to, że powinnam wyjść za schizofrenika Rafała (zamiast Godzilli), a oni mu sprezentują karierę polityczną. Temu entry-level-life-form z imbecylizmem z magazynu Biedronki, którego trzymali tam z łaski (i który ma schizofreniczną potrzebę mnie zabić, przypominam). Nie wiem też, co z panią Nowak robiłabym w Ministerstwie skoro dostaję ataku paniki na sam jej widok. Podejrzewam, że była jedną z osób, które mnie też zaszczuwały i nękały w czasie studiów na Anglistyce i stąd ta panika. No i zaszkodziło mi zmuszanie do rozmów z nią (oraz innymi politykami).

Jestem tak samo lewicowa jak moi rodzice. Do końca byli w PZPR, tata do śmierci, mama do końca partii. Mam podobne poglądy i jestem absolutnie antyklerykalna.

Eksperyment z pracą jako lektor dla Ministerstwa pod rządami PiS uznałam za całkowicie nieudany. Nigdy więcej. Mam nadzieję, że moja apostazja ostatecznie rozwiązuje mój problem z Opus Dei i pisowską polityką.

Zresztą i tak nie mam energii na jakieś fuchy. Walka z syndromem sztokholmskim zbyt mnie wyczerpała. I mam ogólnie wyjebane. Tylko trochę za dużo wina ostatnio piję.

Dodaj komentarz