Korzystając z tego, że czekam na teleporadę, bo głos straciłam (chociaż test combo na grypy, covid czy RSV wyszedł negatywny, to nie mogę pracować), wysłałam wniosek o wydanie mi zaświadczenia o stanie cywilnym. Nie jest mi specjalnie potrzebny, bo nie planuję w najbliższym czasie wychodzić za nikogo, chyba, że coś się zmieni. Chociaż wątpię, bo zaświadczenie ważne tylko pół roku. Chcę dzięki temu zaświadczeniu zakończyć niepotrzebny spór z jedną z moich koleżanek, której głupoty i uporu nie doceniłam.
A jest to osoba, która uparła się, że wszystko co mówi schizofrenik Rafał (którego już znacie z mojego blogu) to prawda objawiona, więc musi mi pomóc „odzyskać żonę.” Osoby, które mnie znają, chyba nie mają wątpliwości, że jestem stanu cywilnego i mogą się zdziwić, że istnieje całe stado ludzi przekonanych, że jestem żoną schizofrenika Rafała, tylko z powodu choroby psychicznej nie ma mnie nigdy w domu. A powinnam być, tylko się włóczę i kurwię.
Myślałam te lata temu, że jazdy mojej nowej koleżanki nie mają znaczenia, bo co to ma do rzeczy. Praca to praca, nie potrzebne nam mówienie o rzeczach prywatnych. Poprosiłam ją też, żeby zostawiła sprawę. Tłumaczyłam, że to schizofrenik. Każdy by zostawił taką sprawę, ale nie ona. Uparła się, że Rafałowi pomoże.
I się zaczęło.
Zostałam przez nią oskarżona o chorobę umysłową i nie dało się wytłumaczyć, że to urojenie schizofrenika. Ściągnęła swojego ojca, który też zaczął mnie zajebywać, że mam się leczyć. Oprócz niego uruchomiła tyle osób, że aż boję się pisać. Na nic się zdały zapewnienia, że ten schizofrenik nie jest moim mężem i że mój stan umysłowy nie jest ich sprawą. Próbowałam się stawiać, ale zostałam potraktowana postępowaniem anty-mobbingowym. Ja!!! Która w tej sprawie sama byłam oczywistą ofiarą mobbingu, zaszczucia i głupoty!!!
A w momencie, kiedy zaczęłam mówić, że powinnam zmienić zawód (bo prawdę mówiąc trafiłam do zawodu na skutek syndromu sztokholmskiego po zaszczuciu na Uczelni, ktoś inny mi wybrał zawód), zrobiła się z tego cała afera z wzywaniem schizofrenika, która moja koleżanka uważała za mojego „byłego męża” – dało radę jej tłumaczyć, że nie jesteśmy razem, ale pomimo powoływania się na film Piękny umysł nie była w stanie ogarnąć rozumem, że cała historia naszego „małżeństwa” to świat urojeń Rafała. Rozpoczęła wtedy też nagonkę na mnie za to, że chcę odejść z pracy. Kurwa, jasne że chcę, trudno się dziwić, ale do lepszej.
Miałam wspólne zawodowe plany z pewną osobą, może do tego wrócimy?
Koleżanka nie ustępowała w swoich wysiłkach kontrolowania mojego życia. Uruchomiła chyba wszystkie swoje koleżanki oraz możliwości systemu, żeby doprowadzić do wymarzonego celu – czyli doprowadzenia mnie do przyznania, że jestem chorą psychicznie żoną Rafała. I „leczenia” mnie. Przeszłam piekło, gdy schizofrenicy zaczęli leczyć moje problemy z pamięcią, a akurat pewnych wydarzeń w wyniku pogawędek z pedofilem-gwałcicielem z podstawówki nie musiłam sobie przypominać. Tak potraktowana chciałam odejść, ale w wyniku zastraszenia i odebrania wiary we własne siły zostałam zmuszenia do dalszej pracy w tym miejscu, które już znienawidziłam.
Na moje nieszczęście pojawił się u mnie pracy również Ryszard, człowiek chory psychicznie, który przez Rafała (który jest mim dawnym kolegą z podstawówki) uważany za mojego chrzestnego. Nic bardziej mylnego – pojawił się w podstawówce przywleczony przez zakonnicę, która mnie uczyła religii, sam przywlókł za sobą Nycza. Oba te środowiska po zasięgnięciu języka nabawiły się zupełnie nieprawidłowych wyobrażeń o mnie, bo z jednej strony gadał schizofrenik Ryszard, a z drugiej schizofrenik Rafał. I po żadnej z tych stron nie byli ani moi przyjaciele, ani rodzina. Chociaż nawzajem tak o sobie myśleli.
Cały ten gang spadł mojej koleżance z nieba. Nie będę jej oskarżać o psychopatię, ale jestem blisko. Radośnie zaczęła różnym osobom – z tego co mi powiedziano – zaświadczać, że nie tylko Rafał jest mój mąż, ale też Ryszard wujek. Całe te grono zaczęło mnie w ramach „terapii” zastraszać i prać mózg. Doprowadziło to szybko do takiego stanu, że znowu zaostrzył mi się syndrom sztokholmski, bo zostałam zastraszona w sposób krańcowy. Moimi znajomi spoza mojej pracy musieli stawać na głowie, żebym nie popełniła samobójstwa, w tak złym byłam stanie.
A już było blisko, żeby mnie wydostali z poprzedniego zastraszania i syndromu sztokholmskiego i wydali za mąż za pewnego Szweda. Bardzo nie dziękuję mojej koleżance za jej tępotę i zniszczenie mi życia oraz ułożenie sobie spraw tak jak ja chciałam.
Przypomniałam sobie, o co zaczęła się ta afera, w czasie której moja koleżanka prawie mnie nie zamordowała. Oczywiście w zderzeniu ja i schizofrenik uwierzyła jemu, że jesteśmy małżeństwem (co jest też typowym urojeniem takich typów) i nie dało się jej wytłumaczyć. Myślałam, że nie muszę, ale zamieram na sam koniec mojej pracy to domknąć i pokazać ludziom zaświadczenie o stanie cywilnym. Jestem oczywiście stanu wolnego.
Poszczuła na mnie kogo się dało i złamała mi życie.
Wywieszę na blogu to zaświadczenie z zamazanymi delikatnymi danymi jako ostatnią rzecz, którą opublikuję przed jej procesem o zaszczucie. Marzę o nim od dawna. Przy tym wszystkim była na tyle dyskretna, że niewiele osób zorientowało się, co robiła.
Spierdalam z mojej pracy tak szybko jak się da. Wszędzie będzie lepiej. Na wszelki wypadek będę miała ze sobą zawsze zaświadczenie o stanie cywilnym.