Tak jak prosił mnie prawdziwy psychoterapeuta, zapisuję na blogu prawie wszystko, co sobie przypomnę. Dzięki temu mam szansę na walkę z amnezją po zaszczuciu przez gang schizofreników. Piszę schizofreników, bo akurat w tym gangu jest ich więcej niż jeden.
Przy okazji opiszę ciekawostkę z pogranicza psychologii i kryminologii. Schizofrenik tworzy wokół siebie gang albo sektę. Wchodzą w ich skład ludzie przekonani, że jego urojenia są prawdziwe, więc bronią go i pomagają mu zaszczuć ofiarę jego urojeń i obiekt obsesji na śmierć. To jest prawda na temat tego, co się stało i czego padłam ofiarą na Anglistyce oraz w kilku miejscach, gdzie pracowałam.
Różnica pomiędzy gangiem a sektą jest taka, że czasem schizofrenik dopracowuje się statusu świętego i tworzy wokół siebie koło wyznawców. To akurat jest przypadek Ryszarda. Rafał ma gang. Ale jak to schizofrenicy rozumieją się doskonale i wspierają w swoich obsesjach oraz schizofrenicznych potrzebach zniszczenia obiektu obsesji. Zaś gang składający się z samych schizofreników to największy horror jaki zna kryminologia.
W czasie studiów wróciłam do Piotra, który namówił mnie na bieganie. Bardzo szybko doszłam do siebie pod jego wpływem. Rzuciłam go wcześniej na jakiś czas, bo uwiódł mnie grubas. Facet nie dbał o dietę i zarzucił sport, który uprawiał w dzieciństwie, więc jego towarzystwo miało zły wpływ na moją figurę. Chociaż gwarantuję, że dzisiaj byście Michała nie poznali, bo wrócił do sportu.
Moja mama była szczęśliwa, ja też. Więc nie dziękuję moim durnym koleżankom z Anglistyki, które postanowiły siłą mnie połączyć z moim prześladowcą z podstawówki, a Piotra oddać schizofreniczce Renacie, której nigdy nawet przedtem nie poznał.
Nie wiem, jak bardzo trzeba być psychopatką, żeby się w takie rzeczy bawić.
Mam nadzieję, że w końcu zdechniecie, zawistne szmaty! Zakatowali mnie wtedy tak, że o mało co nie popełniłam skutecznie samobójstwa(1) i dopiero teraz zbieram te kawałki wspomnień w logiczną całość.
Mam nadzieję, że was nigdy w życiu już nie będę oglądać.
I to też nie jest Prima Aprilis, bo jakoś nie jest mi do żartów.
⛧⛧⛧
(1) Na całe szczęście miałam za sobą różne lektury psychologiczne i wiedziałam, że każdy samobójca po uratowaniu cieszy się jednak, że nie wykitował. Nie chciałam też dać satysfakcji schizofrenikowi i umrzeć zgodnie z jego życzeniem. Udało mi się zmusić do wymiotów, poprawiłam też nasyconym roztworem soli, więc zwymiotowałam wszystkie kapsułki przeciwlękowego leku, którego szczerze nie cierpię, bo mi się źle kojarzy. A wszystko działo się po powtórnych atakach schizofrenicznych gwałcicieli, tym razem w budynku Anglistyki. Ten wydział i instytut jest dla mnie spalony, szczególnie gdy rządzą tam ludzie, którzy byli w gangu schizofreników w latach dziewięćdziesiątych i nadal się nie wyleczyli z fałszywych przekonań, kto jest kim i kogo trzeba leczyć. Nie chcę słyszeć od nich jakiejkolwiek ponownej propozycji współpracy. Mają siedzieć cicho z ryjami zamkniętymi na zawsze.