Z serii, czym jeszcze groził mi znany w fandomie hierarcha.
Rozmawialiśmy o liście do Dyrektora Opus Dei, jaki za mnie, kierując się tym, czego się dowiedział od wariatów, napisał pan Nycz (tak się przedstawił), dopuszczając się fałszerstwa. Namówiła go na napisanie tego listu schizofreniczka Renata (która jest jego zdaniem murowaną kandydatką do zostania świętą), a on na to przystał „bo ona wie, co tam powinno być.”
Oczywistym jest dla mnie i ludzi którzy mnie znają (w tym moich krewnych), że wszystko co tam się znalazło, jest urojeniem jego Renaty. Jestem ostatnią osobą, która żałując za grzechy oddałaby się w niewolę Opus Dei, żeby móc w ramach pokuty zapracowywać się na śmierć. Nie mam za co przepraszać Bogini (w mojej religii jest Bogini i nie chodzi o to, że współczesna teologia wskazuje na problem rzutowania antycznych standardów na boski gender, bo Bóg nie powinien mieć płci, ale po prostu w moim panteonie dosłownie znajduje się Bogini oraz Rogaty Bóg).
Problem nie jest w tym, że ta pani, której urojenia są źródłem jego wiedzy, obsługuje go seksualnie za różne przysługi, w tym odpuszczenie grzechów (odpuszczał kłamstwa o mnie, bo „ona się boi, że kłamie, a ona jest ostatnia, która powinna się bać”), czy błogosławieństwo. Problemem jest, że on wierzy w każde jej słowo (i to od lat siedemdziesiątych) i utrudnia, a nawet wręcz uniemożliwia jej skorzystanie z pomocy psychiatrów. Nie powinien był wbijać w jej głowę, że urojenia nie istnieją i że będzie zawsze ją chronił.
Jako zabawny dodatkowy fakt dodam, że ta pani od dziecka dla osób z otoczenia hierarchy (jak i jego samego) uchodzi za kogoś z darem „bilokacji”, bo podobno miała „duchowo” przenosić się za mną na pływalnię i „widzieć”, że tam się tylko kurwię, bo tam miał być burdel. No doskonały żart, milordzie.
Próbowałam mu wytłumaczyć, że Renata – jak całe rzesze podobnych jej schizofreników – tworzy sobie „dowody”, żeby potwierdzić swoje urojenia i że nic w tym liście do Dyrektora Opus Dei nie jest prawdziwe. No, ale jak się okazało, ten dowód w rzeczywistości powstał z inspiracji pana Nycza, który postanowił zrobić tej schizofreniczce przyjemność, lub koniecznie odfajkować sobie kolejne „nawrócenie” i sam go napisał.
Tak samo nieprawdziwy jest – lub będzie – mój hipotetyczny testament, jeśli go razem sfałszują (bo jak powiedział „zawsze jej to da”). Naprawdę wierzy tej schizofreniczce, że ukradłam jej jakąś znaczną sumę pieniędzy, a sfałszowany testament ma to „naprawić”, czy też że „chcę to przekazać na Kościół”. Oczywiście, że jest całkowicie odwrotnie, za prześladowanie, które trwa całe moje życie, będę domagać się odszkodowania od nie tylko od indywidualnych osób, ale też całego Kościoła. (Jeśli możecie, dosyłajcie kolejne donosy Policji.)
Dowiedziałam się w odpowiedzi, że to mnie pan Nycz postanowił przypisać fałszowanie „dowodów” i że nigdy nie uwierzy w prawdziwość mojej apostazji czy zaświadczenia o stanie cywilnym. Zarzucił mi, że planuję fałszerstwo. Powiedział, że nawet jeśli będzie zmuszony do ucieczki z konwentu po pokazaniu przeze mnie dowodów, że jestem panną z Warszawy, to zamierza wnieść sprawę do sądu, żeby udowodnić, że jestem kimś innym, niż mówię. Zamierza udowodnić istnienie urojonej „Michaliny” wraz z urojonym przez Rafała małżeństwem ze mną.
Nie chodzę za Renatą z nożem i jej nie prześladuję. Jeśli jestem na konwencie, to żeby spotkać się z przyjaciółmi, a nie z tą schizofreniczką, czy jej równie chorym bratem. Jestem pisarką, redaktorką i tłumaczką, chcę do tego wrócić. A przez nich wycofałam się ze wszystkiego, co kochałam. Mam dosyć ich paranoidalnej schizofrenii oraz imbecyli, których w tę historię wciągnęli.
Nie fałszuję żadnych dokumentów. Nie jestem plagiatorką. Nie kłamię na swój temat. Nie ukradłam nikomu żadnych pieniędzy.
No cóż, nie ja stracę na pozwaniu mnie. Żaden sąd nie wykopie mu spod ziemi papierów, które wskazywałyby na moje pochodzenie z Gdańska czy bycie żoną Rafała lub matką jakichkolwiek dzieci, czy też pieniądze, które powinnam komukolwiek oddać. Na moim koncie lądują tylko przelewy z mojej jak najbardziej realnej i legalnej pracy. Jak wydaję za dużo, to zaciągam debet lub obciążam kartę kredytową. Jak wszyscy inny ludzie, którzy pod względem dochodów lokują się klasie średniej. Wszystko kupuję na raty.
Naprawdę sąd mu tutaj nic nie znajdzie. Nie mam żadnych ukradzionym komukolwiek miliardów, czy nielegalnie przejętej rezydencji. Nie jeżdżę Teslą, tylko komunikacją miejską.
A mieszkanie legalnie odziedziczyłam po moich ciężko pracujących rodzicach. Też nikomu nie zostało ukradzione.
Z tego, co słyszałam, cała sprawa mogła już dawno trafić do sądu, tylko prokuratura to odrzuciła, bo są w sprawę zamieszane osoby chore psychicznie.(1) Ciekawe, czy prokuratura tym się zajmie w przypadku, kiedy to ja jestem obiektem ataku, czy proces będzie cywilny? Naprawdę będzie chciał mi w procesie karnym udowodnić, że jestem żoną Rafała?
Could you, please, finally fuck off and die?
⛧⛧⛧
(1) Nie tylko ja, ale kilka innych osób diagnozujemy pana hierarchę jako imbecyla, a nie jako osobą chorą. Nie rozumie, czym jest choroba psychiczna, nie zmienia zdania pod wpływem dowodów, bo już komuś uwierzył wcześniej, jest niezdolny do spojrzenia z boku na siebie i dokonania oceny moralnej swoich poczynań, co więcej uważa, że ma prawo kłamać, żeby postawić na swoim, bo „wie lepiej”, co inni powinni robić. Okłamywał nie tylko mnie i Piotra.