Bo to mi po prostu Bóg mówi…

Czyli wspomnienie z dyskusji ze schizofrenikiem Ryszardem, w czasie której próbowaliśmy go przekonać, żeby jednak się leczył. Dla tych, co nie pamiętają – Ryszard to jest wariat z Gdańska, który pierwszy raz usłyszał o mnie od mojej katechetki, która zasugerowała mu jednocześnie, że ktoś powinien mnie adoptować. Z kolei pomysł takiej adopcji został oparty na urojeniach moich schizofrenicznych znajomych z podstawówki.

A katechetka i Ryszard znają się z Opus Dei, czyli takiej organizacji dla turbo-katolików, w której Ryszard ze względu na swoją schizofrenię uchodzi za świętego, czyli osobę, której Bóg „objawia” różne sprawy. Między innymi „objawił” przesłanie według którego heavy metal zniszczy świat, a ja mam być jego siostrzenicą, którą musi „ratować”. Dobre i tyle, że jego schizofrenia nie jest odmianą paranoidalną.

Ryszard i jego otoczenie „badali” sprawę mojego pochodzenia (jego zdaniem urodziłam się w jednej ze wsi w okolicy Gdańska), zadając mi pytania na temat hipotetycznej sprawy zgwałconej przez księdza dziewczynki. Ksiądz wstrzelił się w pierwszą owulację, jeszcze przed wystąpieniem miesiączki. Oczywiście, przekonana, że jest to świeża sprawa, zaczęłam domagać zorganizowania dla niej pomocy i nielegalnej aborcji. Ale nie o to im chodziło.

Wariaci w ten sposób upewnili się, że urojenia Ryszarda są prawdziwe. A kim jestem według jego urojeń? Jego siostrzenicą, osobą bez wykształcenia, która pochodzi ze wsi i ma na sumieniu przeraźliwy „grzech”, jakim miała być aborcja. A przypomnijmy, że w dekadzie kiedy się urodziłam i później do początku lat dziewięćdziesiątych, aborcja była całkowicie legalna. I słusznie, bo do dwunastego tygodnia ciąży trudno mówić o jakimkolwiek systemie nerwowym, jest to po prostu zlepek komórek i naprawdę powinno się w końcu fundamentalistom w polityce pokazać drzwi.

Jednocześnie Ryszard wie, że Renata i Rafał poznali mnie w mojej podstawówce i od dziecka mieszkałam w Warszawie (czyli od pierwszego dnia życia). Zostałam też ochrzczona w Warszawie, a moimi rodzicami chrzestnymi na pewno nie byli Ryszard i Beata. Mogę przedstawić moich prawdziwych rodziców chrzestnych w każdej chwili.

Ryszard bez złego wpływu Kościoła Rzymsko-Katolickiego nie byłby kimś groźnym. W czasie naszej rozmowy, gdy pokazano mu sprzeczność pomiędzy jego urojeniami (gdańska wieś), a rzeczywistością (warszawska podstawówka), chciał się leczyć. Wydawało się, że zdobędzie się na to, aby znaleźć sobie psychiatrę. Ale zamiast tego pobiegł do zainteresowanego sprawą hierarchy, a ponieważ jest to człowiek negujący istnienie chorób psychicznych, hierarcha wmówił mu ponownie, że nie ma żadnych urojeń, tylko odbiera „przekazy” od Boga i że ma ignorować rozbieżności pomiędzy urojeniami a rzeczywistością. Obaj w końcu zracjonalizowali sobie to w ten sposób, że Renata ma się mylić, bo ja nie chodziłam z nią do jednej podstawówki. Mam nie być z Warszawy.

Tylko, że jestem z Warszawy. Nie można być bardziej z Warszawy niż ja jestem, z moim warszawskim akcentem oraz wspomnieniami mojej rodziny z Powstania Warszawskiego.

Ostatecznym argumentem Ryszarda za tym, że pochodzę z Gdańska i że on sam trzymał mnie do chrztu, jest fakt, że poznałam Adama, gdy był dzieckiem. Owszem, Adam jest z Gdańska, ale tłumaczę po raz ostatni, Adama poznałam w czasie koncertu Megadeth w Warszawie, a nie w Gdańsku. Adam miał wtedy dziesięć lat, ja byłam już pod koniec liceum. Był to koncert, na którym byłam ze swoim chłopakiem. I na pewno nie był to schizofrenik Rafał.

Był to koncert, przed którym zostałam zaatakowana przez Ryszarda, hierarchę oraz schizofreniczne rodzeństwo, czyli Rafała i Renatę. Zostałam przez nich pobita za to, że śmiałam pójść na koncert heavy metalowy i zaprzeczałam, że moim facetem jest Rafał. A skąd się dowiedzieli, że idę na ten koncert? Wcześniej Renata przyszła do mnie do szkoły, jak najbardziej w Warszawie, i pociągnęła za język, wypytując o moje plany i skoro zaprzeczyłam chęci związania się z jej bratem, postanowiła ściągnąć ludzi, których uważała za moich „rodziców chrzestnych” i interweniować.

Są to ludzie, którym nigdy nic nie należy o mnie mówić, bo każda informacja o tym, że żyję, jak ja chcę, wywołuje. ponowne ataki na mnie.

Naprawdę nie byłam z Rafałem fizycznie nigdy, a już szczególnie nie od czasu tamtego koncertu. Nigdy nie byliśmy parą, nie wzięliśmy ślubu cywilnego, bo nigdy nie byłam w ciąży. Powtarzam, nigdy nie byłam w ciąży. I też żadnej ciąży nie usunęłam. Mam już dosyć tych pomówień.

Jedyny „seks”, o jakim może Rafał mówić, to gwałt oralny, gdy byłam studentką. Znowu zostałam pobita, związana, tak samo jak wtedy, jak byłam dzieckiem w warszawskiej podstawówce, i dopiero wsadzono mi brudnego penisa w usta. I znowu temu patronował pewien hierarcha, który też miał swoją kolej. Który oczywiście uważa, że ten fakt sprawia, że ma nade mną władzę i może mnie tym szantażować. I mam być jego własnością i z tego powodu mu się podporządkować.

Jestem innego zdania.

Szkoda tylko, że wiele osób decyzyjnych postanowiło uwierzyć tym schizofrenicznym urojonym „rodzicom chrzestnym” zamiast mnie i zostałam zmuszona do rozmów z nimi, które skończyły się moim zaszczuciem oraz amnezją. Specjalnie w czasie studiów wypożyczałam amerykańskie opracowania, żeby się dowiedzieć, co tacy schizofrenicy robią ludziom i jak się przed nimi ratować. Szkoda, że cała moja wiedza została zignorowana, a mnie zniszczono do końca życie.

Co planuję? Wszystko, tylko nie dziękować tym schizofrenikom i ich wielbicielom z różnych moich szkół czy miejsc zatrudnienia. Naprawdę możecie się ode mnie odpierdolić.

Będę robić tylko to, co ja chcę, a nie ci wariaci.

Najgorsze jest, że wariatka Renata ukradła mi moje notatki z kryminologicznych lektur i zaczęła udawać nie tylko studentkę anglistyki, ale też psychologii. W ten sposób ona i jej gang dowiedzieli się, jak jeszcze lepiej niszczyć ludzi i co z człowiekiem można zrobić za pomocą syndromu sztokholmskiego. Wykorzystali całą tę wiedzę (czyli o procesie robienia z kogoś niewolnika, dzięku praniu mózgu po gwałcie i zastraszeniu), żeby terrorem dostosowywać ofiary Renaty, Rafała oraz Ryszarda do ich urojeń, a jeśli ofiary nie chcą „współpracować”, żeby ich zaszczuwać aż do popełnienia samobójstwa. Ja żyję dzięki interwencji moich przyjaciół oraz biegłych sądowych, którzy stawiali moją psychikę na nogi. To naprawdę nie jest „leczenie”, a oni nie są „terapeutami”.

W ten sposób z dosyć niegroźnego schizofrenika i maniaka religijnego Ryszard zmienił się w jednego z najgroźniejszych wariatów znanych Policji.

Dodaj komentarz