Drugi mezalians

W mojej rodzinie były dwa poważne mezalianse. Jak już wcześniej napisałam, mój pradziadek, dalszy bo dalszy, ale zawsze krewny norweskiego króla, ożenił się z polską szlachcianką. Już on poszedł za głosem serca i wybrał ją, a nie bardziej utytułowaną pannę z jakiegoś skandynawskiego rodu i to samo w sobie stanowiło pewną aferę. Jego najstarsza córka podobnie jak on kierowała się sercem i wyszła za kogoś bez szlachectwa.(1) Ten człowiek był inteligentny oraz majętny i zatrudniał zbiedniałego polskiego szlachcica hreczkosieja-idiotę. Na polskiej wsi można było pomylić dom bogatego chłopa zatrudniającego pachołków z drewnianym dworkiem. Podejrzewam, że od tamtego momentu nasza część rodziny ma do polskiej szlachty dosyć sceptyczny stosunek, naznaczony opowieścią o tym idiocie. Oczywiście zgoda na związek z kimś, kto nie był szlachcicem nie była automatyczna. Zapadła dopiero po prawie udanej próbie samobójstwa. Ledwo mamę mojego taty odratowano. Znalezioną ją powieszoną. Po tym, gdy przecięto sznur i mogła już mówić, zapewniła, że zrobi to jeszcze raz i że tym razem jej się uda.

Mój pradziadek dopiero widząc, że jego córka jest rzeczywiście gotowa odebrać sobie – tym razem skutecznie – życie i może ją stracić, uległ i wydał swoją zgodę. Moja babcia ze strony ojca nie musiała palcem nawet ruszyć w domu, wszystko za nią robili zatrudnieni ludzie, bo jej ukochany nie był biedny. Jej ojciec postawił dwa warunki – jej ukochany miał zerwać relacje ze swoją rodziną, wyrzec się ich, bo nie mogła zejść do jego sfery oraz wszystkie ich dzieci miały związać się ze szlachcicami. Dlatego też wiem, że nie mam w Polsce żadnych krewnych, o których bym nie wiedziała.

Moja norwesko-polska babcia wywołała taki skandal, że do tej pory przeciętny spotkany Norweg może wiedzieć, o kogo chodzi. A przynajmniej mój znajomy Norweg znał tę historię zbuntowanej najstarszej córki i pochodzącej od niej odszczepieńczej, zbuntowanej części rodu. Do śmierci była nieziemsko szczęśliwa.

Gdy mój tata miał rok, cała rodzina wyjechała do Francji, bo moja norwesko-polska babcia chciała być z siostrą, która wyszła za francuskiego arystokratę. Różne tam mieli losy, szczególnie w czasie Drugiej Wojny Światowej, ale też nigdy nie mieli żadnych większych problemów, byli szczęśliwi i wszyscy wyszli za szlachciców (zgodnie z warunkiem pradziadka). Mój tata był w pewnym sensie czarną owcą rodziny, bo był lewicowcem i między innymi z tego powodu przyjechał do komunistycznej Polski. Chciał potem wyjechać do Norwegii, ale tutaj się zakochał i został. Z punktu widzenia rodziny we Francji popełnił mezalians, bo chociaż ożenił się ze szlachcianką, to była biedna. Jego bliscy mieli nadzieję na lepszy ożenek w ich kraju zamieszkania, ale odrzucił awanse bogatej francuskiej szlachcianki. Prawie go zmuszono do tego małżeństwa, ale obraził się, porzucił narzeczoną, wyjechał i stwierdził, że nigdy od nich nie weźmie ani złotówki. Oni też byli na niego obrażeni. Ja byłam tak wychowywana, żeby stać się podobna do taty, miałam kierować się sercem, a nie względami finansowymi, szczególnie jeśli chodzi o miłość i honor cenić ponad wszystko.

Rodzina mojego taty chciała go nawet rozwieść z moją mamą, bo Francuzka była bardzo zakochana, ale się nie dał złamać. Podejrzewał, że była chora psychicznie.

Wszystkie problemy naszej rodziny zaczęły się od Nycza i jego schizofrenicznych dziecięcych kurewek. Podejrzewam, że on napuścił na mojego tatę jakiegoś durnego polskiego szlachetkę, który zaczął go atakować jako wariata, który fałszywie sobie przypisuje norweskie szlachectwo. Ten niemądry człowiek został w końcu zmuszony do przeprosin i przyznania, że jest chory psychicznie, bo tylko to może tłumaczyć taki atak. Ja uważam, że jego naśladownicy powinni być pozbawieni szlachectwa, bo wzięli udział w próbie zaszczucia mnie na śmierć.

Od tamtego momentu moja rodzina jest już zupełnie obrażona na polską szlachtę. Jesteśmy romantycznymi outsiderami, ale mój ojciec wiedział, który jest w kolejce do norweskiego tronu, chociaż nie miało to praktycznego znaczenia, bo jakaś zaraza musiałaby wybić kilkadziesiąt osób, co nie wydaje się możliwe. I chociaż prawdopodobieństwo jest rzeczywiście bardzo niskie, wręcz dąży do zera, bo rodzina się rozrasta, to nie jest zerowe i obie z moją siostrą byłyśmy wychowywane w świadomości, że możemy być zmuszone na rozkaz norweskiego rządu wrócić do Norwegii, nawet jeśli tego kraju nigdy nie oglądałyśmy. Byłyśmy wychowywane w dumie z naszej rodzinnej tradycji i dokonań naszych przodków, szczególnie geograficznych odkryć wikingów i ich roli w powstaniu Rusi.

Jak już powiedziałam, mój tata uciekł z Francji, żeby nie żenić się z kimś, kogo nie kochał, a kogo jego ojciec uważał za odpowiednią partię (zgodną z warunkiem zgody na małżeństwo teścia). W Polsce mój tata znalazł miłość, pokochał kobietę naprawdę dobrą i piękną, więc był przeszczęśliwy, nawet jeśli był biedny w porównaniu z resztą rodziny. Ja mam szczęście w miłości i już parę razy wyszłabym za mąż, gdy nie działania polskich idiotów, którzy uparli się, że mnie zmuszą do wyjścia za pochodzącego z półświatka schizofrenika, tylko dlatego że kościelny pedofil jest mu wdzięczny za bycie jego dziecięcą kurewką i nie przyjmuje do wiadomości istnienia chorób psychicznych. No cóż, jego mózg idioty nie ogarnia tego pojęcia i jego konsekwencji dla wiarygodności tych osób.

Mój tata był zbuntowanym lewakiem (co akurat bardzo pasuje do lewicowej Skandynawii) i był bardzo dumny z tego, co udało mu się samodzielnie osiągnąć w Polsce, nawet jeśli finansowo był najbiedniejszym członkiem rodu. Przy czym był najstarszym dzieckiem najstarszej córki mojego pradziadka, więc jak najbardziej został dziedzicem tytułu. Pieniędzy od nikogo nie chciał, ale z tytułu przy całej swojej lewicowości był dumny.

Z powodu intryg schizofrenicznego rodzeństwa oraz paru imbecyli Nowaków straciłam kontakt z ludźmi, którzy mogliby potwierdzić moje słowa. Szczególnie po tym, gdy Reneta ukradła mi notes z telefonami. Jestem najbardziej nieszczęśliwą osobą, chociaż wydawało się, że w przeciwieństwie do mojego taty – który zakochał się już jako dorosły człowiek i był od mamy sporo starszy – moje losy potoczą się od lat nastoletnich szczęśliwie z powodu Bartka, którego poznałam na początku liceum i który bardzo do mnie pasował. Bartek był moim obrońcą ratującym mnie przez imbecylem Ryszardem, gdy ten zaczął nękać mnie w szkole.

Ja się nie dam do tego wymarzonego przez Nycza związku ze schizofrenikiem Rafałem zmusić i tak jak mnie jak ojciec uczył, jeśli nie ma odpowiedniego kandydata do ręki, zejdę z tego świata jako bezdzietna panna.

Ale nie zamierzam odchodzić w ciszy, ginąc samobójczą śmiercią, jak parę osób sobie zamarzyło. Zamierzam się solidnie zemścić na wszystkich, którzy uparli się twierdzić, że lepiej wiedzą ode mnie, kto jest kim w moim życiu i kim ja sama jestem, bo sobie porozmawiały z paranoidalną schizofreniczką i jej protektorem z Kościoła.

Sami wiecie, kim jesteście, polskie kurwy!

⛧⛧⛧

(1) Szczerze mówiąc, gdyby był szlachcicem mówiono by o nim, że jest ziemianinem, ale ponieważ nie miał szlachectwa, to nazwano go chłopem. Z tym, że lokalny szlachcic-hreczkosiej mu czapkował i prosił o pracę. Potem dziadek sprzedał ziemię i wyjechał ze swoją żoną-księżną do Francji, bo chciała zamieszkać tam ze swoimi bliskimi. Tylko mój zbuntowany tata – uciekając przed swoją narzeczoną, której jednak nie chciał – wrócił do Polski i my byliśmy tą biedniejszą częścią rodziny. Losy mojej babci to ciekawostka, o jakiej wspomina się na wykładach ze skandynawistyki. Tata zamieszkał w Polsce z mamą, między innymi dlatego, że bał się, że jego była narzeczona zrobi coś mojej mamie, tak była w moim tacie zakochana, że chciała go rozwodzić. Moja mama bardzo źle wspominała wizytę we Francji u krewnych taty.