Mechanizmy sekty

Tak się składa, że jednym z przedmiotów, jakie studiowałam były psychologia sekt. Pewien hierarcha postanowił udowodnić, że moje przekonanie, ze Kościół jest sektą jest prawdziwe. Z całym przekonaniem straszył mnie wizjami piekła i pochłaniających mnie płomieni, jeśli nie będę go słuchać i będę chciała rzucić na stół już formalną apostazję. Jak większość ludzi uważałam, że nie muszę tego robić, ale życie pokazało, że jednak trzeba było to zrobić.

Całe moje zaszczucie, wszystko co mnie spotkało z ręki tego bandyty to właśnie mechanizmy opisane w tym podręczniku o sektach, włącznie z zastraszaniem i celowym wywoływaniem stanów lękowych. Wiedziałam, co mnie czeka, ale i tak nie było łatwo. Indukowana panika i zastraszenie, dzięki któremu miałam się nawrócić i oddać Kościołowi wszystko, co posiadam, owszem spowodowało, że wpłaciłam 50 złotych na konto pobliskiej parafii. Potem dla równowagi przelałam taką samą sumę dla pobliskiego kościoła luterańskiego. Chociaż to ostatnie pochodziło z mojej wrzutki do tego, co mi mówił. Są to znane psychologom metody walki z praniem mózgu i syndromem sztokholmskim. Należy się stawiać i ingerować w „zadania”, które próbuje swojej ofierze narzucić człowiek wywołujący syndrom sztokholmski, dodawać własne rzeczy, żeby nie robić dokładnie tego, co chce oprawca. Pozwala to zachować własną wolę, chociaż prawie udało mu się zmusić mnie do samobójstwa.

Podstawowym zajęciem sekty jest przejmowanie majątków ludzi, którzy wpadają w ich sidła. Bardzo nieprzyjemne jest, że jest to główne zajęcie warszawskiego hierarchy, który fałszuje testamenty zaszczutych wcześniej ludzi. Nie sam ich zaszczuwa, ale wie, co się dzieje, a potem podpisuje, co mu podsuną. Sam też pisze. Jak mój sfałszowany list do Dyrektora Opus Dei.

Wiem, co to są indukowane stany lękowe, więc nad tym zapanowałam, chociaż przeżyłam – zgodnie z planem mojego oprawcy – piekło. Ale nawet wizje i lęk przed urojonym piekłem (co jest klasykiem z podręcznika) mnie nie złamały. Koniecznie chciał, żebym poszła do zakonu, bo ktoś sobie tak uroił. Wygląda na to, że znowu realizował chore plany swojej schizofreniczki Renaty – zdaje się, że miałam iść do Kościoła, a tej tępej zdzirze zostawić wszystko, bo dla niego ona jest „królową norweską”. Wmawiał mi, że moja rodzina chciała, żebym została zakonnicą. Zwalczyłam to i złożyłam już formalną apostazję u swojego proboszcza w kościele, który widzę z okien mojego mieszkania, a mieszkam w tym samym miejscu od urodzenia.

Nie chcę nawet myśleć, ile osób zostało zniszczonych, żeby zaspokoić pychę ludzi Kościoła, którzy uznali, że mają prawo w taki sposób ludzi rekrutować. Czyli najpierw gwałcić, a potem zaszczuwać za to, że ktoś nie chce iść „odpokutować” tego „grzechu” w Kościele, służąc „Bogu” (czytaj psychopatycznej i sadystycznej zakonnicy).

Nie łudźmy się, w Kościele nie ma nikogo dobrego, przynajmniej wśród hierarchii. Może znajdą się godni współczucia ludzie, którym wmówiono, że mogą w ten sposób czynić dobro i rzeczywiście starają się ludziom służyć. Ale ja takich nie spotkałam.

O mało mnie nie zabił czyjś przesadzony donos, od kogoś kto mnie poznał kiedyś towarzysko, bo Nycz nakręcił się i uznał, że może przejąć bardzo dużą sumę pieniędzy, którą niby mogłam odziedziczyć. Dlatego dostał furii i postanowił mnie zmusić do zostania zakonnicą i przekazania „Kościołowi” wszystkich pieniędzy, których nawet nie dostałam. Szantażował mnie też, że nie zostawi mnie w spokoju, jeśli nie przeleję mu miliona. Rozumiem jego upór i chęć zabicia mnie z zemsty – oczywiście znowu zgodnie z podręcznikiem. Sekty zabijają zaszczuwając swoich członków lub ludzi, którzy nie chcą się podporządkować.

Ten człowiek jest naprawdę pomylony. Nie mam takich pieniędzy nigdzie. Niepotrzebnie mnie zniszczył, bo nawet jeśli się wzbogacę, to nigdy nie podzielę się jakąkolwiek kasą z jego kurwą Renatą, jak i nie będę utrzymywać jego innego kurwiszcza, czyli Rafała. Nie mówiąc o samym Nyczu.

Dodaj komentarz