Dzisiaj rano około 10.30 został zaatakowany nożem lekarz w Krakowie. Człowieka nie udało się uratować. Więcej można przeczytać tutaj.
Powiedzmy sobie szczerze – nikt zdrowy psychicznie nie rozwiązuje w taki sposób konfliktu. Nożownik przyszedł uzbrojony do przychodni ortopedycznej i zaatakował lekarza w czasie pełnienia obowiązków zawodowych. Napastnik podobno był niezadowolony z leczenia.
Moim zdaniem nie można mieć żadnych wątpliwości, że atakujący to osoba chora psychicznie. Pewnie trafi na obserwację i nic mu nie będzie można zrobić, chyba że uda się go namówić na leczenie, bo z reguły z aresztu bardzo chętnie przenoszą się do psychiatryka. Inaczej nie wszystkich udaje się nakłonić do leczenia.
Mamy w Polsce prawo postawione na głowie. Złożyć wniosek w Sądzie Opiekuńczym, dzięki któremu da się wsadzić osobę chorą do psychiatryka, może złożyć tylko członek rodziny, a nie na przykład prześladowana przez wariata ofiara.(1) Prawo to zawiera fałszywe przekonanie, że zawsze jest jakiś członek rodziny – a rodzina mogła już wymrzeć, w najgorszym przypadku mogli już być wymordowani przez chorego psychicznie, na przykład trutką lub muchomorem. Jeśli chory ma rodzinę, to wcale nie jest łatwiej. Prawo zawiera kolejne fałszywe przekonanie, że członek rodziny, jeśli sam jest zdrowy, a bardzo często chorują całe rodziny, posiada odpowiednią wiedzę i kulturę medyczną, żeby zdać sobie sprawę, że ktoś jest chory psychicznie. Schizofrenicy mają zwyczaj wciągać w swoje urojenia otoczenie, szczególnie jeśli jest to zakochany mąż, jak w przypadku mojej schizofrenicznej koleżanki z podstawówki, który wierzy we wszystko, co mu powiedziała na temat swojego pochodzenia. A ona wraz z bratem śnią sny na jawie o „powrocie na tron Norwegii”. Więc i jej mąż spodziewa się nagłego wzbogacenia i zaszczytów.
Jest bardzo zabawne z kilku powodów. Oczywiście Renata i Rafał nie mają żadnych skandynawskich korzeni, żadnych krewnych w Norwegii. Jak to schizofrenicy przypisują sobie rzeczy, których zazdroszczą innym. Stąd też ich fałszywe przypisywanie sobie autorstwa tekstów różnych autorek. Mój tata był, jeśli dobrze pamietam, gdzieś na czterdziestym miejscu w kolejce do tronu, ja byłam koło setki. Chociaż myślę, że z biegiem czasu przesunęłam się na dalsze pozycje, bo przecież urodziły się kolejne pokolenia i jestem coraz bardziej z boku drzewa genealogicznego. Sprawia to, że wszelkie pretensje do tronu uważam za równie sensowne, co rozważanie ile diabłów mieści się na czubku szpilki.
Moja prababcia ze strony ojca popełniła olbrzymi mezalians, był wielki skandal, który do tej pory pamiętają w Norwegii. Najpierw pradziadek jej zabronił wiązać się z Wieczorkiem, ale wywalczyła swoje, bo z uporem próbowała się zabić, ponieważ musiała być z człowiekiem, którego pokochała. Mój tata też popełnił mezalians, więc żyjemy jak przeciętni ludzie.
Można się zajmować sprawami dynastycznymi jako ciekawostką, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy nagła katastrofa wybija sto albo i więcej egzemplarzy norweskiej arystokracji. Nie ma to żadnego znaczenia dla mojego codziennego życia. Powiem więcej, jest dla mnie problemem, bo stało się powodem, dlaczego mnie ci schizofrenicy ze swoim gangiem zaatakowali. A już zupełnie wkurwiające jest, że do tego gangu dołączyły polskie szlachcianki, wywyższając schizofreniczkę, która już jako dziecko zajmowała się prostytucją. Jest to taka obraza dla Korony Norweskiej, że trzeba będzie temu położyć kres i działać efektywnie.
Moja część rodu to zbuntowana arystokracja, która ponad zaszczyty i pieniądze zawsze wybierała miłość i osobiste szczęście. Mój tata też mnie tak wychowywał, uważałam takie wybory za oczywiste. Więc w pewnym momencie zrobiłam to samo, co mój ojciec i zrezygnowałam z bogatego narzeczonego, bo go nie kochałam. Moja mama była zachwycona.
Muszę też zaznaczyć, że król (lub królowa) każdego kraju, w którym panuje demokracja monarchiczna nie jest jakimś watażką, który jedyne, co robi, to pomiata ludźmi i zbiera hajs, a zdaje się, że schizofreniczne rodzeństwo tak to sobie wyobraża. Król jest związany protokołem i pełni funkcje państwowe. Reprezentuje kraj i kalendarz ma tak wypełniony obowiązkami reprezentacyjnymi i spotkaniami, że ma zajęty każdy dzień i nie ma od tego ucieczki. Każdy inny mieszkaniec Norwegii cieszy się większą wolnością niż ich monarcha. Może najwyżej abdykować, ale nie może zmienić pracy.
Nie mogę mieć pewności, czy sama nie zostanę zaatakowana nożem, gdy okaże się, że sny Rafała o tronie okażą się mrzonką. Już mnie próbował udusić, gdy odmówiłam potwierdzenia jego urojeń. Gwałty też przeżyłam. Zmuszenie do uczestniczenia w rozmowie telefonicznej, w czasie której gbur schizofrenik wali sobie konia, to też gwałt. Gratuluję jego kolegom debilizmu i atrofii wyższych uczuć, jaką okazali, gdy mnie złapali na korytarzu w pracy i zmusili do wysłuchiwania tego debila. Niestety taka przemoc jest taką traumą, że skończyła się amnezją, tym bardziej, że miał dalej do mnie swobodny dostęp. A moje koleżanki dalej mu pomagały. Szczególnie jedna chciała koniecznie nas „godzić”. Dodam, że taka akcja schizofrenika z urobieniem koleżanek to jeden z typowych schematów z podręcznika profilera, mówiłam o tym, ale nie byłam w stanie ich przekonać. Just saying.
Straszne, ż ten schemat powtórzył się w każdej szkole, w każdym miejscu pracy.
Niestety w Polsce osoby chore psychicznie mają w pewnym sensie ograniczone prawa obywatelskie, bo nie można ich postawić w stan oskarżenia w sądzie karnym. Bo osób chorych się nie karze, bo uważa się je za osoby, które nie odpowiadają za swoje czyny. Z drugiej strony prawa ich ofiar do tego, aby były skutecznie bronione też są ograniczone. Moje prawo do życia, tak jak ja chcę, została bardzo mocno ograniczone. Praktycznie cały czas zastanawiam się, co mam zrobić, żeby jednak móc żyć, jak ja chcę, czyli połączyć się, z kimś, kto jest zdrowy i mnie kocha oraz realizować swoje ambicje. Wariaci mi wybrali pracę, zniszczyli związek z czasów studiów, który miał trwać całe życie.
Zostałam zmuszona do porzucenia studiów psychologicznych, straciłam o nich pamięć. Niestety takie wydarzenia jak gwałty, wypadki komunikacyjne czy próby samobójcze wywołują taką traumę, takie gwałtowne wyładowania jonów biegnących przez synapsy, że uszkadzają się otuliny białkowe. Synapsy się rozchodzą. A przynajmniej kiedyś spotkałam się z takim wytłumaczeniem amnezji po traumie. Nie pamiętałam o moim prawdziwym ukochanym, zamiast tego wariaci ze swoim gangiem wszystkim wmówili, że jestem żoną Rafała. Zostałam zastraszona na tyle, że się roztyłam i zrezygnowałam ze sportu. Z powodu pomówień z osoby bardzo uczciwej w oczach wielu osób, szczególnie w fandomie, stałam się byłą prostytutką z marginesu. Z pisarki, tłumaczki i redaktorki schizofrenicy oraz ich sojusznicy zrobili wariatkę oraz plagiatorkę. Jestem po pięćdziesiątce, nie mam męża i nie mam dzieci. Całe moje życie składa się praktycznie z ucieczek przed wariatami oraz wychodzenia z bardzo złego stanu psychicznego po kolejnych ich atakach. A jak się zaczynam czuć lepiej, zawsze znajdzie się jakaś koleżanka, która da się schizofrenikom zrekrutować i zaczyna mi „pomagać”. Szczególnie, jeśli chce mnie w ten sposób zdjąć z rynku matrymonialnego, bo upatrzyła sobie faceta, który się mną interesuje, lub z którym wręcz jestem zaręczona. Doliczyłam się trzech takich pań.
Nie wiem, jak to przeżyłam, bo podręcznikach jak byk stoi, że w przypadku ofiary zaszczuwanej tak uparcie przez schizofrenika, że dochodzi do amnezji, brak pamięci oznacza również brak możliwości skutecznego bronienia się, co oznacza śmierć. Jedyna rada, jaką można takiej osobie dać, to żeby rozgłaszała wszystko od razu, gdy tylko coś się wydarzy, żeby zwrócić uwagę ludzi, którzy mogą zacząć ratować. Bo po godzinie może już nie pamiętać i schizofrenik działa dalej bez przeszkód, a ofiara przestaje rozumieć, co się dzieje. Czasem w takim stanie wychodzi za swojego kata, który ją morduje i dziedziczy wszystko, co ofiara posiadała. Schizofrenik działa uważając, że wszystko i tak powinna do niego „wrócić”. Uwielbiają również swoje ofiary wyrzucać z pracy, nie mówiąc o tym, że zaszczuta ofiara gorzej pracuje. Podejrzewam, że udało mi się przeżyć tylko dzięki wiedzy psychologicznej, bo rozumiałam, co się dzieje. Profesor, który mnie namówił na drugie studia, uratował mi życie w ten sposób.
Na pewno nie zwiążę się ze schizofrenikiem Rafałem. Nienawidzę go. Wiem również, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem by mnie zabił, gdyby miał już pewność, że odziedziczy po mnie wszytko. W czasie studiów zajmowałam się właśnie takimi ludźmi i ni innego nie wynika z naszych rozmów i podręczników akademickiem z kryminologii. Tak samo jak jego siostrze chodzi mu tylko o „odzyskanie majątku” (oczywiście nikt mu nigdy nic nie zabrał ani nie ukradł). I tylko do tego dąży i gdy już nie będę mu potrzebna, to mnie zabije.
Bardzo wiele osób jest zabijanych w Polsce przez osoby chore psychicznie. Nie chcę dołączyć do ich grona. Naprawdę należy wprowadzić pewnie zmiany w prawie. Niech biegli sądowni mają również prawo wysyłania wniosku do sądu opiekuńczego, jeśli nikt z rodziny nie jest na tyle mądry lub zdrowy, żeby to zrobić. Zresztą ich nie boli, za to atakują razem z chorymi swoje ofiary oraz namawiają kolejne osoby do przyłączenia do ich gangu.
To jest jedna drobna zmiana, a może uratować wiele osób. A atakowani są najzdolniejsi, bo im schizofrenicy zazdroszczą, a są to osoby, które mogłyby być najbardziej kreatywnymi oraz produktywne, zamiast wegetować i cierpieć po kolejnych traumach.
Zakładając oczywiście, że przeżyją, a nie zostaną od razu zabici, jak ten biedny krakowski lekarz.
⛧⛧⛧
(1) Muszę dodać, że moim zdaniem chory psychicznie, chociaż nie został ubezwłasnowolniony, ma ograniczone prawa obywatelskie, bo nie może zostać oskarżony i stanąć przed sądem karnym. Wolałabym sytuację, kiedy staje przed sądem, a sąd karny nakazuje mu pobyt w szpitalu, diagnostykę i leczenie, jeśli jest podejrzenie, że jego czyn został spowodowany przez chorobę psychiczną. Z drugiej strony ofiary obsesji schizofrenika mają też ograniczone prawo do życia w bezpiecznych warunkach (albo w ogóle do życia, bo są zabijane lub zaszczuwane na śmierć). I niestety – jak w moim przypadku – otoczenie poza najbliższą rodziną nie chce rozumieć, dlaczego się ich prosi, żeby przestali rozmawiać z pewnymi osobami i przestali im „pomagać”. Zamiast posłuchać, zrozumieć, okazać wsparcie i być lojalnym, uparcie starają się mnie godzić z „mężem”, który sobie wszelką naszą wspólną przeszłość uroił. Jest to człowiek, z którego ręki grozi mi śmierć, jest to realne niebezpieczeństwo. Byłam już tak przez niego duszona, że uważam, że uszłam z życiem cudem.