W czasie kiedy byłam jeszcze narzeczoną Piotra, zaproszono nas na polowanie. Oprócz mnie była jeszcze moja siostra i mama, chociaż moja mama nigdy nie nauczyła się jeździć konno. Ja i moja siostra byłyśmy uczone jako dzieci. Pamiętam siebie jako kilkulatkę, która musiała nauczyć się utrzymywać na koniu, który wstawał z ziemi. Moja siostra też musiała to umieć. W uczeniu trenerowi towarzyszył mój dziadek Kurzępa, który w czasie kampanii wrześniowej służył jako ułan. Jako wnuczki kawalerzysty musiałyśmy umieć wszystko, a szczególnie kochać konie i je rozumieć.
Przed polowaniem poznałam księcia Michała, który był wtedy około dziesięcioletnim płowowłosym dzieckiem i nie miał nic wspólnego z Michałem, dla którego rzuciłam Piotra. Mój kolejny narzeczony Michał był studentem medycyny i ma ojca profesora-psychiatrę.
Zapowiedziałam od razu, że nie wezmę udziału w polowaniu na lisa, bo uważam je za zbyt okrutne i jednocześnie niebezpieczne dla koni, bo muszą pędzić na oślep przez las. Zawsze jakieś konie łamią nogi i są dobijane.(1) Przed wjechaniem pomiędzy drzewa za lisem skręciłam i objechałam las dookoła. Spędziłam cudowny czas na łące przy lesie, gdzie znalazł mnie Piotr. Był zaniepokojony, gdzie znikłam. W tej chwili usłyszałam z lasy potężny trzask i kwik padającego na ziemię konia. Stało się to, czego się bałam. Któryś z koni złamał nogę. Po chwili padł strzał. Byłam przerażona, mój koń też, bo jeden z jego kolegów został dobity. Rozpaczałam, że nie ściągnięto weterynarza i nie starano się jednak przetransportować konia z lasu i leczyć.
Moja siostra, która pocwałowała z resztą grupy wróciła z polowania sina z przerażenia. Też okazało się, że takie polowanie nie jest jej ulubionym zajęciem. Ja wiedziałam, że może mi się nie spodobać, bo pamiętałam, że mnie tata ostrzegł, że z reguły dzieją się podczas polowania na lisa drastyczne rzeczy. Nie wszystkie amazonki muszą polować. Można jeździć na przejażdżki lub siedzieć z resztą dam i bawić się, sącząc wino i wymieniając plotki.
Inne polowania też nie były zbyt udane. Na moich oczach po strzale z ambony ranne zwierzę uciekło w las i dopiero po kilku dniach o jego śmierci zawiadomił leśnik. Myślistwo nie jest moim ulubionym sportem, już bardziej polubiłam strzelanie do rzutków.
Opowiedziałam o tych moich przygodach pani Szkwał jako zainteresowanej mną koleżance ze studiów. Zawistna pizda całkowicie niezgodnie z regułami sztuki „zdiagnozowała” mnie jako chorą psychicznie i zaszczuła prawie na śmierć. Bo uznała, że nie mogłam być w takim miejscu gościem. Wiem, że do tej pory nie zrezygnowała ze swojej idei fix i dalej przedstawia mnie jako chorą psychicznie, która nigdy nie poznała Piotra.
⛧⛧⛧
(1) Polowanie na lisa jest najbardziej okrutnym i bezsensownym „sportem”. Dla niezorientowanych – polega na wypuszczeniu sfory psów, które wyganiają lisy z nory, a potem gonią przez las, a za nimi pędzą jeźdźcy. Wszystko trwa do momentu zagonienia lisów do takiego stopnia, że tracą siły, nie mogą uciekać dalej i zaczynają rozpaczliwie się bronić przed psami, które je w końcu zagryzają, bo mają przewagę liczebną. Jeźdźcy pędzą na złamanie karku przez las, przez teren oczywiście nieuporządkowany, więc wiele koni łamie nogi i jest dobijanych. Ambicją wielu jeźdźców jest, żeby być w szpicy i nie przegapić momentu zagryzania lisa. Nigdy nie chciałam tego oglądać, jest to forma polowania, która powinna być zakazana. Mięso lisa nie uchodzi za jadalne, tego się nawet nie je.