Musze napisać, o co chodzi Renacie. Chodzi jej o to samo, o co chodzi wszystkim schizofrenikom. Chce utrzymać swoją pozycję świętej krowy, która znajduje się w centrum kultu. Aby to osiągnąć nie tylko opanowała sztuczkę z urwanym rogiem karty – chociaż trzeba przyznać, że nie pokazuje jej inteligentnym ateistom, tylko zabobonnym głupom, więc nie wszyscy widzieli ją w akcji podporządkowywania sobie wyznawców – sięga również do innych metod. Próbowała też przepowiedni. Nietrudno przepowiedzieć kobiecie, która już kiedyś uprawiała sport, że gdy lepiej się poczuje, to schudnie i będzie mieć długie włosy. Z tego, co usłyszałam, jest to jej przepowiednia na temat tego, jak będę wyglądać, gdy pojawię się znowu w fandomie na warszawskim konwencie. Na złość tej piczy będę raczej kulką z krótszymi włosami.
Oczywiście wyznawcy Renaty zorganizowali mi też pranie mózgu pod kątem tej jej przepowiedni, nalegając na głodzenie się i zapuszczenie włosów. Odmawiam wzięcia udziału w tym cyrku i nie obchodzi mnie, co Renata powie. Akurat nie mam żadnego interesu w tym, żeby udowadniać, że mnie zna, że się ze mną kontaktuje, czy też przepowiada przyszłość, czy też dzięki bilokacji odwiedza mnie w domu. Niech sobie mówi, co chce. Nie dopasuję mojego wyglądu do tego, co zamierza powiedzieć swoim „obrońcom” z Opus Dei. Tym bardziej, że będzie mieć mnie wtedy w swojej garści, a ludzie z jej sekty będą mieli kolejny dowód na jej „świętość”.
A ja wręcz przeciwnie, wolałbym ją w końcu widzieć w końcu w psychiatryku. Tym bardziej, że jej równie chory psychicznie brat zapowiedział, że mnie wtedy zabije, ale tak „delikatnie” i mam im wszystko zostawić, i mówić, że ich znam. No dziękuję, żadna dla mnie różnica, czy mnie „delikatnie”, czy mniej „delikatnie” zabije. Jedyne, co mogę potwierdzić, że oboje się chorymi psychicznie dziećmi z mojej podstawówki.
Nie dziwcie się zatem, że omijam warszawskie konwenty.