Chrześcijanie są zastraszeni i wszystko, co robią, mają rozważać pod kątem tego, czy nie skaże ich to na pójście do miejsca, które kapłani określają jako „Piekło”. Z tym, że oczywiście na owe „Piekło” skazuje przede wszystkim nieposłuszeństwo wobec „Kościoła” czyli dowolnie wybranego kapłana, który czuje się obrażony tym, że ktoś na przykład ma większą wiedzę niż on. Rozmawiałam o „Piekle” z bywającym w fandomie hierarchą i zostałam zapewniona, że ludzie to hipotetyczne miejsce „widzieli”. Na moją obiekcję, że niemożliwe, bo ogół ludzkości może się w tym miejscu wiecznej kary i zwęglających płomieni znaleźć dopiero po śmierci, dowiedziałam się, że „święci widzieli” i cała nauka Kościoła opiera się na ich doświadczeniu.
Dla kogoś z moim przygotowania psychologicznym i kryminologicznym nie ma większej bzdury. Przede wszystkim wiem, że owi „święci” to po prostu schizofrenicy, a różnym wizjom schizofreników nie należy wierzyć w najmniejszym stopniu, bo to bełkot wynikający z posiadania chorego mózgu. Poza tym jak każda sekta chrześcijanie również wymuszają podporządkowanie swoich członków przez zastraszenie. Sama przez coś takiego przeszłam, byłam brutalnie straszona „Piekłem” i torturowana psychicznie, bo musiałam stawić czoło moim gwałcicielom. W takiej sytuacji nie jest trudno doprowadzić do syndromu sztokholmskiego, stanów lękowych i wyobrażonych płomieni nawet u zdrowego człowieka. Nie lubię takich akcji, więc czym prędzej złożyłam apostazję po wystąpieniu takich objawów.
A spotkało to wszystko mnie, czyli osobę, która od dzieciństwa nie uczestniczy w jakimkolwiek „życiu Kościoła”, bo od dziecka jestem ateistką. Już jako ateistka trafiłam na religię, bo ktoś w mojej rodzinie się uparł, że jest to konieczny element socjalizacji i żeby było ciekawiej, nie byli to moi rodzice. Muszę znosić prześladowanie przez Opus Dei i Kościół tylko dlatego, że paru imbecyli znalazło sobie „nową świętą” – czyli koronowało sobie schizofreniczkę z mojej podstawówki – i kierują się jej zdaniem, za nic mając moje zaprzeczenia czy stan faktyczny. Zgodnie ze schematem z podręcznika profilera zajebali mnie aż do próby samobójczej w latach dziewięćdziesiątych i do ponownej amnezji po ich akcjach w moim miejscu pracy. Nie oszczędzono mi też egzorcyzmów, na które się oczywiście jako ateistka się nie zgodziłam. Wystarczyło, że im „święta” to zaleciła. A inny schizofrenik, który podaje się za mojego męża im to klepnął. Przerażające jest też, ilu psychiatrów – którzy postępowali całkowicie wbrew zaleceniam z podręcznika diagnostyki – udało im się w to wciągnąć. Kurwa mać, schizofrenicy wykorzystujący lekarzy, żeby nękać i „leczyć” swoje ofiary to podstawowy schemat w tym zawodzie.
A każdy schizofrenik uwielbia sytuację, kiedy Kościół traktuje wszystkie wysrywy ich umysłów jako prawdy objawione. Kult świętych z Kościoła Rzymsko-Katolickiego jest dla nich stworzony. Czują się w tych schematach idealnie, mordując z pomocą swoich wyznawców i obrońców z Opus Dei coraz to kolejne osoby, które im przeszkadzają kwitnąć i zbierać pokłony.
Co więcej, każdy schizofrenik wcześniej czy później zaczyna produkować „dowody” na swoją świętość i nadnaturalne moce. Sięgają również takie po sztuczki jak z filmiku poniżej. Zdziwienie publiczności na widok takich „cudów” dorównuje zachwytowi przeciętnych katolickich durniów, biorących udział w celebracji „cudów” i wrzucaniu kolejnych „świętych” na ołtarze.
A imbecyl Ryszard z całym przekonaniem podaje umiejętności prestidigitatorów jako dowód, że istnieją rzeczy niewytłumaczalne przez naukę. Bullshit!!! Nie ma nic prostszego i bardziej prostackiego niż takie sztuczki.
Sztuczka z urwanym rogiem karty i „cudownym” jej naprawieniem jest sztuczką, dzięki której takie osoby jak pani Barbara zostały przekonane, że moja znajoma schizofreniczna kurewka z mojej podstawówki jest rzeczywiście, jak chcą jej „odkrywcy”, nową „świętą”. Poniżej tutorial, dzięki któremu wszyscy mogą zacząć udawać świętych i dokonywać takich „cudów”, jak ta „nowa święta”. No ale już tak jest w Kościele, tępy, zabobonny lud ogłosił ją świętą, to ruszyła cała machina kultu. Podobno są już ludzie, którzy się do niej modlą. Byłam też informowana, że podobno „dokonała cudów” w moim życiu, tylko jakoś niczego nie mogłam potwierdzić. Za co mnie o mało co nie zakatowano na śmierć.
Oh, well. Jak to mówią, nie mój cyrk, nie moje małpy. Szkoda tylko tylko, że te małpy biegają za mną całe życie i uparły się mi zniszczyć, co tylko się da, kierując się obsesją tej kurwy bez wykształcenia.
A najzabawniejsze, że sama sztuczkę z urwanym rogiem karty pokazałam między innymi tej idiotce na korytarzu szkolnym i wytłumaczyłam, jak się to robi.
Jedyne, co Nycz mógł mi zaproponować w ramach ratowania mnie przed motłochem z widłami i pochodniami, którymi kierowała (i kieruje) wola ich „świętej”, to żebym sama przed nimi odgrała tę sztuczkę z kartą i zaczęła brać udział w cyrku pod tytułem „nowa święta”, bo on bardzo chce awansować. Moja odpowiedź jako ateistki była dla mnie oczywista i – chociaż te słowa wypowiedział przede mną ktoś religijny – powiedziałam: „tu stoję inaczej nie mogę”.
Spotkało mnie piekło na ZIemi, bo zdemoralizowany cyniczny hierarcha nie potrafił powiedzieć wiernym prawdy – czyli, że mają się ode mnie odpierdolić – bo nie chciał sobie niszczyć „świętej” i kariery. Obiecałam mu, że przetrwam, cokolwiek mi zrobią i czym mnie zaszczują, i sama osobiście mu tę „świętą” kurwę ze schizofrenią zniszczę i nikt w życiu mu nie da kapelusza kardynalskiego.
No ale on, cóż, ufał, że metody jego sekty zawsze zwyciężają i że jeśli ktoś nie padnie na kolana, to się zabija po zaszczuciu. Obiecał mi, że się zabiję, jeśli nie pójdę na współpracę. Nadal się nie zgodziłam jako ateistka na ten kościelny cyrk. Dobrze wiedział, że Rafał nigdy nie był moim mężem, a Ryszard nigdy nie był opiekunem prawnym. To, co zrobił, nawet w świetle kanonów było bezprawne. Ale prawda i prawo nigdy nic nie znaczy w Kościele, jak i w każdej sekcie, bo prawo w takich miejscach wyznacza zawsze guru-schizofrenik. A Kościół to specyficzna organizacja spajająca wiele poszczególnych sekt skupionych wokół poszczególnych lokalnych „świętych”, czyli schizofreników.
Takich ludzi jak ja po zaszczuciu przez kler nie zabija wola Boga, ani nie zabijają się, żeby sobie wymierzyć „sprawiedliwość”. Zabijają ludzie krańcowo zdemoralizowani i głupi, wykorzystując syndrom sztokholmski i fakt, że nasze mózgi są bardzo słabe. I łatwo nas zniszczyć.
Ludzie uczciwi i na poziomie nie potraktują tak drugiej ludzkiej istoty, jak mnie i moich przyjaciół potraktował Kościół, ale imbecyle i prymitywi z Kościoła nie mają najmniejszych moralnych zahamowań.
Niech spierdalają na Bliski Wschód, skąd przybyły ich normy i zwyczaje.
A poniżej kilka innych sztuczek i wyjaśnienie, jak łatwo można oszukać ludzką percepcję.