Jak to było możliwe?

W jednym z poprzednich wpisów opisałam ataki dewiantów z Opus Dei na mnie i moje koleżanki, co miało miejsce w naszym miejscu pracy. Pomimo naszych próśb o zapewnienie nam bezpieczeństwa ci ludzie dostali od władców uczelni carte blanche i mogli robić sobie, co chcieli.

Powtórzyła się sytuacja z lata dziewięćdziesiątych, kiedy byłam studentką i Opus Dei prawie mnie nie zamordowano przez zmuszenie do samobójstwa, bo schizofreniczka Renata sobie wymyśliła, że wie lepiej, kto powinien być z kim. Jak już wcześniej opisałam, zdobyła wśród głupów, z jakich składa się ta organizacja uprzywilejowane miejsce, bo uznali ją za „świętą”, a prostą karcianą sztuczkę za „cud”. Jedną z tych osób jest pani Barbara, szczerze wierząca, że karta się „zrosła” na jej oczach. Jest to osoba równie energiczna, co głupia i w mojej pracy odegrała tę samą rolę, co w czasie moich studiów – pobiegła do władców uczelni ze swoimi kłamstwami na mój temat i zapewnieniami, że mnie dobrze zna i że trzeba mnie „leczyć” dokładnie w taki sposób, jak ona chce. Kłamała jak zwykle, że była na naszym z Rafałem „weselu”, dziwiła się tylko skąd wiem, że kłamie o tym weselu. No więc proszę pani dlatego, że w życiu nie brałam żadnego ślubu, o czym zapewnia moje zaświadczenie o stanie cywilnym. Pani kłamała też o tym, kim jest Ryszard nie tylko dla mnie, ale też kim jest zawodowo – ten imbecyl z całą pewnością nie jest wybitnym psychoterapeutą. Raczej jest egzekutorem z ramienia Opus Dei, co widać z efektów jego pracy, bo zaczął pilnować, kto jego zdaniem może pracować w takich instytucjach, jak nasza uczelnia i zaszczuwając te osoby, które mu się nie podobają. Więc proszę pana, tak jak pan chciał, ja tu już nie chcę pracować, tym bardziej, że na żadne wsparcie psychologiczne nigdy nie można było liczyć. Spotkała mnie i moje koleżanki dokładna odwrotność prawidłowego kontaktu z psychologiem.

Z tego, co usłyszałam, w efekcie pan władca miejsca pracy nie tylko zignorował moje prośby (zresztą nie tylko on, ale o tym za chwilę), aby zweryfikował informacje o tym, kim niby są ci ludzie, wykorzystując numery telefonów, które podałam w kadrach. Mógłby się wtedy porozumieć z moją siostrą, czyli lekarzem neurologiem, albo z siostrzenicą psychologiem i dowiedzieć, kim na pewno nie są moi prześladowcy, a nigdy nie byli ludźmi, za których się podawali. Zamiast tego zadecydowano o tym, że moi prześladowcy, w tym niebezpieczni schizofrenicy, mają mieć nielimitowany dostęp do mnie, a ochrona dostała wręcz zakaz ingerowania, czy przeszkadzania im. Zrobiono mi pranie mózgu, doprowadzając do takiego stanu, że straciłam pamięć tak samo jak na studiach. Inaczej niż w czasie studiów moi prześladowcy dostali tyle czasu, że doprowadzili nie tylko do utraty pamięci, ale wywołali syndrom sztokholmski, więc grzecznie zaczęłam mówić, że mi się wszystko podoba i że chcę dalej tu pracować. Zostałam zastraszona przez osoby, które powinny mnie były wspierać. A wszystko tylko dlatego, że zgłosiłam chęć odejścia z pracy, żeby się ratować.

Dopiero interwencja Policji sprawiła, że kilka osób, które nigdy nie powinny mnie nękać, zostało wyproszonych z budynku. A i tak mnie dalej atakowano.

Zniszczono mi też życie osobiste, ingerując w to, z kim mam być. Stało się to w latach dla mnie kluczowych, bo kobiety mają tylko określone okno na urodzenie dzieci, co różni je od mężczyzn, którzy mogą spłodzić potomstwo w każdym wieku. Wbrew temu, co opowiadają wariaci oraz imbecyle nie mam dzieci, ani nigdy nie byłam mężatką. A oferta, żeby wyjść za schizofrenika Rafała nigdy nie była propozycją, a której chciałam skorzystać.

Podobnie ignorowały moje prośby o weryfikacje słów wariatów i imbecyli moje koleżanki bezpośrednie przełożone. Zamiast mnie wspierać kontynuowały „terapię” pod dyktando wariata Rafała i dalej mnie zaszczuwały, próbując mi „przypomnieć” mojego „męża” (który jest „mężem” tylko w jego urojeniach). Odwoływały się do jakiegoś urojonego scenariusza porodu, w którym niby miał uczestniczyć Chazan.

Wszystkie moje próby wyjaśnienia sytuacji kończyły się tak, że zamiast zrozumienia byłam coraz bardziej zaszczuwana. A o ataki na mnie i moje koleżanki zostali ponownie oskarżeni mityczni źli „metale”, którzy mieli przychodzić do pracy i którym według tego co usłyszałam zabroniono im wstępu, bo właśnie to mieli zarządzić pani Barbara oraz Nycz. Tak się składa, że ci metale to moi przyjaciele (i ktoś jeszcze), a osoby które zostały uznane za wiarygodne to właśnie ci wariaci, na których się wszyscy skarżyli i którzy wykończyli połowę mojej jednostki w miejscu pracy. I w odróżnieniu od Piotra nie mogli mnie wyciągać swobodnie z ponownej amnezji. Nic nie poradzę, kontakt z gwałcicielem, który robi pranie mózgu i zastrasza zawsze kończy się amnezją. Niech ten kościelny pedofil i jego pomagierzy, którzy też wzięli udział w oralnym gwałcie na dziecku, się w końcu ode mnie odpierdolą. Mam nadzieję, że moja apostazja mu wystarczy za dowód, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ma w to w końcu uwierzyć bez względu na to, co mu jego „święta” schizofreniczka mówi. I nie interesuje mnie, że jest tak głupi, że nie łapie konceptu choroby psychicznej i co to znaczy dla wiarygodności Renaty.

Bardzo proszę o wsparcie i pomoc w opuszczeniu tego wrednego miejsca, z którym nie chcę już mieć nic wspólnego. Jestem gotowa na kolejne konfrontacje. Jest to odpowiednia pora roku, żeby składać wymówienie i szukać pracy w jakiejkolwiek innej szkole. Więc się nie boję. Chociaż jest to plan desperatki, do którego sięgnę tylko, jeśli znowu zostanę zaatakowana, bo w szkołach jest większe pensum, a wolę mniej pracować niż więcej. Ale jak trzeba będzie, to dam radę. Doświadczenie uczy, że zawsze jest jakiś wakat dla anglistki.

Liczę na to, że usłyszę jakieś ciekawe propozycje współpracy w czasie Polconu. Najlepiej nie związane z uczeniem, bo po „terapii” Ryszarda straciłam serce do tej roboty już zupełnie.

A jakby znowu mnie zaatakowano i bym straciła pamięć, to ten wpis stanowi mój zewnętrzny dysk pamięci i moje zeznania dla sądu. I także informacja, co mi się stało.

Dodaj komentarz