Jedną z rzeczy, która się dzieje się z człowiekiem po traumie i zaszczuciu przez schizofrenika, który zabił komuś psychikę jest amnezja. Totalna amnezja, albo wybiórcza, w zależności od tego, co przeszkadza schizofrenikowi. Moim schizofrenikom przeszkadzały moje studia psychologiczne, studiowałam drugi kierunek, więc to między innymi było atakowane. O to też była zazdrosna schizofreniczka Renata, tak samo jak o moje związki z mężczyznami, bo jej zdaniem powinnam być z jej schizofrenicznym bratem, który od podstawówki prezentował cały zestaw urojeń na mój temat.
Doznałam amnezji kilka razy, nie przesadzam. Są świadkowie na to, że już miałam wspomnienia, żeby je tracić po kolejnym ataku schizofreników i ich „leczeniu”.
Niestety też wspomnienia mają to do siebie, że po zaszczuciu przez chore psychicznie osoby fluktuują, rzeczy przypominają się, żeby znowu zniknąć w niepamięci. W skrajnym przypadku jedyne co mamy, to skrawki pamięci, ułamki jakiś wspomnień. Ja tak mam. Zgodnie z podręcznikiem trzeba im ufać, nie wolno takie osoby atakować i wmawiać jej choroby, albo że źle pamięta. Przypomina to rozbite lustro z baśni o królowej lodu.
Ofiara zaszczucia powinna zebrać wszystkie kawałki, a i tak wszystkich nie zbierze.
Nie dokładajcie mi więcej traumatyzujących wspomnień związanych z Renatą czy Rafałem. Ucieknę w czasie Polconu i nigdy nie wrócę, jeśli będą mieli znowu wiernych wspólników, którzy zaczną mnie „leczyć” lub wmawiać, że coś zrobiłam paranoidalnej schizofreniczce Renacie.
Nic tej pizzie nie zrobiłam kurwa, nic. Nie kontaktuję się z nią, nie kradnę jej żadnych tekstów, niech się odpierdoli ode mnie. I niech się leczy.
Problem jest taki, że wyłudziła i ukradła za dużo pieniędzy, więc się leni i tylko się zastanawia, kogo tu znowu zaszczuć. Tylko to jest jej problemem.