Time to Release the Kraken!

Doszłam do wniosku, że czas zdjąć białe rękawiczki i zacząć walić prawdę prosto w oczy, i strzelić pewnego starszego pisarza prosto w ryło płaskaczem. Mam już dość jego obłudy i uporu w niszczeniu mi życia. Ostrzegałam go już latach dziewięćdziesiątych, żeby nie wierzył nękającej mnie sekcie. Zamiast mnie posłuchać, pobiegł do Rektora Uniwersytetu Warszawskiego i nakarmił go wszystkimi urojeniami Renaty, Ryszarda oraz ich sekty. Powtórzył ten numer na Politechnice Warszawskiej.

Powtarzam jeszcze, kurwa raz, mam nadzieję ostatni. Rafał to schizofrenik (tak samo jak Renata, która jest paranoiczką do tego, więc należy jej szlochy ignorować, tak samo należy ignorować interwencje sekty, którą wokół siebie stworzyła), powtarzam, Rafał to schizofrenik i nigdy nie był moim chłopakiem/narzeczonym/mężem. Jeżeli rozmawiałam z Piotrem, to dlatego że Piotr chciał, żebym do nie niego wróciła. Oprócz niego jedynym moim facetem był w latach dziewięćdziesiątych Michał. Fakt, że pewien pisarz pomógł go zaszczuć i umożliwił sekcie zaszczucie mnie to skandal. Niestety przez jego działania – a wbrew moim prośbom i potrzebom – sekta Rafała miała ułatwiony dostęp do mnie i mogła robić ze mną, co tylko chciała na terenie Uniwersytetu. Poszli dopiero wtedy, gdy stało się to, co zawsze robi swojej ofierze schizofrenik, przekonując, że jego urojenia są prawdą, a ona sama jest chora – została zabita moja psychika i straciłam pamięć. Żyję cudem. Nieprawdą jest, że „wróciłam” do Rafała. Dlatego już w latach dziewięćdziesiątych uznałam, że ten pisarz jest chory psychicznie i przestałam z nim rozmawiać. Co zresztą też jest klasycznym schematem według którego rozgrywają się wydarzenia, gdy ma się do czynienia ze schizofrenikiem, który odcina swoją ofiarę od ludzi z jej otoczenia i przechwytuje kontakty z nimi. Więc durni ludzie rozmawiają tylko z nim i jego sektą. A ja oprócz wariatów musiałam znosić ataki praktycznie całej instytucji na mnie wraz z zastraszaniem, że jeśli nie przyznam, że jestem chora psychicznie, to nie będę mogła studiować.

Wydarzenia na Politechnice Warszawskiej rozegrały się według tego samego scenariusza i zignorowano wszystkie zalecenia profilera i ponownie złamano mi życie. Odebrano mi ostatnią możliwość założenia rodziny oraz urodzenia dziecka, o co walczyłam z tą sektą, która przejęła kontrolę nam moim życiem. I w świetle tych wydarzeń bardzo proszę, żeby nigdy mnie nie nazywać „Yennefer”, bo brzmi to jak perfidny, okrutny żart, biorąc pragnienie czarodziejki, żeby zostać matką. Tak samo jak Michał w latach moich studiów został potraktowany później Adam. Mógł mi pomóc odzyskać pamięć i stanąć na nogi, jak wcześniej robił Piotr, przychodząc do mnie do pracy i ze mną rozmawiając. Ale nie, zamiast tego został uznany przez władze uczelni za persona non grata i dostał zakaz wchodzenia na teren. Ale oczywiście nie schizofrenicy. Przed schizofrenikami znowu rozwinięto dywan i zapraszano szerokim gestem do niszczenia mnie i mojego życia. I jak zawsze w każdej szkole poszli sobie dopiero, gdy osiągnęli swój cel, czyli zabili mi psychikę i po praniu mózgu i zastraszeniu podjęłam decyzję samobójczą.

Są rzeczy, których już nie odzyskam. Są wspomnienia, których też nie odzyskam, bo po takiej traumie niektóre zerwane połączenia nerwowe się nie odnawiają. Najczęściej wiedza wraca, pamięć autobiograficzna niekoniecznie i na to liczył schizofreniczny skurwiel, który zaczął mi wmawiać, że jest moim mężem. Ale nie miałam z nim kontaktów, więc nie udało mu się, aż takiej nieprawdy na temat podstawowych informacji wmówić. Kilka osób stanęło na rzęsach, żeby mi przypomnieć chociaż bazowe sprawy i dać odwagę do walki i wyrwania się ze stanu zastraszenia, który jest sednem syndromu sztokholmskiego.

Jeśli do tej pory nikt nie przekazał temu durnemu pisarzowi linku do mojego bloga, to czas najwyższy. Tak samo jak czas rozpocząć kampanię medialną. Naszych fandomowych dziennikarzy zapraszam do obserwowania tego, co będzie robiła sekta w czasie Polconu w Warszawie. Uważają warszawskie konwenty są swój osobisty plac zabaw i że tylko oni mogą decydować, kto może pisać.

I czas już o łamaniu praw człowieka przez Kościół oraz różne uczelnie poinformować chyba także społeczność międzynarodową. Bo mam prawo do dobrego życia i wolności wyznania. Po tacie jestem także obywatelką Norwegii oraz Francji, więc bardzo proszę skargi słać też do obu Ambasad. Niech też się zainteresują tym śledztwem i jak bardzo Polska nie jest w stanie obronić mnie przed dwójką schizofreników oraz pewnym kościelnym pedofilem, ich sektą oraz terroryzmem, jaki sekta stosuje przy „nawracaniu”. Interesującą sprawą jest też powiązanie tej sekty ze światem polityki, ich zwyczaj przejmowania stanowisk oraz wpływanie na politykę.

Przy okazji – ciekawe jak jest z tą eksterytorialnością uczelni – która uniemożliwiła podobno polskiej Policji ratowanie mnie, bo Rektorzy są jak średniowieczni królowie i robią sobie, co chcą – w chwili, kiedy władze uczelni umożliwiają działanie terrorystom i pozwalają na łamanie praw człowieka. Bardzo dużo mam takich pytań przy tej sprawie. Bo myślałam, że polskie prawo karne nie przestaje działać na terenie uczelni. Ale tylko ja tak myślałam.

Sama psychicznie mam tylko siłę pisać ten blog i przygotowywać się do konwentu, bardzo więc proszę ciągnijcie sprawę dalej beze mnie.

A durny pisarz, który zlekceważył moje prośby o pomoc w walce z sektą oraz instrukcje, w jaki sposób może mi pomóc, ma nadal zakaz odzywania się do mnie. Mam tylko etyczny obowiązek poinformować go, że zgodnie z moją wiedzą jest okradany. Co zrobi z tą informacją, to jego sprawa. Musi tylko wiedzieć, że jeśli chciał mi pomóc, to nigdy nie dostałam ani złotówki.

Żałuję tylko, że mu kiedykolwiek pomogłam, bo okazał się być takim szkodnikiem, jak mało kto w moim życiu. Oczywiście oprócz prawdziwych wariatów, ale ambitny był w swoim próbach połączenia mnie z „mężem” jak idiotka Barbara.

I na koniec jeszcze jedna informacja wprost z podręcznika profilera – w małżeństwie ze schizofrenikiem zdrowa osoba albo jest zabijana albo zmuszana do samobójstwa, a zdrowe dzieci – jeśli się takie urodzą – też giną.

Należało uszanować moją wiedzę oraz moje życzenie, a nie zmuszać mnie do rozmów ze schizofrenikiem.

A teraz możecie spierdalać, nie mam już nic do dodania.

Dodaj komentarz