Linijka kodu

Jedną z rzeczy, których część ludzi nie rozumie jest fakt, że każdy mniejszy czy większy urząd lub państwo funkcjonuje zgodnie z pewnymi przepisami i wszystko, co się dzieje musi być tymi przepisami objęte. Można to porównać do komputerowego algorytmu. Albo coś jest ujęte w tym algorytmie czy programie i wtedy jest wykonywane, albo nie jest ujęte i wtedy system zgłasza error i odmawia wykonania polecenia, czyli na przykład wydania zaświadczenia, które nie jest znajduje się na liście zaświadczeń, jakie dany urząd wydaje.

Jest to powód, dlaczego nie mogę dostać zaświadczenia, że nie posiadam dzieci, nawet jeśli nie istnieje jakikolwiek akt urodzenia, na którym widniałabym jako matka. Po prostu algorytm, według którego działa dany urząd, nie przewiduje wydawania takiego dokumentu, bo wydaje się tylko akty urodzenia, więc jest odmowa w ogóle zajęcia się sprawą.

Zakłady pracy czy uczelnie też powinny funkcjonować według algorytmów, ale niestety nie jest to – jak się okazało na przykładzie mojego życia – zasadą. Wystarczy wizyta przedstawiciela kleru, maniaczki religijnej albo dwójki schizofreników, a zatrudnieni ludzie podejmują działania nieujęte w przepisach, a nawet wręcz zakazane. Takie przekonanie, że przepisy ludzi nie obowiązują mam za jakiś polski feler albo warcholstwo. Przez takie podejście samoloty się rozbijają. Ciekawe jak się będą tłumaczyć ludzie poddający mnie zastraszeniu na polecenie wariatów, którzy przy okazji łamali wszystkie moje prawa? Przecież ludzie tam niepracujący ani nieuczący się – jak dwójka prześladujących mnie schizofreników, którzy lubią podawać się za niewiadomo kogo – powinna być wystawiona za drzwi, gdy tylko zaczęli robić burdy i zgłaszać pretensje zupełnie niezwiązane z pracą lub funkcjonowaniem uczelni. Osoby niepowołane powinny od razu być usuwane, a nie traktowane jako VIPy.

Kosztowało mnie to życie i pozbawiono mnie w ten sposób marzeń.

A wszystko przez to, że brakuje przepisu, który by pozwalał Prokuraturze na prawidłowe działania. Wystarczyłaby jedna linijka kodu, jeśli mam kontynuować komputerową metaforę, żeby wszystko w moim życiu było idealne. Wariaci mają, kurwa, się leczyć, profesorowie zajmować się nauką, a politycy trzymać z dala od mojego prywatnego życia.

Nie po to jest miejsce pracy, żeby mnie w nim przemocą „leczono” pod dyktando wariatów.